Najgorszy transfer sezonu w Ekstraklasie? "To absolutny niewypał"

Najgorszy transfer sezonu w Ekstraklasie? "To absolutny niewypał"
Marcin Bulanda / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan PiekutowskiDzisiaj · 06:03
Polskie kluby porządziły w letnim okienku, łącznie wydały przeszło 39 milionów euro. Rekordy pobiły między innymi Widzew, Legia czy też GKS. Ale ile było w tym jakości? No cóż, często niewiele, bo zestawienie najgorszych transferów pełne jest tych, którzy mieli rzucić na kolana.
W poniższym tekście zebraliśmy dziesięć najgorszych transferów do Ekstraklasy. Słowo "najgorszy" jest przy tym pojemne, bo obejmuje między innymi zawodników, którzy nie sprostali oczekiwaniom związanym z ich wcześniejszymi występami, ale też kwotą samej transakcji. Nie chodziło o to, aby tylko pastwić się nad piłkarzami ogólnie słabymi, lecz podkreślić najbardziej rozczarowujących. A na brak takich przypadków narzekać nie można. Wiele polskich drużyn położyło letnie okienko, znacznie przepłaciło.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przy ocenie transferów wzięliśmy pod uwagę wyłącznie ekstraklasowe występy zawodników. Do dziesiątki nie zdołał załapać się każdy, dlatego zaczniemy od listy rezerwowej.
Lista rezerwowa: Alex Cantero, AZ Jackson, Yuki Kobayashi, Kamil Jóźwiak (Jagiellonia), Mariusz Fornalczyk (Widzew), Damian Szymański, Arkadiusz Reca (Legia), Maciej Rosołek (GKS Katowice), Maksymilian Pingot (Górnik Zabrze), Vladimir Nikolov (Korona).
Piłkarzy uszeregowano alfabetycznie.

Yannick Agnero (Halmstads BK -> Lech Poznań)

Nie będę odsądzał Iworyjczyka od czci i wiary, to jeszcze młody piłkarz, a w ostatnich spotkaniach grał lepiej, niewykluczone, że coś jeszcze z niego będzie. Szkopuł w tym, że tak nisko zawieszona poprzeczka oczekiwań nie powinna kosztować dwóch milionów euro. Obecnie Agnero nie dał żadnego argumentu, aby uzasadnić przytoczoną kwotę. W Ekstraklasie strzelił tylko jednego gola, w tym momencie trudno tu upatrywać następcy Mikaela Ishaka.

Samuel Akere (Botew -> Widzew Łódź)

Widzew nie zaliczył szczególnie udanego okienka, ale o ile kilku zawodników - w tym Mariusza Fornalczyka - można jeszcze jakoś bronić, o tyle Akere do tej kategorii się nie łapie. Nigeryjczyk zaczął sezon w wyjściowym składzie, ale później jego rola malała. Pierwszego i jedynego gola w Ekstraklasie strzelił już jako zmiennik, i chociaż później na moment wrócił do pierwszej "jedenastki", to obecnie znów jest poza głównym obiegiem. W trzech spotkaniach z rzędu nawet nie podniósł się z ławki, chociaż Widzew dwukrotnie gonił wynik. Sprowadzony za 600 tysięcy euro piłkarz przegrywa rywalizację z Angelem Baeną i trudno się dziwić, bo jakości wnosi mniej niż Hiszpan.

Mileta Rajović (Watford -> Legia Warszawa)

Najbardziej oczywisty z możliwych typów. Rekordowy transfer całej Ekstraklasy i absolutny niewypał. Po meczu z Piastem (0:1) Rafał Augustyniak przekonywał, że Duńczykowi ciąży ostra krytyka, ale to nie tak, że spadła niezasłużenie. Rajović, nawet jeśli dochodzi do sytuacji, to je marnuje. Przegrywa pojedynki fizyczne, a doskonałe warunki nie pomagają też w wykorzystywaniu dośrodkowań (inna sprawa, że Legia ma problem z ich skutecznością). Wielokrotnie stanowi ciało obce, błąka się po boisku. Bardzo kosztowny błąd.

Robert Gumny (Augsburg -> Lech Poznań)

Sprowadzenie (byłego) reprezentanta Polski do ojczyzny było obarczone pewnym ryzykiem, ale prawy obrońca i tak rozczarował swoją grą. W większości przypadków jego występy były elektryczne, niepewne. Gumny nie dawał żadnej gwarancji zabezpieczenia prawej strony. W dodatku 27-latek miewał problemy ze zdrowiem, co skutecznie odepchnęło go od pierwszego składu Lecha. Niels Frederiksen woli stawiać na Joela Pereirę, tym bardziej, że na lewej flance rozgościł się Michał Gurgul. W wypadku Gumnego trudno zaś spodziewać się, aby z tej mąki miało coś jeszcze wyjść.

Joao Moutinho (Spezia -> Lech Poznań)

Moutinho sprowadzono z myślą o byciu "starterem" Lecha, ale Portugalczyk długo nie cieszył się tym mianem. Lewy obrońca, podobnie jak Mateusz Skrzypczak, czyli inny defensor, spuścił z tonu po przeprowadzce na Bułgarską. Źle prezentował się nie tylko w Ekstraklasie, ale też europejskich pucharach. Finalnie Frederiksen przesunął w hierarchii wspomnianego już Gurgula, a "Kolejorz" tylko na tym skorzystał. Polak prezentuje się znacznie lepiej niż Moutinho, nieco uspokoił tę stronę defensywy, a także wprowadził do niej trochę kreatywności. Nie bez powodu Portugalczyk uzbierał raptem 35% możliwych minut w lidze.

Jose Pozo (Śląsk Wrocław -> Pogoń Szczecin)

Mówiono, że to nie jest piłkarz na dynamiczne granie. Że w Śląsku miewał przebłyski, ale niekoniecznie takie, aby faktycznie wyróżniać się w Ekstraklasie. Pogoń te wątpliwości zbagatelizowała i ostatecznie kupiła Hiszpana. Nie zaryzykowała zbyt mocno, suma transferu była raczej symboliczna, ale to niewielkie rozgrzeszenie wobec poziomu prezentowanego przez Pozo. Kilku nowych zawodników "Dumy Pomorza" też nie rzuca na kolana, lecz oni przynajmniej odgrywają jakąś rolę w zespole. 29-latek zaś w ostatnich 13 spotkaniach tylko dwukrotnie zameldował się w pierwszym składzie. Mówi się, że doświadczony pomocnik może odejść już zimą i, biorąc pod uwagę jego braki w defensywie, chyba nikt nie będzie zaskoczony.

Louka Prip (Konyaspor -> Jagiellonia)

Jagiellonia położyła letnie okienko, widać to po długiej liście zawodników wyróżnionych w tym zestawieniu, ale do ścisłej czołówki rozczarowań zakwalifikowany został właśnie Prip. W dużej mierze dlatego, że w Duńczyku pokładano spore nadzieje, a już po czterech spotkaniach stwierdzono, że raczej niesłusznie. Ostatnio temat odpuszczono właściwie całkowicie. W sześciu ostatnich meczach skrzydłowy rozegrał minutę, raz nawet nie załapał się do kadry meczowej. Zupełnie nie widać, że 28-latek ma spore doświadczenie w lidze tureckiej i duńskiej, gdy już gra, to zazwyczaj bardzo słabo. Stanowi regres względem Mikiego Villara albo takiego Kristoffera Hansena, nawet pod względem zaangażowania w obronę własnej bramki.

Imad Rondić (FC Koeln -> Raków Częstochowa)

Rondiciowi żarło w Widzewie, ale gdy łodzianie sprzedawali go za 1,5 mln euro do FC Koeln, to należało bić brawa. Niemiecki klub wykosztował się na dość ograniczonego zawodnika (pisaliśmy o tym TUTAJ). Bośniak za zachodnią granicą sobie zupełnie nie poradził, dlatego bez żalu oddano go do innego klubu. Rozczarowaniem, że nabrał się ktokolwiek z Polski, a takiemu Rakowowi to już zwyczajnie nie przystoi. Rondić otrzymywał swoje szanse, ale nic z nich nie wynikało. Wystąpił w dziesięciu spotkaniach Ekstraklasy, nie strzelił żadnego gola, natomiast zapracował na zawieszenie ze względu na liczbę żółtych kartek.

Noah Weisshaupt (Freiburg -> Legia Warszawa)

Jedyny niemiecki transfer duetu Michał Żewłakow - Fredi Bobić i jaki strzał! Prosto w kolano. Weisshaupt zbiera fatalne opinie, a przecież trudno go rzetelnie rozliczyć, bo gość zwyczajnie nie gra. Raptem siedem spotkań w Ekstraklasie (jedna asysta), w sześciu ostatnich meczach nie wstał z ławki, w czego w aż połowie nawet nie załapał się do kadry. 24-latek nie zapracował na zaufanie żadnego z trenerów Legii, a przecież stołeczni nie mogą narzekać na kłopot bogactwa i doskonałą formę wszystkich zawodników. A jednak na Weisshaupta nie ma miejsca, przegrywa rywalizację w drużynie pogrążonej w historycznym kryzysie. Czasami nie trzeba wybiegać na boisko, aby otrzymać określoną laurkę.

Andi Zeqiri (Genk -> Widzew Łódź)

Kończymy z przytupem. Zeqiri dał Widzewowi życie w Pucharze Polski, ale tutaj rozliczamy za Ekstraklasę, gdzie Szwajcar niezmiennie nie porywa. Na przełamanie czekał do swojego dziesiątego ligowego meczu, jednak po starciu z Piastem nie poszedł za ciosem, znów wypadł przeciętnie. Niemniej, powoli widać, że się aklimatyzuje, że w przyszłości Widzew coś jeszcze może z niego wyciągnąć. To wszystko obarczone jest sporą dozą wątpliwości, bo przecież łodzianie wydali na napastnika dwa miliony euro, a do tego zaproponowali rekordową pensję. Z 26-latkiem jest więc podobnie jak z opisanym na początku Agnero - przyszłość to jedno, ale na ten moment taka transakcja się zwyczajnie nie broni.

Przeczytaj również