Piłkarz z ulicy podbił mistrzostwa świata. Drybluje lepiej od Messiego. "Maradona futsalu"

Piłkarz z ulicy podbił mistrzostwa świata. Drybluje lepiej od Messiego. "Maradona futsalu"
Yukihito Taguchi-USA TODAY Sports/SIPA USA/PressFocus
Zaczynał na ulicy, powalczy o medal mistrzostw świata. Aby zostać zawodowym piłkarzem, rzucił szkołę i poświęcił się pogoni za marzeniem. Droga Sofiane’a Boufala na mundial w Katarze była naprawdę długa i wyboista.
Sofiane Boufal to jeden z piłkarzy, którego obserwacja na mundialu mogła sprawić największą przyjemność. Raczej każdy kibic futbolu kocha efektowne sztuczki, spektakularne dryblingi i boiskową wirtuozerię. Gdyby ta dyscyplina sportu polegała wyłącznie na mijaniu rywali, Boufal byłby prawdopodobnie mistrzem świata. Ale i tak Marokańczyk może wrócić do domu z medalem.
Dalsza część tekstu pod wideo

Postrach

- Boufal to piłkarz, który zrobił na mnie największe wrażenie w Southampton. Jego umiejętności dryblowania są spektakularne. Gdyby grał w futsal, byłby Maradoną tego sportu - w takich słowach skrzydłowego opisał kiedyś Manolo Gabbiadini.
Boufal jest zawodnikiem, który od lat był znany szerszej publice nieco z doskoku. Kojarzonym z efektownych kompilacji składających się z udanych dryblingów przy akompaniamencie latynoamerykańskich hitów muzyki techno. Marokańczyk postanowił jednak w końcu wyjść z cienia trzyminutowych filmików, które odpalamy na Youtube w przerwie od nudnej pracy. Sprawił, że praktycznie każdy mecz Maroka na MŚ był jedną wielką składanką jego fantastycznych popisów.
29-latek na mundialu gra równie efektownie, co efektywnie. Po fazie ćwierćfinałów był piłkarzem z trzecią największą liczbą skutecznych dryblingów. Ustępował jedynie Kylianowi Mbappe i Jamalowi Musiali, ale wyprzedzał choćby jednego ze swoich idoli, Leo Messiego. W jednym z wywiadów Marokańczyk przyznał, że uwielbia śledzić zawodników, którzy wyróżniają się techniką, kunsztem, potrafią zaczarować rywali. Pytany o piłkarskie inspiracje wskazał właśnie Argentyńczyka, a także Edena Hazarda, Neymara i Andresa Iniestę. W niektórych spotkaniach faktycznie przypominał bardziej renomowane pierwowzory.
Boufal w ostatnich dniach wielokrotnie sprawił, że obserwatorzy mundialu musieli szukać szczęk na podłodze. Trudno było nie zachwycać się sytuacjami, w których Marokańczyk ośmieszał bezradnych rywali. Choćby Marcos Llorente jeszcze przez długie miesiące powinien mieć koszmary z zawodnikiem Angers w roli głównej. Przeciwko reprezentacji Hiszpanii 29-latek zaserwował występ, którego nie powstydziliby się najlepsi piłkarze świata.
- Kiedy zaczynał w Premier League, trudno było przyzwyczaić mu się do fizyczności, jaka tam panuje. Sędziowie nie reagowali, kiedy upadał po starciach z rywalami. Na tym mundialu Boufal pokazał, że jest już innym piłkarzem. Z Hiszpanią mijał przeciwników, dzięki swojej szybkości, sile i umiejętności wygrywania pojedynków - ocenił Claude Puel na łamach "The Athletic".

Chłopiec z sąsiedztwa

Boufal lubi oglądać najlepszych dryblerów świata, chociaż sam zaznacza, że na nikim się nie wzoruje. Nie chce być tylko kopią, nędznym faksymilem prawdziwego artysty. Styl gry Marokańczyka nie jest wynikiem wnikliwej obserwacji, ale własnych doświadczeń. Sofiane dorastał z piłką przy nodze, dzięki czemu wyrósł na jednego z liderów dumnej ekipy “Lwów Atlasu”.
- Moja gra opiera się na instynkcie i improwizacji. Tak grałem od najmłodszych lat i to się nie zmieniło. Odkąd skończyłem 5 lat poruszam się na boisku w ten sam sposób, wykonuję te same ruchy, to dla mnie naturalne. Koledzy z boiska potwierdzą, że drybluję w ten sam sposób, co w dzieciństwie. Nigdy nad tym szczególnie nie pracowałem, po prostu taki jestem. Pierwsze kroki z piłką stawiałem w wąskich uliczkach, gdzie graliśmy dwóch na dwóch ze znajomymi. Było tam tak mało przestrzeni, że nie miałeś czasu na myślenie. Byłeś tylko ty, przeciwnik i piłka. Wiem, że czasem drybluję nawet zbyt dużo, ale taki już jestem. Albo pokochasz moją grę, albo ją znienawidzisz - powiedział Boufal w wywiadzie dla magazynu "Onze".
Jego przygoda z piłką rozpoczęła się bardzo wcześnie, ponieważ już w wieku czterech lat trafił do pierwszego klubu. Po przeprowadzce do Salpinte jego rodzina zamieszkała naprzeciwko boiska piłkarskiego, na którym trenował zespół Intrepride Angers. Młody Sofiane codziennie wspinał się na bramę, aby patrzeć na trenujące dzieci. W końcu trener Gilles Latté pozwolił mu dołączyć do grupy. 4-letni Boufal rywalizował ze starszymi chłopcami, co z jednej strony było wielkim wyzwaniem, a z drugiej idealnym przygotowaniem przed prawdziwą karierą. W końcu został profesjonalnym piłkarzem, chociaż droga do zawodu nie była usłana różami. Jeden z głównych problemów stanowił status materialny jego rodziny. Jako dziecko dopiero po kilku latach treningów otrzymał właściwe buty. Później natknął się na kolejną przeszkodę w postaci genetyki. Bardzo późno zaczął rosnąć, w wieku 17 lat mierzył zaledwie 147 centymetrów. Niektórzy już chcieli postawić krzyżyk na mikrym nastolatku, który nie dorastał rówieśnikom do pięt.
- Z powodu wzrostu Angers chciało mnie zwolnić, gdy miałem 17 lat. Wtedy interweniował trener Stephane Moulin, który powiedział włodarzom, że przy moim talencie potrzeba cierpliwości. Tylko dzięki niemu nie wyleciałem z klubu. Niedługo potem zacząłem rosnąć w niesamowitym tempie. W ciągu roku urosłem o ponad 15 centymetrów, w końcu zacząłem wyglądać na swój wiek. Wtedy wiedziałem, że zostanę zawodowcem. Tylko wzrost mógł mi stanąć na drodze do kariery - wyznał Boufal w rozmowie z portalem "Sofoot.com".

Wieczny awanturnik

Marokańczyk przeszedł na zawodowstwo, chociaż jego karierę klubową trudno uznać za udaną. W ostatnich latach dał się poznać jako piłkarz skrajnie konfliktowy, który zostawia za sobą niemal wyłącznie spalone mosty. Tuż po transferze do Lille pokłócił się z Juniorem Tallo i Renato Civellim. Potrafił również doprowadzić do szewskiej pasji ówczesnego trenera “Mastifów”, Hervego Renarda, dziś selekcjonera Arabii Saudyjskiej.
- Sofiane musi zacząć grać dla drużyny, to zawodnik jak każdy inny. Nie ma prawa nie podawać kolegom i to dotyczy wszystkich, bo w piłce kolektyw tworzy różnicę, dopiero potem pojawiają się indywidualności. Ja nie zmienię swojej filozofii, to zawodnicy muszą się dostosować - grzmiał Renard w 2015 roku.
Ścieżki obu panów skrzyżowały się później w reprezentacji Maroka. Cztery lata temu Renard nie zabrał Boufala na mistrzostwa świata w Rosji. Trudno jednak, żeby było inaczej, ponieważ skrzydłowy na własne życzenie wypisał się z kadry. Kilka tygodni przed turniejem podpadł w Southampton, przez co został zesłany do rezerw. Wszystko zdarzyło się po meczu z Chelsea, który “Święci” przegrali 2:3, chociaż mieli już dwubramkowe prowadzenie. Boufal przez całe spotkanie nie podniósł się z ławki rezerwowych, co doprowadziło go do furii. Media informowały, że w szatni wdał się w ostrą kłótnię z trenerem, ciskał butelkami i wyklinał wszystkich wokół.
- Nie możemy pozwolić, aby jakakolwiek sytuacja przeszkodziła drużynie w osiągnięciu celów. Sofiane popełnił błąd i zdaje sobie z tego sprawę. Teraz spróbujemy ponownie wprowadzić go do grupy, ale na razie jeszcze nie czas na to. Musi odbudować nasze zaufanie - powiedział wtedy Mark Hughes w rozmowie z "The Guardian".
Boufal do końca sezonu 2017/18 był trzymany z dala od pierwszej drużyny na St. Mary’s Stadium. Później wypożyczono go do Celty Vigo, gdzie radził sobie co najwyżej przyzwoicie. Przez cały sezon uzbierał tylko trzy bramki i cztery asysty. Klub z Galicji nie zdecydował się pozyskać go na stałe. Marokańczyk poczuł wtedy, że czuje się niesprawiedliwie oceniany. Zaszufladkowano go jako nieokrzesanego indywidualistę, który minie dwóch rywali, ale nigdy nie zrobi nic pożytecznego pod bramką.
- Problem we współczesnej piłce jest taki, że ocenia się piłkarzy na podstawie goli i asyst. Jeśli ktoś wykona dobrą pracę, ale nie będzie decydujący, powiedzą, że jest szalony, że to tylko piłkarz z Youtube'a. Tak było w Celcie Vigo. Nie osiągałem niesamowitych liczb, ale wniosłem wiele do zespołu, robiłem różnicę na boisku. Można tego nie widzieć, ale inni nie zanotują gola czy asysty, jeśli ktoś 40 metrów wcześniej nie minie trzech przeciwników. Ja jestem tym kimś - podkreślał Boufal w wywiadzie dla “Ouest France”.
Po latach tułaczki Boufal rok temu zdecydował się na powrót w rodzinne strony. Drugą szansę dało mu Angers, gdzie stawiał pierwsze kroki w karierze. Marokańczyk chciał na uboczu wielkiej piłki przygotować się do mistrzostw świata. Z dala od konfliktów, nieporozumień i niedopowiedzeń. I to mu się udało. Od startu poprzedniego sezonu brał udział przy zdobyciu 19 bramek, a na mundial pojechał w życiowej formie.
- Powrót do Angers był dla mnie czymś wspaniałym. Czułem się tak, jak w momencie, kiedy podpisywałem pierwszy zawodowy kontrakt. Wróciłem do miejsca, w którym wszystko się zaczęło i to było dla mnie trochę jak ożywczy prysznic. Wszedłem brudny, podniszczony, ale mogłem umyć się i wyjść z tego czysty, świeży. Miałem oferty z kilku klubów, nawet takich, które grają w Lidze Mistrzów. Ale chciałem znów być w zespole, gdzie poczuję zaufanie - tłumaczył po ubiegłorocznym transferze.

Ukochany syn

Kilka dni temu świat obiegły piękne obrazki 29-latka celebrującego zwycięstwo razem z mamą. Po sensacyjnym wyeliminowaniu Portugalii zaczął tańczyć z osobą, dzięki której w ogóle znalazł się w tym miejscu. Boufal wielokrotnie podkreślał, że tylko jej oddanie otworzyło mu wrota piłkarskiej kariery. Potrafiła ona pracować od godziny 6 do 20, aby w tym czasie syn poświęcał czas na treningi. To wszystko opłaciło się, aby zobaczyć, jak Sofiane pomógł Maroku w odniesieniu największego sukcesu w historii.
- Mama jest dla mnie wszystkim. Nie mieliśmy łatwego dzieciństwa, bo sama wychowywała mnie i rodzeństwo. Ona poświęciła dla nas swoje życie. Pewnego dnia, miałem wtedy 18 lat, siedziałem na lekcjach i nie miałem wystarczająco czasu, aby móc trenować. Trzeba było dokonać wyboru i wtedy powiedziałem mamie: "Pozwól mi rzucić szkołę i poświęcić się wyłącznie piłce". Przez 1,5 roku musiała ciężej pracować, żebym mógł to zrobić. Kiedy podpisałem pierwszy profesjonalny kontrakt, mogła odejść z pracy i cieszyć się życiem - zdradził Boufal w materiale przygotowanym przez Ligue 1.
- Nadal mieszkam z mamą i to się nie zmieni. Kiedy przeszedłem do Lille, pierwsze, co zrobiłem, to załatwiłem jej przeprowadzkę. Potrzebuję jej u boku, aby odnosić sukcesy. Jestem rodzinnym człowiekiem, w wolnym czasie lubię spędzać czas w domu, oglądać mecze. Kiedy jestem z rodziną, czuję spokój. Moja mama jest dla mnie opoką - dodał w rozmowie z "La Voix du Nord".

On to przewidział

Boufal i spółka już zapisali się w historii afrykańskiego futbolu. Po raz pierwszy w dziejach zespół z tego kontynentu dotarł do półfinału mistrzostw świata. Kolorytu temu osiągnięciu dodaje fakt, że skrzydłowy w pewien sposób to przewidział. We wrześniu gracz Angers stwierdził, że, jeśli Maroko wyjdzie z grupy, to awansuje do ćwierćfinału i powtórzy sukces Ghany z 2010 roku. “Lwy Atlasu” pokazały pazur i poszły nawet o krok dalej.
- Żyjemy we śnie i nie chcemy się z niego budzić. Zasłużyliśmy na wszystko, co osiągnęliśmy. Ciężko pracujemy i jeszcze nie powiedzieliśmy w Katarze ostatniego słowa - przyznał Boufal na antenie "Bein Sports" po pokonaniu Portugalii.
Dziś już wiemy, że podopiecznym Walida Redraguiego nie uda się zagrać w finale mistrzostw świata. Maroko musiało uznać wyższość Francji, chociaż przeciwko ekipie Didiera Deschampsa rozegrało prawdopodobnie swój najlepszy mecz na turnieju. Jedynie nieskuteczność oraz wybiórcza umiejętność widzenia arbitra sprawiły, że “Trójkolorowi” odnieśli zwycięstwo. Kto wie, jak potoczyłby się półfinał, gdyby sędzia podyktował rzut karny po starciu Boufala z Theo Hernandezem.
Czasu nie cofniemy, karnego nie podyktujemy, wyniku meczu nie zmienimy. Mimo porażki z Francją “Lwy Atlasu” opuszczą Katar z podniesioną głową. Niewykluczone, że nawet jako medaliści mistrzostw świata. W starciu z Chorwacją trudno wytypować jednoznacznego faworyta. Pewnym jest, że Josip Juranović będzie miał sporo pracy z upilnowaniem Boufala.
Maradona futsalu spróbuje znów pokazać, że piłka nożna to coś więcej niż gole, asysty i suche cyferki. Futbol to piękno, sztuka i artyzm. Zjawiskowy Marokańczyk rozumie to, jak nikt inny. Na tym mundialu nie brał bezpośredniego udziału przy żadnej z bramek. A jednak zostanie zapamiętany jako jedna z gwiazd katarskiego turnieju.

Przeczytaj również