Nowy bohater Barcelony. Flick jest nim zachwycony. "Niewiarygodne umiejętności"

Nowy bohater Barcelony. Flick jest nim zachwycony. "Niewiarygodne umiejętności"
IMAGO / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski19 Sep · 06:50
W obrębie jednego meczu można stworzyć mnóstwo historii i narracji. Marcus Rashford do pewnego momentu był najsłabszym piłkarzem w rywalizacji Newcastle z Barceloną. Murawę St. James’ Park opuszczał jednak jako bezdyskusyjny bohater.
Barcelona nie miała łatwo w pierwszej kolejce Ligi Mistrzów, co nie powinno szczególnie dziwić. Wyjazdy na Newcastle są dla przyjezdnych równie przyjemne, co wizyty u dentysty. “Sroki” już dobrze wiedzą, jak “zadziobać” rywali. I przez prawie godzinę ekipa Eddiego Howe’a bez zarzutu realizowała swój plan. Aż tu Marcus Rashford, który dotychczas raczej zawodził w barwach “Blaugrany”, wreszcie pokazał, na co go stać. Najpierw gol z główki, później piorunujące uderzenie z dystansu. Mistrzowie Hiszpanii ostatecznie wygrali 2:1, co nie byłoby możliwe bez wkładu Anglika.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Do tej pory był Rashford z Aliexpress, teraz dojechał prawdziwy - napisał Marcin Gazda, komentator Eleven Sports. - Dobra, bramkę kolejki Ligi Mistrzów już mamy. Ale golazo Rashforda - wtórował Daniel Sobis.
Najlepszym podsumowaniem tego trafienia była reakcja Joana Garcii. Bramkarz nie mógł uwierzyć w to, jak idealne uderzenie oddał jego kolega z zespołu.

Złe dobrego początki

Spoglądając wyłącznie w suche podsumowanie czwartkowego meczu, można by uznać, że Marcus Rashford otarł się o perfekcję. To byłaby jednak zdecydowanie zbyt powierzchowna ocena. Nim skompletował bardzo ładny dublet, grał naprawdę przeciętnie, żeby nie powiedzieć słabo. W pierwszych trzech kwadransach mógł irytować niechlujnymi przyjęciami piłki, niskim poziomem decyzyjności, błędami technicznymi. Wyglądało to tak, jakby rozgrywał swój mecz, nie do końca zważając na to, czego w danym momencie potrzebuje Barcelona.
- Bardzo aktywny, ale nieskuteczny. Nie potrafił spuentować akcji, które sam inicjował. Albo brakowało ostatniego podania, albo strzały były niecelne - napisało w przerwie Mundo Deportivo. - W pierwszej połowie wyglądał na bardzo zmotywowanego, ale jego szarże zwykle nie kończyły się sukcesem. Miał kilka okazji, jednak podejmował złe decyzje - oceniał na gorąco kataloński Sport.
Hiszpańskie media bywają specyficzne, ale akurat w tym przypadku trudno dziwić się negatywnym ocenom. Do przerwy Anglik najzwyczajniej w świecie nie zrobił nic, co zasłużyłoby na słowa pochwały. Parafrazując jednak znane powiedzonko, prawdziwego piłkarza poznaje się po tym, jak kończy mecz, a nie jak zaczyna.

Na to czekano

W drugiej połowie starcia z Newcastle obejrzeliśmy już zupełnie inną wersję 28-latka. Najpierw znakomicie odnalazł się w polu karnym i wykorzystał centrę Julesa Kounde. Premierowy gol dla “Barcy” ewidentnie dodał mu skrzydeł, pozwolił grać z wyraźnie większą swobodą. Wchodzimy w sferę gdybologii, ale bez tego pierwszego trafienia Rashford raczej nie pokusiłby się później o strzał z dalekiego dystansu. W poprzednich meczach, będąc w takich sytuacjach, wybierał prostsze opcje, oddawał piłkę do najbliżej ustawionego partnera. Ale po zdobyciu pierwszej bramki wyczuł, że to jest jego moment, pora na przypomnienie światu o tym, jakiej skali talentem dysponuje.
- Marcus to samo robi na treningach. To świetny zawodnik, dysponuje ogromną jakością. Wiemy, że mamy konkurencyjny zespół i wszyscy dajemy z siebie 100% - powiedział po meczu Ronald Araujo na antenie Movistar. - Nie jestem zaskoczony, mówiłem już wczoraj, że uważam go za świetnego gracza, bardzo utalentowanego. Ma niewiarygodne umiejętności - stwierdził z kolei Hansi Flick.
- Wizytówka Marcusa Rashforda. Dwa gole w dziewięć minut, to był pierwszy tak udany występ Anglika po zmianie klubu. Prawdziwy bohater wieczoru - ocenił dziennik AS. - Marcus, jak dobrze, że przyszedłeś. Wspaniały dublet pozwolił Barcelonie pokonać “The Magpies”. Mógł z uśmiechem opuszczać boisko, będąc uważnie obserwowanym przez Thomasa Tuchela. Swoim show wysłał jasny sygnał selekcjonerowi Anglii - dodała Marca.

Barcelona czeka na więcej

Katalończycy liczą na to, że dwa strzelone gole będą stanowiły tylko preludium dalszych popisów. Nie oszukujmy się bowiem, w pierwszych meczach tego sezonu Rashford nie gwarantował wymaganej jakości. W debiucie z Mallorką nie wyróżnił się ani jednym ciekawym zagraniem. Z Levante dostał szansę w pierwszym składzie, po czym został zdjęty w 46. minucie przy wyniku 0:2 w plecy. Przeciwko Rayo dostosował się do niskiego wówczas poziomu całego zespołu. W miniony weekend zaliczył asystę do Raphinhi, ale poza tym jednym zagraniem też wyglądał blado. Przez całe spotkanie z Valencią zanotował 15 strat, zero udanych dryblingów, dwa strzały, z czego oba niecelne i jeden wygrany pojedynek na sześć prób. Tak naprawdę dopiero bramki na St. James’ Park były przełamaniem niepokojącej passy.
Włodarze “Barcy” z pewnością trzymają kciuki za to, aby Anglik jeszcze ograniczył liczbę błędów i częściej dobijał do sufitu swoich możliwości. Rashford w najwyższej formie może bowiem rozwiązać palący problem dotyczący obsady lewego skrzydła. W poprzednim sezonie w tym sektorze z powodzeniem występował Raphinha, ale Brazylijczyk spokojnie może też grać na prawej flance lub jako “dziesiątka”. Nie przez przypadek “Blaugrana” od paru lat uganiała się za Nico Williamsem czy Luisem Diazem. Dobrze wiemy jednak, że obecnie nie stać jej na wydatek rzędu 70-80 mln euro. Opcja wykupu gracza Manchesteru United jest zaś o połowę niższa. Pozostaje kwestia tego, aby sam piłkarz na przestrzeni całego sezonu pokazał, że warto aktywować klauzulę.
Każdej z zainteresowanych stron powinno zależeć na tym, żeby w dalszej części rozgrywek Marcus Rashford wspinał się na wyżyny. “Barca” mogłaby w ten sposób uznać za zakończone poszukiwania lewoskrzydłowego z wysokiej półki. Anglik nie musiałby wracać na Old Trafford, gdzie Ruben Amorim już postawił na nim krzyżyk. A Manchester United zarobiłby trochę grosza. Czy ten scenariusz wejdzie w życie? Tak naprawdę wszystko leży w nogach bohatera czwartkowego meczu z Newcastle.

Przeczytaj również