Przegrany będzie "zabity". Hit Ekstraklasy o minimum. "On już wie, że poniósł klęskę"

Przegrany będzie "zabity". Hit Ekstraklasy o minimum. "On już wie, że poniósł klęskę"
Adam Starszyński/Press Focus
Dawid - Dobrasz
Dawid Dobrasz11 May · 12:08
W niedzielę przy Bułgarskiej czeka nas spotkanie Lecha Poznań z Legią Warszawa. Takie mecze jak zwykle elektryzują kibiców ze względu na rywalizację oraz niechęć obu stron do siebie, ale niestety ostatnimi czasy mają w sobie mało jakości piłkarskiej. Liga jednak ułożyła się tak, że dla obu drużyn wymiar tego meczu ma jeden cel - przybliżenie się do gry w europejskich pucharach w przyszłym sezonie - i być może ktoś będzie musiał zaryzykować. Sam tydzień przedmeczowy był też bardzo specyficzny, bo koncentrował się na wydarzeniach związanych z przyszłością, a nie teraźniejszością.
Kiedy w terminarzu wskazano, że w 32. kolejce odbędzie się mecz między Lechem a Legią, większości obserwatorów polskiego podwórka stwierdziło, że będzie to mecz o "coś". Ale że raczej będzie to starcie, które może zaważyć o tytule mistrzowskim, a nie o tym, kto uratuje sezon.
Dalsza część tekstu pod wideo
W niedzielę zmierzą się drużyny rozczarowane. Żadna z nich nie może zaliczyć obecnych rozgrywek do udanych. Lech odpadł w eliminacjach Ligi Konferencji, mając "autostradę" do fazy grupowej. Potem wpadł w turbulencje ligowe, które skutkowały zmianą trenera. Następnie władze "Kolejorza" postanowiły "dobić" drużynę, zatrudniając Mariusza Rumaka i nie dokonując żadnych transferów przy ogromnych problemach z kontuzjami. Efekt? Drżenie o udział w europejskich pucharach przy najdroższej kadrze w historii klubu.
Legia zaczęła bardzo dobrze. Od wygrania Superpucharu Polski oraz wejścia do fazy grupowej Ligi Konferencji. Wtedy mało komu się wydawało, że Kosta Runjaić może nie dokończyć sezonu. Jednak od października był regres z małym "wyjątkiem", czyli awansem na wiosnę w Europie. Jednak to wszystko poprawiono sprzedażą Muciego i Slisza, za którego przyszedł... Zyba, oraz srogim laniem od norweskiego Molde czy odpadnięciem z Pucharu Polski z Koroną.
Drużyna nie potrafiła się podnieść, a jak zaczęła, to zmieniono trenera. Efektu nowej miotły na razie nie ma i Legia trzeci rok z rzędu nie zdobędzie mistrzostwa Polski, a dzisiaj w tabeli jest w jeszcze gorszej sytuacji niż Lech, bo nawet remis w Poznaniu może zdecydowanie zmniejszyć szansę ekipy Goncalo Feio na podium, bo tylko ono dzisiaj zapewnia grę w europejskich pucharach w przyszłym sezonie. Legia jednak może się w pewien sposób tłumaczyć tym, że jesienią grała z powodzeniem w pucharach. Tyle że z perspektywy niedzielnego meczu nie ma teraz już większego znaczenia.

Dwa kryzysy

Dawno pomiędzy Lechem a Legią nie było meczu, gdzie obie drużyny były w sporym kryzysie i gdzie w obu obozach latem dojdzie do wielu zmian, może nawet do przebudowy. Przy wygranej Pucharu Polski przez Wisłę Kraków i zwycięstwie Śląska Wrocław z Cracovią już wiadomo, że ktoś z dwójki Lech - Legia do tych pucharów nie wejdzie, a przecież możliwy jest scenariusz, że dla obu tych ekip przyszły sezon będzie się wiązał z walką "tylko" na dwóch frontach.
I trzeba powiedzieć wprost. W obu klubach zrobiono dużo, żeby do takiego stanu rzeczy doprowadzić. Lech ma na swoim koncie dziesięć remisów i siedem porażek. Legia 11 remisów i też siedem porażek. Te bilanse oznaczają, że obie drużyny częściej w tym sezonie nie wygrywały, a to i w Poznaniu i w Warszawie oceniane jest jako rozczarowanie. Szczególnie przy sporej liczbie bardzo złych wyników, nieprzystojących obu drużynom.
Dlatego niedzielne spotkanie jest walką o osiągnięcie celu minimum, jakim jest podium. W obu gabinetach, czyli przy Łazienkowskiej i Bułgarskiej, na koniec sezonu i tak będzie rozczarowanie. Kwestia, jak duże. Nie mówiąc o stratach finansowych, bo pierwsza trójka w Ekstraklasoe to nie tylko medal i przepustka do pucharów, ale też zdecydowanie większe pieniądze od władz ligi. Przegrany w tym meczu może być - kolokwialnie mówiąc - "zabity".

Sportowo podobnie

Jeśli spojrzymy na to, jak może wyglądać niedzielny mecz, to jednak nie ma co spodziewać się wielkiego spotkania. A stawka, jakby nie było, jest duża. O ile Mariusz Rumak nie ma nic do stracenia, o tyle też ewentualnym zwycięstwem nad Legią może nieco zamazać plamę na swojej półrocznej kadencji, która okazała się klęską i uratować Lecha, który przed startem rundy był na trzecim miejscu.
Z kolei Goncalo Feio wygraną może zrobić milowy krok w budowaniu zaufania do siebie. W czterech meczach jego Legia zdobyła tylko pięć punktów, choć trzeba pamiętać o tym, że w pierwszych dwóch spotkaniach legioniści grali ze Śląskiem oraz Rakowem. Jednak porażka 0:3 u siebie z Radomiakiem sprawiła, że przy Łazienkowskiej nikt nie szuka pozytywów, a raczej patrzy na szklankę do połowy pustą.
W obu drużynach są też spore problemy z jakością kadry i przede wszystkim kontuzjami. Przy Bułgarskiej nie ma Hoticia, Sobiecha (ten wrócił do treningów), Gholizadeha, Dagerstala, a i występ Filipa Marchwińskiego stoi pod znakiem zapytania. Dodatkowo zdecydowana większość piłkarzy jest bez formy, niczym autor tekstu w skills.labie, gdzie mogłem okazję "pokazać" swoje umiejętności piłkarskie. Choć jestem przekonany, że większość piłkarzy nie wyszłaby nawet do rywalizacji, z tak dużymi problemami zdrowotnymi, jakie miałem tego dnia.
Jeśli chodzi o Legię, to zabraknie Bartosza Kapustki (kartki), Blaża Kramera, Tomasa Pekharta, Marco Burcha, Rafała Augustyniaka czy Patryka Kuna. To ogromne wyrwy i podobnie jak przy Bułgarskiej, spora grupa piłkarzy jest bez formy. Legia w niedzielę będzie liczyć na przebłyski Elitima czy Guala oraz "ostatni taniec" Josue, który jak dostanie 12. żółtą kartkę, to zakończy granie w Ekstraklasie, bo wtedy będzie zawieszony na dwa kolejne mecze, a tylko tyle - nie licząc meczu z Lechem - pozostało do końca sezonu.

Dziwny moment

O tym, że w obu klubach dzieje się źle, to już pisaliśmy. Ale też w tygodniu poprzedzającym mecz dzieją się rzeczy, jakich w obu klubach dawno nie widzieliśmy.
Najpierw w Lechu gruchnęła wiadomość, którą jako pierwsi podaliśmy na Meczyki.pl, że Niels Frederiksen od nowego sezonu zostanie pierwszym trenerem Lecha. Ta wiadomość zdecydowanie przesunęła zainteresowanie na inny front. Mało się mówiło i pisało o teraźniejszości i dramatycznej formie Lecha, a więcej o przyszłości. Nawet do mediów nie przedostała się informacja, że w środę w klubie grupa kibiców odwiedziła piłkarzy oraz sztab szkoleniowy, żeby "przypomnieć im", że obecne wyniki są niedopuszczalne i jak ważne jest starcie z Legią. Spotkanie odbyło się w spokojnej atmosferze, choć kibice co do niektórych ludzi w drużynie mieli większe zarzuty.
Jedynie piątkowa konferencja prasowa znowu przypomniała, w jakim momencie jest Lech, bo Mariusz Rumak był na niej bardzo zrezygnowany. Da się wyczuć, że trener już wie, iż poniósł klęskę. Nie wzniósł Lecha na wyższy poziom, a może jeszcze to wszystko pogorszyć, nie kwalifikując się nawet do pucharów. Niemniej nazwisko nowego trenera dało kibicom Lecha nadzieję, że idzie coś nowego. Co to będzie? Tego nie wiadomo, ale jest nadzieja, a to kibicowi czasami wystarczy.
Lech oficjalnie nie potwierdził, że Frederiksen będzie nowym trenerem, ale ta informacja jest niezwykle pewna. Podobnie w Warszawie, gdzie Josue został poinformowany, że nie dostanie propozycji nowego kontraktu. Legia także nie potwierdziła tego oficjalnie, ale to także można uznać za informację prawdziwą. I też w obozie warszawskim zdecydowanie więcej mówiło się o tym, niż spotkaniu z Lechem. Sam moment można uznać za zaskakujący, ale w tym roku w obu zespołach dzieją się rzeczy, których nie sposób przewidzieć i zrozumieć. Pojawiła się też pierwsza plotka o transferze napastnika, która nieco przejęła zainteresowanie kibiców z niedzielnego meczu.
Jak na Lecha i Legię poskutkują obie informacje? Oba zespoły muszą coś udowodnić. Więcej do stracenia ma Lech, który gra u siebie i przy porażce przegra puchary oraz przypieczętowałby takim wynikiem fatalną dla siebie rundę. Legia może się odbić, a z kolei porażka postawi jeszcze mocniej pod znakiem zapytania sens zatrudnienia Goncalo Feio. Remis nic nie zmieni i pozwoli utrzymać Lechowi przewagę nad Legią oraz utrzymać 3. miejsce w tabeli.
- Jedziemy do Poznania reprezentować największy klub w Polsce. W tym momencie spotkanie przy Bułgarskiej można pewnie określić meczem sezonu. Na pewno wciąż walczymy o realizację minimalnego celu, a takim jest awans do europejskich pucharów - mówił przed meczem Portugalczyk.
Oby jednak mecz nie był tak nudny, jak to październikowe spotkanie, w którym nikt nie chciał przegrać, a i tak skończyło się tak, że Johna van den Broma i Kosty Runjaicia nie ma już w Lechu oraz Legii. Oby niedzielne starcie było godne "polskiego klasyku", chociaż patrząc na formę obu drużyn (w ostatniej kolejce tylko Lech strzelił gola i to z karnego), ciężko tego oczekiwać i się tego spodziewać.
Ale podobnie jak kibice liczymy, że będzie to piłkarskie święto i się nie zawiedziemy. Jak nie na boisku, to chociaż na trybunach, gdzie mecz odbędzie się z udziałem kibiców gości i przy wypełnionym stadionie przy ulicy Bułgarskiej.
Życzę sobie i Wam dobrego meczu.

Przeczytaj również