Polska znów, jak za Brzęczka, dokonała czegoś prawie niespotykanego. To ewenement na skalę Europy

Polska znów, jak za Brzęczka, dokonała czegoś prawie niespotykanego. To ewenement na skalę Europy
Rafał Rusek / PressFocus
To był bardzo dziwny mecz. Reprezentacja Polski długimi fragmentami prezentowała się na tle Albanii po prostu bardzo słabo, a ostatecznie mecz wygrała wysoko, bo aż 4:1. Sam rezultat może trochę zakrzywiać rzeczywistość, jednak podopiecznym Paulo Sousy trzeba faktycznie oddać jedno - byli zabójczo skuteczni. Ich wszystkie strzały zmierzające w światło bramki wylądowały w siatce. Pod tym względem jesteśmy ewenementem na skalę Europy.
W rozgrywanych na początku września meczach eliminacyjnych, a było ich już 25, a więc do gry weszło 50 reprezentacji, tylko trzem zespołom udało się wszystkie celne uderzenia zamienić na gole. Oprócz biało-czerwonych, podobnej sztuki dokonały jeszcze Francja oraz Gibraltar. To jednak naszych piłkarzy, pod tym względem, trzeba docenić dużo bardziej.
Dalsza część tekstu pod wideo
  • Gibraltar oddał jeden celny strzał, zdobył jedną bramkę
  • Francja oddała jeden celny strzał, zdobyła jedną bramkę
  • Polska oddała cztery celne strzały, zdobyła cztery bramki

Znów to zrobiliśmy

Żeby znaleźć reprezentację, który w swoim meczu strzeliła minimum cztery gole i były to jej jedyne celne strzały, trzeba już trochę pogrzebać w historii. No bo:
  • w trwających eliminacjach do mundialu nikt oprócz Polski tego nie dokonał
  • na EURO 2020 nikt tego nie zrobił
I teraz uwaga, niezła ciekawostka. Cofnęliśmy się jeszcze bardziej. Do eliminacji EURO 2020. Były tam bowiem dwie drużyny, które faktycznie 100% celnych strzałów w meczu zamieniły na gole (przy minimum czterech zdobytych bramkach):
  • Portugalia w meczu z Serbią (Wygrała 4:2)
  • Polska w meczu z Izraelem (Wygrała 4:0)
Możemy mieć więc małe deja vu. Wtedy też mówiliśmy o średniej grze zespołu prowadzonego jeszcze przez Jerzego Brzęczka, ale wynik się zgadzał. I to bardzo.
Kolejny raz zostajemy zatem z tematem przerabianym miliony razy - kiepska gra, która nieszczególnie rokuje na przyszłość, ale korzystny wynik, czy “ładna porażka”, dająca jakiejś nadzieje, że wszystko podąża w odpowiednim kierunku.
W obu podejściach jest trochę racji. Na ten moment potrzebowaliśmy jednak po prostu zwycięstwa. Remis na Węgrzech i porażka z Anglią sprawiły, że mocno skurczył nam się margines błędu. Jeśli wczoraj mieliśmy więc grać pięknie, ale frajersko zremisować, lepiej jednak, że grając przeciętnie zainkasowaliśmy trzy punkty. Jasne, mogliśmy oczekiwać bardziej składnych akcji, przynajmniej ich większej liczby, jednak biorąc pod uwagę choćby mnożące się absencje, trzeba poniekąd zrozumieć, że nie było tiki-taki. Nie ze środkiem pola Grzegorz Krychowiak - Jakub Moder.

Jak za Brzęczka

Kadra zagrała wczoraj jak za kadencji Jerzego Brzęczka. Prezentowała się topornie, ale koniec końców pewnie wygrała. Co ciekawe, dla Albańczyków to najwyższa porażka od września 2019 roku i spotkania z Francją (także 1:4).
W meczach z Hiszpanią i Szwecją na EURO graliśmy naprawdę nieźle. Kadra, mimo tak bardzo bolesnej porażki, pokazała wtedy, że w ciemnym tunelu widać światło. Zobaczyliśmy zalążki pomysłu i nadziei na przyszłość. Przez te niecałe trzy miesiące biało-czerwoni raczej nie zapomnieli jak się gra w piłkę. Z pewnością nie bez znaczenia było to, że z układanki trzeba było wyjąć kolejne istotne puzzle. Nie jesteśmy Francją, która może wystawić trzy silne jedenastki. Jeśli nie mamy możliwości skorzystania z Piotra Zielińskiego, Mateusza Klicha, Arkadiusza Milika, Krzysztofa Piątka i jeszcze kilku innych zawodników na dobrym poziomie, musimy stracić na jakości. Taka jest rzeczywistość.
Teraz pozostaje zrobić swoje w meczu z San Marino i przynajmniej podjąć walkę w rywalizacji z Anglią. Później trzymać kciuki, by na kluczowe mecze, rozgrywane już w październiku i listopadzie, Paulo Sousa miał do dyspozycji kluczowych piłkarzy. Przy okazji nie obrazimy się, jeśli skuteczność pod bramką rywala wciąż będzie tak wysoka. W końcu, zostawiając na boku całą filozofię, liczy się to, co w sieci.

Przeczytaj również