Czarny koń w walce o mistrzostwo Polski? Powoli się objawia. Zawstydza faworytów

Ten sezon Ekstraklasy obfituje w niespodzianki, ale największą musi być arcywysoka pozycja Górnika Zabrze. Takiego wejścia w rozgrywki trudno było się spodziewać, chociaż Michal Gasparik zbierał świetne recenzje w poprzednich zespołach. Być może najbardziej zaskakujące jest zaś to, że Górnik przewodzi lidze nieprzypadkowo. Ma silne fundamenty oraz imponujących liderów.
W letnim okienku doszło w Zabrzu do rewolucji, ale, co znamienne, nowi zawodnicy nie odgrywają najważniejszych ról. Dość powiedzieć, że z 14 nowych zawodników zaledwie dwóch urządziło się w podstawowym składzie. Bramki strzeże Marcel Łubik, w pomocy lideruje Jarosław Kubicki. Kilku innych - na czele z Matusem Kmete i Maksymem Chłaniem - puka do bram wyjściowej jedenastki. Nie oznacza to jednak, że wydane pieniądze poszły na zmarnowanie.
Górnik w dużym stopniu uzupełnił braki spowodowane odejściami. Zabrzanie pożegnali 15 piłkarzy, ale większość z nich pełniła rolę rezerwowych. Tym samym Michal Gasparik odziedziczył trzon zespołu, zaledwie kilka głównych mechanizmów zostało wymienionych. To mogło ułatwić mu pracę, nie było konieczności stawiania wszystkiego na głowie i zgrywania ze sobą 11 zawodników. Górnik uniknął więc kłopotu, jaki trapi kilka innych polskich klubów, które wielkie przemiany zaimplementowały znacznie dogłębniej. I między innymi dlatego Górnik jest liderem.
Konie
Jedna z najważniejszych cen zabrzańskiej drużyny to wybieganie. Gasparik bardzo mocno postawił na przygotowanie fizyczne, czego efekty widzimy w właściwie każdym meczu. Dość powiedzieć, że ogólny dystans pokonany przez zespół jest czwartym w Ekstraklasie, a w TOP10 najwięcej biegających zawodników mamy trzech przedstawicieli Górnika. Zestawienie zamyka Erik Janża, drugi jest Patrik Hellebrand, a pierwszy Kubicki. Środkowy pomocnik pokonuje średnio 11,85 km, nietrudno dostrzec, że na boisku znajduje się właściwie wszędzie. Udanie wywiązuje się ze wszystkich zadań - pod względem liczby podań celnych, podań do przodu i podań kluczowych plasuje się w ścisłej czołówce wewnątrzklubowej rywalizacji.
Jednocześnie Kubicki musi oddać Hellebrandowi palmę pierwszeństwa w wielu kwestiach. Aby zrozumieć sukces lidera Ekstraklasy w pewnym sensie wystarczy skupić się na poczynaniach Czecha. Chociaż 26-latek nie powala, jeśli chodzi o zdobyte bramki i zanotowane asysty, to nadaje ton grze całej drużyny. Nie bez powodu jest najlepszy w lidze w ogólnej liczbie podań, a także w podaniach celnych i odbiorach, gdzie ma sporą przewagę nad drugim miejscem. Hellebrand, kojarzony przede wszystkim z grą do przodu, okazał się kluczem do szybkiego odzyskiwania piłki, a dopiero on premiuje ofensywny styl. Górnik w tym sezonie oddaje 11,09 strzału na mecz (lepsza tylko Legia) i wprawdzie brakuje mu nieco celności, ale efekty i tak są. 18 zdobytych bramek nie wzięło się z niczego, nie ma mowy o zakrzywianiu rzeczywistości do jakiego doprowadza Lechia.
To wszystko dzieje się przy dostosowaniu taktyki pod rywala. Gasparik przed startem sezonu określał się jako trener defensywny, wcale nie obiecywał dominacji. Widać to nawet w posiadaniu piłki, średnia 46,4% to jeden z najgorszych wyników w Ekstraklasie. Ale nie można zaklasyfikować go jako problemu zabrzan. Także dlatego, że zespół, gdy tylko występuje taka konieczność, potrafi przejąć kontrolę. Odważnie Górnik zagrał nie tylko z Lechią, Widzewem, ale, co chyba najważniejsze dla kibiców i morale zespołu, z Legią.
- Z Legią nie można grać na 0:0 i liczyć, że obronimy wynik i może się uda 1:0. Z takim rywalem ciężko wtedy to realizować. W domu trzeba z nimi grać ofensywnie i próbować strzelić więcej niż jednego gola. Kontrolowaliśmy mecz i mieliśmy super przejścia. (...) Mecz można kontrolować na dwa sposoby. Albo masz piłkę i nią grasz, albo jej nie masz, ale nie pozwalasz przeciwnikowi na stwarzanie okazji i czekasz na jego błąd, żeby przejąć piłkę - tłumaczył szkoleniowiec Górnika w październikowej rozmowie z Dziennikiem Zachodnim.
W takiej taktyce pomaga też ostatni ze wspomnianych "wybieganych koni". Janża od kilku lat jest symbolem dobrych dośrodkowań i nic dziwnego, że potwierdza to w trwających rozgrywkach. W celnych dośrodkowaniach zajmuje szóste miejsce w lidze, a jeśli chodzi o obrońców, to ustępuje jedynie Joelowi Pereirze. Ponadto Janża posłał 22 kluczowe podania, co jestwynikiem najlepszym wśród defensorów, a czwartym ogółem.
Jakościowy skok
Chwalić można w zasadzie cały zespół, choćby Josemę i Rafała Janickiego, którzy odżyli pod wodzą nowego szkoleniowca i rozgrywają jeden ze swoich najlepszych sezonów. Popełniają niewiele błędów, trzymają obronę w ryzach. Josema zaliczył swoisty powrót, bo jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy za wyniki odpowiadał Jan Urban, wydawało się, że Hiszpan nie ma pewnego miejsca i może latem pożegnać się z drużyną. Gasparik pokazał, że nic bardziej mylnego. Wykorzystał trend zapoczątkowany przez Piotra Gierczaka i ugruntował pozycję stopera. W poprzednim sezonie Josema był dziewiąty pod względem czasu spędzonego na boisku, teraz jest czwarty, ale względem liderujących Łubika i Janży traci raptem 14 minut.
No właśnie - Łubik. Laurka wystawiona Górnikowi nie byłaby pełna bez podkreślenia roli golkipera. Piłkarz, który poprzedni sezon spędził na wypożyczeniu w GKS-ie Tychy i zebrał tam rewelacyjne opinie - wszedł w buty Filipa Majchrowicza, kończącego poprzedni sezon. Bramkarza dobrego, ale nie mającego faktora x, jaki Łubik niewątpliwie posiada - rozgrywanie piłki. Bo chociaż młodzieżowy reprezentant Polski nie ma zniewalającej celności zagrań (raptem 60,64%), to bez podejmowanego przez niego ryzyka nie byłoby wielu akcji Górnika. Dość powiedzieć, że 21-latek posłał 75 celnych długich piłek i w Ekstraklasie przegrywa jedynie z Miłoszem Mleczką. Ponadto Łubik ma drugi wynik w podaniach na połowie rywala, podjął drugą największą liczbę prób podań, a jeśli chodzi o udane, to jest czwarty.
Gasparik zaadaptował Łubika do swojej taktyki i to biorąc na klatę wszystko, co z tym związane. A związane jest sporo, bo chociaż młody bramkarz może imponować w grze nogami, to nie zawsze dowozi w kwestii interwencji, chociaż... jest krytykowany na wyrost. Górnik generalnie broni dobrze, może nieco większa w tym zasługa stoperów niż samego golkipera, ale wciąż gracz wypożyczony z Augsburga ma piąty najlepszy współczynnik interwencji - 72,4%. Bije na głowę rywali z Widzewa, Lecha czy Rakowa.
Wreszcie zaś trzeba zwrócić uwagę na to, jak rozwinął się Ousmane Sow. Skrzydłowy kosztował niemało, zimą zapłacono za niego 250 tysięcy euro. Dla Górnika, wciąż pogrążonego w wojence o zmianę właściciela, był to spory wydatek. Początkowo zawodnik nie spełniał oczekiwań, miał problem z wejściem do drużyny. Pełnił rolę rezerwowego, finalnie zanotował tylko jednego gola w 13 spotkaniach, a na jego grę i brak skuteczności otwarcie narzekał Urban. Wynik Senegalczyka był sporo gorszy niż w drugiej lidze belgijskiej, gdzie brylował i nie miał też żadnych problemów komunikacyjnych.
Kompletna metamorfoza nastąpiła po okresie przygotowawczym u Gasparika. Niewątpliwie pomogło też odejście Taofeeka Ismaheela do Lecha Poznań, bo dzięki temu Sow po prostu musiał otrzymywać szanse. Na spłatę kredytu zaufania nie trzeba było długo czekać, piłkarz strzelił przy pierwszej okazji, kiedy jako rezerwowy wszedł na murawę w starciu z Lechem Poznań (1:2). Od tamtej pory Francuz dołożył jeszcze pięć trafień oraz dwie asysty, błyszczał przede wszystkim z Legią (3:1). Bez udziału Sowa zabrzanie mieliby aż sześć punktów mniej. W zespole pozbawionym bramkostrzelnego napastnika to właśnie 25-latek jest największym zagrożeniem.
- Gdy tu trafiłem początkowo nie było łatwo. Nie znałem języka angielskiego i polskiego. W szatni nie było też żadnego zawodnika, który komunikowałby się po francusku. Muszę jednak powiedzieć, że bardziej doświadczeni zawodnicy dużo mi pomogli, też poza boiskiem. Teraz staram się coraz bardziej porozumiewać po angielsku. (...) Nie jestem zaskoczony moją formą, bo wiem, że gdy czuję się pewnie, to mogę grać na dobrym poziomie. A stać mnie na jeszcze więcej. Teraz potrzebuję odpowiedniej koncentracji, by kontynuować taką grę - przyznał skrzydłowy w rozmowie z Przeglądem Sportowym Onet.
Bezczelność Sowa oraz jego łatwość w odjechaniu rywalom na krótkim dystansie, musi podobać się neutralnym obserwatorom. Lekkość poczynań Senegalczyka dobrze uosabia to, jak w tym sezonie wygląda cały Górnik. Wydaje się bezwysiłkowy, chociaż nie ulega wątpliwości, że włożył tytaniczną pracę w to, aby tak właśnie wyglądać.