Rany koguta! Lekko zużyty Jose Mourinho gra o być albo nie być w Lidze Mistrzów

Rany koguta! Lekko zużyty "The Special One" gra o być albo nie być w Lidze Mistrzów
mr3002 / Shutterstock.com
Można go kochać, można nienawidzić, ale jedno jest pewne - posiadanie ambiwalentnego stosunku do postaci Jose Mourinho to mało prawdopodobna sytuacja. Portugalczyk swoim stylem bycia często, a precyzyjniej mówiąc, praktycznie co tydzień wzbudza kontrowersje, stanowi pożywkę dla żądnych krwi mediów. Szkopuł w tym, że ostatnimi czasy jego huczne wypowiedzi na konferencjach prasowych nie są wcale traktowane jako największy problem. Kwestionowana musi być także postawa Tottenhamu, który pod wodzą “Mou” nie wspiął się na wyżyny swoich możliwości.
Utytułowany 57-latek przybył do północnego Londynu pod koniec listopada, gdy Daniel Levy wreszcie powiedział “pas” i zwolnił Mauricio Pochettino. “Koguty” zajmowały wówczas 14. pozycję w tabeli, a blamaże pokroju 0:3 z Brighton czy domowej porażki 2:7 z Bayernem tylko przypieczętowały los argentyńskiego szkoleniowca.
Dalsza część tekstu pod wideo
Wybór Mourinho na pozostawione przez “Pocha” stanowisko również był naturalnym ruchem włodarzy londyńczyków. Spośród wszystkich bezrobotnych trenerów, Portugalczyk zdecydowanie mógł się pochwalić największymi sukcesami oraz doświadczeniem w prowadzeniu klubu na poziomie Premier League. Niestety, chlubna przeszłość na razie nie zaowocowała widocznym progresem drużyny, a prędzej można mówić o brutalnym odbiciu się piętna czasu na umiejętnościach Portugalczyka.

Defensywa na wakacjach

Na wieść o przybyciu Mourinho na Tottenham Hotspur Stadium, kibice “Kogutów” z pewnością mieli nadzieję na rychłą poprawę gry obronnej. Wszak znakiem rozpoznawczym drużyn prowadzonych przez 57-latka była nadzwyczaj skuteczna postawa w tyłach i ukrócanie ofensywnych zapędów rywali. Niech pierwszy rzuci kamień ten trener, który nie połamał sobie zębów na tzw. autobusie zaparkowanym przez Mourinho.
A defibrylacja defensywy Tottenhamu była potrzebna, jak to się mawia na Wyspach i nie tylko, ASAP (as soon as possible), ponieważ Pochettino zaniedbał nieco tę strefę gry. W trakcie 12 kolejek z Argentyńczykiem na ławce Tottenham zanotował jedno jedyne czyste konto. Wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak.
Chociaż Mourinho pracuje już w Tottenhamie ładnych kilka miesięcy, nadal nie potrafi znaleźć remedium na przeciekającą defensywę. Portugalczyk testował już wiele różnych formacji, jednak ani gra z trójką obrońców, ani kwartet z Vertonghenem w roli wahadłowego czy nawet piątka z tyłu nie zdają egzaminu.
W ostatnim meczu przeciwko Burnley “Mou” przeszedł samego siebie wystawiając w sumie pięciu nominalnych stoperów, ponieważ Eric Dier uzupełniał tercet środkowych obrońców, a do gry na bokach desygnowani byli Tanganga i wspomniany już Vertonghen. Nawet to nie zadziałało, ponieważ podopieczni Seana Dyche’a i tak z łatwością forsowali zasieki “Kogutów”.
Mourinho prowadził dotychczas Tottenham w 17 ligowych meczach. Trudno to sobie wyobrazić, ale niemal w połowie z nich, konkretnie w ośmiu, rywale “Kogutów” zdobywali przynajmniej dwie bramki. Londyńczycy co prawda zanotowali awans w tabeli względem kadencji Pochettino, jednak ósma lokata nie może być odbierana za jakikolwiek sukces, a z taką obroną walka o miejsce w TOP4 będzie zadaniem z gatunku karkołomnych.

Stary, zły Jose

Oczywiście warto dodać, że za utraty bramek nie można obwiniać wyłącznie nominalnych defensorów. W systemie gry Tottenhamu ewidentnie brakuje także rasowego defensywnego pomocnika, który byłby w stanie zdusić akcje przeciwników w zarodku. Kimś takim do niedawna był Moussa Sissoko, ale Francuz obecnie dochodzi do zdrowia po kontuzji kolana.
Wydawało się, że w buty Sissoko z powodzeniem może wskoczyć sprowadzony za 60 milionów euro Tanguy Ndombele. 23-latek, reprezentując jeszcze barwy Lyonu udowadniał, że potrafi idealnie łączyć grę w roli defensywnego pomocnika z odpowiedzialnością za kreację gry swojej drużyny. Walory Ndombele jednak zupełnie nie przekonują Mourinho.
Francuz tylko w czterech meczach pod batutą Portugalczyka wybiegał w pierwszym składzie. “Mou” o wiele bardziej ceni sobie umiejętności Erica Diera, chociaż można się zastanawiać dlaczego. Rosły Anglik wnosi do drużyny jedynie siłę fizyczną, która jak widać nie jest w stanie wpłynąć pozytywnie na liczbę traconych przez Tottenham goli. Po słowach Mourinho ewidentnie czuć zresztą pewną dozę niechęci w stosunku do Ndombele.
Konferencje prasowa Portugalczyka to kopalnia informacji na temat przeszkód, z jakimi musi się borykać jako trener Tottenhamu. W trakcie spotkania z Southampton “Mou” otrzymał żółtą kartkę za notoryczne dyskusje z arbitrem. Po spotkaniu Jose przyznał rację sędziemu. Oczywiście zrobił to w swoim stylu.
- Dostałem żółtą kartkę od sędziego, ale uważam, że to było słuszne. Byłem niegrzeczny. Co prawda w stosunku do idioty, ale wciąż niegrzeczny. Sędziowie? Cóż, dzisiaj nazwałbym ich sędziami wideo, gdyż ich decyzje podejmowane są na podstawie jakiegoś systemu. W takiej sytuacji zastanowiłbym się nad sensem ich obecności na boisku - dodał portugalski menedżer.
W jeszcze innym meczu Mourinho narzekał na piłki, które jego zdaniem są zbyt lekkie. Z kolei przed pierwszym spotkaniem z RB Lipsk ostentacyjnie wyszedł z konferencji po tym, gdy jeden z dziennikarzy zapytał o to czy “Mou” ma coś do udowodnienia w starciu z Julianem Nagelsmannem. Podłoże pytania? Informacje o tym, że szkoleniowiec “Byków” był głównym kontrkandydatem Portugalczyka do objęcia schedy po Mauricio Pochettino.

Myślał kogut o niedzieli, a we wtorek…

Z perspektywy Mourinho porównania z Nagelsmannem to jawny przykład braku respektu wobec jego osiągnięć. Gdzie tam jakiś “żółtodziób” może się równać z wielkim trenerem, który ma na swoim koncie kilkadziesiąt tytułów zdobytych w najlepszych ligach świata? “Mou” chyba jednak nie zauważył, że czasy się zmieniają, a dawne zasługi nijak się mają do obecnych realiów.
W pierwszym spotkaniu pomiędzy “Kogutami”, a “Bykami”, 32-letni Niemiec skutecznie wypunktował wszystkie mankamenty Tottenhamu, zdominował londyńczyków na ich własnym stadionie. Tylko nieskuteczność napastników z Lipska doprowadziła do tego, że w tym dwumeczu mamy jeszcze jakiekolwiek emocje.
Próżno jednak oczekiwać od Tottenhamu nagłego zrywu i odwrócenia losów w dzisiejszym spotkaniu na Red Bull Arena. Ostatni raz Lipsk przegrał miesiąc temu i to w meczu pucharowym, gdy Gulacsi, Forsberg, Olmo i Werner siedzieli na ławce. Na przeciwległym biegunie mamy “Koguty”, które z kolei ostatni raz świętowały zwycięstwo 16 lutego przeciwko Aston Villi. Sobotni remis z Burnley i tak był sporym zaskoczeniem, ponieważ przerwał serię czterech kolejnych porażek podopiecznych Jose Mourinho.
Chociaż wszyscy liczymy na pasjonujące wyrównane konfrontacje, naprawdę trudno jest znaleźć jakiekolwiek argumenty przemawiające za drużyną ze stolicy Anglii. Dosłownie nic nie wskazuje na to, aby to była udana kampania Tottenhamu. Prędzej, niż o sezonie “Kogutów”, należy mówić o sezonie na "Koguty". A rozpędzone "Byki" Nagelsmanna już dziś będą mogły urządzić sobie udane polowanie.
Multirelację na żywo z obu dzisiejszych spotkań Ligi Mistrzów - Tottenham vs RB Lipsk oraz Valencia vs Atalanta przeprowadzimy na naszej stronie. Zapraszamy do wspólnego przeżywania piłkarskich emocji razem z Meczykami. Start punktualnie o 20:00.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również