Piłkarz-kryminalista doczekał się sprawiedliwości. Ukrywał się latami
Jednego dnia potrafił z premedytacją wyciągnąć nóż do członka własnej rodziny. Innego zachwycał w Lidze Mistrzów, jeszcze kolejnego ładował bramki w Eredivisie, a to wszystko przy wykonywanych w międzyczasie telefonach, mających dopiąć na ostatni guzik kwestie związane z przemytem grubo ponad tony kokainy. Quincy Promes wreszcie stanie twarzą w twarz z wlepionym mu wyrokiem. Można by rzec, że jednego dnia karierę zakończył dwa razy - bo przestał być zarówno piłkarzem, jak i międzynarodowym uciekinierem.
Ciężko sympatyzować w futbolu z tak śliskimi i podłymi postaciami jak Quincy Promes. Holender jest żywym przykładem na to, jak daleko można się posunąć do uniknięcia odpowiedzialności za swoje haniebne czyny. Dziś wygląda na to, że po trwającej kilka lat telenoweli wreszcie trafi do więzienia.
Szemrany chłopak z bloków
4 stycznia 1992 roku. Mały Quincy przychodzi na świat w jednym z amsterdamskich szpitali. Od razu wiadomo, że nie będzie miał malowanego ciepłymi barwami dzieciństwa, bowiem przyszło mu się wychowywać w Bijlmer - najniebezpieczniejszej dzielnicy w stolicy Holandii, która szczególnie w latach 90. słynęła ze wszystkiego, co najgorsze. Bezrobocie, bieda, a także przestępczość oparta między innymi o handel narkotykami. W tak niesławnym miejscu nietrudno o wplątanie się w złe towarzystwo.
Środowisko, w jakim przebywał Promes, od samego początku negatywnie wpływało na jego karierę piłkarską. Gdy miał 16 lat, został wyrzucony z akademii Ajaksu Amsterdam za złe zachowanie. Jak wspomina, rozważał wtedy zakończenie kariery - ostatecznie osobą, która przekonała go do kontynuacji gry, była jego matka. W 2011 roku trafił do Twente, zaś zaledwie trzy lata później był wschodzącą gwiazdą Eredivisie, którą za 11 i pół miliona euro pozyskał Spartak Moskwa.
Ogólnie rzecz biorąc, skrzydłowy surinamskiego pochodzenia zrobił naprawdę solidną karierę. W lidze rosyjskiej z miejsca stał się absolutną gwiazdą - w 2017 roku wygrał nagrodę dla piłkarza roku w kraju, jednocześnie prowadząc Spartak do pierwszego tytułu mistrzowskiego od 16 lat, a w edycji 2017/18 został królem strzelców rozgrywek. Był transfer za 20 milionów euro do Sevilli, był sfinalizowany z przytupem powrót do Ajaksu, były imponujące występy w Lidze Mistrzów, wśród których na pierwszy plan wybija się chociażby słynne 4:4 z Chelsea (gol i “asysta” przy samobójczym trafieniu Tammy’ego Abrahama).
Mówimy więc o całkiem renomowanym na ten czas piłkarzu, który ostatecznie pojechał na EURO 2020 z kadrą Holandii, dobijając na turnieju do bariery 50 występów w narodowych barwach. Niestety, był to też jednak moment, gdzie problematyczna osobowość Promesa dała o sobie znać w najbardziej bezwstydnie aferalny sposób. Już wtedy prowadził bowiem podwójne życie przestępcy.
Piłkarz-kryminalista
Grudzień 2020 roku. Media plują szokującymi nagłówkami: Quincy Promes aresztowany. Powód? Atak nożem na krewnego podczas rodzinnej imprezy. Początkowo ma odpowiedzieć przed sądem za usiłowanie zabójstwa, jednak ostatecznie postawiono mu zarzut napaści na członka rodziny.
Sprawa toczyła się od miesięcy. Wspomniana impreza miała miejsce w lipcu, w mieście Abcoude. Między piłkarzem a jego kuzynem miało dojść do bardzo ostrej kłótni, która przerodziła się w bójkę i ostatecznie okazała się być źródłem incydentu. Co istotne, holenderski zawodnik przez cały ten czas był na podsłuchu. Kilka godzin po zdarzeniu rozmawiał przez telefon ze swoim ojcem.
- Dlaczego wyskoczyłeś przed niego? Uratowałeś mu życie. Zabiłbym go, chyba to rozumiesz, prawda? - mówił. Z kolei podczas rozmowy z matką, po tym, jak usłyszał, że jego kuzyn został ugodzony w nogę, odparł, że “w takim razie miał szczęście”.
Konflikt między kuzynami prawdopodobnie dotyczył skradzionego naszyjnika. Z innych wypowiedzi Promesa wynikało jednak, że nie okazywał on jednak żadnej skruchy - wręcz był wściekły, że został powstrzymany.
- Jestem lojalny wobec cioci. Ktokolwiek ją okradnie, zabiję go. Tyle. Zabiję każdego, kto okradnie ciebie, kto okradnie moją matkę. Są pewne osoby w rodzinie, dla których bym zabił - wypalił w tej samej rozmowie telefonicznej z ojcem.
Quincy został zwolniony z aresztu za poręczeniem zaledwie po kilku dniach od zatrzymania. Na przestrzeni następnych miesięcy, w czasie, gdy jego sprawa cały czas podlegała postępowaniu sądowemu, zdążył zmienić klub. Wrócił na stare śmieci, do Spartaka Moskwa.
I tu zaczął się prawdziwy problem. Nieważne, jak szybko udałoby się ustanowić wyrok, Promes byłby bezpieczny przed przymusowym powrotem do kraju. Dlaczego? Otóż Rosja nie posiada umowy ekstradycyjnej z Holandią, co oznacza, że przebywając tam, piłkarz mógłby otrzymać co najwyżej karę pozbawienia wolności w zawieszeniu. Z zawodnika stanowiącego o sile ofensywy reprezentacji “Oranje” stał się więc kryminalistą-uciekinierem, który przez praktycznie cały pobyt za granicą mógł unikać prawnej odpowiedzialności za swoje czyny. Co więcej, podczas drugiego sezonu w barwach “nowego starego” klubu wrócił do dawnej formy, i jak gdyby nigdy nic, strzelał sobie bramki w rosyjskiej Premier Lidze. Ostatecznie zdobył ich aż 20, przegrywając jednak walkę o króla strzelców rozgrywek z Malcomem.
W Rosji czuł się jak ryba w wodzie. Tak bardzo, że rok po rozpoczęciu bestialskiej, pełnoskalowej wojny na Ukrainie był w stanie zadeklarować chęć przyjęcia tamtejszego obywatelstwa. Choć bądźmy szczerzy - czytając jego wypowiedzi z łatwością można stwierdzić, że jego główną motywacją wcale nie jest miłość do rosyjskiej kultury, a interes własny i możliwość dalszego ukrywania się przed organami ścigania.
Koniec wiecznego cwaniactwa
Za atak z nożem Promesowi groziło do dwóch lat pozbawienia wolności. W tej sprawie mimo wszystko nie zgadzała się jedna rzecz - jak to możliwe, że już w dniu incydentu w Abcoude policja miała dostęp do jego wszystkich prywatnych rozmów telefonicznych? Jak można się domyślić, nie ma szans, żeby wynikało to z czystego przypadku.
Piłkarz od dłuższego czasu był pod obserwacją Team Criminal Intelligence - specjalnej jednostki, która zajmuje się zorganizowaną przestępczością w Holandii. W przypadku wychowanka Ajaksu, filtrowanie rozmów i SMS-ów służyło przede wszystkim udowodnieniu tego, że był on zaangażowany w międzynarodowy przemyt narkotyków. Misja zakończyła się sukcesem. W maju 2023 roku zawodnik został oskarżony o nielegalny import ponad 1300 kilogramów kokainy wycenianej na 75 milionów euro. Z 18 miesięcy wyroku w zawieszeniu zrobiło się więc siedem i pół roku, które Holender mógł odsiedzieć dopiero po opuszczeniu własnego, rosyjskiego bagienka. A jak wiadomo, za wszelką cenę nie chciał tego robić.
W lutym 2024 roku Promes pojawił się na zgrupowaniu Spartaka w Dubaju. Na jego nieszczęście, między Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi a Królestwem Niderlandów obowiązuje już umowa o ekstradycję. 33-latek został zatrzymany przez kontrolę graniczną przed planowanym wylotem do Moskwy. Nie mógł już wrócić z powrotem do klubu - musiał czekać na decyzję o przeniesieniu do Holandii. Gdy jego kontrakt przestał obowiązywać, podpisał umowę z lokalnym, drugoligowym United FC Dubai, w którego barwach kontynuował piłkarską karierę.
Tak czy siak było już “po ptokach”, mimo że proces ekstradycji okazał się bardzo skomplikowany i potrzeba było czasu, żeby zdążył się zmaterializować. Sam piłkarz do tego czasu zdążył jeszcze narobić sobie dodatkowych problemów, bo spowodował wypadek drogowy, po którym uciekł z miejsca zdarzenia.
Nieuniknione stało się faktem dopiero teraz - w drugiej połowie czerwca Promes przy obecności służb specjalnych opuścił Półwysep Arabski i został przetransportowany do ojczyzny. Sprawa, która ciągnęła się prawie pół dekady, wreszcie znalazła swój finisz. Na tym etapie Holender nie miał już żadnych taryf ulgowych, więc podjął decyzję o zawieszeniu butów na kołku. W rodzinnym kraju odsiedzi oba wyroki, spędzając siedem i pół roku za kratkami. Można powiedzieć, że wreszcie spotkała go sprawiedliwość. O warunkowe zwolnienie z aresztu będzie mógł się ubiegać najwcześniej w 2030 roku.