Przepadł w Polsce, dziś bryluje w mocnej lidze. Przyćmiewa byłego napastnika Realu Madryt
Kiedy trafiał do Rakowa, wiązano z nim spore nadzieje, o czym świadczyć mógł kontrakt opiewający aż na trzy lata, w dodatku z opcją przedłużenia. Lazaros Lamprou całkowicie przepadł jednak w Częstochowie. Dostawał niewiele szans, odszedł na wypożyczenie, a po nim został definitywnie pożegnany. Co ciekawe, dziś z bardzo dobrej strony pokazuje się w Grecji.
Raków o zakontraktowaniu Lazarosa Lamprou poinformował latem 2024 roku. Nie była to może transferowa bomba, ale CV zawodnika urodzonego w greckim Katerini kazało sądzić, że nie jest to gość z pierwszej lepszej łapanki. Do Częstochowy przenosił się po dwóch latach reprezentowania holenderskiego Excelsioru, w którego barwach rozegrał w tym czasie 65 meczów, strzelając 14 goli i dokładając do tego 12 asyst. Większość z nich na boiskach Eredivisie. Jeszcze tuż przed transferem do Rakowa świetnie pokazał się w barażach o utrzymanie. Co prawda jego drużyna ostatecznie nie uniknęła degradacji, ale on w czterech spotkaniach zanotował bilans jednego gola i czterech decydujących podań przy golach kolegów.
Lata na walizkach
Lampką ostrzegawczą mogła być natomiast wcześniejsza historia Lamprou, bo od początku kariery kluby zmieniał on jak rękawiczki. Zaczynał w Panathinaikosie, ale w seniorskiej ekipie “Koniczynek” rozegrał zaledwie dwa spotkania. Przeniósł się więc najpierw na kilka miesięcy do Iraklisu, a następnie 300 tysięcy euro wyłożył za niego PAOK. I tu rozpoczęła się opowieść pod tytułem “Wypożyczony”.
- W Grecji od najmłodszych lat był uważany za jeden z największych talentów w kraju. Oczekiwania wobec niego były duże. Szczególnie w PAOK-u, gdzie nie rozwinął się tak, jak sobie by tego życzył. Po dobrym sezonie w OFI wyjechał jednak do Holandii, gdzie pokazał swoje mocne strony - mówił Yiannis Kaliakakis, grecki dziennikarz, w rozmowie z TVP Sport.
Oficjalnie Lamprou piłkarzem klubu z Salonik był przez pięć i pół roku, ale w jego koszulce rozegrał zaledwie 27 spotkań. Większość czasu spędził na wypożyczeniach - kolejno do Panioniosu, Fortuny Sittard, Twente i OFI Kreta. Istne życie na walizkach przeplatane lepszymi i gorszymi momentami.
- W PAOK-u nie zaistniał. W tych mniejszych klubach miał swobodę i znacznie mniejszą presję. Różnica w tym zakresie między PAOK-iem a resztą jego drużyn na pewno jest znacząca. Wydaje mi się, że nie do końca wytrzymywał to psychicznie i nie pokazywał pełni swoich możliwości. Gdy odchodził na wypożyczenia, znów wychodziły mu pojedynki i wracał do tego, co ma najlepsze. Miał też u nas dużą konkurencję, a to piłkarz potrzebujący wsparcia od trenera, musi czuć, że się w niego wierzy. No i nie ma co ukrywać, dyscyplinę taktyczną czy obowiązki defensywne traktował drugorzędnie. Również z tego powodu nie grał regularnie - w rozmowie z Weszło opowiadał Mirosław Sznaucner, trener pracujący od lat w strukturach PAOK-u.
Można było to przewidzieć?
Pod Jasną Górą wielokrotny reprezentant greckich młodzieżówek miał zastąpić wówczas poważnie kontuzjowanego Iviego Lopeza. Już na starcie opinie o nim były jednak dwuznaczne. Mówiło i pisało się, że to piłkarz o dużych umiejętnościach, zwłaszcza tych czysto piłkarskich, ale niekoniecznie lubujący się w boiskowej “harówce” czy zawiłościach taktycznych. Znakiem zapytania była też boiskowa pozycja Lamprou, bo przychodził on głównie jako gość ograny w roli skrzydłowego, podczas gdy Raków po prostu klasycznymi skrzydłowymi nie gra.
Wydawało się natomiast, że być może wychowanek Panathinaikosu odnajdzie się na pozycji jednego z dwóch piłkarzy podwieszonych pod napastnika. Już wcześniej, nawet grając na boku, pokazywał, że lubi zejść do środka i z takiej gry zrobić użytek. Niestety - w Częstochowie po prostu przepadł. Nie potrafił znaleźć wspólnego języka z Markiem Papszunem, nie wykorzystał kilku szans, dość szybko poszedł w odstawkę, występując bardzo sporadycznie.
Lamprou w pierwszej połowie sezonu 2023/24 rozegrał w barwach “Medalików” tylko osiem spotkań. Na murawie spędził zaledwie 234 minuty. Bez goli, bez asyst. Zimą został wystawiony na listę transferową, ale w tamtym momencie nie znalazł się jeszcze chętny na jego stałe zakontraktowanie. Grek odszedł zatem na półroczne wypożyczenie do Volos - klubu ze swojej ojczyzny. Tam początkowo wcale nie robił furory. Miał co najwyżej momenty.
W 19 spotkaniach na wypożyczeniu Lamprou zdobył cztery bramki i dorzucił dwie asysty. Najwidoczniej wystarczyło, by latem przedstawiciel greckiej Superligi zdecydował się na stały kontrakt dla 27-latka. Raków chciał pozbyć się go tak bardzo, że nie zważając na wciąż aktualny kontrakt oddał piłkarza bez kwoty odstępnego. Byle tylko ten zszedł z listy płac.
Znakomity sezon
Po oficjalnym pożegnaniu z “Medalikami” Grek zaczął radzić sobie naprawdę bardzo dobrze. Pierwsze dwa mecze zakończył jeszcze bez jakiejkolwiek zdobyczy, ale potem rozwiązał worek z liczbami i udanymi występami. W ostatnich 11 spotkaniach strzelił pięć goli i dorzucił do tego asystę. Zapewnił swojej drużynie m.in. niespodziewanie zwycięstwo nad Panathinaikosem.
Lamprou jest najlepszym strzelcem swojej drużyny, zajmuje też siódme miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych graczy całych rozgrywek. Zgromadził więcej trafień niż Karol Świderski czy Luka Jović, choć gra dla słabszej drużyny.
Czy nas to dziwi? W zasadzie chyba nie aż tak bardzo. Takich historii widzieliśmy już na pęczki, a “weryfikacja” w naszej Ekstraklasie nie zawsze przekłada się potem na dalsze losy transferowych niewypałów. Ten przypadek od samego początku wyglądał zresztą podejrzanie, bo Lamprou swoją charakterystyką po prostu do Rakowa nie pasował. To kamyk do ogródka ludzi z Częstochowy, głównie ówczesnego dyrektora sportowego - Samuela Cardenasa, dziś już nieobecnego pod Jasną Górą.