Oglądanie ich meczów aż boli, a pobili historyczny rekord. Niewiarygodny przepis na sukces w Anglii
Koniec pierwszej połowy ligowego starcia z QPR 26 kwietnia. Burnley prowadzi 3:0, ma już awans do Premier League. Zawodnik rywala kontruje, wychodzi do sytuacji jeden na dwóch. Zanim dotrze do pola karnego, jest otoczony przez siedmiu zawodników Scotta Parkera. I tak cały sezon.
Bez dobrej defensywy nie masz prawa utrzymać się w Premier League. Potrzebujesz Marcelo Bielsy, aby walory ofensywne okazały się ważniejsze. Większość beniaminków wchodzących do elity po prostu płaci frycowe za to, że nie chce zmienić swojego odważnego stylu gry, prezentowanego na zapleczu. Przykładem Burnley Vicenta Kompany'ego - świetny sezon w Championship, beznadziejny w Premier League. Stracili 78 bramek, zajęli przedostatnie miejsce, nie mieli większych szans na utrzymanie.
Teraz jednak nic nie wskazuje na powtórkę z rozrywki. Burnley wraca na najwyższy poziom, ale z kompletnie innymi założeniami. Po odejściu Kompany'ego do Bayernu Monachium włodarze postanowili przestawić wajchę w drugą stronę. Z drużyny nastawionej na utrzymanie, atak, ciągłe stwarzanie zagrożenia, stała się ona najbardziej wyrachowanym autobusem. Za kadencji Scotta Parkera wciąż strzela dużo - to druga najskuteczniejsza ofensywa w Championship - lecz przede wszystkim broni. Broni od samego końca do samego początku. To klucz, aby przetrwać.
W dwóch ostatnich sezonach Premier League do drugiej ligi spadały te zespoły, które straciły największą liczbę bramek. Burnley wie, że do tego grona nie może się zaliczać. Parker pokazał zaś, że potrafi tego uniknąć za wszelką cenę.
Rekordy, rekordy, rekordy
Powierzenie przed sezonem 2024/25 sterów drużyny Scottowi Parkerowi to była decyzja kontrowersyjna. Anglik, jak się okazało, nie tylko hołduje zupełnie innej piłce niż Kompany, ale przede wszystkim nie przekonywał swoimi poprzednimi dokonaniami. W przeciwieństwie do Kompany'ego zaliczył katastrofalny pobyt w Belgii (punkt na mecz jako trener Clubu Brugge), a do tego spalał się w angielskiej piłce. Z Fulham zrobił klub jo-jo, było bowiem tak: spadek, awans, spadek. W 2021 roku Parker stwierdził, że konieczne są głębsze zmiany, stabilizacja. Zarząd posłuchał, Parker odszedł, stery przejął Marco Silva. Obecnie Fulham szykuje się do czwartego z rzędu sezonu w Premier League.
Równie nieprzekonująco Parker wypadł w Bournemouth, tam jednak cierpliwość włodarzy była jeszcze mniejsza niż w Londynie. Niedługo po wywalczeniu awansu, Anglik pożegnał się ze stanowiskiem. Wytrzymał cztery kolejki - wygrał z Aston Villą (2:0), przegrał z Manchesterem City (0:4), Arsenalem (0:3), skompromitował się z Liverpoolem (0:9). Dopiero później - w grudniu 2023 roku - trafił do wspomnianego Clubu Brugge, a po serii fatalnych wyników wydawało się, że zniknie z radaru na długo. Bardzo długo.
Wrócił jednak po roku. Pomocną rękę wyciągnęło Burnley, a Parker znów to zrobił. Znów awansował do Premier League, co zaskakiwać nie może. Pod względem wywalczonych promocji nikt w historii nie jest lepszy. Ale, ale, przecież doświadczenia z Fulham i Bournemouth każą sądzić, że Championship jedno, a Premier League swoje. W teorii tak. W praktyce Parker nigdy wcześniej nie zaprezentował czegoś, co na Wyspach określa się mianem haramball.
Oglądanie Burnley boli. A jeszcze bardziej boli rywalizowanie z nim na boisku.
Formalnie "The Clarets" zajęli drugie miejsce, mieli gorszy bilans bramkowy niż szalone Leeds United Daniela Farke (innego specjalisty od awansów). Szkopuł w tym, że ekipa z Turf Moor zgromadziła aż 100 punktów. Żaden z wicemistrzów nie dobił do tej granicy, a w całej historii Championship lepszych było jedynie sześć zespołów. Jako się rzekło - dorobek ten Burnley zawdzięcza doskonałej postawie w defensywie. Problem w tym, że słowo doskonała nie do końca oddaje istotę sprawy. To w gruncie rzeczy trudno sobie wyobrazić.
Najbardziej szczelną obronę w historii angielskiej piłki miała Chelsea. W sezonie 2004/05 ekipa Jose Mourinho straciła 15 goli w 38 meczach, średnia 0,39. Chore. Burnley tego rekordu nie pobiło, a przynajmniej na pierwszy rzut oka. Straciło bowiem 16 goli, ale w 46 meczach, co daje średnią 0,32. Pod tym względem "The Clarets" wypadają więc lepiej niż niedościgniony wzór portugalskiego szkoleniowca. Oczywiście, gracze Parkera mierzyli się z rywalami zupełnie innego kalibru, ale czynili to o osiem razy więcej. Sami zdecydujcie, co waży więcej.
Nie ulega natomiast żadnej wątpliwości, że zmietli konkurencję w Championship. Do tej pory najmniej goli stracił Watford, w sezonie 2020/21 było to raptem 30 bramek. Burnley okazało się blisko dwa razy lepsze.
- Nie mam słów na to, aby opisać pracę wykonaną przez Parkera. Zrobił znacznie więcej niż obiecał. Jest żywą legendą. Zobaczyliśmy człowieka, który nie tylko potrafi być najlepszą wersją siebie, ale też wydobywa to z innych - stwierdził Alan Pace, właściciel klubu, w rozmowie ze Sky Sports.
Na tym nie koniec rekordów. "The Clarets" pobili wewnętrzny najlepszy wynik, jeśli chodzi o liczbę meczów bez porażki (33), a wyrównali go w Championship. Zachowali aż 30 czystych kont, w całej historii angielskiej piłki nie było lepszych. Ten ostatni wynik wielką zasługą bramkarza Jamesa Trafforda, bo Burnley to nie tylko taktyczne nieprzejednanie Parkera, ale też znakomite indywidualności.
Następca Pickforda?
Jamesowi Traffordowi nie dało się strzelić gola. Rywale próbowali, oczywiście, ale najczęściej walili głową w mur. Zaledwie 22-letni Anglik, ściągnięty na Turf Moor za około 15 milionów funtów, podniósł się po trudnym sezonie w Premier League. Na drugim poziomie dojrzał, stał się jeszcze pewniejszym golkiperem. Efektem wspomniany już szalony wynik czystych kont.
Z jednej strony to pochodna nastawienia całej drużyny, z drugiej zaś umiejętności samego Trafforda. Przede wszystkim jednak liczyło się to drugie.
FBref wyliczyło, że bramkarz uchronił Burnley przed stratą ponad 11 goli. Ze statystycznego punktu widzenia to Leeds United powinno mieć najlepszą defensywę w Championship. Szkopuł w tym, że w barwach "Pawi" wciąż biega rozedrgany Illan Meslier, natomiast "The Clarets" mieli Trafforda. Autora 84,5% skutecznych interwencji (pierwsze miejsce), dwukrotnego zwycięzcę pojedynku przy rzucie karnym (też pierwsze miejsce), gościa, który po 33. kolejkach wpuścił dziewięć, dosłownie dziewięć strzałów.
- Rozwijałem się z meczu na mecz, to coś, co zabiorę za sobą na resztę kariery. Znaleźliśmy system, który uzupełnia nas i wszyscy znaleźliśmy swój własny sposób na robienie tego, w czym jesteśmy dobrzy. Nauczyliśmy się ciężkiej pracy, gdy tracimy piłkę. Zawsze robimy to, czego oczekuje od nas trener - powiedział Trafford, którego przymierza się do Manchesteru United, a nawet roli realnego konkurenta dla Jordana Pickforda w reprezentacji Anglii. "The Clarets" swojego lidera sprzedawać nie chcą, ale, jak podaje talkSPORT, rozważą oferty przekraczające 30 milionów funtów.
Do awansu nie wystarczyłaby jednak genialna postawa Trafforda oraz bardzo dobre występy 22-letnich stoperów: Maxime'a Esteve'a oraz CJ'a Egana-Rileya - Burnley dopuściło do łącznie 105 strzałów na bramkę, to drugi najlepszy wynik w Championship - bo za bezbramkowe remisy przyznaje się tylko jeden punkt. Trzeba było strzelać, nie ma innej rady.
Ostatecznie "The Clarets" wywiązali się z tego zadania godnie, 69 zdobytych bramek przebiło tylko Leeds United. Ba! Jeden z zawodników Burnley walczył nawet o tytuł króla strzelców, który ostatecznie powędrował w ręce Joela Piroe'a. Symptomatyczne, że głównym rywalem Holendra był nie tylko napastnik Borja Sainz, ale też pomocnik. Burnley za uszy ciągnął bowiem Josh Brownhill. 29-letni Anglik nigdy w karierze nie przekroczył dwucyfrowej liczby goli. W zakończonym niedawno sezonie strzelił ich aż 18.
To właśnie Brownhill, do spółki z Traffordem, stał się największym beneficjentem stylu Parkera. Ustawiony teoretycznie w środku pola biegał wszędzie, regularnie wychodził zza pleców klasycznej "dziewiątki". Aż 29% oddanych przez niego strzałów wpadało do siatki, pod tym względem plasował się w ścisłej czołówce Championship. Zdeklasował wspomnianych Piroe (19%) oraz Sainza (15%).
- Nie mam słów. Wykonaliśmy tyle ciężkiej pracy w tym sezonie. Wielokrotnie nas skreślano, mówiono, że jesteśmy nudni. Ale my znowu to zrobiliśmy, wracamy do Premier League - cieszył się Brownhill, będący nie tylko najlepszym strzelcem, ale i drugim najlepszym asystentem w ekipie Parkera.
Burnley to nie jest drużyna piękna. To nie jest drużyna wybitna, a Parkerowi daleko do statusu wybitnego trenera. Nie ulega wątpliwości, że "The Clarets" będą jednymi z głównych kandydatów do spadku z Premier League, a ewentualne utrzymanie zostanie okrzyknięte wielkim sukcesem. Próżno jednak przejść obojętnie wobec tego, co stało się w Championship. Defensywa Burnley zapisała się w historii angielskiej piłki. Tylko tak zdeterminowane zespoły mają szansę na to, aby przetrwać w elicie.