Powtórka z rozrywki: zwycięskie derby i powracająca wiara Manchesteru United. Ten sezon jest do uratowania

Powtórka z rozrywki: zwycięskie derby i powracająca wiara United. Ten sezon jest do uratowania
YouTube
Manchester United pokonał Manchester City w niedzielnych derbach i znowu wierzy w awans do Ligi Mistrzów. Kibice "Czerwone Diabły" mają nadzieję, że pierwszy ligowy dublet nad lokalnym rywalem od sezonu 2009/2010 zostanie poparty kolejnymi dobrymi wynikami zespołu Ole Gunnara Solskjaera. Choć wydawało się to niemożliwe, ten sezon naprawdę jest dla United do uratowania. Happy-end nikogo nie powinien zdziwić.
Aż trudno uwierzyć, że wczorajsze zwycięstwo w derbach Manchesteru było dopiero drugim ligowym triumfem United nad City na Old Trafford od czasu, gdy pamiętny gol przewrotką Wayne Rooneya zapewnił ówczesnej ekipie Sir Alexa Fergusona wygraną nad sąsiadami w lutym 2011 roku.
Dalsza część tekstu pod wideo

Zapowiedź starej historii

Manchester City zwyciężył w sześciu z ośmiu kolejnych meczów derbowych na stadionie utytułowanego przeciwnika, w tym za każdym razem w trzech poprzednich sezonach. Początek niedzielnego starcia mógł zresztą zwiastować powtórkę z rozrywki.
Choć zawodnicy United spróbowali tym razem zaatakować rywali wysokim pressingiem na ich połowie, goście bez większych problemów utrzymywali się przy piłce. To oni stworzyli też pierwszą okazję do zdobycia bramki. David de Gea obronił uderzenie Raheema Sterlinga z obrębu pola karnego.
Równocześnie błędy pojawiające się przy wyprowadzeniu piłki przez City wydawały się wynikać bardziej z doskwierającej podopiecznym Guardioli również w kilku wcześniejszych spotkaniach niedbałości aniżeli jakiejś wyjątkowej agresywności w grze gospodarzy w odbiorze.

United z pomysłem

Zespół Ole Gunnara Solskjaera - zapewne doskonale zdający sobie sprawę ze wspomnianych problemów City - miał jednak pomysł, jak te błędy wykorzystać. Norweski szkoleniowiec nie po raz pierwszy ustawił drużynę w systemie 1-3-4-1-2, z Bruno Fernandesem w roli ofensywnego pomocnika oraz Anthonym Martialem i Danielem Jamesem jako napastnikami.
Fernandes nie przestawał szukać sobie wolnego miejsca pomiędzy linią pomocy a obrony City, zwłaszcza w tzw. półprzestrzeniach (między linią boczną a środkiem boiska). Napastnicy wychodzili zaś do podań w tzw. kanały, czyli między bocznych a środkowych obrońców przeciwnika. Zadaniem środkowych pomocników - Freda i Nemanji Maticia - było jak najszybciej po odbiorze piłki znajdować podaniami swoich wyżej ustawionych kolegów.
To właśnie w taki sposób United sprawiało rywalom poważne problemy zarówno w pierwszej, jak i drugiej połowie. Stosownie: to zaskakujące rozegranie rzutu wolnego przez Fernandesa sfinalizował przed przerwą Martial, dając gospodarzom prowadzenie.

Przywilej Solskjaera

Wygrana, którą przypieczętował w doliczonym czasie gry Scott McTominay, była zarazem dla Manchesteru United dziesiątym kolejnym spotkaniem bez porażki we wszystkich rozgrywkach. “Czerwone Diabły” znowu zbliżyły się do czwartej w tabeli Premier League Chelsea na odległość zaledwie trzech punktów. Kilka dni wcześniej awansowały do ćwierćfinału Pucharu Anglii. W najbliższy czwartek rozegrają pierwszy mecz ⅛ finału Ligi Europy.
- Bycie menedżerem zawodników z taką mentalnością jest przywilejem - zachwycał się po wczorajszym triumfie Solskjaer. - Oni dają z siebie absolutnie wszystko za każdym razem, gdy grają. Nie można prosić o więcej - dodawał.

Stara śpiewka?

Słuchając wypowiedzi Solskajera, trudno oczywiście nie odnieść wrażenia deja vu. United miało już przecież niejedną dobrą serię za menedżerskiej kadencji Norwega. Po każdej z nich następowała jednak zła passa, która niejako niweczyła wcześniejsze wyniki.
Doceniając pomysł taktyczny i podejście mentalne zawodników z Old Trafford do niedzielnych derbów, trzeba zwrócić uwagę, że United nie zdobyli w nich bramki bez wydatnego udziału bramkarza rywali. Sam Solskajer podkreślił w swojej pomeczowej wypowiedzi, że dwukrotnie James i raz Martial powinni byli lepiej rozwiązać podbramkowe sytuacje.
- To przyjdzie - wierzy Norweg.
Wreszcie, mimo co najwyżej średniego występu, Manchester City też miał w tym meczu swoje momenty. Początek drugiej połowy - z nieuznaną bramką Sergio Aguero, aktywnym Philem Fodenem oraz rezerwowymi Riyadem Mahrezem i Gabrielem Jesusem na boisku - zapowiadał wręcz długą drugą połowę dla United. Być może mocno nieoczekiwanie “The Citizens” osłabli w końcówce.
Znajdą się tacy, którzy powiedzą, że “Czerwone Diabły” po prostu trafiły na City w dobrym momencie - w słabszym sezonie rywala, pod formą również w poprzednich spotkaniach, bez Kevina De Bruyne - a mimo to i tak to goście długimi fragmentami dominowali na murawie.

Szybka weryfikacja

Na szczęście dla Ole Gunnara Solskajera i jego podopiecznych na weryfikację poszczególnych opinii będzie trzeba czekać tylko do kolejnej niedzieli. Przed United wyjazd na Tottenham Hotspur Stadium. Lepszą okazję na potwierdzenie - w końcu! - wysokiej dyspozycji w kluczowej fazie sezonu niż konfrontacja z rywalem prowadzonym przez Jose Mourinho trudno sobie wymarzyć. A w razie kolejnego zwycięstwa, "Czerwone Diabły" wykonają kolejny krok w kierunku Ligi Mistrzów.
Bruno Fernandes i spółka w środku tygodnia zmierzą się jeszcze z austriackim LASK Linz w Lidze Europy. Może się okazać, że wbrew pozorom i logice, kibice MU mogą na koniec sezonu z uśmiechem świętować, co jeszcze niedawno wydawało się nieprawdopodobne.
Wojciech Falenta

Przeczytaj również