Piłkarz Manchesteru znów rozjuszył kibiców. "Mały gnojek. Powinien zostać wykopany z klubu"

Piłkarz Manchesteru znów rozjuszył kibiców. "Mały gnojek. Powinien zostać wykopany z klubu"
IMAGO / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł GrabowskiDzisiaj · 15:10
Dobre okienko transferowe nie polega tylko na tym, by kupić jak największą liczbę piłkarzy, a potem chwalić się ich jakością. Liczy się też to, jak sprzedajesz. Fakt, że Manchester United w połowie sierpnia dalej ma w składzie Antony’ego, Jadona Sancho, Tyrella Malacię i Alejandro Garnacho pokazuje, że sprzątanie gratów w garażu nie idzie po ich myśli. Doszło do tego, że ten ostatni mówi wprost: “Albo sprzedacie mnie do Chelsea, albo w ogóle nie będę grał przez 6-12 miesięcy”.
To było niemal równo rok temu. Garnacho przyjął piłkę na prawej stronie podczas meczu o Tarczę Wspólnoty przeciwko Manchesterowi City. Poprawił futbolówkę cztery razy, ściął do środka i w efektowny sposób strzelił gola na 1:0. “Czerwone Diabły” potem wypuściły z rąk to prowadzenie, ale samo wejście w sezon Argentyńczyk miał znakomite. Z tamtej perspektywy trudno byłoby wyobrazić sobie następne 12 miesięcy - konflikt z Rubenem Amorimem, ławkę rezerwowych, narastającą frustrację i ewidentne wypychanie z klubu. Garnacho przez lata posiadał łatkę złotego chłopca akademii. Nie tak miał wyglądać jego koniec.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rynek kupującego

W tym momencie Argentyńczyk stoi na ziemi niczyjej. Nie ma go w planach Manchesteru, choć formalnie cały czas należy do klubu, bo ten nie chce puścić gracza za drobne. Chelsea z kolei nie bardzo uśmiecha się wydawać proponowane 50 mln funtów, więc transfer stoi w miejscu.
Ta historia to kolejna opowieść o pogubionym talencie i piłkarzu, który stawia się wyżej niż drużyna. Jego ultimatum i groźby w kierunku klubu pokazują, że najwidoczniej zapomniał, jak wielką markę reprezentuje. Z drugiej strony ta opowieść dużo mówi też o Manchesterze - to nigdy nie był klub “sprzedający”. Fakt, że w jednej chwili nagromadził tak wielu niepotrzebnych mu graczy stworzył rynek kupującego. To Chelsea ma w tym momencie mocniejsze karty i dlatego nie chce się godzić na cenę proponowaną przez United.
Tegoroczne okno w Anglii pokazuje, że ze sprzedażami świetnie radzą sobie Liverpool i Chelsea. “The Reds” potrafili wziąć od Bayernu 70 mln euro za 28-letniego Luisa Diaza, który nie miał długiej umowy i za chwilę trzeba byłoby dać mu podwyżkę. Chelsea natomiast sprzedała zawodników za ponad 200 mln euro, pokazując, że ich strategia transferowa wbrew pozorom ma ręce i nogi. Manchester na ich tle stoi w miejscu. Zakomunikował pokaźnej grupie zawodników, że nie zagrają już w tym sezonie i choć Amorim chciał uporządkować skład jeszcze przed rozpoczęciem tournee w lipcu, to nagle mamy sierpień i nic w tej sprawie nie ruszyło. Kluby wiedzą, że United desperacko szukają sprzedaży i wolą czekać, licząc na kolejną obniżkę cen.

Stopniowy zjazd

W idealnym świecie Manchester sprzedawałaby teraz Casemiro, Garnacho, Sancho, Malacię, Hojlunda i Antony’ego. Zegar jednak tyka, a sytuacja tych piłkarzy dalej jest niejasna. Garnacho i tak w tym całym pakiecie wygląda na najciekawszą opcję. Jest ciągle młody, bo to przecież 21-latek. Ma niższy kontrakt niż pozostali. W dodatku jego spadek formy obejmuje właściwie tylko ostatni sezon. Dla klubu, który kupi Garnacho, może to być okazja rynkowa. Fakt, że Ruben Amorim miał z nim nie po drodze, nie oznacza, że każdy inny trener napotka ten sam problem.
Garnacho jeszcze półtora roku temu był chłopakiem z billboardów. Zawsze uśmiechnięty i energiczny - idealnie pasował do budowania marki klubu, który szczyci się swoją akademią i tym, że mimo ogromnych inwestycji w piłkarzy, zawsze znajduje miejsce dla wychowanków. Argentyńczyk w 2024 roku odebrał nagrodę za najładniejszą bramkę na świecie w głosowaniu FIFA. Jego przewrotka przeciwko Evertonowi była niemal kopią słynnego strzału Wayne’a Rooneya. Wcześniej Garnacho zachwycał w finale młodzieżowego Pucharu Anglii. Manchester wygrał to trofeum pierwszy raz od 11 lat, a chłopaka o blond włosach z trybun Wembley oklaskiwał Alex Ferguson. To był czas, kiedy Garnacho mijał rywali jak słupki i zapowiadał fantastyczne “jutro”.

Szczyt frustracji

Argentyńczyk przyszedł do klubu jako 16-latek, więc łapie się w widełkach pt. „wychowanek”, choć oczywiście całą młodość dorastał w Madrycie. Kiedy w poprzednim sezonie zaczęły się tarcia z Rubenem Amorimem, dużo mówiło się o jego odejściu już zimą. Wydawało się, że dobrym pomysłem byłby wyjazd na południe Europy, zresztą na stole leżała poważna propozycja z Napoli. Wtedy też Manchester twardo negocjował i nie chciał zgodzić się na warunki Włochów. Rezultat był taki, że wszyscy stracili sześć miesięcy. Garnacho nie odbudował swojej pozycji u Amorima, a Manchester nie zarobił. Argentyńczykowi obok nosa przeszła też przygoda życia, bo Napoli wygrało mistrzostwo Włoch. W międzyczasie cena piłkarza i tak jeszcze mocniej spadła. Dawniej Manchester zaczynał licytację od 70 mln euro. Dzisiaj taka kwota wywołałaby śmiech.
Garnacho miał trudny sezon, bo co chwilę spotykały go epizody, o których w normalnych okolicznościach w ogóle nie powinno być mowy. Był oskarżany o wycieki z szatni. Czepiano się go nawet za rzekomo rasistowskie emotki goryla w mediach społecznościowych, kiedy pisał do Andre Onany.
Amorim wielokrotnie mówił o tym, że nie podoba mu się tzw. mowa ciała niektórych piłkarzy. W tej grupie był też Garnacho, który w lutowym meczu z Ipswich Town wściekły schodził z murawy. Zaraz potem musiał zapłacić za drużynową kolację w ramach przeprosin. Kulminacją był oczywiście finał Ligi Europy z Tottenhamem, kiedy Argentyńczyk wszedł dopiero w 71. minucie.
- Aż do finału wychodziłem od początku. A dziś tylko 20 minut… Nie wiem… - powiedział Garnacho, kiedy reporter spytał go o przyszłość w Manchesterze.

Mały gnojek

To nie przypadek, że latem opublikował na Instagramie fotkę z koszulką Aston Villi i napisem “Rashford”. Zawodnicy i ich otoczenie doskonale zdają sobie sprawę, jak takie gesty mogą być odczytane. Zresztą czas publikacji też gra tutaj pewną rolę. - Koszulka Villi? Straciłeś resztki szacunku i honoru. Lepiej weź się w garść - brzmiał jeden z komentarzy, co pokazuje jak bardzo Garnacho zaczął irytować fanów Manchesteru.
Jego ostatnie wypowiedzi jeszcze bardziej podkręciły niechęć, a Simon Jordan, były prezes Crystal Palace, zaś obecnie ekspert TalkSport wypalił wprost: “Uważam, że to mały gnojek, którego należy wykopać z United przy pierwszej nadarzającej się okazji”.

Przeczytaj również