Odrodzenie upadłego gwiazdora. Zmienił klub i znów gra kapitalnie. "Bezcenny"

W jednym klubie skreślony, w drugim staje się najlepszym asystentem w Premier League. Czasami transfer, nawet tymczasowy, potrafi diametralnie zmienić losy całej kariery. Przekonuje się o tym Jack Grealish.
Ta kariera to istny rollercoaster. W Aston Villi Grealish był gwiazdą, idolem, wielbił go tłum. Udane występy sprawiły, że kosztował 100 mln funtów, stając się najdroższym brytyjskim piłkarzem w historii. Początki w Manchesterze City? Takie sobie. Aż nadszedł sezon 2022/23, kiedy skrzydłowy był integralną częścią drużyny, która sięgnęła po potrójną koronę. Nasz bohater skonsumował ten sukces tak obficie, że aż się zachłysnął. Od momentu wejścia na szczyt zaczął spadać w zastraszającym tempie. W pewnym momencie na Etihad przestał się nawet łapać do kadry meczowej. Z odsieczą przybył Everton. Wystarczyło parę tygodni w niebieskiej części Liverpoolu, aby 30-latek znów wspiął się na wyżyny własnych możliwości.
Brutalna bessa
Grealish miał udane okresy w Manchesterze City, ale po historycznym sezonie 2022/23 kompletnie nie potrafił wrócić na właściwe tory. W 2024 roku rozegrał 45 meczów, nie strzelając w nich ani jednego gola. Pewnie, że w międzyczasie przytrafiły mu się różne urazy, a cały zespół zaliczył widoczny regres. Jednak nie ma wymówki, która tłumaczyłaby tak fatalny bilans ofensywnego zawodnika w drużynie Pepa Guardioli. Kibice i eksperci zwracali oczywiście uwagę na to, że Katalończyk nie jest idealnym trenerem dla wychowanka Aston Villi. On uwielbia boiskowy porządek, staranność, w jego systemie wszystko musi być poukładane od a do z. Brakuje w tym czasem miejsca na kreatywność, pierwiastek nieprzewidywalności. Nierzadko cierpią więc skrzydłowi, którzy zaczynają ograniczać dryblingi, aby częściej wycofywać piłkę i tkać akcje w ataku pozycyjnym.
- Jack to piłkarz z ulicy, widać to po sposobie jego gry. To nasza wina, trenerów, że zawodnicy stają się tacy... akademiccy. On jest inny, wychodzi poza ramy - powiedział Guardiola w trakcie poprzedniego sezonu. - Nie mam żadnych wątpliwości odnośnie jakości Grealisha. Wiem jednak, że może grać lepiej. Tak długo, jak będzie patrzył na siebie, powinien widzieć rywala. Musi walczyć sam ze sobą. Chcę z powrotem widzieć tego gracza, który wygrał potrójną koronę. W tej chwili Savinho jest lepszy - dodał na styczniowej konferencji.
Na początku roku Guardiola starał się pomóc Grealishowi. Zaczął wystawiać go w roli “dziesiątki”, gdzie przed laty czarował na Villa Park. Eksperyment sprawdził się choćby w rywalizacji City z Nottingham. Później Anglik wywalczył sobie skład na prestiżowy mecz z Realem w Lidze Mistrzów, ale już po dwóch kwadransach zszedł z kontuzją. W kwietniu przerwał 16-miesięczną posuchę bramkową w Premier League. Trafił z Leicester, po czym w ośmiu następnych kolejkach ligowych spędził na murawie 20 minut.
Pod koniec sezonu Pep już nie udawał, że widzi dla niego miejsce w zespole. Grealish nie został powołany na Klubowe Mistrzostwa Świata, chociaż nie zmagał się już z żadnym urazem. Po prostu trener już go nie potrzebował. Aktywność w mediach społecznościowych sugerowała, że Anglik jest wściekły. Potrafił wdać się w przepychanki słowne z kibicami, podkreślając, że kiedy już gra, to jego liczby wcale nie są najgorsze. Po prostu w City potrafił błysnąć w jednym spotkaniu, żeby następne trzy obserwować z wysokości ławki. Ten związek nie miał świetlanej przyszłości.
Help, I need somebody
Przez wiele tygodni wiadomo było, że Grealish znajduje się na wylocie. Po powrocie z KMŚ Guardiola nie zamierzał przywrócić go do dynamiki pierwszego zespołu. Początkowo trudno jednak było znaleźć chętnego nabywcę. Napoli, które ostatnio specjalizuje się w wyciąganiu graczy z Manchesteru, wykazało zainteresowanie, ale nie było w stanie pokryć wysokiej tygodniówki na poziomie 300 tys. funtów. Taka kwota odstraszała praktycznie wszystkich kontrahentów spoza Anglii. “Obywatele” musieli znaleźć ligowego rywala, który uwierzy w możliwość odrestaurowania 30-latka. I tu pojawili się włodarze z miasta Beatlesów.
- Jestem w siódmym niebie. Po rozmowie z trenerem, ale też z zawodnikami wiedziałem, że to jedyne miejsce, do którego chcę trafić. Dla mnie najważniejsze jest to, aby zacząć od nowa - podkreślił po podpisaniu umowy z Evertonem. - Trener Moyes był jednym z głównych powodów mojej decyzji. Chce, żebym grał głównie w ostatniej tercji boiska, był kreatywny, nie bał się, grał tak, jak wcześniej pokazywałem, że potrafię. Wiecie jak to jest, czasem stracisz piłkę, marnujesz okazje, ale trzeba mieć odwagę, aby spróbować w kolejnej akcji. Czuję, że będę tu pasował i mogę pomóc drużynie - dodał.
Grealish nie czekał długo, aby przedstawić się kibicom. Wystarczyły dwa ligowe mecze w wyjściowym składzie, aby został bohaterem “The Toffees”. Najpierw zanotował dwie asysty z Brighton, a później powtórzył to przeciwko Wolverhampton. Co ważne, tylko w tych czterech akcjach bramkowych pokazał pełen wachlarz możliwości. Potrafił wykreować gola po dograniu na dalszy słupek, zgraniu głową, prostopadłej piłce czy wycofaniu przed pole karne. Fani od razu zaczęli nazywać go Jack De Bruyne. Wyglądało to tak, jakby od lat grał z Beto, Jamesem Garnerem czy Kiernanem Dewsburym-Hallem. Znał ich ruchy na pamięć, był o krok przed bezradnymi przeciwnikami.
- Największy komplement, jakim mogę obdarzyć Jacka, to fakt, że jest jeszcze lepszy niż myślałem. Naprawdę. Widać, że ma coś do udowodnienia, ja też byłem w takiej sytuacji, więc rozumiem go. Czeka na ciebie wyzwanie, na które musisz być gotowy. Pozyskaliśmy go w odpowiednim momencie, wszyscy jesteśmy świadomi tego, jaki poziom może osiągnąć. Naszym celem jest stworzenie mu warunków, w których będzie mógł pokazać najlepszą wersję siebie - ocenił David Moyes.
Cel: mundial
Grealish jest innym zawodnikiem w porównaniu z jego ostatnimi sezonami na Etihad. Wreszcie widać u niego radość z gry, uśmiech, chęć do tworzenia czegoś niekonwencjonalnego, a jednocześnie skutecznego. Na razie w tym sezonie wykonuje średnio dwa udane dryblingi na mecz i wygrywa 6,8 pojedynku. W poprzednim te wskaźniki wynosiły odpowiednio 0,7 i 2,4. Jego poziom oczekiwanych asyst na 90 minut podskoczył z 0,21 xA do 0,59 xA. To znów jest ten zawodnik, który po prostu czarował, będąc liderem Aston Villi.
- Będę szczery, nie byłem przekonany, czy Everton potrzebuje takiego zawodnika, jak Grealish. Ale on od pierwszego meczu pokazuje, że właśnie kogoś takiego brakowało. Wspaniale widzieć go na takim poziomie, bo wszyscy wiemy, że potrafi grać w piłkę - ocenił na antenie Talksport Alistar McCoist, były reprezentant Szkocji.
Nowy nabytek Evertonu jest znany z dość rozrywkowego trybu życia. Pewnie wszyscy widzieliśmy zdjęcia czy filmiki, kiedy znajdował się w stanie zdecydowanie wskazującym. Ale akurat 30. urodziny świętował w najlepszy możliwy sposób. Zbiegły się one w czasie z wyborem najlepszego zawodnika miesiąca w Premier League. Po raz pierwszy w karierze nagroda trafiła do rąk Grealisha.
Tak udany start na Hill Dickinson Stadium sprawił, że odżył temat powrotu do kadry. Rok temu nie został powołany przez Garetha Southgate’a na mistrzostwa Europy, co wówczas wzbudziło pewne dyskusje. Nikogo jednak nie zdziwiło, kiedy w tym roku Thomas Tuchel nie dał mu ani jednej szansy. Do niedawna po prostu nie było argumentów przemawiających za 30-latkiem. To się zmieniło.
- Oczywiście, że mam nadzieję na występ podczas mundialu. Ale słuchajcie, najpierw chcę przede wszystkim pomóc Evertonowi w odnoszeniu sukcesów. To mój główny cel, chcę pomóc bramkami, asystami, czymkolwiek innym. A potem pomyślimy o innych sprawach - przyznał w rozmowie z klubowymi mediami.
W tym sezonie Premier League Grealish jest na razie najlepszym asystentem oraz liderem pod względem kluczowych podań i wywalczonych fauli. Rywale Evertonu dotychczas nie znaleźli sposobu na zatrzymanie rozpędzonego lewoskrzydłowego. Nawet w ostatnim meczu z Aston Villą, który zakończył się bezbramkowym remisem, wykreował kolegom aż pięć okazji. Jedynie nieskuteczność pozbawiła podopiecznych Moyesa kompletu punktów.
David Ornstein podawał, że “The Toffees” zapewnili sobie opcję wykupu gracza City za 50 mln funtów. Kiedy ta informacja ukazała się po raz pierwszy, raczej niewielu wierzyło, że klauzula może wejść w życie. Grealish z poprzednich dwóch sezonów zdecydowanie nie był wart takich pieniędzy. Teraz staje się jednak bezcennym zawodnikiem Evertonu.