Ojciec go bił i zakazywał gry do 14. roku życia. Później wyrósł na jednego z lepszych piłkarzy świata
Heung-Min Son to zawodnik absolutnie jedyny w swoim rodzaju. Żaden inny piłkarz z wysokiej półki nie stawał w trakcie kariery przed tyloma dylematami. Zawodowy sport czy wierność ojcu? Boiskowe występy czy służba w imię ojczyzny? Futbol czy założenie rodziny? Koreańczyk zawsze potrafi znaleźć prawidłową odpowiedź.
W ostatnim czasie 28-latek dał się poznać jako jeden z najlepszych napastników w Premier League. Gracz równy, solidny, niezwykle skuteczny, a przy tym wszystkim zawsze uśmiechnięty, pogodny. Można by powiedzieć, że prawdziwy wzór do naśladowania dla młodych adeptów. A jednak jego droga na szczyt jest wręcz niemożliwa do powtórzenia w europejskich warunkach.
Wszystko zostaje w rodzinie
Większość nastoletnich piłkarzy szkoli się w najlepszych akademiach, korzysta z porad dietetyków, trenerów personalnych i innych specjalistów. Son nie miał tak łatwo. Jego futbolowym Senseiem i jedynym szkoleniowcem przez lata był ojciec. Son Woong-Jung w przeszłości grywał zawodowo w piłkę i zapragnął skierować własną pociechę na odpowiedni tor.
Treningi po 3-4 godziny dziennie, kary cielesne, jak najmniej zajęć z piłką i całkowity zakaz gry w profesjonalnym klubie. Brzmi odpychająco? A właśnie tak wyglądały domowe przygotowania Sona do kariery. Zdaniem ojca gracza “Spurs”, dzieci w klubach się marnują, wykonują niepotrzebne zadania, rywalizują, co szkodzi ich psychice. On skupiał się na poprawieniu u swojej pociechy kondycji, wydolności, wytrzymałości. Razem wykonywali mnóstwo zadań biegowych. Na śniadanie interwały, na dobranoc sprinty. Gdy już ćwiczyli z futbolówką, chłopak musiał używać obu nóg na przemian. Dziś to procentuje, bo czasami trudno tak naprawdę określić czy skrzydłowy jest prawo- czy lewonożny.
- Często uderzałem dzieci, bo czasami to konieczność. Wiem, że Europejczycy raczej tego nie zrozumieją. W Korei to normalna praktyka - mówił Woong-Jung cytowany przez “BBC”.
Gdy Son pewnego dnia poszarpał się z bratem, usłyszał że tym razem w trakcie treningu popracują z piłką. Każdy wyczułby podtekst i nadchodzącą karę. W istocie, otóż Heung-Min musiał przez cztery godziny trzymać futbolówkę przed sobą na sztywno wyciągniętych rękach. Jak sam przyznał po latach, później widział trawę w czerwonym kolorze, bo jego oczy były tak przekrwione. Mimo spartańskiego wychowania, Son docenia narzuconą dyscyplinę i trudne lata, które go ukształtowały.
- Było ciężko, oczywiście, ale kiedy teraz o tym pomyślę, wiem że to była właściwa droga. Wiele się nauczyłem. Ojciec zawsze powtarzał, że mogę być dobrym piłkarzem, ale muszę szanować innych. Futbol to tylko nasz zawód. Poza tym jesteśmy ludźmi - mówił dla “The Guardian”.
Służba ojczyźnie
Kiedy rodzinne embargo wygasło i Koreańczyk mógł zostać zapisany do klubu, szybko przykuł uwagę klubów z Europy. Szkoła życia zaserwowana przez ojca-trenera zaprocentowała. Zwłaszcza, że Son nadal intensywnie korzystał z jego porad. Skaut Bayeru Leverkusen, Markus von Ahlen, przyznał że początkowo skrzydłowy najpierw trenował z drużyną “Aptekarzy”, a potem odbywał dodatkowe zajęcia ze swoim tatą.
- Pamiętam, że dawał mu dużo wskazówek, skupiał się na detalach, poprawie techniki, przyjęcia. Pracowali praktycznie codziennie - wspominał von Ahlen w rozmowie z “BBC”.
Wiemy, że Son prędko zrobił furorę w Bundeslidze i zapracował na transfer do Premier League, gdzie idzie mu równie dobrze, jeśli nie lepiej. Jednak jego kariera dwa lata temu stanęła pod znakiem zapytania za sprawą koreańskich przepisów. Każdy obywatel musi tam odbyć dwuletnią służbę wojskową. Tak długi okres poza grą zniszczyłby nawet najlepszych. Nie da się utrzymać formy, siedząc w koszarach. Zwolnieni z tego obowiązku są jedynie sportowcy, którzy zdobyli olimpijski medal lub, jak w przypadku piłkarzy, wygrali Igrzyska Azjatyckie. Przed dwoma laty Son pojechał na turniej, gdzie udanie zawalczył o własną przyszłość. Po zdemolowaniu Bahrajnu, Iranu, Wietnamu i Japonii udało mu się. Uniknął przymusowego ubrania munduru.
Po ostatnim gwizdku finału padł na murawę, głośno płacząc, ale w wywiadach zaprzeczał jakoby cieszył się z powodu uniknięcia służby. Nie mógł powstrzymać łez, bo wiedział, że przeszedł do historii państwa, stał się legendą, uszczęśliwił miliony mieszkańców. Dość powiedzieć, że na przełomie kwietnia i maja, gdy Premier League zamrożono z powodu apogeum pandemii, Son udał się do Korei i odbył miesięczne szkolenie. Udowodnił, że nie chce być uznany za dezertera.
Piłka ponad wszystko
Chociaż podświadomie chyba nawet on czuł, że w trakcie decydującego turnieju walczy o siebie, nie tylko dla ojczyzny. W osobistej hierarchii futbol zajmuje u niego drugie miejsce. Tuż za rodzicami, z którymi nadal mieszka w Londynie. O tym jak ważna jest dla niego kariera, najlepiej świadczy niedawna wypowiedź zawodnika “Kogutów”.
- Ojciec powiedział mi, że nie powinienem wiązać się z żadną kobietą, dopóki gram zawodowo i ja się z tym zgadzam. Kiedy się ożenisz, numerem jeden będzie twoja wybranka, dzieci, a dopiero potem piłka nożna. Kiedy masz 33 lub 34 lata możesz przejść na emeryturę i wciąż mieć sporo czasu na długie życie z rodziną - stwierdził Son.
Skrzydłowy chce osiągnąć jak najwięcej, na murawie nigdy nie odpuszcza, nie zdejmuje nogi z gazu. Zdaje sobie sprawę, że stał się przykładem dla innych, zainspirował młode pokolenie. Gdy na stadion Tottenhamu uczęszczali kibice, można było z łatwością dostrzec dziesiątki koreańskich flag, banery z jego podobizną, trykoty z nazwiskiem. Istny szał. Inni chcą go naśladować, bo to świetny gracz, ale także człowiek otwarty, pozytywnie nastawiony do całego świata.
- Czy czuję się ambasadorem mojego kraju? Oczywiście, biorę na siebie dużą odpowiedzialność. Wiem, że gdy gramy o 15:00 to w Korei jest północ. Gdy występujemy w Lidze Mistrzów, ludzie oglądają mnie w środku nocy. Chcę im się odwdzięczyć w każdym meczu - mówił 28-latek.
Kolejna okazja do zaprezentowania szerokiego wachlarzu sztuczek nadarzy się dopiero po przerwie reprezentacyjnej. Koreańczyk nie zagra z Manchesterem, bo przeciwko Brighton nabawił się drobnego urazu. Jeśli to nic poważnego, możemy być pewni, że Son zrobi wszystko, aby nadal prowadzić "Koguty" do zwycięstw. Jest urodzonym profesjonalistą, maniakiem pracy, piłkarskim wirtuozem. A robi to wszystko z uśmiechem na ustach.