Od nieudacznika do zbawcy. Niesamowita przemiana gwiazdy Manchesteru

Był kozłem ofiarnym, czarną owcą, wyśmiewano go za każdy błąd, przewinę, nawet za błahostki. Ale w kryzysie, z jakiego powoli i mozolnie wychodzi Manchester United, Harry Maguire przyjął rolę pierwszego ratownika. To wszystko dowodzi temu, że w piłce nożnej można odbić się z samego dna.
Aż trudno sobie wyobrazić, od jak dawna 32-latek występuje w barwach “Czerwonych Diabłów”. Przybył latem 2019 roku, ale bardziej niż o jakości transferu, mówiło się o pieniądzach, jakie klub z Manchesteru musiał zapłacić Leicester. Bagatela, 87 milionów euro, co na ówczesne czasy było rekordem pod względem sumy wydanej na obrońcę. Przebijało nawet przeprowadzkę Virgila van Dijka do Liverpoolu.
W biurach przy Sir Matt Busby Way wielu wyobrażało sobie, że do klubu przychodzi postać, która będzie co najmniej tak samo ważna dla historii jak Rio Ferdinand. Że przyjmie na siebie ciężar wygrywania meczów i wkrótce zostanie kapitanem oraz filarem wielkiego United przez najbliższą dekadę. Rzeczywistość bardzo szybko dała o sobie znać.
Szereg niepowodzeń
Po tym, jak zatwierdzono transfer, Ole Gunnar Solskjaer, w tamtym czasie menedżer drużyny, nie mógł się nachwalić angielskiego stopera.
- Świetnie czyta grę i ma silną pozycję na boisku. Potrafi zachować spokój pod presją, a do tego opanowanie w grze z piłką jest widoczne w obu polach karnych - mówił klubowym mediom. Cóż, Maguire w pierwszych sezonach nie postępował zgodnie z tym, co mówił Norweg.
Kontrola nad futbolówką okazywała się niezdarna, podejmowanie decyzji budziło szereg wątpliwości, a jego rola w pierwszej jedenastce była podważana niemal tak samo często jak kompetencje Solskjaera. Zresztą, wystarczyło mieć zdrowe oczy, by dostrzec słabości w grze Maguire’a, choć trener zdawał się tego nie widzieć, uparcie wciskając swojego ulubieńca na plac.
Następcy “Baby Face Killera” powoli rozumieli, że nie ma co liczyć na dobrą dyspozycję reprezentanta Anglii. Ralf Rangnick często rotował defensywą United, a Erik ten Hag wręcz zarekomendował zarządowi sprzedaż zawodnika. Problemem jednak było odzyskanie chociaż w części rekordowej kwoty transferu, gdy akcje defensora szorowały po głębinach oceanów. Maguire stał się doskonałym przykładem niejasnej i w gruncie rzeczy nietrafionej polityki transferowej klubu, tak bardzo charakterystycznej dla United po odejściu Sir Alexa Fergusona.
https://www.youtube.com/shorts/3WcmS9sfRCU
Mimo wszystko otrzymał kapitańską opaskę po odejściu Ashleya Younga, ale wtedy presja zaczęła na nim ciążyć jak kula u nogi. Popełniał coraz więcej błędów, a na trybunach stadionów w całej Anglii dało się słyszeć przyśpiewkę “Harry Maguire, your defense is terrifying”. Ta odbijała się echem równie mocno jak piłka po koślawych nogach zawodnika. Ten Hag w 2023 roku zdecydował o zmianie kapitana na Bruno Fernandesa, co jeszcze bardziej zachwiało pewnością siebie krytykowanego gracza.
- Już nie czułem się tak ważny dla klubu jak wcześniej - mówił dwa lata temu Maguire.
Walka o swoje
Kiedy tracił opaskę, już wtedy coś zaczynało się w nim zmieniać. Nadal nie zobaczyliśmy jasnego punktu zwrotnego, ale za to regularną determinację. Zaciskał zęby i zamierzał udowodnić swoją przydatność. Najwięcej znaczył w ofensywie. W 2024 roku strzelonym golem uratował remis w starciu z Porto w Lidze Europy. Potem ukoronował powrót swojej drużyny w fenomenalnym meczu z Lyonem, a niedawno został katem Liverpoolu na Anfield. Ironia losu - człowiek, który stąpa jedynie po gruncie nasączonym krytyką, dostarczył swojemu pracodawcy punkty, odmieniając tym samym swoje oblicze.
Pod wodzą Rubena Amorima, który dołączył do klubu pod koniec zeszłego roku, rola Maguire’a nabiera nowego znaczenia. Portugalski trener, wierny systemowi z trzema obrońcami, przywraca swojemu podopiecznemu właściwy balans, a przede wszystkim - miejsce w jedenastce. Ten z kolei pracuje na powołanie do kadry na przyszłoroczne mistrzostwa świata. Według ekspertów znajduje się w orbicie zainteresowań Thomasa Tuchela, który chciałby skorzystać z jego doświadczenia na najważniejszym turnieju czterolecia.
Po latach, gdy wszystko zdawało się wymykać z rąk, Maguire najwyraźniej odzyskał sportowe życie. Coraz rzadziej mówi się o błędach, a więcej o zdolności utrzymania defensywy w ryzach, gdy wszystko inne w Manchesterze United do niedawna chwiało się w posadach.
- Jedno, co usłyszałem, to zapewnienie, że jestem częścią przyszłości tego klubu - mówił tuż przed przedłużeniem kontraktu, który kończy się 30 czerwca 2026 roku.
Ruch należy do United
Co będzie dalej? Jeśli United zechce go zatrzymać, raczej wątpliwe, żeby negocjacje ciągnęły się do nowego roku, bo wtedy do głosu dojdą przedstawiciele innych klubów. Wciąż jednak nie zaproponowano mu nowej umowy, a między Manchesterem i jego agentami nie odbyły się żadne formalne rozmowy. Co może oznaczać, że działacze jeszcze nie mają na niego planów.
Dziś Anglik jest punktem odniesienia w często niestabilnej szatni i drużynie, która, mimo lepszych wyników w ostatnim czasie, nadal próbuje dobić do czołówki (obecnie zajmuje szóste miejsce w Premier League). Maguire nie musi dźwigać ciężaru bycia kapitanem, ale jego obecność dodaje otuchy kolegom i porządkuje linię obrony. Obowiązki, które przejął, stwarzają mu nowy status: cichego lidera.
Chłopak z robotniczej rodziny z Sheffield był dwukrotnie wygwizdywany przez niewielkie grupki kibiców podczas meczów towarzyskich w Melbourne i Dublinie, ale na Old Trafford zawsze miało się wrażenie, że kibice go wspierali. Obelgi słyszy najczęściej podczas starć w delegacji i przy okazji gier reprezentacji Anglii.
Na swoim stadionie odnalazł swoją misję. Zdobywa bramki, kiedy zespół bardzo tego potrzebuje (jego ostatnich sześć trafień ustalało wyniki spotkań). Gdy trzeba - najdokładniej na świecie zamurowuje własne pole karne. Przypomina wszystkim, że bohaterowie pojawiają się wtedy, gdy się ich najmniej spodziewamy. Krytycy pewnie powiedzą, że lśni w pozbawionej iskry drużynie przeciętniaków, że to jednooki wśród grupy ślepców. Jednak w zespole, w którym najbardziej brakuje wyrazistych postaci i diabeł może być wynoszony na piedestał. Historia zatacza koło. Dziś z nieudacznika robi się z niego króla. Pytanie, na jak długo.