Polski klub zaimponował. Udane transfery, ambitny trener. "Wiedzą, o co chodzi w piłce"
O pożegnaniu Ziemowita Deptuły z Jagiellonii i rynku prezesów, mistrzach jesieni w Ekstraklasie, a także pogłębiającym się kryzysie Legii Warszawa - pisze Janusz Basałaj w kolejnym odcinku cyklu na Meczyki.pl.
Kroniki Piłkarskie Janusza Basałaja to zbiór felietonów, w których doświadczony dziennikarz Meczyki.pl komentuje bieżące wydarzenia ze świata futbolu.
Zmiany w gabinetach
Pożegnano prezesa Jagiellonii, pana Ziemowita Deptułę. Decyzję podjęto ze względu na stan zdrowia szefa zarządu tego klubu. Bardzo, ale to bardzo nieufnie podchodzę do tego typu komunikatów. Przypomina mi to doniesienia z obozu walk politycznych, w którym “uwalenie” niewygodnego człowieka tłumaczy się właśnie w taki eufemistyczny i infantylny jednocześnie sposób. Nieufność, podejrzenia i porcja najbardziej fantastycznych plotek zawsze towarzyszą takiej decyzji. Tym bardziej, że Jaga od dawna kojarzy się ze sprawnie naoliwioną i i sprawnie funkcjonującą maszyną: na boisku i w tzw. gabinetach klubowej władzy. Sympatia i zaufanie do właścicieli Jagiellonii z pewnością pozostanie i tylko plotki, domysły mogą ubarwić takie wydarzenia.
Czego nie dowiózł prezes Deptuła w opinii właścicieli Jagi? Kwestia budowy centrum treningowo-szkoleniowego, która od dawna jest oczkiem w głowie Wojciecha Strzałkowskiego – głównego akcjonariusza klubu? Podobno nie idzie to zbyt sprawnie… A może to tylko plotka i niesprawdzony trop. Więc nie pójdą tą drogą. Po co mnożyć fantazje. Faktem jest, że do zarządu Jagi dołączył Maciej Szymański. Do niedawna jeden z głównych ludzi w Widzewie, odpowiedzialny w tym klubie za nadzór nad takimi projektami jak akademia piłkarska czy ośrodek treningowy. No i proszę, zrobił nam się rynek prezesów (czy członków zarządów) w polskiej piłce. Nie chcesz pracować w jednym klubie, nie możesz tam realizować swoich pomysłów, masz konflikt z kibicami? Szukasz innego miejsca pracy. Jak to się robi? Właściciele polskich klubów nie krygują się, nie wstydzą się gadać między sobą i pytać o zdolnych ludzi… Tak wymiana informacji prowadzi do nowych nominacji.
A co na to kibice? Im pozostaje tylko mierzyć swoim barometrem poziom “klubowości” nowego zarządcy. To fani decydują, kto jest prawdziwym Wiślakiem, Legionistą czy Jagiellończykiem. Gdzie te czasy, kiedy patrzono z nieufnością na Zbigniewa Koźmińskiego, który był prezesem i w Wiśle, i w Hutniku, Górniku Zabrze czy Pogoni Szczecin. Kogo dziś obchodzi, że Piotr Obidziński rządził kiedyś w Wiśle, a obecnie wspiera w Rakowie Michała Świerczewskiego. Jacek Bednarz działał w Legii, Nowym Dworze, Elanie Toruń, Piaście Gliwice, Ruchu Chorzów, Termalice Nieciecza… Idzie się tam gdzie mnie potrzebują. Tym bardziej, że Cię rynek ceni i lubi. Czas, w którym byli piłkarze, klubowe legendy jakby z “urzędu” zajmują eksponowane miejsca w strukturze klubowej spółki już minęły. Za dużo w tym biznesu i odpowiedzialności, by do tego mieszać piłkarski wdzięk i “kit” chętnie oglądany na boisku. Im pozostaną studia telewizyjne, w których jako eksperci albo czarują wiedzą i komunikatywnością, albo zwyczajnie bredzą.
“Nafciarze” póki co najlepsi
Mistrz jesieni mieszka w Płocku. Gratulacje dla drużyny, prezesa Piotra Sadczuka, dyrektora sportowego Radosława Kucharskiego i trenera Mariusza Misiury przede wszystkim. Skromny klub, najlepszy na Mazowszu ("Gdzie jest ta Legia…”), z nowym stadionem i z ludźmi, którzy wiedzą, o co chodzi w piłce. Efekt tzw. “spłaszczenia tabeli”, wyrównany poziom i kryzys, jaki dopada raz na jakiś czas wielkich (jak na polskie warunki) naszej ekstraklasy – to też prawda. Rozumne transfery (m.in. Rafał Leszczyński i Marcin Kamiński) no i ambitny trener potrafiący zaszczepić swoim piłkarzom pierwszej jedenastki pomysł na grę. Czy to doprowadzi Wisłę Płock do mistrzostwa Polski? Myślę, że wątpię… Ale niech się cieszą w Płocku chwilą i poczuciem satysfakcji. To dobrze działa na atmosferę przedświąteczną i planowanie ligowej wiosny. Nie można odbierać płocczanom satysfakcji i chęci utarcia nosa możnym. A jak się możni dali – to ich problem.
Legia w tarapatach
Pół Polski a może i trzy czwarte naszego pięknego kraju pęka ze śmiechu. Szydera, kpiny, złośliwości i poczucie mściwej satysfakcji są produkowane masowo w komentowaniu ostatnich poczynań Legii Warszawa. Nie chce mi się przyłączać do tego chóru (wujów?), bo nic oryginalnego nie wyprodukuję. Niech się Legia utrzyma (przestrzegam przed podobnym poczuciem kibiców Wisły Kraków, którzy nie wyobrażali sobie spadku z ekstraklasy, aż im to się zdarzyło!), a Marek Papszun okaże się wielkim trenerem, który dowiedzie swej wielkości nie tylko w mieście Częstochowa. Panu Dariuszowi Mioduskiemu z całą sympatią zalecam powstrzymanie się od wypowiadania się na temat swego klubu z manią wielkości i argumentowania w stylu “Sukcesy Legii pomogą całej polskiej piłce i warto wspomóc Legię…” (cytat niezbyt… dokładny). Bo to nikomu się nie spodoba. Nie tylko w Poznaniu, Szczecinie, Zabrzu czy Krakowie.