Polska na kolanach, czyli efekt miotania. "Przegraliśmy ten mecz dawno, dawno temu"

Polska na kolanach, czyli efekt miotania. "Przegraliśmy ten mecz dawno, dawno temu"
screen
Dlaczego Polska przegrała z Albanią i niemal przekreśliła swoje szanse na awans do mistrzostw Europy? Czy można było inaczej rozegrać to spotkanie? Analiza meczu pokazuje, że nie przegraliśmy tego meczu teraz, tylko dawno, dawno temu.
Mizer 1
własne
Dalsza część tekstu pod wideo
Biało-czerwoni od początku meczu przeszli do pressingu i, trzeba przyznać, że mieli bardzo konkretny plan na grę w obronie. Ustawiali się wtedy w 4-1-4-1, z Grzegorzem Krychowiakiem jako jedynym defensywnym pomocnikiem, podczas gdy Sebastian Szymański i Piotr Zieliński doskakiwali do dwóch ”szóstek” Albanii. Polscy skrzydłowi, Matty Cash i Jakub Kamiński wyczekiwali na doskok do bocznych obrońców gospodarzy, dlatego system Polaków mógł przypominać wtedy nawet 4-3-2-1.
1na1
własne
Po ukierunkowaniu pressingu do linii bocznej przez Roberta Lewandowskiego piłkarze Fernando Santosa mogli przejść do krycia jeden na jednego. Wszystko dzięki przygotowanemu ustawieniu pod przeciwnika, które pozwalało jasno ustalić, kto za kogo odpowiada. Przez pierwsze pół godziny Polacy bardzo dobrze wyglądali w tym elemencie gry, wypychali Albańczyków coraz bliżej ich bramki, aż ci w konsekwencji tracili piłkę. To właśnie dobry pressing spowodował, że biało-czerwoni najpierw wywalczyli aut, a następnie rzut wolny, po którym nawet zdobyli bramkę, chwilę później anulowaną.
Grzegorz Krychowiak
własne
Wadą tego systemu gry było jednak ustawienie ”samotnego” Grzegorza Krychowiaka w linii pomocy, gdy jego koledzy pressowali wyżej. W przypadku minięcia pięciu najbardziej wysuniętych Polaków, ”Krycha” miał do pokrycia ogromną wolną przestrzeń między formacjami. Tymczasem przez pierwsze 30 minut ani razu nie musiał interweniować w tym miejscu, co dobrze świadczy o polskiej obronie w początkowych fragmentach meczu.
2na1
własne
Niebezpieczeństwo czekało jednak nie tylko w strefie zajmowanej przez Krychowiaka, lecz także w bocznych sektorach. Jeśli Albańczycy zagrywali celną piłkę za plecy polskich skrzydłowych, mogli wykorzystać tam przewagę dwóch na jednego. To właśnie z tego sektora boiska padł pierwszy gol w meczu. Na obieg skrzydłowego Albanii poszedł boczny obrońca, zaabsorbował uwagę defensora, dzięki czemu Jasir Asani mógł posłać ”strzał życia” do siatki Wojciecha Szczęsnego. Polscy pomocnicy byli już wtedy spóźnieni z asekuracją. Wszystkie wysiłki z defensywy zdawały się iść na marne, choć w Tiranie biało-czerwoni zanotowali drugi najlepszy wynik za kadencji Fernando Santosa pod względem wskaźnika goli oczekiwanych rywali - zaledwie 0.31. Lepsi pod tym względem byli tylko w czwartkowym starciu z Wyspami Owczymi (źródło: Wyscout i FotMob).
Cash
własne
W obliczu niekorzystnego wyniku podopieczni Fernando Santosa musieli jednak liczyć na własne umiejętności w grze w ataku, aniżeli zmuszać rywali do błędu w rozegraniu. Samo w sobie nie zwiastowało to niczego dobrego, ponieważ pracy nad grą pozycyjną nie był w stanie kontynuować żadnej z poprzednich trenerów. Wobec tego jedyne, co można było zapamiętać z pierwszej części gry po polskiej stronie, to współpraca Bartosza Bereszyńskiego z Mattym Cashem. Podobnie jak w poprzednim spotkaniu na Stadionie Narodowym, tak i w stolicy Albanii Bereszyński obiegał skrzydłowego, a i ten potrafił kilka razy ”szarpnąć”, prezentując swoją jakość. Były to niestety tylko pojedyncze zrywy, które w ogólnym rozrachunku nie za wiele mówiły o polskiej ofensywie.
Długa
własne
Polacy znacznie częściej nie wykorzystywali szans do sensownego budowania gry. Kiedy Piotr Zieliński schodził w kierunku piłki do drugiej linii i wyciągał za sobą przeciwnika, jego koledzy woleli posłać długą piłkę w kierunku napastnika, choć wolną przestrzeń można było wykorzystać dzięki dwóm podaniom…
ZK
własne
Kiedy w tym miejscu pojawił się w końcu Krychowiak, nie był w stanie dokładnie przyjąć piłki od Zielińskiego… Sytuacja ta pokazuje z jak wieloma niedopasowaniami muszą mierzyć się reprezentanci Polski, by choć w połowie zbudować jeden atak pozycyjny w meczu.
Baza 1
własne
Dochodziło niekiedy również do absurdalnych sytuacji, w których polscy pomocnicy musieli być zarówno twórcami, jak i tworzywem. Na tym przykładzie Zieliński i Krychowiak schodzą do linii obrony, aby rozegrać piłkę, lecz nikogo za sobą nie wyciągają, a opuszczoną przestrzeń nie wypełnia żaden z partnerów. I w kółko Macieju.
Świderski
własne
Niedobór pomocników potrafiących budować grę widać było również w momencie, gdy na boisku pojawił się Karol Świderski. Nominalny napastnik w końcu znajdował się między formacjami Albanii i to on po wejściu na plac gry stanowił największe zagrożenie po stronie biało-czerwonych, podobnie jak…
Milik
własne
… kolejny napastnik, Arkadiusz Milik, tym razem w meczu wyjazdowym w Mołdawii. Dokładnie w tym spotkaniu, które skończyło się tak tragicznie dla Polaków.

”Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów”

Jak widać, pojedyncze pozytywne sygnały, tj. skuteczny pressing czy gra rezerwowych napastników zostają brutalnie przytłumione przez efekt wszystkich starań, który w polskiej kadrze jest fatalny, lecz trudno powiedzieć, że niezasłużony. Wszelkie konstrukcje są przecież błyskawicznie burzone, zanim farba zdąży wyschnąć.
Wątpliwej jakości produkt o nazwie reprezentacja Polski w piłce nożnej mężczyzn stanowi idealne odzwierciedlenie fasady poważnego futbolu, o czym świadczy wpis prezesa PZPN po zakończeniu meczu z Albanią, wprowadzający nastrój z komedii PRL. Mityczna wiara w poczynania piłkarzy niepoparta czynami w stosunku do trenerów sprawia, że od prawie dwóch lat ciągle piszemy to samo. Miotanie się od koncepcji do koncepcji sprawia, że nie można brać na poważnie osób zarządzających polską kadrą. Skutek tego jest taki, że nie tylko najprawdopodobniej bezpośrednio nie awansujemy na Euro (jakby to był największy problem), lecz nawet na dobre nie startujemy z pracą i co rusz pojawiają się chęci rewolucji. Nic więc dziwnego, że piłkarzom trudno wziąć odpowiedzialność za zespół, a jedyny w ostatnich latach szkoleniowiec, który chciał wdrożyć nowe pomysły, po niecałym roku pracy wyleciał nagle za ocean.
Przynajmniej obecny (jeszcze) trener nie robi dobrej miny do złej gry. W tym jednak można doszukać się konsekwencji.

Przeczytaj również