Nieoczywiści bohaterowie Realu Madryt. Tego nikt się nie spodziewał. "To nie brzmi jak przepis na sukces"

Nieoczywiści bohaterowie Realu Madryt. Tego nikt się nie spodziewał. "To nie brzmi jak przepis na sukces"
charnsitr / shutterstock.com
Ależ działo się we wczorajszych ćwierćfinałach Ligi Mistrzów! Niesamowite zwroty akcji, grad bramek i dogrywka na Santiago Bernabeu, zabójczy cios w wykonaniu Villarrealu, a przy tym polskie akcenty w postaci Roberta Lewandowskiego i Szymona Marciniaka. Ostatecznie do półfinału mogły awansować jednak tylko dwie drużyny. A my wybraliśmy ich bohaterów. Nie tylko tych oczywistych.
Zacznijmy może od spotkania Real - Chelsea, bo w nim działo się znacznie więcej. Można odnieść wrażenie, że dla “Królewskich” im gorzej, tym lepiej. W dwumeczu 1/8 finału przeciwko PSG też wydawało się, że ekipa z Madrytu jest już jedną nogą za burtą, a rywale mają wszystko pod kontrolą. Ale wystarczył moment. Jedna akcja. Złapanie wiatru w żagle. I po chwili Real zamienił się w maszynę, która zmiotła z powierzchni ziemi naszpikowaną gwiazdami drużynę ze stolicy Francji
Dalsza część tekstu pod wideo
Teraz było podobnie. Chociaż Real przywiózł solidną zaliczkę z Londynu, pokonując Chelsea na jej stadionie 3:1, wczoraj przez bardzo długi czas był dla rywali tylko tłem. “The Blues” nie tylko odrobili straty, doprowadzając do wyniku 3:3 w dwumeczu, ale jeszcze w 75. minucie zadali cios, który w tamtym momencie dawał im awans. Było 3:0. A wspomnieć trzeba też o nieuznanym golu Marcosa Alonso.
Real był na łopatkach. I wtedy znów, parafrazując pewne powiedzenie, okazało się, że wszyscy grają w piłkę, a na końcu i tak wygrywa Real Madryt. “Królewscy” doprowadzili do dogrywki, a w niej zagrali jak banda profesorów. Strzelili decydującego gola i kontrolowali sytuację. No dobra, ale kogo można faktycznie uznać za bohatera madryckiej drużyny?

Bohaterowie Realu

Najkrócej byłoby napisać - cała drużyna. Po takim wyczynie raczej nie szuka się ofiar. Ale, co tu ukrywać, niektórzy dali wczoraj Realowi znacznie więcej. Zacząć możemy raczej od tych dość oczywistych nazwisk. Karim Benzema znów pokazał, że jest w życiowej formie. W pierwszej odsłonie dwumeczu ustrzelił hat-tricka, a wczoraj, choć długo czekał na swój moment, pojawił się w kluczowej chwili. Idealnie wykorzystał świetne dośrodkowanie Viniciusa i strzelił decydującego gola w dogrywce. W tej edycji Champions League ma już 12 bramek (jedną mniej niż Lewandowski) i jeszcze przynajmniej dwa mecze do rozegrania. Pachnie tu Złotą Piłką.
Drugi dość oczywisty bohater? Luka Modrić. Chorwat jest po prostu niewiarygodny. 36 lat na karku i taka forma… Chwalimy go praktycznie co mecz. Tym razem błysk geniuszu pomocnika “Królewskich” zobaczyliśmy przede wszystkim przy podaniu do Rodrygo, które dało Realowi arcyważne trafienie na 1:3.
Benzema i Modrić pochwaleni - klasyczna robota zrobiona. Teraz przejść musimy jednak do bohaterów dość nieoczywistych. Real całą dogrywkę (i końcówkę spotkania) rozgrywał bowiem linią defensywną w składzie Lucas Vazquez - Dani Carvajal - David Alaba - Marcelo. Musicie przyznać, że nie brzmi to jak przepis na sukces. Brazylijczyk lata świetności ma już dawno za sobą, Carvajal musiał grać na nienaturalnej dla siebie pozycji, a i Lucas Vazquez nie jest raczej ostoją tego zespołu. Cała czwórka jednak nie zawiodła. Chelsea w dogrywce nie potrafiła stworzyć już wielkiego zagrożenia.
Bohaterem jest więc w tym przypadku także szkoleniowiec Realu, Carlo Ancelotti. To on z tych dość popękanych klocków, które miał, potrafił złożyć w końcówce zwycięski zespół. No i w odpowiednim momencie wpuścił na murawę Rodrygo, strzelca gola dającego dogrywkę. Brazylijczyk podczas meczu w Londynie nawet nie podniósł się z ławki, a tu zrobił kluczową robotę. To jego pierwszy gol dla Realu od października. Wstrzelił się w idealnym momencie. A menedżer zespołu pokazał, że ma nosa.
Kapitalną zmianę dał też zresztą wprowadzony z ławki Eduardo Camavinga. To on zaliczył przechwyt, po którym Vinicius asystował Benzemie.

Bohaterowie Villarrealu

W drugim spotkaniu nie było aż tylu bramek i tylu emocji, co nie oznacza, że wiało nudą. Villarreal przyjechał do Monachium bronić jednobramkowej zaliczki z pierwszego spotkania i grał naprawdę bardzo mądrze. A musiał robić to przeciwko drużynie, która w tej edycji Ligi Mistrzów mecze u siebie kończyła zwycięstwami 7:1, 3:0, 5:0 i 5:2. W pierwszej połowie “Die Roten” stworzyli sobie tak naprawdę tylko jedną niezłą okazję. “Żółta Łódź Podwodna” nie pozwalała na wiele.
W końcu jednak gospodarze dopięli swego. Odbiór na połowie rywala, świetna piłka Muellera do Lewandowskiego i zrobiło się 1:0. Taki wynik oznaczał dogrywkę, ale mogło się wydawać, że teraz Bayern pójdzie już za ciosem. Tymczasem owy cios niespodziewanie zadali w samej końcówce goście. Kontrę rozpoczął niezawodny Dani Parejo, a chwilę później Gerard Moreno idealnie zagrał do Samuela Chukwueze, który pewnym strzałem pokonał Neuera. Pochwalić trzeba całą wspomnianą trójkę, bo rozegrali wszystko idealnie, w tempo.
Nagrodę dla MVP meczu zgarnął jednak, całkowicie zasłużenie, ktoś inny. 37-letni Raul Albiol. Weteran miał wczoraj piekielnie trudne zadanie, bo musiał rywalizować z Robertem Lewandowskim, ale napsuł Polakowi dużo krwi. Pojedynki obu Panów były na tyle zażarte, że “Lewy” kończył mecz z kartką, a i po niej między napastnikiem Bayernu i obrońcą Villarrealu mocno iskrzyło.
Nie byłoby jednak ogromnego sukcesu Villarrealu, gdyby nie główny architekt. To Unai Emery z grona piłkarzy dobrych, ale nie topowych, potrafił zrobić zespół, który jest o krok od wielkiego finału Ligi Mistrzów. Hiszpan kapitalnie rozpracował Bayern. Potrafił zneutralizować jego mocne strony. Wczoraj znakomicie trafił też ze zmianą Chukwueze, bo 22-latek decydującego gola strzelił cztery minuty po wejściu na murawę.
Pucharowe wyczyny Emery’ego robią wrażenie. W tej edycji Champions League ekipa prowadzona przez 50-latka wyeliminowała już Juventus i Bayern. Wcześniej w finale Ligi Europy ograła Manchester United, a w półfinale Arsenal. Wiemy zresztą, że jeszcze w czasach prowadzenia Sevilli hiszpański szkoleniowiec osiągał kapitalne wyniki w europejskich pucharach. Pokonywał faworytów. Tu nie ma żadnego przypadku.
***
Teraz Real i Villarreal czekają na półfinałowych rywali, których poznamy już dziś. “Królewscy” o awans do wielkiego finału powalczą z wygranym pary Manchester City - Atletico Madryt. “Żółta Łódź Podwodna” zmierzy się z triumfatorem rywalizacji Liverpool - Benfica.

Przeczytaj również