Pini Zahavi - agent Roberta Lewandowskiego, który pociąga w futbolu za najgrubsze sznurki

Ufają mu właściciele najbogatszych klubów i największe gwiazdy futbolu. Mocno związany z Polską. Od kilku dekad kontroluje rynek transferowy. Dlaczego Robert Lewandowski zaufał akurat Piniemu Zahaviemu? Jak stworzył Jorge Mendesa? Czy Jakub Rzeźniczak dołączy do jego biznesu?
Finał Ligi Mistrzów, w którym naprzeciw siebie stanęli jego najbardziej lukratywni klienci – Neymar i Kylian Mbappe vs Robert Lewandowski - oglądał w luksusowym hotelu w Lizbonie. Zasiadł przed telewizorem w towarzystwie ojca Brazylijczyka, swojego współpracownika, Jerzego Kopca, i przyjaciela polskiego snajpera - Marcina Kulczyka. Jednocześnie świętował swoje 76 urodziny.
Cygaro po transferze Neymara
Wiele lat temu ogłoszono go pierwszym superagentem piłkarskim. Brytyjscy dziennikarze nazwali go „Mr Fix It”. Przydomek nadany ze względu na powiązania ze wszystkimi najważniejszymi ludźmi w futbolu i talent do realizacji skomplikowanych, wielomilionowych transferów.
Gdy wielu spodziewało się, że w coraz szybszym świecie piłkarskiego biznesu, gdzie do stołu dosiadły się drapieżne i młode wilki, Zahavi wypadł z gry, starszy pan symbolicznie zaśmiał się oponentom w twarz.
Latem 2017 roku rekordowy transfer Neymara z Barcelony do PSG stawał się faktem. Reporterzy kłębili się w poszukiwaniu informacji przed wejściem do hotelu Royal Monceau, gdzie prowadzono negocjacje. W którymś momencie przed główne wejście hotelu wyszedł Zahavi. Uśmiechnięty od ucha do ucha odpalił cygaro - swoją wielką słabość. Nie powiedział słowa, ale wszyscy wiedzieli: Neymar przenosi się do Paryża, a Izraelczyk jest nadal w grze.
Świat dostał jasną wiadomość, kto odpowiadał za dogadanie transakcji wartej 222 miliony euro. Zahavi milczał, bo nie udziela wywiadów, ale zna absolutnie wszystkich najważniejszych dziennikarzy w branży. Rozdziela newsy, daje cynki, wie, za jakie sznurki pociągnąć, aby wiadomość o możliwym transferze rozeszła się w odpowiednim czasie i z siłą rażenia, jakiej w danym momencie oczekuje. W ten sposób steruje całym rynkiem.
Zahavi, czyli Złoty
Branżę zna od podszewki, bo sam zaczynał pracę w futbolu jako pismak. W latach 70. obsługiwał mundial w RFN. Tam poznał wielu piłkarzy z zagranicznych lig, którzy po skończeniu z graniem płynnie przeszli do gabinetów lub szatni - stawali się dyrektorami sportowymi oraz trenerami.
Dzięki kontaktom nawiązanym podczas niemieckiego mundialu Zahavi dokonał pierwszego poważnego transferu. W 1979 roku jego kolega, Avi Kohen, podpisał kontrakt z Liverpoolem. Pini szybko zorientował się, że stoi po złej stronie tego biznesu. Rzucił maszynę do pisania w kąt i przeszedł na drugą stronę. - Rzuciłem dziennikarstwo sportowe, bo chciałem dużo zarabiać - mówił bez ogródek w jednym z niewielu oficjalnych rozmów z dziennikarzami, jakie przeprowadził w życiu.
Ja też szczęśliwe dostąpiłem tej okazji w kwietniu 2018 roku, gdy pojawił się w Polsce odebrać nowy paszport. Zahavi to po polsku Złoty. Idealne nazwisko dla kogoś, kto działa jak współczesny Midas - obsypuje swoich klientów górą gotówki. Pini jest synem polskiego Żyda spod Kielc. Podobnie jak bliscy jego matki - rodzina Poznańskich.
W domu mówiło się dużo po polsku, ale on nigdy nie nauczył się naszego języka. Sporo rozumie. Urodził się już w Izraelu. Nasz kraj daży jednak ogromnym sentymentem i jest z nim nierozerwalnie związany interesami. W 2004 roku był o krok od przejęcia Polonii Warszawa. Do klubu przyprowadził go Jerzy Engel. Wtedy Third Party Ownership (TPO) było legalne. Zahavi wpadł więc na pomysł, że mając ogromną stajnię piłkarzy, najlepiej kupić kilka klubów i umieszczać w nich swoich zawodników. Kontrolować cały łańcuch pokarmowy.
Ostatecznie „Czarne Koszule” trafiły w ręce Józefa Wojciechowskiego, a superagent - przynajmniej nieoficjalnie - miał swoje drużyny na Cyprze i w Belgii. Przez to przez chwilę trafił pod radar służb. Jego rozległej działalności zaczęły przyglądać się organy ścigania, ale ostatecznie nigdy nie udowodniono mu niczego nielegalnego.
Gigantyczna siatka kontaktów
Kiedy Robert Lewandowski postanowił po dziesięciu latach rozstać się z Cezarym Kucharskim, media zaczęły wskazywać mu największych światowych agentów, z którymi mógłby się związać. Jorge Mendes, Mino Raiola a może agencja Stellar Group?
Polak wybrał Zahaviego, przez co oprócz jego usług dostał w pakiecie kilku innych poważnych menedżerów. Nie mówi się o tym głośno, ale Mendes to uczeń Piniego. Wspólnie przeprowadzili transfer Cristiano Ronaldo do Manchesteru United. Potem Izraelczyk zostawił CR7 pod opieką portugalskiego wychowanka. Tak ma w zwyczaju, daje swoim protegowanym wielkich piłkarzy do prowadzenia, bo sam po prostu nie ogarnąłby tego interesu. Ale o tym za chwilę...
Do Anglii Zahavi i Mendes przyprowadzili Jose Mourinho, co dało im kolejne silne umocowanie na rynku Premier League. „The Special One” dostał pracę w Chelsea również dzięki temu, że Pini pomagał ściągnąć do Londynu potężnego oligarchę, który przez futbol chciał uciec z Rosji na Wyspy - Romana Abramowicza. Na Stamford Bridge o jego interesy dba Avram Grant - doradca właściciela The Blues.
Abramowicz dał mu dostęp do grubych portfeli kolejnych wschodnich miliarderów. Dzięki tej relacji Aleksjej Fedoroczew zainteresował się AS Monaco, co z kolei po latach pozwoliło przenieść Kyliana Mbappe do Paryża. Czy teraz widzicie siatkę połączeń Piniego?
Według Transfermarkt ma skromną listę piłkarzy, a w rzeczywistości uczestniczy przy niemal każdej poważniejszej transakcji na rynku. Uwielbia działać z tylnego siedzenia - stąd obecność Mendesa czy drugiego silnego skrzydłowego - Kii Jorabchiana. W ten sposób, jeśli Lewandowski chciał coś od Zahaviego, dostawał w pakiecie obsługę kilku innych grubych ryb.
Najpierw "Lewy", teraz Alaba - agent, który podnosi Niemcom ciśnienie
W 2018 roku Polak myślał, żeby zmienić Bayern na Real Madryt. Napastnik był bardzo zdeterminowany. Niezadowolony z polityki transferowej szefów czuł, że uciekają mu najlepsze lata kariery. Chciał czegoś więcej niż dominacji w Niemczech. Ile razy może tak samo cieszyć kolejne mistrzostwo kraju i armata dla najlepszego strzelca? Jeszcze przed mundialem w Rosji myślał o tym, żeby w niepodobnym do siebie stylu wymusić transfer na Ulim Hoenessie i Karlu-Heinzie Rummenigge. Postawić ich pod ścianą. Zastrajkować, co kłóciło się z jego dotychczasowym wizerunkiem.
Taka postawa miała pomóc Zahaviemu w negocjacjach z Bayernem. Tak samo jak pomogła w wywarciu presji na Liverpoolu, gdy Philippe Coutinho zamarzył się transfer do Barcelony. Od początku było jasne, że rozmowy z twardymi Niemcami będą piekielnie trudne. Nawet on nie mógł długo dobić się do gabinetów przy Säbener Strasse.
Real był wtedy gotowy na transfer, ale komunikat „Królewskich” mówił jasno: „Mamy świetne relacje z Bayernem. Nie zamierzamy ich psuć, dlatego to Wy musicie sprawić, żeby chcieli usiąść do stołu”. Zahavi tygodniami wysyłał na zwiady swoich szpiegów dobrze umocowanych na niemieckim rynku. Dziś wiemy doskonale, że nie skruszył tego muru. Lewandowski ostatecznie został na Allianz Arena i wyszło mu to na dobre. Właśnie wygrał Ligę Mistrzów i zdobył potrójną koronę. Raczej niczego nie żałuje.
Hoeness i Rummenigge nie znoszą sztuczek Zahaviego, ale muszą z nimi żyć. Ostatecznie panowie spotkali się i wynegocjowali dla Roberta nowy kontrakt oraz sowitą podwyżkę. Po dwóch latach znów rozmawiają o przyszłości innego kluczowego piłkarza - Davida Alaby. Znów nie jest łatwo, o czym działacze Bayernu mówili w ostrych słowach na łamach niemieckich gazet. Negocjacje odbyły się m.in. w Lizbonie i z tego co wiem, powinny zakończyć się happy endem - Austriak także zostanie na dłużej w Monachium.
Rzeźniczak pracownikiem Piniego?
Gdy spotkaliśmy się w warszawskim Mariocie, dałem Zahaviemu koszulkę reprezentacji Polski z jego nazwiskiem. On odwdzięczył się godziną rozmowy o kulisach wielkiej piłki. Między innymi o negocjacjach transferu Roberta, ale też jak załatwiał transfer Neymara. Powiedział wtedy zdanie, które w europejskich mediach odbiło się szerokim echem.
- Neymar przeniósł się do PSG z jednego ważnego powodu. Na świecie są trzy piłkarskie supergwiazdy: Messi, Ronaldo i właśnie Neymar. Oni nie mogą grać w jednym klubie. Na Camp Nou Brazylijczyk był zawsze numerem dwa za Leo. W rzutach wolnych, karnych, wszystkim innym. Przyszedł do Hiszpanii jako młodziutki piłkarz. Rozwinął się. Teraz jest wielki. Ma 26 lat i 8-9 sezonów na szczycie. Potrzebuje niepodległości. PSG ma wielkie plany. Przed Neymarem nikt nie chciał oglądać ligi francuskiej poza samymi Francuzami. Ney to zmienił – mówił mi wtedy w wywiadzie przeprowadzonym dla „Przeglądu Sportowego”.
Zdradził jak z Nasserem Al-Khelafim, właścicielem Paryżan, latał do kontuzjowanego i rozgoryczonego Brazylijczyka do Sao Paulo tylko po to, aby sprawdzić jak się czuje. Aby nie przyszło mu do głowy odchodzić z Parc des Princes.
Opowiadał także o wakacjach spędzonych z Mendesem i planach wobec Cristiano Ronaldo. - On odejdzie z Realu w najbliższym okienku. Chce zrobić jeszcze coś dużego w innym europejskim klubie zanim przeniesie się do MLS - wyznał. Portugalczyk przeniósł się wkrótce do Juventusu Turyn.
To było fascynujące spotkanie z człowiekiem, który zna wszystkich na szczytach futbolu. Nawet jeśli nie jest kogoś agentem, właściciele klubów dają mu pełnomocnictwa do przeprowadzenia transakcji. To hermetyczny świat. Ufają tylko swoim ludziom. A jednym z nich jest właśnie Zahavi. Podobnie działa sam Pini, którego człowiekiem jest Kopiec - w Polsce agent znany z transferu Dawida Janczyka do CSKA Moskwa. Dziś raczej nie udziela się na polskim rynku. Działa znacznie głównie za granicą na zlecenie Zahaviego. Kilka tygodni temu uczestniczył w przenosinach Pierre'a Emile Hojbjerga z Southampton do Tottenhamu.
Piniego świetnie zna także Jakub Rzeźniczak. Prawdopodobnie po zakończeniu kariery za rok poświęci się karierze menedżera u boku swoich dobrych znajomych - Zahaviego i Kopca. Może wtedy nie tylko Lewandowski czy Marcel Zylla - do niedawna piłkarz młodzieżowej drużyny Bayernu - zostaną wciągnięci na pokład wielkiego statku Izraelczyka, który od czterdziestu lat płynie przez skomplikowaną sieć piłkarskich połączeń.
I mimo 76 lat na karku, radzi sobie świetnie.