Polak może zdobyć Ligę Mistrzów. Kolejna odsłona wielkiej rywalizacji. "Ekscytujący talent, ma jakość"

Polak może zdobyć Ligę Mistrzów. Kolejna odsłona wielkiej rywalizacji. "Ekscytujący talent, ma jakość"
pressfocus
Finał Ligi Mistrzów CONCACAF to kolejny odcinek meksykańsko-amerykańskiej rywalizacji. MLS za wszelką cenę chce udowodnić, że może regularnie walczyć z klubami Ligi MX, ale to właśnie zespoły z Meksyku przez lata upokarzały północnych sąsiadów. Jak będzie tym razem? Trofeum ma szansę trafić w ręce obiecującego polskiego talentu.
Nie da się ukryć, że dla klubów z MLS rozgrywki te kojarzyły się przez długi czas z kompromitacjami, niewytłumaczalnymi porażkami na wczesnych etapach czy blamażami w finałach. Zupełnie inaczej wygląda to w przypadku Ligi MX. Liga Mistrzów CONCACAF to swego rodzaju prywatny folwark dla meksykańskich drużyn. W nowej erze trzynaście razy z rzędu trofeum wygrywała ekipa z tego kraju. Dopiero rok temu pierwszy raz triumfował klub z MLS. Teraz Los Angeles FC chce pójść drogą Seattle Sounders i udowodnić, że to nie był wypadek przy pracy. Polski pomocnik Mateusz Bogusz ma pomóc w realizacji tego celu, ale można być niemal pewnym, że Club Leon tanio skóry nie sprzeda, bo dla zawodników z Guanajuato to również szansa na pierwszy triumf w Lidze Mistrzów CONCACAF. Finały zaplanowano na 1 i 5 czerwca.
Dalsza część tekstu pod wideo

Cel nadrzędny

Droga obu zespołów do finału rozgrywek wyglądała podobnie. Pierwsze dwa dwumecze nie były wymagające. Piłkarze Leon pokonali panamskie Tauro FC (3:0) oraz haitańskie Violette AC (6:2). Z kolei LAFC zmierzyli się z kostarykańskim LD Alajuelense (4:2) oraz rywalem z Kanady, Vancouver Whitecaps (6:0). Prawdziwa rywalizacja nastąpiła dopiero w półfinałach, gdzie oba zespoły walczyły z rywalem z własnego podwórka. Tigres UANL musiał uznać wyższość Club León (4:3), a Philadelphia Union odłożyć marzenia o Lidze Mistrzów przynajmniej do następnego sezonu, przegrywając z LAFC 1:4.
Smaczku finałowej rywalizacji dodaje fakt, że obie drużyny uznają triumf w Lidze Mistrzów CONCACAF za jeden z najważniejszych celów w tym sezonie. Club Leon to zasłużony meksykański zespół z tradycjami, który w 2011 roku został przejęty przez Grupo Pachuca i od tamtej pory można uznać go za stałego bywalca w szerokiej czołówce Ligi MX z dużymi ambicjami. W końcu drużyna z Guanajuato w tym czasie pięciokrotnie docierała do finałów, wygrywając trzykrotnie. Jednak ostatni raz w finale LM brała udział w 1993 roku, jeszcze za czasów CONCACAF Champions' Cup, przegrywając zresztą z kostarykańskim Deportivo Saprissa. Tym razem chce przełamać serię niepowodzeń.
- Teraz dużą ambicją prezesa Jesusa Martíneza Jr. jest sukces na arenie międzynarodowej i udział w Klubowych Mistrzostwach Świata. Choć przecież po często imponujących występach w Lidze MX wymieniano ich w gronie faworytów do triumfu, to Leon w ostatnich latach stał się znany z wpadek w Lidze Mistrzów (1/8 w 2020 i 2021, ćwierćfinał w 2022) - wyjaśnia w rozmowie z nami Michał Matlak, specjalista od meksykańskiego futbolu.
Duże oczekiwania mają także w Los Angeles FC. W poprzednim roku piłkarze z Kalifornii sięgnęli pierwszy raz w historii po MLS Cup (mistrzostwo MLS), zdobywając także Supporters’ Shield (mistrzostwo sezonu zasadniczego). Po historycznym triumfie LAFC zostało też pierwszą drużyną MLS, która osiągnęła wartość miliarda dolarów. Apetyt rośnie w miarę jedzenia i w klubie marzą o dołożeniu do gabloty pucharu Ligi Mistrzów.



- W klubie panuje atmosfera ekscytacji i niepokoju. Rywalizacja i zwycięstwo w CCL było jednym z celów klubu, jeśli nie najważniejszym z nich. Różnica między MLS a Liga MX zaczyna się zmniejszać, a ponieważ Seattle było pierwszą drużyną, która wygrała CCL w obecnym formacie, to LAFC chce to powtórzyć i dotrzeć dalej w KMŚ - mówi nam Christian Filimon, współprowadzący podcastu “Defenders of the Banc” poświęconego Los Angeles FC.
Ta ambiwalencja w przypadku kibiców LAFC jest całkowicie zrozumiała. Klub w MLS zadebiutował w 2018 roku, a w 2020 grał już w finale Ligi Mistrzów CONCACAF, eliminując po drodze same meksykańskie drużyny. W pierwszej rundzie zmierzył się właśnie z Club Leon, odrabiając stratę z wyjazdowego meczu przed własną publicznością. Tym razem może być podobnie, bo rewanżowe spotkanie zostanie rozegrane w Kalifornii. LAFC zna smak finału, ale kibice po końcowym gwizdku sędziego chcę mieć zupełnie inne skojarzenia.
Filimon podkreśla wagę tego spotkania dla wszystkich fanów LAFC: - Wielu kibiców z Los Angeles zaczęło już przyjeżdżać do Leon. Ostatnim razem, gdy LAFC grał na Estadio Leon, było wielu naszych kibiców. Tym razem spodziewamy się ich więcej ze względu na powagę meczu. W 2020 roku była to bardziej wycieczka spowodowana ciekawością. Oczekiwania nie były takie, jak dzisiaj. Wtedy spodziewaliśmy się rywalizacji. W tym roku oczekujemy zwycięstwa. To nasz drugi raz w finale Ligi Mistrzów CONCACAF i nie zapomnieliśmy o tej goryczy porażki z Tigres.

Stworzyć historię

To nie przypadek, że akurat Los Angeles FC w ciągu czterech lat dwukrotnie zameldowało się w finale Ligi Mistrzów CONCACAF. Od momentu wejścia do MLS ekipa z Kalifornii jest w gronie zespołów, które wyznaczają standardy. Potwierdzeniem świetnych wyników w lidze ma być sukces na arenie międzynarodowej i wymazanie z pamięci ostatniego przegranego finału z Tigres UANL.
- Drużyna gra ekscytującą piłkę nożną i jest w stanie strzelić wiele goli, jeśli trzyma się swojego planu gry. System stworzony pierwotnie przez Boba Bradleya został udoskonalony przez Steve'a Cherundolo, który kładzie większy nacisk na ten aspekt gry niż Bob. Obecny zespół jest bardziej solidny w defensywie, niż jakikolwiek inny, którego byłem świadkiem przez wszystkie lata oglądania LAFC - podkreśla współprowadzący podcastu Defenders of the Banc.
Niewielu spodziewało się aż tak spektakularnych wyników pod wodzą Cherundolo. Kiedy przychodził do MLS po czasie spędzonym w Las Vegas Lights, gdzie wyniki nie należały do najlepszych, raczej nikt nie przewidywał, że okaże się trenerem, który doprowadzi zespół do pierwszego mistrzostwa w historii klubu, będzie w świetny sposób zarządzał gwiazdami i uporządkuje grę w obronie. Choć za tę ostatnią kwestię 44-latek zbiera sporo pochwał, tak w starciu z Club León defensywa zostanie wystawiona na próbę, co potwierdza nasz rozmówca: - Największym zmartwieniem będzie głębokość składu na pozycji środkowego obrońcy. Występ Giorgio Chielliniego jest wątpliwy, Jesus David Murillo doznał kontuzji, ale również nie zagra w pierwszym meczu z powodu kumulacji żółtych kartek. Aaron Long i Denil Moldanado będą musieli stanąć na wysokości zadania.
Oczywiście LAFC jest i jeszcze przez bardzo długi czas będzie kojarzone z Carlosem Velą. To już legenda i bez wątpienia najważniejszy piłkarz w historii klubu. Co prawda nie błyszczy tak, jak w poprzednich sezonach, ale to wciąż bardzo istotny zawodnik i z pewnością postraszy rywali. Prawdziwym killerem w polu karnym rywala ma być jednak Denis Bouanga, który w poprzednim sezonie zamienił AS Saint-Etienne na MLS. W tym roku jest najskuteczniejszym piłkarzem w Lidze Mistrzów CONCACAF (sześć meczów, sześć goli, cztery asysty), a w rozgrywkach ligowych ma równie imponujące statystyki: 12 meczów, dziesięć bramek, dwie asysty).
- Zajęło mu trochę czasu, aby się zaaklimatyzować, ale po tym, jak w Portland zdobył bramkę decydującą o mistrzostwie sezonu zasadniczego, stał się jedną z naszych najbardziej śmiercionośnych broni. Jest zmotywowany, głodny gry i lubi grać w tej drużynie. Kiedy jego czas dobiegnie w tym miejscu końca, Bouanga może stać się jednym z największych zawodników LAFC w historii - dodaje Christian Filimon.
LAFC ma kim postraszyć, a głębia składu i umiejętne rotacje trenera Cherundolo mogą być sporą kartą przetargową w dwumeczu, który kończy się na BMO Stadium. Jedno jest pewne: wszyscy w klubie chcą się zapisać w historii i po fantastycznym sezonie w MLS dorzucić na swoje konto sukces międzynarodowy. Ostatnia przeszkoda to Club Leon.

Indywidualności

Meksykański zespół prowadzi 38-letni Nicolas Larcamon. Argentyński szkoleniowiec jest uznawany za bardzo duży talent trenerski i to właśnie w jego osobie kibice pokładają duże nadzieje. Club Leon gra raczej pragmatyczną piłkę, ale to drużyna bardzo elastyczna taktycznie, co może sprawić trudności Los Angeles FC.



W trakcie tego dwumeczu warto zwrócić uwagę na Víctora Davilę, przez którego przechodzi większość akcji ofensywnych tej ekipy. Cofnięty napastnik w Clausurze strzelił sześć goli i zanotował dwie asysty, w rozgrywkach Ligi Mistrzów dorzucił kolejne trzy trafienia. Ważną postacią w środku pola jest także Lucas Romero, a do odkryć ostatnich miesięcy zalicza się Adonisa Friasa oraz Ivana Moreno, który już wcześniej pracował z trenerem Larcamonem. To właśnie ci zawodnicy mogą przesądzić o wyniku finałowego starcia. Uwagę kibica, który na co dzień nie obserwuje rozgrywek w Meksyku, przykuwa z pewnością nazwisko Joela Campbella, ale niezmiennie pełni on w drużynie rolę luksusowego rezerwowego i latem odejdzie z klubu.
Jak mówi Michał Matlak: - Mocne strony Club Leon to z pewnością indywidualności i bardzo zdolny trener, który potrafi przygotować zespół do meczu pod kątem taktycznym, ale też motywacyjnym. Obawiam się natomiast o obronę, gdzie dziury często musiały być łatane z powodu plagi kontuzji, a w meczu z Atletico San Luis w barażach zaliczyła kilka prostych błędów, co spowodowało odpadnięcie i zakończenie sezonu na trzy tygodnie przed finałem LM.
Club Leon w porównaniu z LAFC jest poza rytmem meczowym. W tym czasie piłkarze Larcamona rozegrali co prawda sparing z drugoligowym Atlante FC i kostarykańskim Herediano, ale trudno powiedzieć, jak odnajdą się w meczu o stawkę. Kibice są jednak optymistycznie nastawieni. Wierzą w sukces swojej drużyny, która ma sięgnąć pierwszy raz w historii po Ligę Mistrzów CONCACAF i przywrócić “meksykański porządek” w tych rozgrywkach.
- Meksykańscy fani uznają wygraną Seattle Sounders raczej za wypadek przy pracy, zwłaszcza że Pumas mieli wówczas naprawdę przeciętny skład. Ogólnie w Meksyku wśród kibiców i w mediach są dwie narracje: jedni panikują że MLS i Stany Zjednoczone już ich dogoniły, a drudzy uspokajają nastroje, że trzeba poczekać jeszcze kilka lat, żeby wyciągać poważne wnioski. Dla mnie LAFC jest faworytem. Grają rewanż u siebie i Leon choć ma silną kadrę, to też nie tak mocną jak Tigres, Monterrey czy Club America - dodaje Michał Matlak.

Polak z trofeum?

Mateusz Bogusz dołączył do drużyny LAFC w trakcie sezonu i dosyć szybko zaczął łapać minuty. Nie jest jeszcze podstawowym zawodnikiem, lecz bez dwóch zdań trener widzi w nim piłkarza będącego jednym z pierwszych graczy do rotacji. Na boisku pełni różne role, ale zdecydowanie częściej gra w okolicach skrzydła, niż w środku pola, gdzie królują przede wszystkim Jose Cifuentes (niebawem transfer do Rangers FC) i Timothy Tillman. Nie ma jednak wątpliwości, że 21-latek w nadchodzącym dwumeczu z Club Leon również będzie ważnym zawodnikiem w układance trenera Cherundolo.
- Mateusz Bogusz to ekscytujący zawodnik. Nie ma jeszcze dużego dorobku w LAFC i w lidze, ale ma jakość. Ma talent i pewność siebie. Widzę go odgrywającego bardzo ważną rolę w ataku drużyny. To, czy wejdzie z ławki, czy zacznie mecz w podstawowym składzie zamiast Kwadwo Opoku, nie zostało jeszcze ustalone, ale jest jednym z moich zawodników, których warto obserwować. Przewiduję, że w tym dwumeczu zdobędzie bramkę - uważa Christian Filimon.
Pierwszy mecz finału Ligi Mistrzów CONCACAF już 1 czerwca o 04:00 w Leon. Rewanż w Los Angeles zostanie rozegrany 5 czerwca o 03:00.

Przeczytaj również