Polak prowadzi klub do elity. To może być gigantyczna sensacja. "Nie mają nawet dworca"

Polak prowadzi klub do elity. To może być gigantyczna sensacja. "Nie mają nawet dworca"
IMAGO / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiDzisiaj · 07:00
W Bundeslidze nigdy nie zagrał zespół z miejscowości liczącej mniej niż 25 tysięcy mieszkańców. To może się jednak niedługo zmienić. SV Elversberg już w zeszłym sezonie był bliski napisania pięknej historii. Teraz klub z południowo-zachodniego krańca Niemiec po raz kolejny rusza po awans. A wszystko to z Polakiem w składzie.
Jeśli ktoś nie śledzi uważnie 2. Bundesligi, to po raz pierwszy o Elversbergu zapewne usłyszał dopiero w maju tego roku. To właśnie wtedy klub z malutkiej mieściny położonej niecałe 50 kilometrów od granicy z Francją zmierzył się w barażu o grę w niemieckiej elicie. Na jego drodze stanęło wywodzące się również z niewielkiego miasteczka Heidenheim, więc Bild ogłosił tamten dwumecz mianem “El Dorfico”, czyli w wolnym tłumaczeniu “Wieśniackim El Clasico” (“Dorf” to po niemiecku “wieś”). W Kraju Saary, skąd wywodzi się “SVH”, nikt nie zamierzał jednak przejmować się takimi drwinami. Klub, który jeszcze niedawno występował na peryferiach wielkiej piłki, już za chwilę może zostać jej częścią. I spory w tym udział ma Łukasz Poręba, polski pomocnik, który od lata reprezentuje tego zespołu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Okulistyczne spojrzenie na futbol

Spiesen-Elversberg, bo tak brzmi pełna nazwa tego południowo-zachodniego miasteczka, powstał w wyniku połączenia dwóch mniejszych ośrodków w latach 70. Liczy łącznie 13 tysięcy mieszkańców i to klasyczne miasto satelickie dla stolicy landu, oddalonego o 15 kilometrów Saarbrucken, które przez lata pełniło też funkcję centrum sportowego całego regionu. FC Saarbrucken to jeden z założycieli Bundesligi i historycznie pierwszy spadkowicz. Przez lata uchodził za najbardziej utytułowany klub w okolicy, ale w ostatnich sezonach palmę pierwszeństwa i piłkarskiej wizytówki Saarlandu przejął właśnie Elversberg.
Do pewnego momentu był to amatorski klub tułający się po niższych ligach. Nieco dłuższy czas na trzecim poziomie rozgrywkowym spędził dopiero pod koniec lat 90. Jego obecny rozwój nie byłby jednak tak okazały, gdyby nie wsparcie ze strony Franka Holzera. Były piłkarz, a później przez moment także trener, dużo większe sukcesy niż na boisku odniósł w biznesie. Jego firma Ursapharm produkuje preparaty okulistyczne i od wielu lat jest głównym sponsorem klubu. To dlatego podczas konferencji prasowych na stole obok napojów gazowanych czy wody można dostrzec również butelki kropli do oczu.
Tyle tylko, że w tym przypadku nie mówimy o wsparciu na poziomie SAP i Hoffenheim czy Red Bulla i Lipska. Budżet Elversbergu w dużo większej mierze opiera się na wpływach z kontraktu telewizyjnego, ale klub dzięki ostatnim sukcesom może czerpać coraz większe zyski również z innych źródeł. Rozbudował do 10 tysięcy miejsc swój domowy stadion, Ursapharm-Arenę, lepiej znaną jako Waldstadion an der Kaiserlinde, gdzie poza meczami odbywają się też koncerty czy konferencje. Współpracuje ponadto łącznie aż z 400 firmami i skupia się na wieloletnich partnerstwach z lokalnymi podmiotami.
- Organizacyjnie w Elversbergu wszystko wygląda tak jak powinno w klubie na poziomie 2. Bundesligi. Oczywiście w kwestii infrastruktury jest jeszcze pole do rozwoju i wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Klub mocno nad tym pracuje, nasz stadion nadal jest rozbudowywany, wciąż dokańczana jest jedna z trybu i stale poprawiają się też nasze warunki treningowe. Wiadomo, że może nie wygląda to na skalę, z jaką spotkałem się wcześniej w Hamburgu, ale naprawdę mamy tu wszystko na miejscu. Widać, że w Elversbergu ludzie żyją tym klubem. Na meczach zawsze jest komplet kibiców i panuje po prostu fajna atmosfera. To bardzo ważny element dla lokalnej społeczności - opowiada w rozmowie z nami Łukasz Poręba, który w lipcu dołączył do zespołu w ramach wypożyczenia z HSV.

Przebudowa nie zaszkodziła

Mądre zarządzanie z pewnością przyczyniło się do rozwoju całego klubu, ale w przypadku Elversbergu postęp w gabinetach szedł w parze również z wynikami sportowymi. Jednym z architektów sukcesów zespołu przez ostatnie siedem sezonów był Horst Steffen, który jako piłkarz zanotował ponad 200 występów dla Borussii Moenchengladbach. Do Kraju Saary trafił w 2018 roku, kiedy “SVH” rywalizowało w Regionallidze Sudwest. Z zespołem sięgnął po dwa awanse - najpierw w sezonie 2021/2022 do 3. Ligi, a rok później do 2. Bundesligi. Stał się tym samym żywą legendą całego klubu. Jego świetna praca nie umknęła uwadze silniejszych ekip. Tego lata Steffena ściągnął do siebie Werder Brema, a jego następcą w Elversbergu został pracujący wcześniej z rezerwami Hoffenheim - Vincent Wagner.
- Na pewno mocno analizujemy mecze. Trener wskazuje nam niemal każdy detal, który możemy poprawić. Przykłada też ogromną wagę do indywidualnego rozwoju zawodników. Wagner w swoim sztabie ma też byłych piłkarzy z doświadczeniem gry na wysokim poziomie jak Mike Frantz czy Pascal Bieler, którzy również służą nam pomocą i swoją wiedzą. Tu naprawdę każdy zawsze chce grać w piłkę. Od trenera Wagnera na pewno nauczyłem się, żeby zwracać uwagę na takie szczegóły, kiedy mam przesunąć się np. pół metra w prawo czy w lewo. Dzięki niemu jestem w stanie łatwiej znaleźć odpowiednie miejsce na boisku - opisuje swojego szkoleniowca wychowanek “Miedziowych”.
Za przyjściem Wagnera, podobnie jak wieloma innymi udanymi decyzjami kadrowymi, stoi dyrektor sportowy klubu, Nils-Ole Book, który latem stanął przed nie lada wyzwaniem. Zespół opuściło bowiem aż 11 zawodników, a w ich miejsce przyszło 13 nowych. Wśród tych, którzy odeszli, było aż siedmiu z dziesięciu najlepszych strzelców zespołu w ubiegłym sezonie, w tym największa gwiazda, Fisnik Asslani, który w tamtych rozgrywkach zdobył aż 18 bramek i dołożył dziewięć asyst. Wydawało się, że ciężko będzie zastąpić reprezentanta Kosowa, ale Younes Ebnoutalib, wcześniej rezerwowy, świetnie wszedł w jego buty i ma już teraz dziewięć trafień. Wśród asystentów z czterema końcowymi podaniami na koncie nieźle spisuje się za to Bambase Conte. Jako jeden z nowych liderów zespołu chwalony jest też Poręba.
- Latem wiedziałem, że chcę odejść na wypożyczenie z Hamburga, żeby po prostu dostawać więcej minut. Miałem kilka ekip z 2. Bundesligi, do których mogłem dołączyć. Początkowo Elversberg nie był moim moim pierwszym wyborem, ale po rozmowach z trenerami HSV, którzy znali sytuację w tym klubie, uznałem, że to będzie dla mnie najlepszy wybór. Choć zdawałem sobie sprawę z tego, że przed sezonem zaszło tu wiele zmian, byłem też pewny, że to wciąż drużyna, która chce grać w piłkę. I na dołączeniu do takiej właśnie ekipy bardzo mi zależało - opowiada 25-latek.

Spokój zamiast presji

Wychowanek Zagłębia Lubin trzy lata temu trafił z ekipy “Miedziowych” do Racingu Lens. Po sezonie we Francji, w którym jego zespół sięgnął po wicemistrzostwo, ale on sam grał sporadycznie, zamienił Ligue 1 na 2. Bundesligę. Przez dwa lata bronił barw Hamburgera SV i to z nim w ubiegłym sezonie awansował do niemieckiej elity. Jej smaku jednak nie posmakował, bo latem - przynajmniej na jakiś czas - opuścił “Die Rothosen” i został wypożyczony do Elversbergu. I jak na razie może uznać ten wybór za strzał w dziesiątkę. Po dwóch pierwszych kolejkach sezonu, kiedy pełnił funkcję rezerwowego, później wskoczył już do wyjściowego składu i gra praktycznie wszystko od deski do deski.
- Kiedy odszedłem z Zagłębia do Lens, trafiłem tam na bardzo mocny zespół, który sięgnął po wicemistrzostwo Francji i trener za bardzo nie rotował wtedy składem. W Hamburgu też trochę brakowało mi tej regularnej gry. Wskakiwałem do składu na jeden, dwa mecze, notowałem udane występy, ale potem ktoś wracał do zespołu i już siadałem na ławce. Chciałem dołączyć do zespołu, w którym zyskam zaufanie ze strony trenera. Wiedziałem, że po tych trzech latach spędzonych na zachodzie, stać mnie na to. Przez ten czas dużo się rozwinąłem i teraz zbieram tego owoce. Trener Wagner mocno we mnie uwierzył. Namawiał, żebym przyszedł do Elversbergu i na pewno tej decyzji nie żałuję - mówi polski pomocnik.
Poręba oprócz ciężkiej harówki w środku pola zdołał też dać już coś od siebie również w ofensywie. To po jego asyście Ebnoutalib strzelił w doliczonym czasie gry gola na wagę remisu 2:2 w wyjazdowym starciu z Dynamem Drezno. Ten sam napastnik dzięki podaniu polskiego piłkarza otworzył też wynik w wygranym 4:1 spotkaniu z Eintrachtem Brunszwik. Mimo tak znaczącej przebudowy - i to na różnych polach - cała drużyna zachowała swój charakter i notuje udane wyniki. Po 11 kolejkach ma na swoim koncie 23 punkty i plasuje się na trzeciej pozycji. Do tego “SVH” pokonało na Stadionie Olimpijskim 2:1 Herthę czy wygrało u siebie 1:0 ze spadkowiczem, Holstein Kiel, a więc drużynami, które przed sezonem stawiane były w gronie faworytów do awansu.
- Weszliśmy w ten sezon całkiem dobrze. Nikt za bardzo nie wspomina już tego, co wydarzyło się w poprzednim sezonie, kiedy Elversberg był bliski awansu do Bundesligi. Wszyscy skupiają się na tym, co tu i teraz. Przy czym nie odczuwam tutaj tego ciśnienia z każdej strony. W Hamburgu panowała bardzo duża presja związana z wynikami i trzy punkty były tam właściwie zawsze obowiązkiem. Oczywiście dla mnie to super doświadczenie i mi to nie przeszkadzało w żadnym stopniu, ale w Elversbergu jest trochę inaczej. Mamy tu większy spokój, dzięki czemu można skupić się na rozwoju i grze w piłkę - zauważa były młodzieżowy reprezentant Polski.

Ciasna rywalizacja

Choć ostatnio Hertha zrewanżowała się Elversbergowi za ligową porażkę i gładko pokonała go 3:0 w Pucharze Niemiec, w Kraju Saary nastroje i tak mogą być optymistyczne. Na razie nikt jeszcze aż tak głośno nie mówi o awansie, ale byłoby to bez wątpienia historyczne wydarzenie. Dotąd w Bundeslidze nie grał bowiem klub z tak małej miejscowości jak Spiesen-Elversberg. Rekordzistą nie jest też Hoffenheim, gdyż ta niegdysiejsza wioska już od pół wieku jest częścią 34-tysięcznego Sinsheim. Liderem pozostaje więc SpVgg Unterhaching z siedzibą w 26-tysięcznym miasteczku na przedmieściach Monachium o tej samej nazwie, który na początku XXI wieku spędził dwa sezony w niemieckiej elicie, a jednym z jego zawodników był wówczas Mirosław Spiżak.
- 2. Bundesliga jest tak bardzo nieprzewidywalna, więc naprawdę ciężko wyrokować, co wydarzy się w maju na koniec tego sezonu. W tej lidze jest bardzo ciasno i w zasadzie każdy może wygrać z każdym - niezależnie od tego, którą pozycję w tabeli w danym momencie się zajmuje. Dlatego nie chcę tutaj stawiać sobie żadnych celów. Na pewno chcemy grać przeciwko wszystkim rywalom jak równy z równym. Dla mnie natomiast najważniejsze są te regularne występy. Byłbym zadowolony, gdybym nadal grał wszystko od deski do deski - przyznaje Poręba.
W samym Elversbergu do ewentualnego awansu podchodzą z chłodną głową, choć klub z miasteczka, które nie posiada nawet dworca kolejowego, już wcześniej zapowiadał, że w razie takiego sukcesu będzie miał gdzie zorganizować odpowiednią fetę. Na razie “SVH” robi po prostu swoje i nie zamierza zbaczać z obranego kursu. Book, który jako dyrektor sportowy pracuje w klubie już od siedmiu lat, ostatnio był kuszony przez Moenchengladbach, ale ostatecznie zdecydował się pozostać w Elversbergu i na początku października podpisał nową umowę. To pokazuje, że ambicje klubu z Saary są naprawdę spore, a kluczowa ma być właśnie stabilizacja. Jednym z jej elementów może być przedłużenie współpracy z Porębą, który tym samym mógłby napisać z “SVH” piękną historię.
- W Elversbergu czuję się bardzo dobrze. Mieszkam niedaleko siedziby klubu, mam blisko do bazy treningowej, wszystko jest praktycznie na miejscu. Lubię też czasem pojechać sobie z powrotem na chwilę do Francji, bo to nie jest daleki dystans. Jako fan tamtejszych piekarni staram się wyskoczyć mniej więcej raz w tygodniu. Elversberg ma opcję wykupu mnie po sezonie. Wiele zależy jednak oczywiście od tego, co wydarzy się na koniec rozgrywek, dlatego to czas pokaże, jaka czeka mnie przyszłość - podsumowuje nasz rozmówca.
Ostatnio drużyna wpadła w mały dołek. Jeszcze kilka kolejek temu była liderem, ale na przestrzeni trzech minionych kolejek uzbierała tylko punkt. W efekcie spadła na trzecią lokatę, która na koniec sezonu oznaczałaby grę w barażu. Apetyty są spore. Czas pokaże, jak kopciuszek zakończy ten ekscytujący do tej pory sezon.

Przeczytaj również