No to Cezary Kulesza wybrał selekcjonerów. Jeden gorszy od drugiego
Na młodzieżowym EURO reprezentacja Polski zebrała wciry. Z Francją i Portugalią można się było tego spodziewać, ale z Gruzją? Z Gruzją też, o ile słuchało się Adama Majewskiego. Selekcjonera, który już przed startem turnieju stwierdził, że jego drużyna nie ma szans. Motywacja podziałała, nie mieliśmy szans.
Tegoroczne EURO rozpoczęło się w sposób szczególny. Zanim kadrowicze rozpoczęli bój z Gruzją, PZPN ogłosił, że Adam Majewski otrzymał nową umowę. Związek zrobił to cichaczem, bez wielkiego fetowania w mediach społecznościowych. Być może działacze przeczuwali, że stąpają po cienkim lodzie.
Majewski nie był przecież oczywistym wyborem na selekcjonera młodzieżówki. Był wyborem zaskakującym. W Stali Mielec i Stomilu Olsztyn osiągał wyniki raczej przeciętne. Nie broniło go też promowanie młodych zawodników - w sezonie 2021/22 średnia wyjściowej jedenastki Stali niejednokrotnie przekraczała 29 lat, w tym względzie wyraźnie ustępowała jedynie Lechii, Górnikowi Łęczna, Śląskowi i Jagiellonii.
W kolejnym sezonie było niewiele lepiej. Tym razem w starciu z Piastem średnia sięgnęła blisko 30 lat. Znów starszymi grała Lechia, ale też Wisła Płock. Młodzi piłkarze występowali, bo występować musieli w związku z przepisem o młodzieżowcu. Realne szanse otrzymywali Bartosz Mrozek i Kamil Kruk. Reszta początkujących zawodników nie przekroczyła bariery 1500 minut. Za kadencji Majewskiego Stal w tabeli Pro Junior System zajmowała kolejno 18. i 12. miejsce.
A mimo tego otrzymał pracę w PZPN-ie, zajął miejsce Michała Probierza, którego wyniesiono do dorosłej reprezentacji. Probierza w kadrze już nie ma, Majewski ma zaś przedłużony kontrakt. A przecież powinien raczej podzielić los starszego kolegi.
Wielopoziomowa katastrofa
Wróćmy do sytuacji przed rozpoczęciem zmagań na Słowacji. Ogłoszono wówczas, jako się rzekło, że Majewski ma popracować z kadrą do 2027 roku. Jako powód takiej decyzji podano spełnienie celów i oczekiwań stawianych przez PZPN - drużyna wywalczyła awans na EURO (nie było nas tam od 2019 r.), kilku zawodników się rozwinęło, co przypisywano Majewskiemu, chociaż ja będę upierał się, że to bardziej zasługa trenerów klubowych, a nie zgrupowań raz na ruski rok.
Niemniej, Majewski miał cieplarniane warunki. Otoczony kokonem bezpieczeństwa, z wymaganiami kibiców gdzieś na poziomie "pokonać Gruzję, nie skompromitować się z Portugalią i Francją". Wydawało się, że to rzeczy łatwe do zrealizowania. Selekcjoner miał inne podejście, o czym jeszcze przed startem zmagań opowiadał w Weszło.
- Na papierze najmocniejsza jest Francja, potem Portugalia, Gruzja i Polska. Patrząc na to, co się działo w ostatnich latach, jesteśmy na szarym końcu. (...) Gruzja się rozwija, trafiło się odpowiednie pokolenie i drugi raz z rzędu jest na turnieju. My jedziemy na niego pierwszy raz od kilku lat, żeby zdobywać doświadczenie. (...) Wrażenia artystyczne są fajne, ale jedzie się na nie po to, żeby zająć jak najwyższe miejsce - opowiadał.
Majewski już na starcie założył, że Polska jest gorsza od Gruzji. Pięknie kontrastowało to z podejściem kadrowiczów, zawodników jeśli nie diabelsko utalentowanych, to jednak ambitnych. Żaden, absolutnie żaden, nie zakładał, że jedzie na ścięcie. Jako plan minimum podawali wyjście z grupy, nawet jeśli wiedzieli, że będzie o nie cholernie ciężko. Selekcjoner zamiast ten ogień podsycać, postanowił rzucić na niego koc gaśniczy. Otwarcie zakomunikował: jesteśmy dziadami.
Boisko pokazało, że miał rację. Nie chcę znęcać się nad młodzieżówką, ale zaliczyła ona fatalne zawody. Z Gruzją przegrała głównie ze względów charakterologicznych, z Portugalią w ogóle nie wyszła na boisko, a Francja objechała ją grając na jakieś 20% możliwości w drugiej połowie. Poległa ze względu na fakt, że rywale mieli zwyczajnie lepszych piłkarzy oraz taktykę.
Zdarzały się momenty, gdy biało-czerwoni potrafili zawiązać dobrą akcję. Chociażby z Francją kilka razy fajnie wychodzili z własnego pola karnego. Szkopuł w tym, że ustawienie pozwalało tylko na to. Nie dało się zaatakować, mając z przodu Mariusza Fornalczyka i tylko Mariusza Fornalczyka. Na "Trójkolorowych" wyszliśmy bez napastnika. Świetny pomysł.
Błędne, co za zaskoczenie, okazało się też postawienie na trójkę obrońców. Reprezentacje Majewskiego i Probierza miały zostać połączone takim ustawieniem, a połączone zostały czymś więcej. Nieumiejętnością funkcjonowania w rzeczonym systemie. Bezproduktywny atak - dwa gole w trzech meczach, wszystkie po stałych fragmentach - uzupełnił się z rozklekotanym środkiem pola i niepewną defensywą. Owszem, moglibyśmy stracić mniej goli, gdyby Kacper Trelowski i Kacper Tobiasz zachowali minimum bramkarskiej przyzwoitości, ale z drugiej strony w ich kierunku poleciało 21 uderzeń. Pod względem liczby celnych strzałów Francja jest druga na całym turnieju, a Portugalia piąta.
Na Słowacji zawiedli wszyscy. Szkolenie zaimplementowane za kadencji Zbigniewa Bońka nie okazało się wystarczająco skuteczne, aby stworzyć generację gotową do walki z najlepszymi drużynami Europy. Wybór Cezarego Kuleszy sprawił zaś, że w łeb biało-czerwoni dostali nawet z Gruzją.
Zostało załamać ręce
Całość przypomina trochę kronikę zapowiedzianej śmierci. Majewski mącił już przy powołaniach. Z jednej strony zarzekał się, że stawia na zawodników grających, dlatego nie zabrał między innymi Kacpra Urbańskiego. Z drugiej zaś w meczu z Gruzją wszedł Michał Rakoczy, czyli piłkarz, który w tureckiej drugiej lidze i pucharze uzbierał mniej minut niż Urbański w Serie A, Pucharze Włoch i Lidze Mistrzów. Rakoczy popełnił dwa gigantyczne błędy, które sprawiły, że nie udało się wtedy wyrwać nawet jednego punktu.
- Były kontrowersje, zgadza się, ale nie było gwarancji, że Kacper Urbański, który nie podnosił się z ławki we włoskiej Monzy, by nam pomógł. Postawiliśmy na tych, którzy grają - kłamał selekcjoner już po blamażu z Francją.
Kontrowersje dotyczyły jednak nie tylko Urbańskiego i Rakoczego. W domu został między innymi Jan Ziółkowski, szansy nie otrzymał Sławomir Abramowicz, czyli, wedle głosowania, drugi najlepszy golkiper w Ekstraklasie. Majewski uparcie, beznamiętnie stawiał na graczy, którzy dali mu awans. Zignorował wszystkie przesłanki, aby postąpić inaczej.
Na koniec zaś udzielił wywiadu, który, z całym szacunkiem, pokazał, że powinien otrzymać wypowiedzenie w trybie natychmiastowym. Do tej pory szkoleniowcy posługiwali się frazesami, że wolą wygrać 1:0 niż przegrać 3:4. Majewski poszedł o pięć kroków dalej.
- Niektórzy moi zawodnicy byli sparaliżowani. Nie wiem, dlaczego. (...) Liczyliśmy na więcej w tym turnieju. Przyjechaliśmy po naukę. Wolę jednak przegrywać 0:5 z Portugalią niż wygrywać z przeciętnymi. Bo tylko tak można się czegoś nauczyć - rzucił w TVP Sport.
Na EURO nawet z przeciętnymi nie wygraliśmy. Zostaliśmy najgorszą drużyną w historii. Przedstawiciele PZPN, znów przeczuwając nadciągający kataklizm, nawet nie pojawili się na trybunach w starciu z Francją. Umyli ręce, bo tak jest łatwiej. Tym bardziej, że w pięknej, cudownej, amerykańskiej Ameryce trwają Klubowe Mistrzostwa Świata.
Polska piłka znów przegrała, czarny czerwiec trwa. Potencjalni przyszli reprezentanci od początku występów w kadrze mają zaszczepione, że są gorsi, słabsi, że się muszą uczyć, uczyć, uczyć, że nie jadą po zwycięstwo, bo są słabi, gorsi, niewystarczający, że Gruzin lepszy. Takie podejście procentuje, widać to w postawie wielu dorosłych zawodników, którzy potem boją się cienia. Zostało załamać ręce.