Ten mecz mocno nas zmęczył. "To była prawdziwa orka na ugorze"

Ten mecz mocno nas zmęczył. "To była prawdziwa orka na ugorze"
Press Focus
Wygrana 3:0 i totalna dominacja. Brzmi dobrze, jednak mecz reprezentacji Polski z Andorą mocno wszystkich zmęczył. To była prawdziwa orka na ugorze, ale właśnie takiego spotkania przy Łazienkowskiej się spodziewałem. Mecz, po którym można wyciągnąć znacznie mniej wniosków niż po spotkaniu z Węgrami.
„W futbolu nie ma już słabych drużyn”. Patrząc na mecze el. MŚ z ostatnich dwóch dni to powiedzenie znalazło mocne potwierdzenie w wynikach. Hiszpania wygrała z Gruzją po golu strzelonym w 92. minucie. Luksemburg zrobił potężną niespodziankę ogrywając wyjeździe Irlandię. Malta zremisowała ze Słowacją, a prowadziła już nawet 2:0.
Dalsza część tekstu pod wideo
Coraz rzadziej zdarzają się mecze, w których zdecydowanie silniejszy i mający po swojej stronie piłkarską jakość strzela do przeciwnika jak do kaczek. Teraz ma to jeszcze dodatkowe uzasadnienie w przeładowanym kalendarzu, kiedy piłkarze grają niemal non stop. Są przemęczeni. Jest mało czasu na pracę na zgrupowaniach. Dlatego nie spodziewałem się, że reprezentacja Polski bardzo efektownie rozbije Andorę. Zresztą potwierdzały to statystyki ostatnich sześciu lat, w których niedzielni rywale tylko trzykrotnie przegrywali wyżej niż czterema golami - z Łotwą 0:5 oraz Portugalią 0:6 i 0:7
Scenariusz meczu był dokładnie taki, jak przewidywałem przed pierwszym gwizdkiem. Gigantyczna przewaga Biało-Czerwonych w posiadaniu piłki (85 do 15 procent), mnóstwo wymienionych podań, ale mało klarownych sytuacji strzeleckich. Przeciwnik ustawił się przed swoim polem karnym i czekał na to, co zaproponują gospodarze. Zatkał dostęp do bramki, jak w ostatnich dniach Kanał Sueski potężny transportowiec. Wyszły z tego ogromne męczarnie i mecz, który był trudny do oglądania. Ostatecznie podopieczni Paulo Sousy dopisali na konto trzy punkty. I tyle. Nie było fajerwerków. Polskiej husarii demolującej przeciwnika. Ostrzegam. Podobnego meczu spodziewam się jesienią.

Problem ze zdobywaniem terenu. Bronią znowu dośrodkowania

Czy reprezentacja mogła zagrać lepiej? Nie mam przekonania, czy wystawianie aż trzech napastników spełniło swoje zadanie. Czy jednak nie lepiej było postawić na jeszcze jednego rozgrywającego w środku pola i to tam przenieść większy ciężar naszej gry. Na papierze oczywiście siła rażenia wyglądała imponująco. Natomiast nie przekładało się to na jakość, atrakcyjność i gole.
Polska wymieniła zawrotną liczbę 677 podań, ale niemal połowa z nich (319) to piłka krążąca wokół obrońców. Zespół miał problem ze zdobywaniem terenu. Przyspieszeniem gry w ataku pozycyjnym. Przy mocno zagęszczonym środku pola trudno było w takim tłoku odnaleźć się Piotrowi Zielińskiemu oraz podchodzącym do rozegrania Robertowi Lewandowskiemu i Arkadiuszowi Milikowi.
Naszą najsilniejszą bronią znów więc okazały się dośrodkowania z bocznych stref. Podobnie jak w meczu z Węgrami oba gole w Warszawie zdobyliśmy po zagraniach z prawego sektora - tu warto podkreślić dublet i już 66. trafień w reprezentacji Lewandowskiego, który wpisał się na listę strzelców w dziesiątym meczu z rzędu.

Mniej wniosków niż po Budapeszcie

Potem Sousa dał pograć rezerwowym, między innymi debiutującem 17-latkowi Kacprowi Kozłowskiemu i Karolowi Świderskiemu, który pierwszy występ osłodził sobie golem. Korekty miały swój wpływ na wynik jak w Budapeszcie (łącznie to już dwie bramki i dwie asysty), ale niespecjalnie poprawiły obraz naszej gry.
Andora nawet przez chwilę nie była zainteresowana odrabianiem strat. Interesowało ją tylko ograniczenie rozmiarów porażki przez wycofanie całego zespołu na swoją połowę i uprzykrzanie życia przez agresywne przerywanie akcji. Może zabrzmi to jak usprawiedliwianie, ale wyobrażam sobie, że to dla drużyny chcącej grać w piłkę orka na ugorze. Rozbijanie kilofem grubego muru. Rozbić go się udało. To wszystko. Karta w zakładzie podbita i można się rozejść.
Zadanie zostało wykonane, ale po tym meczu nie da się wyciągnąć jakichś daleko idących wniosków. Uważam, że podobnie byłoby w przypadku zwycięstwa z wynikiem na poziomie Portugalii. Tylko kibicom byłoby przyjemniej.

Przeczytaj również