Niewypał transferowy wraca do Lecha! Mało kto o nim pamięta

Niewypał transferowy wraca do Lecha! Mało kto o nim pamięta
Lech Poznań YouTube screen
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiDzisiaj · 16:00
Do Lecha Poznań po rocznym wypożyczeniu wróci niedługo Ian Hoffmann. Piłkarz, o którym mało kto pamięta. Amerykanin, nawet pomimo niedużej ceny, to jeden z większych niewypałów transferowych “Kolejorza” w ostatnich latach. I trudno wyobrazić sobie, aby miał jeszcze przyszłość przy Bułgarskiej.
Latem 2024 roku Lech Poznań zatrudnił nowego trenera, Nielsa Frederiksena i dokonał siedmiu wzmocnień. Do klubu trafili piłkarze, którzy podnieśli jakość piłkarską, jak Patrik Walemark, Alex Douglas czy Filip Jagiełło. Znaleźli się jednak i tacy, którzy okazali się niewypałami. Stjepan Loncar szybko pożegnał się ze stolicą Wielkopolski, Bryan Fiabema wciąż gra w klubie, choć odgrywa marginalną rolę. Związany z “Kolejorzem” jest za to dalej jeszcze jeden chybiony zakup. Ian Hoffmann, bo o nim mowa, to wciąż gracz ekipy z Bułgarskiej, choć łatwo można o tym zapomnieć.
Dalsza część tekstu pod wideo
Amerykanin kosztował 200 tysięcy euro, ale nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Dla Lecha zagrał trzy razy, zaliczając m.in. słabiutki występ w kompromitującym meczu przeciwko Resovii w Pucharze Polski. Szybko został wysłany na wypożyczenie, przez co popadł w niepamięć. Teraz wraca na Bułgarską, ale trudno zakładać, że będzie miał jeszcze jakąś rolę do odegrania. Pół roku spędzone w Lechu wystawiło mu bardzo słabą ocenę.

Na papierze było nieźle

- Wzmacnia rywalizację na obu bokach naszej defensywy. Dobrze czuje się w ofensywie - opisywał Hoffmanna dyrektor sportowy Lecha, Tomasz Rząsa, gdy ten podpisał kontrakt. - Ma dobry drybling, wejście w akcję ofensywną i uderzenie (...). Gra twardo i agresywnie w defensywie. Liczymy na jego dobre wejście do naszego zespołu.
Przy Bułgarskiej szukali przede wszystkim zmiennika dla Joela Pereiry, który stanowił i wciąż stanowi filar najlepszej jedenastki Lecha. Wybór padł właśnie na Amerykanina, a jego transfer dobrze wpisywał się w dużą aktywność “Kolejorza” na rynkach skandynawskich. Hoffmann przychodził bowiem z drugiej ligi norweskiej. Jego Moss FK w połowie tamtejszego sezonu (granego systemem wiosna-jesień) biło się o awans do krajowej elity. Przystało jednak na ofertę gwarantującą im trzecią - na tamten moment - największą sprzedaż w XXI wieku.
Boczny defensor miał za sobą zaledwie półtora roku gry w Norwegii. Pierwsze kroki stawiał w Niemczech, w akademiach FC Koeln i Karlsruhe. Stamtąd przeniósł się do amerykańskiego Houston Dynamo, gdzie zaliczył nawet kilka występów w Major League Soccer, lecz dwukrotnie wypożyczano go do zespołów z niższego poziomu rozgrywkowego. Ostatecznie w USA się nie przebił i wylądował w drugiej lidze norweskiej. Niemniej, niegdyś powoływano go do niemieckich reprezentacji młodzieżowych, grał też w kadrach juniorskich Stanów Zjednoczonych.
- Był szkolony w systemie, który ”wyprodukował” zawodników z USA do Europy i w najbliższej przyszłości takich piłkarzy będzie więcej, czy to w kadrze, czy po prostu w dobrych klubach europejskich. Dyrektor skautingu Houston powiedział mi, że to gracz typu “box to box”, dobrze wyglądający fizycznie, jest uniwersalnym piłkarzem i może grać na kilku pozycjach, dodatkowo cechuje go wysoka inteligencja boiskowa. Bierzemy pod uwagę te umiejętności oraz potencjał, bo cały czas jest młody. Oczywiście potrzebujesz odpowiednich warunków, czasu, wiary trenera, być może szczęścia, żeby poczynić postęp, ale znalazł się we właściwym miejscu, aby ten następny krok wykonać - charakteryzował Hoffmanna koordynator przygotowania motorycznego Akademii Lecha, Brandon Moran.
W teorii Amerykanin dobrze pasował do stylu gry. Miał 22 lata, a jego wszechstronność (w Moss grał zresztą głównie po lewej stronie boiska) stanowiła dodatkowy plus. Wyglądał jak idealna opcja na ławkę, zwłaszcza biorąc pod uwagę, skąd przychodził. Należało zakładać, że nie będzie miał problemów z ograniczonymi minutami.

“Zły na tle drugoligowca”

Debiut nadszedł szybko, bo jeszcze w sierpniu Hoffmann wszedł z ławki w ligowym spotkaniu z Rakowem Częstochowa na symboliczną minutę. Przez kolejny miesiąc nie powąchał jednak murawy. A gdy dostał szansę kolejnego występu, kibice Lecha zaczęli się łapać za głowę.
Końcówka września. Spisujący się świetnie w lidze “Kolejorz” jedzie na mecz Pucharu Polski do Rzeszowa. Rywal to występująca w 2. Lidze Resovia. Amerykanin wychodzi w podstawowym składzie, a rywale zdobywają bramkę po akcji jego flanką, przy której jest ewidentnie spóźniony. Frederiksen reaguje już w przerwie i po fatalnych 45 minutach zdejmuje go z boiska. Lech ostatecznie przegrywa 0:1 - kompromitacja. To był najdłuższy występ Hoffmanna w barwach zespołu ze stolicy Wielkopolski. I zarazem przekreślający jego przygodę w Poznaniu.
Na portalu KKSLech.com dostał od kibiców średnią notę 1,20. Gorzej oceniony został tylko Filip Szymczak. W rankingu transferów z sezonu 2024/25 opublikowanym na tej samej stronie dostał jedynkę jako jeden z dwóch graczy (obok Loncara). Napisano nawet wprost: “wyglądał źle na tle drugoligowca” - wymowne, ale nie pozostawiające wątpliwości. Nie dziwota więc, że w Lechu zagrał jeszcze tylko raz, wchodząc dwa miesiące później na murawę w ostatniej minucie spotkania z GKS-em Katowice. Licznik jego gier w barwach “Kolejorza” stanął na zaledwie trzech występach i 47 minutach. Do tego dodać można jeszcze pięć spotkań w rezerwach. Klub opuścił już podczas przerwy zimowej, po pół roku, a jego miejsce zajął wypożyczony z Kolonii Rasmus Carstensen, który okazał się zdecydowanie lepszą opcją.
- Miał wzmocnić rywalizację na bokach obrony, a okazał się być po prostu za słaby na występy w pierwszej drużynie Lecha - podsumował przygodę Hoffmanna w stolicy Wielkopolski portal Sportowy Poznań.

Powrót bez przyszłości

Hoffmann w lutym 2025 roku został wypożyczony do Kristiansund. Wrócił więc do znanej sobie Norwegii, ale tym razem wylądował w tamtejszej ekstraklasie. Dyrektor sportowy jego nowego klubu, Eirik Hoseth, potwierdził, że obserwowano go już od kilku lat. Amerykanin razu zaczął grać w podstawie.
Pierwsza umowa wypożyczenia obowiązywała do lata i stwarzała szansę na szybkie rozwiązanie “problemu” z rozczarowującym piłkarzem, bo zapisano w niej klauzulę wykupu. Nie została ona aktywowana, ale Kristiansund wynegocjowało z Lechem zatrzymanie go do końca roku kalendarzowego. Tym razem bez opcji wykupu.
Koniec końców Hoffmann zaliczył udaną kampanię w Skandynawii. Zagrał łącznie w 28 spotkaniach - w ponad połowie z nich w pełnym wymiarze czasowym. Pomógł drużynie w utrzymaniu się w lidze i zaskakującym awansie do półfinału krajowego pucharu.
Teraz wróci do Lecha. Udany rok 2025 w wykonaniu Amerykanina ma prawo cieszyć “Kolejorza”. Nie tyle w kontekście traktowania go jako opcji do gry, ale bardziej z myślą o ewentualnej sprzedaży. Trudno spodziewać się powrotu do łask po tym, co pokazał w ciągu kilku miesięcy spędzonych w Poznaniu. Przy Bułgarskiej liczą już chyba tylko na to, że uda się go sprzedać i odzyskać choć część zainwestowanych pieniędzy.
200 tysięcy euro to nie jest wielka kasa dla Lecha. Hoffmann nie łapie się nawet na listę 50 najdroższych nabytków klubu według Transfermarkt. Za porównywalną kwotę przychodził jednak Joel Pereira. A to zwyczajnie pokazuje, że nawet taką sumę można było wydać zdecydowanie lepiej. Bo biorąc pod uwagę to, co Amerykanin pokazał na boisku, jest jednym z największych niewypałów Lecha w ostatnich latach. Co pocieszające - przynajmniej takim, który zostanie zapomniany szybko i nie będzie “Kolejorzowi” specjalnie ciążył. Pozostaje tylko zminimalizować straty.

Przeczytaj również