Polska w roli statysty. Od Włochów dzieliła nas przepaść

Polska w roli statysty. Od Włochów dzieliła nas przepaść
Press Focus
- Reprezentacja Polski przegrała 0:2, ale tego meczu nie ma sensu rozpatrywać w kategoriach samego wyniku. Rezultat był bardzo łaskawy i nie oddaje obrazu gry. Oba zespoły dzieliła przepaść. W niedzielny wieczór Biało-czerwoni zostali nieprzyjemnie zweryfikowani. Do europejskiej czołówki brakuje nam bardzo dużo Tomasz Włodarczyk.
W pierwszej połowie włoscy obrońcy mogliby udać się na niedzielnego grilla, a Gianluigi Donnarumma i tak nie miałby nic do roboty. Bardzo źle patrzyło się na to, jak gospodarze narzucili nam swoje warunki gry i nie zamierzali dyskutować nad jakimikolwiek ustępstwami. Od początku mocno złapali nas za gardło.
Dalsza część tekstu pod wideo
Niech za słowa przemówią liczby podsumowane przez ten smutny obrazek:
Heatmapa
własne
Heatmapa rozegranych akcji nie pozostawia cienia wątpliwości, pod kogo bramka toczyła się gra. Italia nas gniotła. Tylko dyspozycja Wojciecha Szczęsnego, odrobina szczęścia (spalony Bellottiego) i nieskuteczność przy wykończeniu akcji pudrowała wynik po 45 minutach.
W pierwszej połowie nie oddaliśmy ANI JEDNEGO strzału! Jakby tego było mało, nie zameldowaliśmy się nawet w polu karnym przeciwnika. Raz z piłką znalazł się w jego okolicy Sebastian Szymański, ale zagrał do tyłu, niedokładnie, bo w aut...
Kultura gry, jej rozumienie, szybka wymiana piłki na małej przestrzeni, wykorzystanie wysokiego pressingu, zbieranie drugich piłek - wszystkie argumenty były po stronie Azzurrich. Jeśli przypomnieć nasze częste spotkania w ostatnich dwóch latach, od kiedy trenerem jest Jerzy Brzęczek, to niestety progres tych konfrontacji jest na zdecydowaną niekorzyść. Im dalej, tym gorzej. Selekcjoner debiutował w Bolonii i tam kadra zagrała bardzo przyzwoite spotkanie. A potem było już tylko gorzej.
Obie drużyny przechodziły transformację i widać jak na dłoni, jak dobrze poradził z nią sobie Roberto Mancini. A my? Nie mam zamiaru dramatyzować z powodu tej porażki i biadolić, że ten zespół nie nadaje się kompletnie do niczego. Byłaby to nieprawda. Po prostu, tak jak zresztą powiedział Mancini po bezbramkowym remisie w Gdańsku, jesteśmy półkę niżej od najlepszych w Europie. Zgadzam się i musimy się z tym pogodzić. Oczywiście, że możemy powalczyć, a w pojedynczym spotkaniu nawet wygrać. Jednak na dziesięć starć z Włochami, Anglią, Portugalią czy Holandią pewnie przegramy z siedem.
Mniej więcej na takie widowisko jak na Mapei Stadium powinniśmy nastawić się przeciwko Hiszpanii podczas przyszłorocznych mistrzostw Europy. Dominacji i bombardowania naszej bramki. Drżenia o wynik od pierwszego do ostatniego gwizdka.
Może będziemy bronili lepiej. Może Jacek Góralski zachowa chłodną głowę zamiast wchodzić – nie wiedzieć po co – wyprostowanymi nogami w przeciwnika, za co powinien obejrzeć bezpośrednią czerwona kartkę. A ostatecznie zobaczył ją kilkanaście minut później, bo znów się zagrzał.
Powinniśmy wyciągnąć z tej dotkliwej porażki jak najwięcej wniosków. Choćby taki, że Arkadiusz Reca nie bez przyczyny gra w Crotone, które na 99 procent spadnie z Serie A, a nie w Atalancie Bergamo. Że to nie lewy obrońca, a wahadłowy, który w tej roli może pokazać więcej swoich naturalnych walorów. Że jednak ustawianie Bartosza Bereszyńskiego na lewej obronie miało sens z powodów czysto taktycznych – skupieniu na defensywie. Możecie mnie zweryfikować za osiem miesięcy, ale jestem niemal pewien, że przeciwko Hiszpanom na bokach obrony zagrają Tomasz Kędziora i Bereszyński właśnie.
Liczę, że Brzęczek wyciągnie z takiego meczu porządną lekcję, bo porażki wcale nie muszą być takie złe. One wręcz są potrzebne, żeby się rozwijać i sprowadzać nas na ziemię. Ustalmy fakty. Nie należymy do piłkarskiej elity Europy. Możemy do niej aspirować. Możemy nawet ją pobić, jeśli wyprujemy sobie żyły na boisku, a dyspozycja dnia i scenariusz meczu ułoży się jak należy.
Dziś przeciwko Włochom widzieliśmy coś jednak zupełnie przeciwnego. Polskę stłamszoną, spóźnioną, zdezorganizowaną i niedokładną. Nawet korekty w składzie niewiele dały. Ożywiły nas tylko na moment, ale Włosi szybko się przegrupowali i nic nie robili z szarpaniny na skrzydle Kamila Grosickiego.
Przeciwnik jeździł dziś ferrari, a my starym fiatem. Liczby pokazały, kto miał argumenty po swojej stronie. Biało-czerwoni? ZERO celnych strzałów, ZERO rzutów rożnych, ZERO okazji bramkowych. Po prostu przepaść.

Przeczytaj również