Reprezentant Polski zgrillowany po Nowej Zelandii. "Nie przypominam sobie zawodnika bardziej przezroczystego"

Reprezentant Polski zgrillowany po Nowej Zelandii. "Nie przypominam sobie zawodnika bardziej przezroczystego"
Krzysztof Porebski / pressfocus
Jan - Piekutowski
Jan Piekutowski10 Oct · 10:00
FIFA dała termin, więc grać trzeba było, trudno, taka rola. Rywala dobrano jednak nieszczególnie angażującego, a wszystko ułożyło się w taki sposób, że odpowiedzi nie pojawiły się właściwie wcale, natomiast doszło kolejne pytanie. Po co to właściwie było?
Rozgrywanie meczów towarzyskich generalnie nie ma specjalnego sensu. Światowe centrale zrozumiały to już kilka lat temu, gdy utworzono Ligę Narodów, która skutecznie obniżyła liczbę sparingów. Wciąż jednak takie starcia o pietruszkę się przytrafiają i wciąż stanowią niezbyt dowód w sprawie, że za Ligę Narodów powinniśmy być wdzięczni. Spotkania towarzyskie, zwłaszcza takie jak z Nową Zelandią, w gruncie rzeczy męczą.
Dalsza część tekstu pod wideo
W odbiorze czwartkowego widowiska nie pomogły warunki zewnętrzne. PZPN postawił na Stadion Śląski, który do takiego celu nie nadawał się wcale. Wielki obiekt, tym większy, że oddzielony bieżnią od płyty boiska, został wypełniony przez nieco ponad 30 tysięcy widzów. To grupa wątła, lepiej poradziłaby sobie na skromniejszym stadionie, weźmy na przykład Kielce. W efekcie wspomnianej decyzji pojawiły się kłujące w oczy pustki, a wszystkie próby zorganizowanego dopingu spaliły na panewce. Kibice nie mieli też zbyt wielu powodów, aby się ekscytować, bo gra zespołu Jana Urbana nie porywała. To było po prostu słabe spotkanie, o którym za trzy dni będą pamiętały pewnie tylko rodziny debiutujących Jana Ziółkowskiego i Arkadiusza Pyrki.
Być może poziom widowiska byłby wyższy, gdyby nie tylko niedostatki kilku zawodników, ale też problemy z murawą. Zły stan nawierzchni podkreślali piłkarze, podkreślali komentatorzy. Faktycznie było grząsko, co utrudniało nieliczne próby pokazania czegoś więcej niż futbolowego rzemiosła.
Ważniejsze jednak, że, jako się rzekło, ten mecz generalnie nie wniósł niczego konkretnego na plan budowy reprezentacji. Słabiutkie występy z Nową Zelandią to pewnie za mało, aby skreślić Sebastiana Szymańskiego, Przemysława Frankowskiego czy Jakuba Piotrowskiego. Zawodzili wszak już przy innych okazjach, ale mimo tego zawsze lądowali w kadrze. Tym samym nieudana potyczka z dość egzotycznym rywalem pewnie też nie sprawi, że wypadną z obiegu, chociaż logika wskazuje, że tak właśnie stać się powinno. Poirytowany jestem przede wszystkim postawą Frankowskiego. Nie przypominam sobie zawodnika bardziej przezroczystego, który uzbierałby aż 50 meczów w narodowych barwach. Udane z nich można policzyć na palcach jednej ręki, z taką Nową Zelandią znacznie więcej zrobił Paweł Wszołek i to w jakieś pięć minut.
Z drugiej strony trudno się ekscytować poczynaniami Piotra Zielińskiego i Jana Ziółkowskiego. Pierwszy to przecież wicekapitan reprezentacji i postać tak zasłużona, że musimy od niej wymagać czegokolwiek w starciu z rywalem nowozelandzkiego kalibru. Z drugim jest łatwiej, bo przecież debiutował, a i tak pokazał się ze strony lepszej niż Przemysław Wiśniewski, a przede wszystkim Tomasz Kędziora, ale grzałkę dookoła zawodnika Romy skutecznie wygasza Urban, który nie zamierza podpalać się kilkoma skutecznymi interwencjami. Takie podejście selekcjonera rozumiem, a nawet cenię i to bardziej niż kilka decyzji kadrowych. Rozumiem wszak chęć do przetestowania możliwie obszernej grupy, natomiast taki manewr niesie ze sobą spore ryzyko.
W gruncie rzeczy istnieją iluzoryczne szanse, aby Polska znów zagrała w takim zestawieniu personalnym. I bardzo dobrze, bo na pierwszą połowę czwartkowego meczu zwyczajnie nie dało się patrzeć. Gorzej zaś, że nawet dobrze wyglądający zawodnicy nie otrzymali szansy na sprawdzenie się u boku tych, których Urban widzi w pierwszym garniturze. Zmiany dosięgnęły każdej pozycji, co w oczywisty sposób utrudnia zgranie. O ile jego brak nie będzie stosowany jako wymówka do słabych wyników kadry, o tyle będę mógł się z takim podejściem zgodzić. Póki co ostrożnie podchodzę do wymiany większości drużyny, nawet jeśli przy okazji sparingu.
Na sam koniec pogratulować muszę Urbanowi. W trzech pierwszych meczach odniósł dwa zwycięstwa i zremisował. To najlepszy start nowego selekcjonera od czasów Czesława Michniewicza. Wypada więc życzyć, aby reszta kadencji ułożyła mu się inaczej niż trenerowi, który grał z Polską na MŚ 2022.

Przeczytaj również