Poczwórna korona na "last dance" Kloppa? Sprawdzamy, czy to możliwe. "Na razie Liverpool wygrał jedno"

Poczwórna korona na "last dance" Kloppa? Sprawdzamy, czy to możliwe. "Na razie Liverpool wygrał jedno"
Frank Abbeloos / pressfocus
Zanim Juergen Klopp pożegna się z Liverpoolem, może jeszcze zdobyć z tym klubem aż cztery trofea. Na pewno nie wygra po raz drugi Ligi Mistrzów, ale może za to po raz pierwszy zdobyć Ligę Europy. Mistrzostwo, Puchar Anglii i Puchar Ligi też pozostają w zasięgu.
Niektóre są naprawdę blisko, bo przecież Klopp podzielił się ze światem niespodziewaną decyzją o odejściu tuż po awansie do finału Carabao Cup. Od wygrania tych rozgrywek po raz drugi w karierze dzieli go więc już tylko mecz z Chelsea na Wembley 25 lutego.
Dalsza część tekstu pod wideo
Pierwszy raz wygrał je dwa lata temu. "The Reds" skończyli sezon 2021/22 z dwoma mniej prestiżowymi z czterech szczytów upragnionej, poczwórnej korony. Rozegrali wtedy wszystkie możliwe mecze - doszli do finałów Pucharu Ligi, Pucharu Anglii i Ligi Mistrzów - ale wygrali tylko te dwa pierwsze. W finale LM na Stade de France, który przez zamieszki zaczął się kilkadziesiąt minut później, ulegli Realowi Madryt 0:1. A w Premier League uzbierali aż 92 punkty, przez cały sezon przegrali tylko dwa mecze, ale to nie wystarczyło, by przegonić Manchester City. Zabrakło jednego punktu...
Teraz potencjalne "quadruple" nie jest aż tak atrakcyjne, bo Liverpool gra tylko w Lidze Europy. Ale przed Kloppem otwiera to szansę pożegnania się z klubem jedynym trofeum, którego nie ma jeszcze w gablocie. W swoim pierwszym sezonie nad rzeką Mersey doszedł z drużyną aż do finału, ale w nim uległ Sevilli Unaia Emery'ego 1:3.
Rok 2024 może być więc naprawdę wyjątkowy dla kibiców LFC. Nasz przegląd nadziei na pożegnalne sukcesy Niemca zacznijmy od najmniej prestiżowego pucharu, ale tych, które są już na wyciągnięcie ręki.

Carabao Cup

Liverpool zameldował się w finale Pucharu Ligi w ostatnią środę, remisując 1:1 z Fulham w rewanżowym półfinale. W pierwszym meczu u siebie wygrał 2:1. Wcześniej eliminował kolejno Leicester, Bournemouth i West Ham. 25 lutego na Wembley zmierzy się z Chelsea, która po drodze pokonała Wimbledon, Brighton, Blackburn, Newcastle (po karnych) i Middlesbrough (6:2 w dwumeczu). Również z Chelsea spotkał się w finale dwa lata temu, kiedy pokonał ją po karnych... 11:10. O triumfie ekipy Kloppa zadecydował dopiero karny przestrzelony przez bramkarza, Kepę Arrizabalagę, który pod koniec dogrywki wszedł specjalnie na karne.
Teraz też zespół Kloppa będzie faworytem. Nie tylko dlatego, że młoda, nieustabilizowana drużyna Mauricio Pochettino cały czas poszukuje swojej tożsamości. "The Reds" od początku sezonu przegrali tylko raz w lidze (przy ośmiu porażkach Chelsea). Są też rekordzistami pod względem triumfów w EFL Cup - mają ich dziewięć na rozegranych 13 finałów. "The Blues" wygrali w historii pięć z dziewięciu finałów, ostatni w 2015 roku.
W historii bezpośrednich spotkań Chelsea była górą 65, a Liverpool - 84 razy. Kolejna okazja do sprawdzianu formy już w środę 31 stycznia, w 22. kolejce Premier League. Co ciekawe, siedem ostatnich meczów obu drużyn kończyło się remisami, ale dwa z nich zespół z północy wygrywał po karnych. Był to finał Pucharu Ligi 2022 i... finał Pucharu Anglii 2022.
Juergen Klopp na treningu
Steve Flynn / pressfocus

FA Cup

Trzy miesiące później Thomas Tuchel już nie zmieniał bramkarza na karne. Edouard Mendy obronił rzut karny wykonywany przez rodaka, Sadio Mane, ale poza Senegalczykiem nikt z Liverpoolu już się nie mylił, a po stronie Chelsea "jedenastek" nie wykorzystali Cesar Azpilicueta i Mason Mount. Klopp znów był górą.
Teraz do 16. finału FA Cup w historii Liverpoolu jeszcze daleka droga. Na razie w trzeciej rundzie pokonali na wyjeździe Arsenal 2:0. Ich kolejnym rywalem, już w tę niedzielę będzie Norwich, ósma drużyna Championship. Na piątkowej konferencji prasowej Klopp chciał odpowiadać głównie na pytania o ten mecz i tego rywala. Nie był w nastroju do podsumowań, podkreślał za każdym razem, że ten sezon jeszcze się nie skończył, ale w takim dniu dziennikarzy niespecjalnie interesował plan na spotkanie z "Kanarkami"...
Liverpool będzie zdecydowanym faworytem niedzielnego spotkania. Nie tylko dlatego, że Niemiec wygrał wszystkie siedem spotkań z Norwich w karierze (siedem). Najbardziej niesamowite było to pierwsze, w styczniu 2016 roku. W 54. minucie Norwich prowadziło 3:1. 20 minut później było 3:4 dla Liverpoolu. Ostatecznie goście wygrali 5:4, a dwa kolejne gole padły już w doliczonym czasie.
Sporo się od tego czasu zmieniło. Nikogo z tamtego składu Liverpoolu nie ma już w klubie, ani z pierwszej "11", ani z ławki. Jest nadal tylko Klopp. Jeśli jego obecna drużyna wyeliminuje Norwich, to będzie miała do przejścia jeszcze trzy rundy i finał na Wembley. W zeszłym sezonie odpadli właśnie w czwartej rundzie, po porażce z Brighton. Co ciekawe, pod wodzą Niemca na tym etapie odpadali aż pięciokrotnie i tylko raz zaszli dalej niż do 1/8 finału.

Liga Europy

Europejskie rozgrywki to największa niewiadoma, bo Liverpool nie zna jeszcze rywala w 1/8 finału. Mimo dwóch porażek, zajął pierwsze miejsce w swojej grupie, więc nie musi grać w 1/16 finału. Przeciwnika pozna po tej fazie, w losowaniu, które odbędzie się 23 lutego. Żeby dojść do finału w Dublinie (22 maja), będzie musiał wygrać trzy dwumecze. Według bukmacherów, jest największym faworytem do wygrania rozgrywek przed Bayerem Leverkusen prowadzonym przez Xabiego Alonso. Kto wie, może na pewnym etapie Klopp i jego były piłkarz, a teraz główny kandydat do zastąpienia, staną sobie na drodze...

Premier League

Najtrudniejszym zadaniem - jak co roku - będzie jednak wygranie ligi. Nikt nie wie o tym lepiej niż Klopp, który w trzech sezonach zdobywał ponad 90 punktów, ale raz dało mu to mistrzostwo - gdy wygrał 32 na 38 meczów i zdobył 99 "oczek". Niemiec miał pecha rywalizować z niesamowitym Manchesterem City Pepa Guardioli. Pecha, a może... szczęście? Może gdyby nie ta wzajemna rywalizacja, oba zespoły nie wzniosłyby się na tak niesamowity poziom?
W tym sezonie LFC po 21 kolejkach jest liderem. Jako jedyny zespół w stawce przegrał tylko jeden mecz (i to ten, w którym został "przekręcony" przez sędziów). Ma pięć punktów przewagi nad Manchesterem City, ale i jeden mecz rozegrany więcej. To zaległe spotkanie aktualnych mistrzów Anglii to starcie z Brentfordem, który ostatnio miał na nich patent, więc zmniejszenie straty do dwóch punktów nie jest wcale takie pewne. Poza tym, nadal muszą sobie radzić bez Erlinga Haalanda.
Chociaż Guardiola w ostatnich tygodniach pokazał, że potrafi sobie radzić bez Norwega czy bez Kevina De Bruyne, to Klopp ostatnimi wynikami udowadnia, że nie jest gorszy i potrafi wygrywać kolejne mecze bez swoich dwóch liderów: Trenta Alexandra-Arnolda i Mohameda Salaha. Od dawna nie ma też do dyspozycji Andy'ego Robertsona. Obaj po raz kolejny dowodzą swego kunsztu, a w bezpośrednim starciu w listopadzie zremisowali 1:1. Rewanż 9 marca na Anfield...
Według superkomputera Opta, który po każdej kolejce dokonuje symulacji pozostałych kolejek, faworytem do mistrzostwa w tym roku nadal jest City z 58 procentami szans. Liverpool ma 37,3 proc. szans, a trzeci Arsenal - 3,4 proc.
Pep Guardiola i Juergen Klopp
Conor Molloy/News Images / pressfocus
Guardiola ma jednak coś, czego nie ma Klopp - "dużą" potrójną koronę. W zeszłym sezonie wygrał Premier League, Ligę Mistrzów i Puchar Anglii jako dopiero drugi angielski klub historii po Manchesterze United Sir Alexa Fergusona w sezonie 1998/99.
Niemiec już tego nie dokona. Może jednak wykręcić własne rekordy. Liverpool jeszcze nigdy w swojej historii nie wygrał w jednym sezonie naraz mistrzostwa, Pucharu Anglii i Pucharu Ligi. Tylko raz, w 1986 roku zdarzyło się, że wygrał zarówno ligę, jak i FA Cup. Natomiast w sezonie 2000/01, pod wodzą Gerarda Houllier, wygrał Puchar UEFA (poprzednik LE), FA Cup i Puchar Ligi. Premier League skończył jednak na trzecim miejscu.
Jak widać, zadanie nie jest łatwe, mówiąc delikatnie. Ale wszyscy piłkarze będą na pewno podwójnie zmotywowani, by możliwie jak najhuczniej pożegnać ich szkoleniowca. Każdy z nich trafił na Anfield za jego sprawą (oprócz Joe Gomeza - to jedyny zawodnik, który był w klubie przed Kloppem). Dla niektórych, jak choćby dla Trenta Alexandra-Arnolda, to jedyny trener w seniorskiej piłce, jakiego znają.
Na razie Liverpool wygrał jedno - utrzymanie tak ważnej informacji do końca w sekrecie. Moment jej ogłoszenia też nie był przypadkowy. Klopp zdawał sobie sprawę, że od jego decyzji zależy przyszłość wielu członków sztabu szkoleniowego i pracowników klubu. Nie chciał stawiać ich przed faktem dokonanym w maju, tuż przed końcem sezonu. Teraz mają czas, by zastanowić się nad przyszłością swoją i swoich rodzin. Bo przecież futbol to nie wszystko. Mimo wszystko.

Przeczytaj również