Niezniszczalna Świątek. Wygrała turniej i… za kilka godzin znowu zagra. Pula nagród wzrosła o 500%

Niezniszczalna Świątek. Wygrała turniej i… za kilka godzin znowu zagra. Pula nagród wzrosła o 500%
IMAGO / pressfocus
Hubert - Błaszczyk
Hubert BłaszczykDzisiaj · 09:20
Iga Świątek nie zwalnia tempa po rewelacyjnym Wimbledonie. Polka wygrała na szybkich kortach w Cincinnati i w Nowym Jorku będzie główną faworytką wielkoszlemowego US Open. - Miło jest odhaczyć na liście kolejny turniej w sezonie, którego jeszcze nie wygrałam - mówiła po finale.
Sezon na tenisowych kortach wkracza w ostatnią, ale bardzo intensywną fazę. Po wygranym Wimbledonie Świątek mogła pozwolić sobie zaledwie na kilka dni wolnego. Później rozpoczęły się krótkie przygotowania do turniejów w Ameryce Północnej. W Montrealu pewnie przechodziła przez kolejne rundy, aż do rywalizacji o ćwierćfinał z Clarą Tauson. Dunka wzięła udany rewanż za porażkę w Londynie, grając jeden z najlepszych meczów w karierze. - Mam wrażenie, że popełniłem te same błędy, co pod koniec sezonu na kortach twardych w marcu - tłumaczyła Polka, która szybko wyrzuciła ten pojedynek z głowy.
Dalsza część tekstu pod wideo

Szybko, ale wolniej

Turniej w Cincinnati był sporą niewiadomą. W poprzednich latach organizatorzy przygotowywali tam bardzo szybką nawierzchnię, która pasowała tenisistkom uderzającym mocno i płasko. Takim jak choćby Aryna Sabalenka i Jelena Rybakina. Świątek dwukrotnie grała tam w półfinale, ale warunki były daleki od tych, w których dobrze czuje się triumfatorka tegorocznego Wimbledonu. Przed tegoroczną edycją obiekt przeszedł jednak renowację. Zmieniła się też szybkość kortów.
- Nawierzchnia tutaj była szalona, ale teraz można na niej grać w tenisa. Jest trochę wolniej i ma to więcej sensu. Poza tym w tym roku czuję, że robię postępy z meczu na mecz. W poprzednich latach mecze były trudne, od samego początku. Więc czuję się trochę inaczej - tłumaczyła Świątek.
Po porażce w Kanadzie Polka miała też kilka dni na dostosowanie się do warunków. Pewność w grze było widać już od pierwszych meczów. Do półfinałowej batalii z Rybakiną, nie miała w zasadzie poważnego testu. Pewnie wygrywała z Anastasią Potapową, Soraną Cirsteą i Anną Kalińską, która już w pierwszych gemach prosiła o pomoc medyczną.

Świątek koszmarem Rybakiny

Prawdziwym testem był półfinał przeciwko Rybakinie, która w wielkim stylu ograła w Cincinnati liderkę światowego rankingu, Arynę Sabalenkę. Kazaszka to zresztą tenisistka, która jeszcze do niedawna miała pozytywny bilans meczów przeciwko Świątek. To już jednak przeszłość, bo Polka zrobiła wiele, żeby ten niekorzystny trend zmienić.
Mecz w Cincinnati był ich czwartym w tym sezonie. Wcześniejsze trzy batalie wygrała Świątek, odwracając między innymi losy rywalizacji podczas Roland Garros, gdzie przegrała pierwszego seta i w drugim była już w bardzo trudnej sytuacji. Półfinał w Stanach Zjednoczonych miał podobny przebieg. To Rybakina w pierwszej partii trzymała wszystkie karty w ręku. Serwowała, żeby objąć prowadzenie, ale wtedy polska tenisistka weszła na iście mistrzowski poziom. Wygrała 15 z ostatnich 19 punktów pierwszego seta, ponownie wracając przeciwko tej rywalce z bardzo trudnej sytuacji. Od stanu 3:5 Świątek była bardzo agresywna i skuteczna. Świetnie też serwowała, wygrywając z Rybakiną po raz czwarty w tym sezonie.
- Na początku poziom był szalony; czasami nie mogliśmy nawet dobiec do drugiej piłki… ale byłam tam, żeby grać intensywnie, z dobrą jakością i jestem zadowolona z występu - tłumaczyła Polka po awansie do finału.

Paolini wzniosła się na wyżyny

Przeciwniczką w meczu o tytuł była Jasmine Paolini. Włoszka w ostatnich latach poczyniła ogromne postępy, osiągając między innymi finały Roland Garros i Wimbledonu. Jest też jedną z niewielu zawodniczek, łączącą z pozytywnym skutkiem występy w singlu i deblu. Świątek to jednak tenisistka, przeciwko której gra się jej bardzo trudno. Polka jest doskonale przygotowana fizycznie, świetnie biega, w dodatku ma znakomity return, którym potrafi zmieniać losy wymian. To tylko kilka atrybutów, które wpływały na to, że triumfatorka tegorocznego Wimbledonu nie tylko nie przegrała nigdy z Paolini, ale zaledwie jeden ich mecz miał wyrównany przebieg.
- We wcześniejszych meczach było z nią naprawdę ciężko. To niesamowita zawodniczka. Świetnie broni. Dobrze serwuje. Staram się dać z siebie wszystko. Jesteśmy w finale. Podobają mi się warunki. Walczmy - mówiła Paolini przed finałem.
I właśnie waleczność i niesamowita determinacja to cechy, którymi próbowała się przeciwstawić Świątek w Cincinnati. To był najciekawszy mecz tej dwójki w historii ich pojedynków. Nawet ciekawszy niż trzysetówka podczas turnieju Billie Jean King Cup w Maladze. Polka nie rozpoczęła meczu najlepiej, straciła serwis, a Włoszka była dwie piłki od prowadzenia 4:0 w pierwszym secie.
Wtedy jednak, podobnie jak z Rybakiną, nastąpił zwrot akcji. To zresztą dość charakterystyczne dla meczów Świątek. Kiedy jest w formie, potrafi wyjść nawet z największych opresji. Opanowanie i siła mentalna biorą górę nad emocjami. Świątek nie wybuchła nawet wtedy, kiedy nie domknęła pierwszego seta, tracąc podanie przy stanie 5:4. Pierwszą partię wygrała kilka minut później (7:5), choć przy wysokiej wilgotności w Cincinnati wymagało to ogromnego wysiłku.
W drugim secie było już spokojniej. Świątek szybko objęła prowadzenie 3:2 i choć Paolini zdobyła przełamanie powrotne, to na koniec lepsza była Polka (7:5, 6:4), sięgając po pierwszy w karierze tytuł w Cincinnati. To trofeum, które ma swoją wymowę, bo pokazuje i potwierdza, że triumfatorka Wimbledonu jest coraz lepszą zawodniczką, potrafiącą wygrywać nawet tam, gdzie wcześniej miała problemy.
- Gdybym miała wskazać dwa turnieje, które najtrudniej byłoby wygrać, to byłyby to Wimbledon i Cincinnati, więc jestem tym bardziej zadowolona. To w pewnym sensie udowodniło, że najlepsze momenty prawdopodobnie nadejdą wtedy, kiedy najmniej się ich spodziewamy - mówiła Świątek, która powoli zrywa z łatką specjalistki od nawierzchni ziemnej.

Stempel jakości Wima Fissette’a

Turnieje na trawie pokazały, że tenis Świątek rozwija się pod wodzą Wima Fissette’a. Ewolucję przeszedł przede wszystkim serwis. Ten element w finałowym meczu z Paolini był akurat dość chwiejny, ale pomagał wtedy, kiedy Polka tego najbardziej potrzebowała. W ważnych momentach, kiedy rywalka mogła ją przełamać lub trzeba było domknąć gema.
- Dzisiaj ten serwis budził u mnie mieszane uczucia, ale na końcu muszę przyznać, że mi pomógł. Na początku nie mogłam nawet wykonać za dobrze podrzutu - tłumaczyła na antenie Tennis Channel.
Co się zmieniło? Prędkości, które są nieco wyższe, oraz procent wygrywanych piłek po pierwszym podaniu. To co było największym zarzutem w pierwszej części sezonu, oprócz nastawienia, teraz jest największym atutem.
- Kiedy zaczynałam pracę z Wimem, nie wierzyłam, że mogę serwować 185 km/h i 180 km/h regularnie. Myślę więc, że pomógł mi osiągnąć tę wyższą prędkość… Po prostu musiałam w to uwierzyć - dodała Świątek.
Podczas przemowy po finale Polka zwróciła się też bezpośrednio do belgijskiego szkoleniowca, który powoli stawia stempel jakości na jej tenisie. - Dziękuję, że zmusiłeś mnie do stania się lepszą zawodniczką. I do nauczenia się gry na tych nawierzchniach - podkreśliła.

Świątek już w Nowym Jorku

Czasu na świętowanie tytułu w Cincinnati było jeszcze mniej niż zazwyczaj. Po wszystkich obowiązkach medialnych Świątek wsiadła z Carlosem Alcarazem do prywatnego samolotu i poleciała do Nowego Jorku. Tam już za kilka godzin rozpocznie turniej mikstowy US Open w duecie z Casperem Ruudem. Mimo zwycięstwa i szalonego terminarza Polka nie zdecydowała się wycofać z imprezy. Ma nawet zaplanowany godzinny trening z Norwegiem przed pojedynkiem z duetem Madison Keys/Frances Tiafoe.
Mikst to jednak zabawa, którą ocenimy po zakończeniu rywalizacji. I choć dla zwycięzców przygotowano milion dolarów (dużo więcej niż w przeszłości), to trudno oczekiwać, żeby najlepsi tenisiści świata starali się wygrać za wszelką cenę. Najważniejszy jest bowiem turniej singlowy, który rozpocznie się od następnego poniedziałku. Świątek będzie w nim główną faworytką do zwycięstwa. Warunki w Nowym Jorku powinny ją premiować bardziej niż te w Cincinnati. Przede wszystkim zgadza się jednak forma, a gdy ta jest, to i warunki stają się drugorzędną kwestią.
Dzięki zwycięstwu w Cincinnati Świątek będzie rozstawiona z numerem drugim w US Open. To pozwoli jej uniknąć aż do finału meczu z Aryną Sabalenką. Białorusinka ma jednak w ostatnich tygodniach swoje problemy. Pewność siebie i błysk z pierwszej części sezonu uleciały. To tenisistka, której nie można skreślać, zwłaszcza w turniejach wielkoszlemowych, ale nie będzie zaskoczeniem, jeśli pierwszoplanowe role odegrają w Nowym Jorku inni.

Przeczytaj również