Reprezentant Polski zniknął z radarów. Kiedyś był wielkim talentem. Czas na powrót do Ekstraklasy?
Swego czasu uznawany za duży talent, ostatnimi czasy zniknął z radarów. Po setce meczów w Bundeslidze Robert Gumny jest na zakręcie kariery i zaraz zmieni klub. Może czas na powrót do Polski?
Robert Gumny obchodził w miniony weekend okrągły jubileusz. W meczu przeciwko Stuttgartowi dość niespodziewanie zagrał od pierwszej minuty i był to jego setny mecz w Bundeslidze. Szału nie było, oceniono go raczej słabo niż dobrze, aczkolwiek relatywnie niewiele zabrakło, by to właśnie on przerwał już blisko dwuletni okres bez polskiego gola na boiskach 1. Bundesligi. W 30. minucie znakomicie wyszedł w górę do dośrodkowania idącego z lewej strony, ale jego uderzenie głową minęło bramkę VfB. Był to szósty występ Gumnego w tym sezonie ligowym i dopiero drugi od pierwszej minuty. Czy będą kolejne? Może jeden. I na tym licznik się raczej zatrzyma.
Będzie zmiana klubu
Robert Gumny kończy właśnie swój piąty sezon gry w Augsburgu. Piąty i ostatni, bo kicker zdążył niedawno poinformować na swoich łamach, że klub nie przedłuży wygasającej z końcem bieżącego sezonu umowy i Polak będzie musiał szukać sobie nowego miejsca pracy. Czy znajdzie je w 1. Bundeslidze? Może być o to bardzo ciężko, choć trzeba powiedzieć, że kilka argumentów w ręku jednak ma. Przede wszystkim nie trzeba za niego płacić odstępnego. Dysponuje też już całkiem sporym doświadczeniem z gry w Bundeslidze, wiadomo, czego się można po nim spodziewać, a i wiek jeszcze przyzwoity. Być może znajdzie się ktoś, kto zobaczy w nim wartościowego zmiennika, tym bardziej, że w Augsburgu występował praktycznie we wszystkich defensywnych rolach. Jego nominalną pozycją jest oczywiście prawa obrona, ale zdarzały się też mecze na prawym wahadle, na lewej obronie czy w roli półprawego obrońcy w systemie z trzema środkowymi. Taki wszechstronny i niezbyt drogi “zapchajdziura” może być cennym uzupełnieniem wielu kadr drużyn z dolnej połówki tabeli.
Jest też jednak całkiem długa lista rzeczy, które potencjalnego kontrahenta mogą powstrzymać przed złożeniem Robertowi propozycji kontraktowej. Przede wszystkim podatność na urazy. Według wyliczeń transfermarktu, które oczywiście nie są przesadnie precyzyjne, ale mimo wszystko dają pewien pogląd na sprawę, Gumny leczył się w Augsburgu w sumie przez ponad 400 dni. A przecież już w Lechu miał problemy z kolanem, które wykluczyły go z gry na dłuższy czas. Do tego czasu należy także doliczyć tygodnie czy nawet miesiące, w których piłkarz wraca do formy i fizycznej, i tej stricte sportowej. To główny powód, przez który w ciągu tych pięciu sezonów rozegrał w Bundeslidze tylko 100 meczów na 170 możliwych (75 razy wychodził na boisko w podstawowym składzie), a żeby być jeszcze bardziej precyzyjnym - 6381 minut z 15300 możliwych, czyli nieco ponad 40%.
Bez konkretów, bez szału
Ale nie tylko przebyte urazy ograniczają szanse 26-latka na niemieckim rynku transferowym. Odchodząc z Lecha był on piłkarzem bardzo pożytecznym w ofensywie. Na warunki polskie - ofensywnie usposobionym obrońcą, który lubił i potrafił podłączać się do ataków. W Niemczech natomiast zupełnie zatracił tę cechę. Okazał się zawodnikiem przezroczystym. Grał najczęściej na alibi, z zaciągniętym hamulcem ręcznym, tak, aby się za bardzo nie wychylać i nie narażać się na potencjalne błędy. Nie podejmował ryzyka, nie próbował rajdów, unikał ofensywnych pojedynków, no i nie dawał konkretów.
Zaledwie dwa gole w stu meczach to może niekoniecznie wielki problem dla prawego obrońcy, ale tylko trzy asysty to bardzo kiepski dorobek. Oczywiście, liczba asyst nie do końca jest miarodajna, bo można zagrać świetne podanie, a kolega z drużyny zmarnuje idealną sytuację, ale w przypadku Roberta takich zagrań też zbyt wielu nie było. Według statystyk podawanych przez fbref współczynnik oczekiwanych asyst, który jest chyba najbardziej obiektywnym wskaźnikiem, bo uniezależnia podającego od tego, czy ktoś wykorzysta jego podanie czy nie, wynosi 3,1, a więc w praktyce dokładne tyle, ile wynosi stan rzeczywisty.
Można się w ogóle zastanowić, ile z tych stu meczów Gumnego w Bundeslidze było faktycznie udanych. Niełatwo to ocenić, bo to zawsze kwestia mniej lub bardziej uznaniowa, ale aby mieć jakąś podstawę do opinii, postanowiłem sprawdzić jego noty w kickerze. No i okazało się, że w tej setce takich naprawdę dobrych, a więc z notą niższą niż 3,0 (gdzie 1,0 to nota najlepsza, a 6,0 najgorsza), było raptem cztery, przy czym ostatni z nich miał miejsce w październiku 2022 roku. Jeszcze surowiej ocenił go portal ligainsider.de, który opracował własny algorytm do oceny piłkarzy. No i z tego algorytmu wyszło, ze taki naprawdę niezły mecz Gumny zagrał… raz. Niezły, bo na ocenę 2,5. Nawet jeśli uznamy, że noty kickera i portalu statystycznego nie są optymalnym narzędziem do kompleksowej oceny gry piłkarza, to jednak widać jak na dłoni, że furory w Bundeslidze Robert raczej nie zrobił…
A może Ekstraklasa?
Z drugiej strony nie da się też powiedzieć, że odbił się od tej ligi. Jakby nie było, utrzymał się w niej przez pięć lat i w pierwszych trzech sezonach grał naprawdę sporo. W drugim i trzecim roku - a więc u Markusa Wienzierla i Enrico Maassena - był wręcz podstawowym piłkarzem FCA. To CV nie jest więc aż tak kiepskie, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Robert Gumny to dziś piłkarz do odbudowy, ale dla wielu klubów z nieco słabszych lig niż te topowe, mógłby być wart zachodu. Sam fakt nabrania nawyków treningowych i funkcjonowania w realiach mocnej ligi przez pięć ostatnich lat, jest kapitałem, na którym były lechita może coś zbudować w kolejnych latach swojej kariery.
Być może wartym rozważenia byłby krok wstecz. Taki, jaki wykonał swego czasu Dawid Kownacki, który mając problemy w Fortunie, przyszedł na wypożyczenie do Lecha, złapał formę, a to potem zaowocowało bardzo dobrą postawą w klubie z Duesseldorfu i kilkoma konkretnymi ofertami z klubów 1. Bundesligi. Gumny - poza zdrowiem - potrzebuje teraz przede wszystkim regularnej gry. Czemu nie w coraz mocniejszej polskiej Ekstraklasie?