Polacy mogą zazdrościć. Europejski przeciętniak wysyła złote pokolenie do Premier League

Polacy mogą zazdrościć. Europejski przeciętniak wysyła złote pokolenie do Premier League
screen X Brighton
Adam - Kowalczyk
Adam KowalczykDzisiaj · 09:45
Rewelacyjne pary napastników w klubach spoza czołówki to w ostatnim czasie domena Premier League. Brentford zachwyciło Mbeumo i Wissą, Wolverhampton - Cunhą i Larsenem. Już niedługo w tej roli możemy ujrzeć Brighton, w którego barwach w kampanii 2025/26 zagrają dwa ofensywne objawienia, mogące stanowić nie tylko o przyszłości klubu, ale i swojej reprezentacji. Greccy herosi, Charalampos Kostoulas i Stefanos Tzimas.
35 milionów euro. Tyle pieniędzy Brighton wyłożyło 12 czerwca na napastnika Olympiakosu, Charalamposa Kostoulasa. Z jednej strony, jest to standardowy ruch “Mew” na rynku - 18-letni, uznawany za wielki talent zawodnik, trafia do ich zespołu w ramach kolejnej, przyszłościowej inwestycji. Kropki jednak same zaczynają się łączyć, gdy okazuje się, że ten sam 18-latek zostaje najdroższym piłkarzem w historii swojej krajowej ligi, a w szeregach nowego klubu od kilku miesięcy znajduje się jego wcale nie mniej uzdolniony rodak i rówieśnik - Stefanos Tzimas, na którego wydano około 10 milionów euro mniej.
Dalsza część tekstu pod wideo
Brighton nie przeprowadziło zwykłego transferu. Brighton postawiło ponad 50-milionowy zakład bukmacherski o nadchodzącą wielkość greckiego futbolu.

Plejada talentów

2004 rok wywrócił reprezentacyjną piłkę w Europie do góry nogami. Organizowane wówczas przez Portugalię EURO wydawało się idealną okazją dla gospodarzy na zdobycie pierwszego w historii międzynarodowego trofeum. Figo, Deco, Ronaldo i spółka zawiedli jednak na całej linii, i to aż dwukrotnie. W absolutnie niebywałych okolicznościach mistrzem Europy została skazywana na pożarcie przed turniejem reprezentacja Grecji. Rządzona twardą ręką Otto Rehhagela kadra ograła Portugalczyków zarówno w meczu otwarcia (2:1), jak i wielkim finale (1:0).
Była to historia, na pierwszy rzut oka, nie do wyjaśnienia - trzon zespołu “Ethniki Omada” składał się z piłkarzy, którzy nie grali nawet regularnie w swoich klubach. Wydawało się więc, że po sensacyjnym triumfie helleńska kadra wróci do roli, którą pełniła od zawsze - ponurego, europejskiego przeciętniaka, który nie ma żadnych perspektyw na wielkich turniejach. Nic bardziej mylnego, bowiem w następnych latach Grecja odwiedziła aż cztery duże imprezy z rzędu, na trzech z nich odpadając dopiero w fazie pucharowej. Do dziś pozostaje to najlepsza dekada w historii tamtejszego futbolu, a następująca po tym posucha sprawiła, że kibice faktycznie stracili nadzieje, że w ich kraju kiedykolwiek pojawi się drużyna, dla której w piłkarskim świecie nie będzie limitów.
Tymczasem okazuje się, że w Grecji rośnie drużyna narodowa, która za rok może zaskoczyć niedzielnych kibiców swoim naturalnym potencjałem. Już od linii defensywy wygląda to bardzo ciekawie - tworzą ją mistrz Anglii (Tsimikas), rosnący jak na drożdżach w Premier League były gracz Arsenalu (Mavropanos) oraz jeden z najbardziej obiecujących stoperów w Bundeslidze (Koulierakis). Dorzucając do tego ofensywę, gdzie brylują absolutne gwiazdy ligi portugalskiej i belgijskiej (Pavlidis i Tzolis), a także jeden z największych talentów w europejskim futbolu, który ku zaskoczeniu wszystkich wybrał grę dla Grecji a nie Belgii (Karetsas), tworzy nam się nadzwyczajnie uzdolniona drużyna o niemierzalnym suficie. Drużyna, która już zdążyła rozbić Szkocję na Hampden Park (3:0), a także upokorzyć Anglików na Wembley (2:1).
Już w tym momencie ręce same składają się do oklasków. A przecież nawet nie zdążyliśmy jeszcze wspomnieć o głównych bohaterach tego tekstu, w których drzemie ogromny potencjał.

O dwóch takich, co sięgną księżyca

Zarówno Stefanos Tzimas, jak i Charalampos Kostoulas są określani przyszłością greckiego futbolu. Znamienne, że rzadko kiedy grali razem - pod względem charakterystyki jest między nimi mnóstwo podobieństw, choć dzięki odpowiedniemu wykorzystaniu największych atutów ich stylów gry da się ulepić z nich świetnie uzupełniający się duet napastników. A co by nie mówić, taki klub jak Brighton jak najbardziej może to zrobić.
Tzimas wylądował w Premier League w lutym, a więc częścią “Mew” jest już niecałe pół roku. Nie rozegrał jednak w ich barwach jeszcze ani jednego oficjalnego meczu, gdyż od razu trafił na wypożyczenie do drugoligowego, niemieckiego FC Nuernberg. W momencie transferu już był gwiazdą 2. Bundesligi - PAOK wypożyczył go tam latem zeszłego roku, by nabrał ogłady w seniorskim futbolu, a nawet zabezpieczył się wysoką klauzulą wykupu opiewającą na kwotę 17 milionów euro.
Ostatecznie to, co się wydarzyło, przebiło najśmielsze oczekiwania. Napastnik już w rundzie jesiennej wszedł na bardzo wysoki poziom. Można powiedzieć, że wyeksponował wszystkie cechy, jakie powinien mieć kompletny snajper na najwyższym poziomie - jest bowiem silny fizycznie, szybki, ma mocne wykończenie, a także bardzo dobrze odnajduje się w grze bez piłki. Gdy zimą zainteresowała się nim cała horda angielskich klubów (w tym chociażby Liverpool), wydawało się, że bez transferu w połowie sezonu się nie obejdzie. Klubowi dyrektorzy sportowi Nuernberg padli jednak na genialny pomysł - natychmiast aktywowali klauzulę i, z ponad ośmiomilionowym zyskiem, sprzedali Tzimasa do Brighton, na dodatek dogadując w negocjacjach wypożyczenie powrotne. W ten sposób zawodnik pozostał u nich aż do samego końca sezonu 2024/25, w którego trakcie ostatecznie udało mu się odnotować 12 goli i trzy asysty w 25 ligowych spotkaniach.
Działacze Brighton zauważyli, że greckie źródełka powoli mogą stawać się jednymi z najbardziej urodzajnych w Europie, więc latem ruszyli po kolejnego “złotego dzieciaka”. Tym razem również musieli być szybsi od innych - skala potencjału Charalamposa Kostoulasa jest bowiem podobna, a może nawet większa, niż Tzimasa. Dość powiedzieć, że 18-latek to część wybitnego pokolenia wychowanków Olympiakosu, które wypłynęło z klubowej akademii rok po wstydliwych czasach oligarchii Evangelosa Marinakisa, który w uparty sposób upychał klub doświadczonymi, ale mającymi najlepsze lata za sobą piłkarzami, wrzucanymi później do pierwszego składu kosztem perspektywicznych wychowanków. Doszło to do absurdalnego momentu, w którym teoretycznie klub z Pireusu mógł wystawić następującą 11-stkę:
Bramkarz: Tomas Vaclik (ex Sevilla)
Obrońcy: Marcelo (ex Real Madryt), Sokratis (ex Borussia Dortmund), Kostas Manolas (ex Roma, Napoli), Sime Vrsaljko (ex Atletico Madryt, Inter Mediolan)
Pomocnicy: James Rodriguez (ex Real Madryt, Bayern), Yann M’Vila (ex Inter Mediolan, Rennes), Diadie Samassekou (ex Salzburg), Pajtim Kasami (ex Liverpool, Fulham)
Napastnicy: Cedric Bakambu (ex Villarreal), Mathieu Valbuena (ex Marsylia, Lyon)
Oczywiście wszystko z bardzo dużym naciskiem na słowo “teoretycznie”, bo koniec końców prawie żaden z tych piłkarzy nie wniósł do klubu nic poza wielkim nazwiskiem. W lipcu 2022 roku Olympiakos zebrał łomot od Maccabi Hajfa w eliminacjach Ligi Mistrzów (0:4), a ostatecznie zdołał się przecisnąć jedynie do fazy grupowej Ligi Europy, gdzie uciułał zaledwie dwa punkty. W przeciągu następnych dwóch okienek transferowych, rozpoczęło się ogromne cięcie kosztów - wymienieni wyżej gracze znaleźli sobie nowe kluby albo po prostu rozwiązali swoje umowy, a w celu ich zastąpienia wykonano kilka bardziej przemyślanych ruchów na rynku, pozostawiając szanse adeptom akademii.
Efekty były, i są, jak do tej pory, zadziwiająco pozytywne. W sezonie 2023/24 Olympiakos wygrał Ligę Konferencji. Rok później absolutnie zdominował lokalne podwórko - mistrzostwo Grecji zdobył, gromadząc aż 75 punktów (dla porównania, drugi Panathinaikos miał 59), a na dodatek dołożył do tego zasłużenie wygrany puchar kraju. Twarzami tego sukcesu byli właśnie wychowankowie - 22-letni Kostas Tzolakis, 18-letni Kostas Mouzakitis oraz właśnie Charalampos Kostoulas.

Z Olimp(iakos)u tętniącego ambrozją

Chaos towarzyszący nagłej przemianie Olympiakosu oddawał też poniekąd zmiany zachodzące w całej greckiej piłce. Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że grecka Super League podzieli smętny los ligi tureckiej, w której rozwój lokalnych piłkarskich talentów ograniczany był przez manię sprowadzania poszukujących piłkarskiej emerytury byłych gwiazdorów, którzy z topowym futbolem nie mają już wiele wspólnego. Choć obie ligi podążają teraz nieco innymi ścieżkami, to Grecy uświadomili sobie, że jak będą dalej brnąć w stronę kultu nazwisk, mogą zadusić najlepiej zapowiadające się pokolenie w swojej historii. Zdecydowali więc, że zawrócą. I słusznie.
Kostoulas jest częścią wybitnie utalentowanej fali piłkarzy z akademii Olympiakosu, która w sezonie 2023/24 triumfowała w UEFA Youth League, absolutnie miażdżąc konkurencję. Podobnie jak Tzimas, ma wszelkie predyspozycje na kompletnego napastnika, jednak obu odróżnia jedna, konkretna cecha. Podczas gdy Tzimasa w naturalny sposób ciągnie do pola karnego rywala, tak Kostoulas sprawdza się znakomicie, jeśli chodzi o grę niżej, w bardziej mobilnej roli. Więcej biega, woli schodzić głębiej, by ściągać na siebie uwagę rywali, aniżeli czyhać na nią z przodu. Przechodząc do Brighton za 35 milionów euro, urodzony w 2007 roku zawodnik stał się drugim najdroższym greckim piłkarzem w historii. Wyżej jest tylko Kostas Manolas, który w 2019 roku za kwotę o milion wyższą zamieniał Romę na Napoli.
Brighton może zrobić z tą dwójką, co chce, jednak trudno pozbyć się wrażenia, że Kostoulas i Tzimas docelowo kreowani są na nową parę napastników w “The Albion”. Być może nie od razu - konkurencję w końcu mają sporą - ale nie można im odebrać tego, że mają potencjał z czasem zostać najbardziej ekscytującym duetem snajperów w Premier League. Bardzo ciekawą sugestią w tym kierunku jest nawet fragment pierwszego wywiadu Kostoulasa dla Brighton, w którym został zapytany o odczucia związane z pozyskaniem rodaka.
Z Tzimasem i Kostoulasem w kadrze Brighton, trener Fabian Huerzeler będzie miał do dyspozycji aż sześciu środkowych napastników. Część z nich bez wątpienia pójdzie w odstawkę lub po prostu opuści klub - nie wiadomo, jaka jest przyszłość wracającego z wypożyczenia Evana Fergusona, a także Danny’ego Welbecka, który mimo niezłego sezonu 2024/25 zbliża się powoli do swoich 35. urodzin. Bardzo prawdopodobny wydaje się być letni transfer Joao Pedro, który powinien zwolnić miejsce w środku ataku. W kwestii planów Brighton na lato możemy co prawda jedynie spekulować, jednak niewykluczone, że rewelacyjny grecki duet zacznie podbijać Premier League już w przyszłym sezonie.

Przeczytaj również