Poniżany, bo zarabia fortunę. Tak gigant traktuje skreśloną gwiazdę. Bezwzględne praktyki

Poniżany, bo zarabia fortunę. Tak gigant traktuje skreśloną gwiazdę. Bezwzględne praktyki
Conor Molloy / pressfocus
Kacper - Klasiński
Kacper KlasińskiDzisiaj · 16:06
Najlepiej zarabiający piłkarz w “klubie kokosa”? Tak wygląda sytuacja w Chelsea. Raheem Sterling miał być “flagowcem” projektu budowanego na Stamford Bridge, ale zawiódł na całej linii. Teraz “The Blues” mają do rozwiązania problem w postaci kosztownego balastu.
Raheem Sterling był pierwszym zakupem Chelsea w erze panowania BlueCo. Jego transfer w 2022 roku stanowił manifest dużych ambicji nowych właścicieli klubu. Anglik, choć jest najlepiej zarabiającym piłkarzem “The Blues”, już rok temu został odsunięty na boczny tor. Tego lata, w przeciwieństwie do poprzedniego, nie udało się znaleźć mu nawet wypożyczenia. Do końca kontraktu pozostały dwa sezony, a Enzo Maresca nie zamierza korzystać usług 30-latka, który został odsunięty od pierwszego zespołu. Londyńczycy muszą płacić 300 tysięcy funtów tygodniowo statyście będącemu piątym kołem u wozu.
Dalsza część tekstu pod wideo

Niespełnione oczekiwania

Transfer Raheema Sterlinga do Chelsea miał stanowić symboliczne otwarcie nowej ery w historii klubu. Podczas pierwszego okienka pod wodzą nowych właścicieli, “The Blues” wyciągnęli z dominującego w Anglii Manchesteru City jednego z najskuteczniejszych i najdłużej związanych z klubem piłkarzy. Zawodnika, który nawet pomimo nieskuteczności i kilku efektownych pudeł, pokazał na murawach Premier League dużą regularność, wykręcając świetne liczby i zdobywając kluczowe bramki dla ekipy Pepa Guardioli.
Wydawało się, że za niespełna 50 milionów funtów na Stamford Bridge trafił murowany główny bohater budowanego tam projektu. Sam piłkarz chciał zresztą zmienić otoczenie, by stać się liderem i pierwszoplanową gwiazdą. Ten ruch miał sens. Jako gracz u szczytu kariery, w wieku 27 lat, z bogatym dorobkiem, statusem etatowego reprezentanta Anglii i pochodzeniem z Londynu, pasował idealnie. Nie mogło więc dziwić, że dostał najwyższy kontrakt w klubie, opiewający na ponad 300 tysięcy funtów tygodniowo. Wszystko układało się w logiczną całość.
Sprawy jednak nie poszły zgodnie z planem. Debiutancka, naznaczona nieudanymi zmianami trenerskimi kampania Sterlinga w Londynie, okazała się pełna frustracji i niespełnionych oczekiwań. Cała przechodząca przebudowę drużyna zawodziła, plasując się w dolnej połowie tabeli Premier League. Sam Anglik po raz pierwszy od sześciu lat nie wykręcił dwucyfrowej liczby bramek w lidze, zaliczając najsłabszy, pod względem liczb, indywidualny sezon od dekady, kiedy to przebijał się do pierwszego zespołu Liverpoolu. Stracił też miejsce w kadrze narodowej. W rozgrywkach 2023/24, pod wodzą Mauricio Pochettino, wystartował lepiej, ale z czasem zaczął coraz mocniej frustrować kibiców. Gdy schodził z boiska w meczu Pucharu Anglii z Leicester City, został przez nich wybuczany.
Choć wykręcił lepsze cyferki niż sezon wcześniej (osiem goli i siedem asyst w lidze, 10+11 we wszystkich rozgrywkach), nikt nie miał wątpliwości. Przez dwa lata Sterling nie spełnił wielkich oczekiwań. A w międzyczasie w Londynie wykreowała się nowa gwiazda: Cole Palmer.

Katastrofa zamiast odbudowy

Gdy na starcie sezonu 2024/25 stery w Chelsea objął Enzo Maresca, stanął przed trudnym zadaniem, jeśli chodzi o zarządzanie kadrą. Dostał bardzo liczny, młody skład. Mówiło się o tym, że ośrodek treningowy jest przepełniony. “The Blues” kupowali nowych graczy, a część z obecnych sprzedawali lub oddawali na wypożyczenie, by odchudzić kadrę. Jak wyliczało BBC, w dniu startu sezonu ligowego pierwszy zespół wciąż liczył jednak aż 42 zawodników. Niektórzy z nich zostali odsunięci od drużyny. W grupie tej znalazł się Sterling.
Ostatecznie Anglik został wypożyczony do Arsenalu w Deadline Day letniego okienka. Mikel Arteta znał go z czasów pracy w roli asystenta Guardioli w Manchesterze City i postanowił przygarnąć pod swoje skrzydła. Stołeczni rywale byli tak zdesperowani, aby zaoszczędzić cokolwiek na pensji Anglika, że “Kanonierzy” musieli płacić zaledwie 30% jego wynagrodzenia. Tym samym Chelsea miała przez rok przelewać ponad 200 tysięcy funtów tygodniowo graczowi, który reprezentował barwy ich ligowego rywala.
Takie rozwiązanie było jednak przynajmniej “jakimś” wyjściem dla stojących pod presją czasu w ostatnim dniu okienka “The Blues”. W końcu coś oszczędzili, a Sterling miał okazję pokazać się w Premier League i Lidze Mistrzów, potencjalnie podbijając swoją wartość pod wodzą szkoleniowca, który go znał i chciał odbudować. Sęk w tym, że sezon spędzony w Arsenalu okazał się chyba najgorszym w całej karierze skrzydłowego. Nie pokazał nic ciekawego, prezentował się do bólu przeciętnie, wręcz przezroczyście. Gdy dostawał szanse w większym wymiarze czasowym, regularnie zbierał bardzo słabe recenzje. W 28 meczach zdobył zaledwie jedną bramkę - z trzecioligowym Boltonem w Pucharze Ligi. Wyszła z tego kompletna porażka. I “Kanonierzy” oczywiście nie zatrzymali go na dłużej.

Gwiazda w “klubie kokosa”

Sterling znalazł się więc tego lata w bardzo problematycznym położeniu. Wrócił do Chelsea, gdzie nie ma przyszłości i od razu wylądował w “klubie kokosa”. Przez rok w Arsenalu jego notowania tylko spadły, więc właściwie od początku było jasne, że może mieć spore problemy z przyciągnięciem zainteresowania ze strony zespołów gotowych pokryć jego wysoką pensję. Utkwił więc w zawieszeniu.
Oczekiwano za niego rozsądnej kwoty - 20 milionów funtów. Tymczasem tygodnie mijały i mijały, ale nic się nie zmieniało, choć pojawiały się plotki łączące go z Crystal Palace, West Hamem, Juventusem, Napoli, Bayerem Leverkusen czy zespołami z Turcji. Najbardziej konkretne, zwłaszcza w obliczu doniesień, że chciał pozostać w Londynie z powodów rodzinnych, wydawały się spekulacje o przenosinach do Fulham, ale i z nich nic nie wyszło, bo “The Cottagers” postawili na inne cele. Sterling stał się więc balastem dla Chelsea. I to bardzo kosztownym.
Jego umowa z klubem obowiązuje do lata 2027 roku. To oznacza, że jeśli nie odejdzie, będzie trzeba mu płacić ponad 300 tysięcy funtów tygodniowo przez kolejne dwa lata - łącznie mowa o kwocie około 35 milionów funtów. Maresca nie ma najmniejszych planów, aby przywrócić go do składu. Ba, przyznał nawet, że… nie rozmawiał z podopiecznym od jego powrotu do klubu, bo pozostaje on w całkowitej izolacji od zawodników pierwszej drużyny, podobnie jak Axel Disasi oraz David Datro Fofana.
- To gracze Chelsea [Sterling oraz Disasi - przyp. red.], ale trenują oddzielnie i tak będzie dalej. Nie widziałem się z nimi od startu sezonu. Trenują o innych porach i na innym boisku - przekazał włoski menedżer przed niedawnym spotkaniem z Brentford.

10 milionów za… odejście?

Sposób, w jaki są traktowani odsunięci zawodnicy, może budzić uzasadnione wątpliwości. Pracują w ośrodku treningowym wieczorami, nie mogą jeść razem z drużyną lub korzystać z tej samej stołówki oraz toalet. Są traktowani jak chodzący problem i izolowani od reszty zawodników. Intencje “The Blues” są absolutnie jasne: chcą zmusić ich do odejścia. I robią to w bezwzględny sposób, który można określić nawet mianem poniżającego.
Choć zarówno Sterling, jak i Disasi znaleźli się na liście zgłoszeń do nowego sezonu Premier League, trudno oczekiwać, że złapią jakiekolwiek minuty. Stanowisko klubu jest jasne - ci zawodnicy nie mają żadnej przyszłości w Chelsea. Sterling, w ciągu trzech lat, z symbolu ambicji stał się zupełnie niepotrzebnym obciążeniem, którego w Londynie chcą się pozbyć za wszelką cenę. Niedawno spekulowano nawet, że złożona zostanie mu oferta rozwiązania kontraktu w zamian za wypłatę 10 milionów funtów. On sam ma jednak nie być chętny do takiego rozwiązania.
Co będzie z nim dalej? Trudno powiedzieć, ale od momentu przenosin do Chelsea konsekwentnie zmierza w dół. 30-latek plasuje się w najlepszej dwudziestce strzelców w historii Premier League. Z piłkarzy związanych wciąż z jej klubami przebija go tylko Mohamed Salah.
Choć w ostatnich rozgrywkach Sterling nie strzelił w lidze ani jednego gola, wciąż zajmuje szóste miejsce w klasyfikacji jej najskuteczniejszych snajperów w ostatniej dekadzie. W teorii nie powinien mieć problemów ze znalezieniem sobie nowego miejsca. Problem w tym, że praktyka tę teorię brutalnie weryfikuje. Choć Anglik wciąż jest dużym nazwiskiem, wręcz gwiazdą, wylądował na bocznym torze. I jedzie nim coraz dalej. Gdy wydaje się, że gorzej być nie może, okazuje się, że jego notowania spadają jeszcze bardziej.
Bo jaki sygnał wysyła światu to, że odsuwasz najlepiej opłacanego zawodnika swojej drużyny od kolegów z zespołu i skazujesz go na banicję? Ano taki, że absolutnie już w niego nie wierzysz i uważasz, że nie może ci zaoferować niczego wartościowego.
Teraz Sterling potrzebuje kogoś, kto mógłby go taką wiarą obdarzyć. Problem w tym, że bardzo trudno może być kogokolwiek takiego znaleźć. A już na pewno wśród tych, którzy mają możliwość pokrycia jego uposażenia.

Przeczytaj również