Panie prezesie, po co? Niepotrzebna telenowela PZPN, po drodze opary absurdu

Panie prezesie, po co? Niepotrzebna telenowela PZPN, po drodze opary absurdu
Marcin Karczewski / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz HawrotDzisiaj · 10:00
Maciej Skorża nie dał się przekonać i nie poprowadzi reprezentacji Polski. Pierwszą część medialnego serialu Cezarego Kuleszy mamy za sobą. Pozostaje mieć nadzieję, że kolejny odcinek doprowadzi nas do końca telenoweli, którą prezes PZPN właściwie mógłby sobie odpuścić.
11 czerwca, jeszcze zanim Michał Probierz dzień później podał się do dymisji, ruszyła medialna giełda nazwisk jego następcy. Nazwisko Macieja Skorży przewijało się w dyskusjach, natomiast mój redakcyjny kolega Dawid Dobrasz od razu wylał na rozgrzane głowy wiadro zimnej wody.
Dalsza część tekstu pod wideo
- Maciej Skorża selekcjonerem? Nie, nie i długo, długo nie. Moim zdaniem w ogóle nie byłby w tym momencie zainteresowany pracą w reprezentacji Polski - mówił. - Od jego najbliższych współpracowników słyszałem, że nie ma ochoty pracować z obecnym PZPN. Poza tym teraz jego Urawa przystąpi do rywalizacji w Klubowych Mistrzostwach Świata i na tym się skupia. Zakładam, że tam coś pozytywnego się może wydarzyć, a jak się nie wydarzy, to będzie szukał szczęścia gdzie indziej



Dziennikarz Meczyki.pl trafił w sam środek tarczy - równo dwa tygodnie później, zgodnie z przewidywaniami, trener Skorża oficjalnie odmówił PZPN-owi. Najlepszy z rodzimych kandydatów nie dał się przekonać mimo rozmów z Cezarym Kuleszą i jego otoczeniem. Wybrał kontynuację misji w Japonii. Zdziwiony nie jestem - funkcja zaszczytna, tyle że swoją rolę odgrywają tutaj kwestia prywatne, ponadto ani ten pociąg mu nie odjedzie (ma tylko 53 lata), ani nie jest to najlepszy moment na przejęcie kadry, rozbitej i z nieprofesjonalną federacją nad głową.
Niemniej, zdecydowanie można żałować, że taki fachowiec nie obejmie reprezentacji Polski. Pozostaje pytanie - co teraz? Jaki jest plan prezesa PZPN i czy dotychczasowy medialny serial był potrzebny? Związek wprost zakomunikował, że to właśnie trener Urawy stał na szczycie listy kandydatów. Tym samym każdy, kto teraz zostanie wybrany, rozpocznie pracę z łatką rezerwowego, który dostał życiową szansę, bo faworyt odmówił. Niby drobiazg, ale mam też jasne wrażenie, że bez tournee wypowiedzi Cezarego Kuleszy dla różnych mediów, proces wyboru selekcjonera na niczym by nie stracił. A tak to niemal dzień w dzień szef polskiej piłki rzucał kolejne informacje, byleby było głośno. Mniej więcej takie: "Rozmawiamy z kandydatami", "Na liście są ten, ten i ten", "Ten to bardzo ciekawy kandydat, tamten nie", "Zgłosił się znany trener X", "Czekamy na decyzję Skorży, jest numerem jeden", "Działamy dwutorowo, trzytorowo" itp. Panie prezesie, po co? Nie lepiej było w spokoju negocjować i z Maciejem Skorżą, i z opcjami rezerwowymi?
Trudno odbierać ostatnie kilkanaście dni inaczej niż de facto raczej bezcelowa dla sprawy gra, mająca na celu nie więcej niż pokazanie władzy i trzymanie kontroli nad sytuacją. Doceniamy otwarcie na media, ale czasem co za dużo, to niezdrowo, szczególnie jeśli kolejne salwy słów niewiele wnoszą.
A po drodze były też wypowiedzi co najmniej niefortunne. Na biurku wylądowała oferta zatrudnienia Garetha Southgate’a. Nie skupiam się na tym, czy byłaby to właściwa kandydatura, czy nie, ale reakcja prezesa mogła zaniepokoić.
- Dostaliśmy ofertę zatrudnienia Garetha Southgate'a, ale musimy pamiętać o podstawowej kwestii: żaden zagraniczny trener nie da nam gwarancji, że awansujemy na mistrzostwa świata. Gdyby dał nam taką gwarancję, zatrudniam go od razu - mówił Przeglądowi Sportowemu. - (...) Wyciągnąłem pewne wnioski ze współpracy z Fernando Santosem. Trzeba po prostu pamiętać, że trener nawet z największym nazwiskiem nie daje gwarancji sukcesu i trzeba uwzględnić znacznie więcej kryteriów niż tylko imponujące CV - dodawał, podkreślając, że kluczowym kryterium przy zatrudnieniu jest znajomość polskich piłkarzy.
Porównywanie Anglika do Portugalczyka to wielopoziomowy absurd, a poza tym polski trener też nie da żadnej gwarancji awansu na mistrzostwa świata. A nacisk na znajomość piłkarzy to komunikat, że znów patrzymy krótkowzrocznie, bo mało czasu, bo zaraz wrzesień i kolejne mecze eliminacyjne. To błąd. Nie namawiam do zakontraktowania byle kogo zagranicznego z dużym nazwiskiem, absolutnie, nie w tym rzecz. Niemniej, warto przypomnieć: obecna sytuacja wzięła się w dużej mierze z niekompetencji PZPN. Santos i Probierz nie zatrudnili się sami. Obecnego pożaru i szukaniu trenera w popłochu można było uniknąć, gdyby polską piłką rządziły kompetentne osoby. A jak już pożar jest, to nie trzeba go gasić patrząc wyłącznie na kilka miesięcy naprzód.
A tak znów jest casting, znów jest medialny serial, brak jasnej, spójnej komunikacji i żonglowanie nazwiskami. Kto został na placu boju? Jeśli wierzyć prezesowi, PZPN był przygotowany na odmowę Skorży i prowadzi negocjacje z innymi trenerami. Po drodze padały nazwiska obcokrajowców, doskonale znanych z Ekstraklasy Nenada Bjelicy czy Kosty Runjaicia (czyli znajomość piłkarzy = przeszłość w lidze, z której mało kto trafia do kadry?). W wyliczance prezesa znalazło się miejsce dla Jana Urbana czy Jacka Magiery, byłych selekcjonerów Adama Nawałki i Jerzego Brzęczka (z Łukaszem Piszcziem u boku).
Według mnie z dostępnych nazwisk to właśnie Urban byłby w obecnej, trudnej sytuacji najrozsądniejszym wyborem, po ciężkostrawnych czasach Michała Probierza. Zobaczymy, co na to Cezary Kulesza, który pokazał w przeszłości, że do samej mety potrafi doprowadzić przynajmniej dwóch kandydatów.
Grunt, by procesu wyboru selekcjonera nie przeciągać na siłę (szczególnie mając na stole rodzime kandydatury), a przynajmniej darować sobie kolejne odcinki tej telenoweli. "Po czynach ich poznacie" - choć patrząc na dwa ostatnie wybory, tych czynów, tego wyboru można się obawiać.

Przeczytaj również