Papszun w Legii przed nietypową misją. To będzie konkretne zadanie

O przeciągającej się sadze z Markiem Papszunem w roli głównej, a także wątpliwościach dotyczących nagłego "transferu" trenera z jednego do drugiego klubu - pisze Janusz Basałaj w kolejnym odcinku cyklu na Meczyki.pl.
Kroniki Piłkarskie Janusza Basałaja to zbiór felietonów, w których doświadczony dziennikarz Meczyki.pl komentuje bieżące wydarzenia ze świata futbolu.
Operacja "Papszun w Legii" ma się dobrze i jak powiadają starzy prokuratorzy, prezentuje tendencje rozwojowe. Doniesienia, plotki, sugestie i niedyskrecje. Wszystko jest w tej sprawie ciekawe i karmi kibiców przede wszystkim Legii, a także biednych fanów Rakowa, którzy ledwie kilka lat temu uwierzyli, że stolica polskiego futbolu może być proklamowana pod Jasną Górą. Ci z Łazienkowskiej porażeni od tygodnia niemocą swej jedenastki czekają na Marka Papszuna jak na proroka i zbawcę. Michał Świerczewski – właściciel i jedyny dobrodziej Rakowa zżyma się i zdaje się być obrażony i porażony niewdzięcznością swego trenera, który koniecznie chce do Legii…
Nie czas i miejsce, by roztrząsać kwestię, kto bardziej zasłużył się dla zbudowania potęgi Rakowa. Ofiarny i pomysłowy właściciel czy charyzmatyczny trener? Mi się wydaje – jak mawiał nieoceniony Kazimierz Górski – siłą częstochowskiego klubu był (choć już chyba nie jest…) duet wyżej wymienionych dwóch panów. A fakt, że po chyba siedmiu latach drogi się rozchodzą, trzeba przyjąć ze zrozumieniem. I tylko wypada podziwiać zawodowstwo i spokój szatni Rakowa, która mając jeszcze przez chwilę tego trenera, w dwóch ostatnich meczach strzeliła osiem goli, inkasując punkty w Ekstraklasie i Lidze Konferencji. Legia, do czego się niebezpiecznie przyzwyczaja, przegrywa co się da i jak się da, oczekując na Papszuna-ratownika.
Czy przejście trenera w trakcie sezonu z klubu do klubu (pomijając przerwę w rozgrywkach) to nie jest problem formalny bądź hmm… etyczny? Proszę nie rechotać i szydzić z kwestii etycznych i moralnych, bo przecież polska piłka już dawno obrosła w piórka cynizmu i wyrachowania. Tak patrzył na to między innymi ostatni romantyk naszego futbolu Andrzej Strejlau. Niezwykle zasłużony trener, były selekcjoner kadry narodowej, zawsze odważnie głosił swe opinie i chyba w końcu wylobbował zakaz zmiany klubów przez trenerów w trakcie trwania rundy rozgrywek.
Strejlau z płomienną swadą przekonywał, że wielką krzywdą i podłością jest zwalniać trenera, który np. przegra pięć meczów z rzędu i niebezpiecznie przybliży drużynie strefę spadkową. Argumenty pana Andrzeja opierały się na wierze w fachowość szkoleniowca, który po piątej porażce np. się podniesie i zacznie seryjnie wygrywać. Więc po co zwalniać bidulę, skoro nadejdzie jego czas w bliżej nieokreślonej przyszłości? W gospodarce wolnorynkowej, która ponad 30 lat temu dotarła do naszej piłki, to stało się nie do pomyślenia: przegrywasz – nie ma cię… Ale żeby iść od razu do innego klubu? Co to, to nie… Czekaj do przerwy zimowej/letniej!
Były selekcjoner nie znosił też tzw. trenerów strażaków, którzy przychodzą do klubu w potrzebie i różnymi oryginalnymi metodami nagle zaczynają wygrywać… O metodach z litości nie chcę wspominać… Zasada czy przepis w końcu została zmieniona przez PZPN i dziś można zacząć sezon w Rakowie, a dokończyć go na ławce trenerskiej w Legii. Ba! Tuż po kolejce ligowej można zmienić robotę w tej samej klasie rozgrywkowej. Warto też wiedzieć i przypominać, że zwalniani nagle szkoleniowcy są chronieni różnymi zapisami kontraktów z klubami, w których pracodawca, jeśli wywali takiego mistrza taktyki i mobilizacji na zbity pysk, musi mu jeszcze płacić pensję np. w przez pół roku. Oprócz niewątpliwej krzywdy moralnej taki nieszczęśnik ma za co żyć (całkiem nieźle) i może szukać nowej roboty.
Jak świat światem i gospodarka wolnorynkowa gospodarką wolnorynkową, trwa wojna o ludzi i wykradanie ich z firmy do innej. Liczy się sukces i zysk. Dlaczego ma być inaczej w piłce ligowej? Dziś całujesz herb Rakowa na koszulce, jutro na pierwszej konferencji prasowej na Łazienkowskiej możesz zgrabnie ułożyć palce w "elkę". I nikomu to już chyba nie przeszkodzi. Na argumenty i sprzeciw zwolenników równych szans i zasad fair play nastąpi zgodne wzruszenie ramion i szyderczy śmiech. I tylko właściciel Rakowa - pan Świerczewski - może zażądać od nowego pracodawcy trenera Marka milion, a może półtora miliona euro (wiem, że to nieprofesjonalne ale opieram się na niesprawdzonych informacjach, czyli plotkach), by wyraził zgodę na odejście za porozumieniem stron. Odpadają też uwagi natury sportowego, równego współzawodnictwa, że przechodzisz do bezpośredniego rywala w walce o mistrzostwo Polski. Może i Raków walczy o mistrzostwo, ale o Legii tego nie da się powiedzieć. Trener Papszun na początek musi uratować Legię przed spadkiem z Ekstraklasy. Na początek: dobre, konkretne zadanie.