Polacy biją rekordy i zaraz dogonią największych. Istne koszulkowe szaleństwo

Polacy biją rekordy i zaraz dogonią największych. Istne koszulkowe szaleństwo
własne
Mateusz - Hawrot
Mateusz Hawrot27 Sep · 09:00
Rośnie moda na polską piłkę, rośnie też moda na piłkarskie koszulki. Można powiedzieć, że nasz kraj ogarnął istny koszulkowy szał. Niczym w rankingu UEFA, Polacy błyskawicznie przesuwają się w europejskiej klasyfikacji. - Polska się bardzo szybko rozwija, jako kraj, jako społeczeństwo i tak samo jest z koszulkami. Dwa-trzy lata temu ten rynek był dużo mniejszy - przekonuje Filip Nosel, człowiek, który na koszulkach “zjadł zęby”, a otwarcie branżowego sklepu z kawiarnią prawie przypłacił życiem.
Niewielki lokal - ledwie ponad 20 m2 - w samym centrum Gdyni, rzut beretem od dworca. W środku, na wieszakach po prawej stronie, kilkaset wszelakich koszulek piłkarskich. Na wprost: minibar z parzoną na miejscu kawą z lokalnej palarni. Po lewej: kilka krzeseł, stolików, dalej: PlayStation 2 z telewizorem kineskopowym. Do tego buty piłkarskie, stare meble, na ścianach rozmaite pamiątki. Jednym słowem - klimat. Witajcie w Football Thrift Shop, sklepie z koszulkami piłkarskimi połączonym z kawiarnią, jak słyszę - pierwszym i jedynym takim miejscu w Polsce.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ronaldo jest bogiem

FTS stacjonarnie działa od kilku miesięcy i jest dowodem na to, jaki w Polsce panuje boom na koszulki piłkarskie. Przychodzą młodsi i starsi. Dzieciaki z rodzicami i nastolatkowie ze swoją drugą połówką. Kolekcjonerzy i najzwyklejsi fani futbolu, marzący o trykocie ulubionej drużyny lub piłkarza. Rzadko wychodzą z pustymi rękami - najczęściej mają konkretny cel i chcą go zrealizować. Nie będzie zaskoczeniem, że najlepiej schodzą koszulki największych klubów: Manchesteru United, Barcelony, Realu Madryt, Liverpoolu, Bayernu, Juventusu czy Borussii Dortmund. Na wyobraźnie działają największe nazwiska, jak Messi, Ronaldo czy Neymar.
- Ronaldo jest bogiem - nawet dla dzieciaków, które nie pamiętają, gdy miał swój prime time - właściciel FTS Filip Nosel przerywa mój rajd wzrokiem po kolejnych koszulkach. - Staramy się jednak mieć zróżnicowany asortyment, dobrany tak, by każdy znalazł coś dla siebie - słyszę.
Koszulki piłkarskie Football Thrift Shop 26.09.25 2
własne
Na wieszakach znajduje się około 250 koszulek - ich liczbę ogranicza dostępne miejsce. Gdy ostrożnie pytam o cenę - mając w głowie, że to zabawa dla osób z paroma stówkami w kieszeni - mimo wszystko jestem zaskoczony. Większość kosztuje od 180 do 350 zł, najtańsze, np, koszulki typu polo albo treningowe, zaczynają się od 60 czy 80 zł. To dobra alternatywa dla tych z mniej zasobnym portfelem. Choć nie brakuje chętnych, by wydać więcej; największa sprzedaż stacjonarna pojedynczej koszulki to 1000 zł.
- Przyznam, że z niektórymi koszulkami aż żal się rozstawać - wystawiam je za wysokie kwoty, niech sobie wiszą, cieszą oko. Zresztą w tym biznesie cierpliwość jest kluczem, ostatnio sprzedałem koszulkę kupioną cztery czy pięć lat temu, była przez ten cały czas dostępna. Mowa o koszulce Crystal Palace Baltimore, to klub satelicki londyńskiego Palace. Kupił ją facet z Londynu, który tam kiedyś pracował. Piękna historia, znalazłem ją kiedyś na Vinted. O takie momenty też chodzi, nie tylko o koszulkę Messiego albo Ronaldo - słyszę od Filipa.

Najlepsze koszulki w historii

Wspomnienie o sprzedaży stacjonarne jest nieprzypadkowe, bo Football Thrift Shop to też, a może przede wszystkim sklep internetowy. Z sześć razy większym asortymentem i bogatszą historią, ponad trzyipółletnią. Tam zdarzają się droższe zakupy - pewien kolekcjoner z Austrii, fan Rapidu Wiedeń, dał kilka tysięcy złotych za “meczówkę” Andrzeja Lesiaka z meczu Rapid - Manchester United. A ogólnie w sieci, na europejskim, azjatyckim (tam jest sporo bardzo bogatych kolekcjonerów) czy też amerykańskim rynku, można znaleźć rarytasy warte nawet kilkanaście czy kilkadziesiąt tys. Polacy złapali koszulkowego bakcyla, natomiast, jak podkreśla mój rozmówca, na kontynencie są jeszcze za plecami najzamożniejszych. Przoduje Anglia, za nią Francja, Włochy, oldskulowi Niemcy, Hiszpania. Potem Polska czy dużo mniejsza jako kraj Holandia.
Rozwój naszego kraju w tym koszulkowym świecie i tak jednak imponuje. W ostatnich dwóch, trzech latach potężnie się rozwinął i pędzi naprzód. Patrząc na tempo rozwoju, w retro koszulkach zaraz może dogonić Hiszpanów, Niemców i Włochów. Doskonale obeznany w temacie Michał Mączka, znany jako “Futboholik”, zwraca uwagę na jeszcze jedną istotną kwestię: modową. Koszulki piłkarskie jako element lifestyle’u.
- Skąd taki boom koszulkowy i jego fenomen w Polsce? Uważam, że to wszystko naczynia połączone, bo liczą się tak oczywiste rzeczy jak zasobność portfela społeczeństwa, dostępność czy jakość, ale główny czynnik to koneksja ze światem mody i wbicie się trykotów piłkarskich w lifestyle - tłumaczy ekspert. - Noszenie koszulek przestało być kojarzone z chłopcami, którzy wracają spoceni z boiska. Bogata paleta wzorów i kolorów pozwalająca łączyć się z innymi ciuchami stała się elementem stylu. W mojej ocenie aktualnie mamy najlepsze koszulki w historii jeśli chodzi o ich design - różnorodność, nawiązania, umiejętność gry kolorem. Dziś łatwiej koszulkami się zainteresować, bo nie są już tylko sportowym uniformem, a wartościowym ciuchem.. Innymi słowy, poziom wizualny i użytkowanie przez influencerów/piosenkarzy etc. pozwoliło wyjść ze stricte piłkarskiej bańki. Naturalnie wzbudza to również zainteresowanie starszymi koszulkami, które są odkrywane na nowo - podkreśla.
Koszulki piłkarskie Football Thrift Shop 26.09.25 3
własne
Zanim powstał FTS, rozkręcił się kultowy warszawski Nostalgia Vintage Shop z retro-koszulkami. Jest coraz więcej sklepów internetowych, odbywają się kolejne eventy branżowe (np. KitsUp), lawinowo wzrasta zainteresowanie grupą na Facebooku zrzeszającą kolekcjonerów i handlarzy.
- Ten hype widzę nawet po liczbie followersów na Instagramie - zapewnia Filip Nosel. - W Polsce jest też mnóstwo lumpeksów, chociaż rynek tak się rozrósł, że trudno już tam trafić tam oryginał, nie ustawiając się w porannej kolejce na tak zwanego “dropa” (aczkolwiek przy odrobinie szczęścia, jest to oczywiście możliwe). Kiedyś, lata lata temu, nikt tam nie kupował, tylko “kumaci”. Brali za grosze, teraz jest to nierzadko warte grube setki czy tysiące złotych. Nawet około pięć lat temu, wchodziłem do lumpeksu o 16:00, brałem kilka koszulek, trafiał się np. Ronaldo z czasu pierwszego pobytu w Manchesterze United i to nie było nic nadzwyczajnego. Dziś - bez szans. Rosną też ceny - dodaje.

Brutalne korporacje i oszuści

No właśnie - ceny. Tych koszulek dostępnych w FTS, Nostalgii czy innych miejscach to jedno, ale sen z powiek wielu kibiców spędzają kwoty, które trzeba wydać na najnowsze oryginały największych klubów na świecie. Dziś to sumy bliżej tysiąca niż stu złotych. Jest drogo i będzie drogo - pytanie: dlaczego?
- Brutalnie mówiąc, korporacje nie będą się szczypać z ludźmi, których nie stać i będą robić produkty dla tych, których stać. Nie obchodzi ich, że to nagle produkt premium. Takie są fakty, nawet jeśli nie zgadzam się z tą filozofią. Te koszulki - mimo wysokich cen - i tak się zwykle wyprzedają, wystarczy spojrzeć na Barcelonę - tłumaczy właściciel FTS. - Real Madryt i adidas są przeciwieństwem, ich koszulki często wiszą po outletach w promocji. Wynika to z modelu biznesowego niemieckiej firmy, która prowadzi nadprodukcję. To też pokazuje, jak niski jest koszt wyprodukowania tej koszulki, skoro nową koszulkę Realu po sezonie możesz kupić za około 200 zł, a to i tak się kalkuluje - dodaje.
Drogie oryginały powodują, że doskonale ma się rynek koszulek nieoryginalnych, fejków, które zalewają internet. Dzisiaj zakup chińskiej podróby to kwestia kilku kliknięć i parunastu dni oczekiwania na przesyłkę. Niedawno na topie był jeden z azjatyckich sprzedawców, mający wielkie powodzenie u polskich klientów. Na fejki trzeba spojrzeć dwojako - co innego, gdy ktoś chce po prostu daną koszulkę ulubionego, wybranego klubu lub piłkarza i nie obchodzi go jej pochodzenie czy jakość. Bierze co dają, na własny użytek, bo być może nie stać go na większy wydatek. Nie kupuje oryginalnego trykotu, ale krzywdy nikomu nie robi. Druga strona medalu to szokujący i niestety dość powszechny proceder polegający na kupnie tego typu produktów z pełną premedytacją, by potem sprzedać je z wielokrotną przebitką nieświadomym kupującym.
- To niemoralne, to po prostu oszustwo i łamanie prawa - mówi wprost Nosel. - Fanem fejków nie jestem i nigdy nie byłem, absolutnie zachęcam do kupowania oryginałów, ale staram się spojrzeć z innej perspektywy. Oryginalne koszulki piłkarskie nie są tanie. Nie każdy może pozwolić sobie na zakup tego, o czym marzy, a niektórym po prostu na nabyciu oryginału nie zależy. Nie dziwię się im, nie oceniam, nie mam zamiaru z nimi walczyć, wolę kulturalnie próbować uświadamiać, że warto kupować oryginały. Krótko mówiąc: jak ktoś będzie chciał kupić fejka, to sobie kupi fejka. Jak ktoś będzie chciał kupić oryginał, to sobie kupi oryginał, a moją rolą w tym wszystkim jest zachęcanie do przejścia na “dobrą” stronę mocy, ale nie mam zamiaru tego robić na siłę i za wszelką cenę - tłumaczy.
Nasz rozmówca zwraca też uwagę na jeszcze jeden problem: klejenie nieoryginalnych nadruków na oryginalne koszulki. To plaga, szczególnie na Zachodzie, gdzie występuje dużo większa pobłażliwość w tej kwestii. Dużo sklepów się “wycwaniło” i albo o tym nie wspomina, albo używa sprytnego zwrotu “original style name set” i wprowadza ludzi w błąd. Ci kupują niby oryginał, ale jednak nie do końca, mimo że cena straszy.
Koszulki piłkarskie Football Thrift Shop 26.09.25 4
własne

Krwawica

Przy pysznej kawie rozmawia nam się wybornie, ale nie jest łatwo, bo do sklepu co rusz wchodzą kolejne osoby. Mało kto “z ulicy”, raczej celowo. W końcu decydujemy się na “ucieczkę” do pomieszczenia gospodarczego. Stery w sklepie w pełni przejmuje Bartek, który sam się zgłosił do pracy tutaj i, jak słyszę, “totalnie się odnajduje i czuje klimat”.
- Nie chciałbym zaprzepaścić sklepu internetowego i chciałbym, żeby on działał na odpowiednich obrotach. Będąc tutaj cały czas, nie byłbym w stanie się zajmować wszystkim. Natomiast nie jest nas tylko dwóch: cała społeczność FTS to udział bardzo wielu osób, od kilku już lat. Przede wszystkim pomaga mi moja ukochana, Sylwia. Pracownika na ten moment mamy jednego, ale wielu moich znajomych oraz przyjaciół pomaga mi i pomagało w różnoraki sposób. Zarówno gdy budowaliśmy sklep, jak i aktualnie przy sesjach zdjęciowych, tworzeniu grafik i potrzebie jakiejkolwiek pomocy - mówi Filip.
27-latek zajmuje się koszulkami od ponad pięciu lat, ale kręci głową ze śmiechem, gdy nazywam go “koszulkowym bossem”, choć sam mówi, że wstrzelił się w odpowiedni moment. Zaczął jeszcze przed wybuchem pandemii koronawirusa, gdy stworzył profil na Instagramie i wrzucał tam zdjęcia koszulek. Handlował nimi w niewielkim zakresie. Z czasem szerzej poznał ten biznes, rozwijał się, aż w końcu zimą 2022 r. założył sklep internetowy. Nie na pełną skalę, dwa i pół roku łączył to z pracą w gastronomii. Gdy ją rzucił, z nudów przeglądał lokale na wynajem w Gdyni. Jeden - właśnie ten, w którym siedzimy - wyjątkowo się spodobał. Po oględzinach decyzja była błyskawiczna i spontaniczna: “bierzemy i idziemy po marzenia”. Miał być miesiąc, dwa remontu i 20 tys. zł kosztów. Wyszło trzy razy dłużej i pięć razy drożej. Z obawami, nerwami, stresem, wątpliwościami. A remontu właściciel o mały włos nie przypłacił życiem i absolutnie nie ma tu mowy o grotesce. Upadek z niewysokiego rusztowania i niepozorny najpierw ból brzucha zakończył się wizytą w szpitalu, która skutkowała pilnie przeprowadzoną operacją ratującą życie.
- Pierwszy szok nastąpił podczas badania tomografem, kiedy musiałem wstrzymać oddech na kilka sekund. Chwilę po tym, gdy poprosiłem o pomoc, usłyszałem: “podajemy mu fentanyl”. Jak może się czuć człowiek, który słyszy takie coś? Straciłem w cztery godziny litr krwi. Do końca życia nie zapomnę przerażonej miny lekarki, która mi powiedziała, że mam obfite krwawienie w jamie brzusznej, prawdopodobnie uszkodzona jest wątroba i muszą mnie pilnie operować. Zapytałem, czy mam inną opcję, a w odpowiedzi usłyszałem, że mogę iść do domu i umrzeć. Żarty się skończyły, a odpowiedź: “mamy nadzieję” na pytanie, czy przeżyję, uświadomił mi, że zrobiło się naprawdę niebezpiecznie. Koniec końców okazało się, że pękła mi krezka w dwóch miejscach, wystarczyło ją zaszyć i odessać wyciek, nie został uszkodzony żaden organ. Mogę powiedzieć, że ten sklep to moja krwawica - ta opowieść powoduje, że chwilowo nie mam ochoty ani na łyk kawy, ani myślenie o koszulkach.
- Przestroga dla każdego: jeśli zdarzy się wam jakikolwiek wypadek związany z jamą brzuszną, czy głową, nawet jak nie macie rozcięcia, siniaka, zasuwajcie do szpitala. Dziękuję całemu personelowi Szpitala Miejskiego w Gdyni, a przede wszystkim dr Tomaszowi Rogowskiemu i dr Angelice Budnik, za uratowanie mi życia - podkreśla Filip Nosel i trzy razy upewnia się, czy zapisałem nazwiska lekarzy-aniołów.

Będzie tego więcej

Właściciel FTS nie waha się, gdy pytam, czy było warto.
- Bardzo warto. Jest ogromna satysfakcja. Nieskromnie przyznam, że jestem z siebie dumny. Sklep stacjonarny, w szczególności z kawiarnią, był zawsze w odległej sferze marzeń. Nie sądziłem, że uda mi się to kiedykolwiek zrealizować, a szczególnie w Gdyni. Mimo że to moje ukochane, rodzinne miasto, to bałem się, że będzie tutaj za mały potencjał, ale jak na razie - nie zapeszając - po czterech miesiącach idzie naprawdę nieźle - słyszę.
Wręcz zaskakująco nieźle, bo obecnie większy jest zarobek ze sklepu stacjonarnego niż internetowego, mimo że to online widnieje większy asortyment. Przynajmniej tak było w sezonie letnio-wakacyjnym. Mój rozmówca zapewnia natomiast, że na samym sklepie internetowym też da się zarobić, choć jego cel to dywersyfikacja źródła dochodu. I wylicza plany. Po pierwsze: ekspansja międzynarodowa online. Po drugie: powiększenie asortymentu i usprawnienie procesów. Po trzecie: sklep stacjonarny pozostawiony w takim stanie, by za bardzo się o niego nie martwić. W tym samym miejscu, w centrum Gdyni.
Filip Nosel jest przekonany, że choć obecnie w Polsce nie ma wielu podobnych sklepów, takowe się pojawią. W dużych ośrodkach, miastach, tam, gdzie są turyści, też zagraniczni. W przyszłości sam nie wyklucza otwarcia kolejnego oddziału FTS. Mimo że jego niewielka firma działa na północy Polski i trudno byłoby połączyć kwestie finansowo-logistyczne, to marzy o dalszym rozwoju i ekspansji, chociażby do stolicy, gdzie działa już kultowa Nostalgia. Zapału mu nie brakuje, a machina działa pełną parą. Obecnie ma około dwa tysiące koszulek, co tydzień kupuje kilkadziesiąt czy nawet kilkaset nowych. Dziś współpracuje ze sprawdzonymi dostawcami, a zaczynał od łowienia okazji w lumpeksach czy na portalach aukcyjnych. Są też osoby, które przychodzą i same chcą wyprzedać swoje kolekcje lub pojedyncze egzemplarze zalegające w szafach.

Kilkaset kilometrów po koszulkę

To miejsce tworzą jednak przede wszystkim klienci. Nie ma znaczenia, czy stali, jednorazowi, czy przypadkowi. Pytam mojego rozmówcę o wizytę, która zrobiła na nim największe wrażenie. Spodziewam się opowieści o kimś znanym, kto wpadł do sklepu - wiem, że FTS odwiedzali m.in. byli i obecni piłkarze Arki Gdynia, mój wybitny kolega po fachu Mateusz Święcicki czy Arek “Ras” Sitarz z duetu Rasmentalism.
- To wszystko prawda, ale najciekawsza historia pochodzi z pierwszego miesiąca po otwarciu. W środę o 10:00, równo z otwarciem, pojawiła się pani z na oko 12-letnim synem, który zobaczył reklamę FTS na TikToku i namówił mamę na przyjazd. Kilkaset kilometrów, spod Goleniowa, taksówką i potem pociągiem, z przesiadkami. Rozpoczęli kilkugodzinną podróż we wtorek nad ranem, ale gdy dotarli do Gdyni, pocałowali klamkę. Wtedy we wtorek jeszcze miałem zamknięte. W środę rano mieli wracać, ale udało im się przebukować bilet i dotrzeć do sklepu. Chłopak był niesamowicie “zajarany”, kupili dwie koszulki. To było dla mnie bardzo, bardzo budujące - podkreśla Nosel. - A żywy kontakt z ludźmi, ta więź, jest nie do przecenienia. Tworzę własną społeczność i cieszę się, że ona rośnie, tak jak i rośnie cała społeczność koszulkowych “freaków” w Polsce. Coraz więcej ludzi się w to bawi, każdy na swój sposób. I to jest piękne!
Pytanie, czy biznes, rynek koszulkowy w Polsce nie dobije w końcu do ściany i nie nastąpi odwrócenie korzystnego trendu. “Futboholik” podkreśla, że kluczowy może być “stały elektorat” koszulkowy.
- Sufit tego zainteresowania? To naprawdę zależy, każda moda się kończy, ale koszulki piłkarskie mają swój stały elektorat - kibiców i w przypadku odpływu klienteli stricte modowej lub nazwijmy to tymczasowej, po prostu zmniejszy się skala, jednak sprzedaż nie zginie - zapewnia. - Od strony produktowej każdy biznes musi się mierzyć z odpływem zainteresowania, ale nie każdego dotknie to tak samo. Już dziś największym markom opłaca się bardziej wyprodukować nadwyżkę, która potem wala się po magazynach niż pozwolić sobie na niedobór towaru i niezadowolonych kibiców. Z kolei mniejsze sklepy celują w klienta o innych potrzebach - kolekcjonerów, fanatyków trykotów, resellerów - podsumowuje Michał Mączka.
Jak na razie trwa koszulkowy szał, a patrząc na to, jak pozytywne zainteresowanie i odbiór budzą takie miejsca jak Nostalgia czy FTS, można być spokojnym o najbliższą przyszłość rynku koszulkowego w Polsce. Szczególnie, że cała polska piłka idzie w górę. Rośnie Ekstraklasa, rośnie znaczenie naszej ligi i drużyn w Europie. To też napędza ten biznes.
- Bardzo dziękuję wszystkim za wspieranie FTS, za przychodzenie tutaj. Poznaję świetnych ludzi, takimi chce się otaczać. Serdecznie zapraszam. Naprawdę nie trzeba kupować koszulki. Można posiedzieć, pogadać, napić się pysznej kawki, pograć w FIFĘ. Po prostu chciałbym, żeby każdy miło spędził czas. I przede wszystkim życzyłbym sobie, żeby ta społeczność koszulkowców i pozytywnych świrów koszulkowych cały czas się rozrastała, w całej Polsce - kończy Filip Nosel.
Football Thrift Shop znajdziecie w Gdyni na ul. 10 Lutego 35.

Przeczytaj również