Oto wygrany w reprezentacji Polski. Wreszcie dowiózł, dawał jakość. Na to czekaliśmy
Niewielu piłkarzy może zapisać sobie na plus wrześniowe zgrupowanie reprezentacji Polski. Ale on tak. Sebastian Szymański wreszcie przeniósł formę z klubu na kadrę. Odwieczna dyskusja może iść do kosza.
Wreszcie rozegrał dwa mecze w podstawowym składzie reprezentacji z rzędu. I w obu należał do najlepszych piłkarzy biało-czerwonych. Długo czekaliśmy, ale wygląda na to, że Sebastian Szymański został i pozostanie fundamentalnym punktem kadry.
Inny piłkarz
Latami z dużą krytyką za grę w narodowych barwach musiał liczyć się Piotr Zieliński. Na wieloletnią gwiazdę Napoli narzekano, że nie potrafi przenieść świetnej formy z klubu na reprezentację Polski. Gdy “Zielu” zamknął tę dyskusję dobrymi występami i przejęciem roli jednego z liderów, jego miejsce na świeczniku opinii publicznej niejako zajął Szymański. To on w ostatnich latach chyba najczęściej słyszał, że gdy zakłada koszulkę z orzełkiem na piersi, nie jest tym samym piłkarzem, który błyszczy na co dzień w klubie. A przecież apetyty rozbudził jeszcze w barwach Dynama Moskwa. W kadrze zaś zadebiutował świeżo po transferze do Rosji, za Jerzego Brzęczka, kończąc eliminacje do EURO 2020 jako podstawowy zawodnik, co niewielu może pamiętać. Strzelił nawet bramkę w ostatnim meczu kwalifikacji, wygranym 3:2 ze Słowenią.
(Pierwszy okres gry Szymańskiego w kadrze, źródło: Transfermarkt)
Dziś Szymański ma już 37 występów w reprezentacji. Przed właśnie zakończonym zgrupowaniem miał ich 35. Wśród tych 35 - z ręką na sercu - takich, w których w pełni przekonywał, moglibyśmy pewnie wymienić na palcach jednej ręki. Przypomina się baraż ze Szwecją z 2022 r., gdy po ostatnim gwizdku chwalili go Robert Lewandowski i Czesław Michniewicz. To były jednak tylko przebłyski, Szymański, mimo że zachwycał w kolejnych klubach, nigdy na dobre nie stał się reprezentantem pełną gębą, nienaruszalnym elementem drugiej linii, na którego w ciemno można postawić, wiedząc, że nie zawiedzie. Nawet na mundialu w Katarze Michniewicz odesłał go na ławkę po inauguracji z Meksykiem.
- Pomocnik Feyenoordu dał od siebie za mało w ofensywie. Walczył, pokazywał się w pressingu, ale momentami brakowało mu odwagi i spokoju, dojrzałości, którą przecież imponuje w klubie. Przeciętny występ, poniżej oczekiwań - pisaliśmy wówczas, oceniając występ Szymańskiego na “czwórkę” w skali 1-10. Z Arabią Saudyjską i Argentyną pomocnik nie dostał ani minuty, wrócił dopiero na Francję.
(Sebastian Szymański w kadrze w 2022 r., źródło: Transfermarkt)
Za mało, za mało
Po Francji aż do dziś Szymański zagrał we wszystkich meczach kadry oprócz jednego. Czasami jako podstawowy piłkarz, czasami jako zmiennik w krótszym czy dłuższym wymiarze minut. U Michała Probierza zaczął w pierwszej jedenastce, ale następnie z Czechami oraz obu spotkaniach barażowych jedynie wchodził z ławki. Zagrał kolejno: 4, 18 i 19 minut. Nie pełnił kluczowej roli. Selekcjonera przekonał do siebie czerwcowymi sparingami, gdy zagrał przyzwoicie z Ukrainą i dał bardzo dobrą zmianę przeciwko Turcji. Wydawało się, że coś drgnęło. EURO rozpoczął w wyjściowym składzie. Kroku naprzód jednak znowu nie zrobił. Z Holandią zszedł już w przerwie.
- Maksymalnie przyzwoicie, ale można i należało oczekiwać od Szymańskiego więcej. Tak, robił momentami robotę w pressingu plus to na nim Holendrzy złapali żółtą kartkę, potrafił pokazać się w małej grze, jednak zbyt często był schowany, nijaki. Zdjęty w przerwie - pisaliśmy w pomeczowych ocenach.
Z Austrią Szymański nie podniósł się z ławki. To właśnie ten jedyny mecz bez choćby minuty od Francji w Katarze. Z “Trójkolorowymi” w Niemczech Szymański wrócił do składu, a mocno “piłkarski” środek pola z nim, Urbańskim, Moderem i Zielińskim wyglądał nieźle.
- Sytuacja podobna, co z Nicolą Zalewskim. Bardzo dobra pierwsza połowa - to podanie do Lewandowskiego! - ale druga już znacznie gorsza. Niemniej "Szymek" był z Francją naprawdę aktywny, chociaż każdy wciąż liczy na więcej - oceniliśmy.
(Sebastian Szymański w kadrze za kadencji Michała Probierza, źródło: Transfermarkt)
“Każdy wciąż liczy na więcej” - to zdanie świetnie podsumowuje reprezentacyjny rozdział Szymańskiego od debiutu do EURO 2024. Czekaliśmy, aż czołowy piłkarz trzech solidnych klubów - Dynama, Feyenoordu i Fenerbahce - wreszcie wyjdzie w kadrze poza ramy przeciętności czy przyzwoitości, bo mimo dużych umiejętności robił to zbyt rzadko.
Wygląda na to, że się doczekaliśmy.
Wygrany
Szymański był bowiem jednym z nielicznych piłkarzy, którzy w obu wrześniowych meczach wypadli na plus. Zacznijmy od tego, że pomocnik dwukrotnie pojawił się na boisku od pierwszej minuty. Dostał kredyt zaufania ze Szkocją i w pełni go wykorzystał, naturalnie więc obronił miejsce w jedenastce na Chorwację. Efekt? Dziś nikt nie forsuje dyskusji o tym, dlaczego 25-latek nie przekłada formy klubowej na reprezentacyjną. Słusznie, bo wreszcie ujrzeliśmy tę lepszą wersję zawodnika Fenerbahce. Można odnieść wrażenie, że relatywnie dość niewiele się o nim mówi. Jakby jego solidność w kadrze była czymś normalnym. A nie była. Zapracował jednak na uznanie. Warto docenić jakość, którą dał drużynie w minionych spotkaniach.
W Glasgow nie tylko strzelił fantastycznego gola na 1:0 i był o włos od drugiej, jeszcze ładniejszej bramki. Poza Zalewskim stanowił najsilniejszy punkt biało-czerwonych.
Szukał gry, potrafił zaimponować techniką, dobrym podaniem, dokładnością. Wygrał sześć z siedmiu pojedynków, wykonał kawał rzetelnej roboty w środku pola. Po ostatnim gwizdku umieściliśmy go w gronie największych wygranych tego meczu wśród reprezentantów Polski.
- Selekcjoner posłał go w bój od pierwszej minuty i nie pożałował. Szymański nie tylko strzelił pięknego gola na 1:0, ale tez po prostu prezentował się bardzo solidnie. Jego notowania w reprezentacji, do tej pory dość niepewne, na pewno wyraźnie urosły.
Urosły, bo Michał Probierz bez cienia wątpliwości postawił na niego w Osijeku. Szymański nie zagrał tak dobrze, jak w Szkocji, ale i tak był najlepszy z kwartetu pomocników. Bardzo pożyteczny, znów aktywny i skuteczny w pressingu, imponujący w odbiorze, których miał najwięcej obok Pawła Dawidowicza. Wygrał osiem z 12 pojedynków, sprawiał problemy Chorwatom, którzy właśnie na nim złapali dwie żółte kartki. Okej, może zabrakło fajerwerków z przodu, natomiast cała ofensywa “leżała”, systemowo. 25-latek zasłużył, by postawić przy jego nazwisku plusik.
Szymański sporo na tym zgrupowaniu wygrał, bo wysłał jasny sygnał, że może być pewniakiem w kadrze. Ważnym, wpływowym elementem drugiej linii i całego zespołu. Myśląc naprzód o składzie na kolejne mecze Ligi Narodów, przy kilku pozycjach nie brakuje wątpliwości. Ale o pomocnika Fenerbahce wreszcie nie trzeba się martwić.
- Szkoda, że mamy tylko jednego Sebastiana Szymańskiego. Gdybym miał dwóch, grałbym dwoma. Gdybym miał trzech, grałbym trzeba - zachwycał się ostatnio Jose Mourinho.
Niech kariera “Szymka” w reprezentacji zmierza ku temu, by podobne słowa mógł zaraz wypowiedzieć Michał Probierz. Ostatnie dwa występy dały nam dużą dawkę optymizmu.