Rewolucja na rynku agentów piłkarskich. FIFA rozdaje karty, w Polsce wielkie zmiany. "Ogromna niepewność"
To ma być koniec szarej strefy wśród menadżerów piłkarskich. Na początku października w życie weszły nowe przepisy regulujące ich prawa oraz obowiązki. Zmiany są rewolucyjne i niosą za sobą szereg naprawdę rygorystycznych zasad. Choć środowisko jest podzielone, FIFA nie zamierza iść na żadne ustępstwa.
Menadżerowie piłkarscy to często szare eminencje futbolu. Największe agencje na świecie mają ogromny, czasem wręcz szokujący wpływ na niektóre kluby. W minionych latach na światło dzienne wyszło też naprawdę wiele nieprawidłowości przy poszczególnych transferach, w tym zwłaszcza graczy poniżej 18. roku życia. FIFA już od dłuższego czasu monitorowała ten temat i zastanawiała się nad zmianami. Teraz wreszcie podjęła rzeczywiste kroki i zdecydowała się na wprowadzenie specjalnego egzaminu dla wszystkich agentów piłkarskich. To właśnie poprzez jego zdanie będzie można uzyskać licencję agenta FIFA. A według nowych przepisów od 1 października 2023 roku to właśnie tylko takie osoby będą mogły zajmować się interesami piłkarzy. Jak zapowiadają władze federacji, zmiany mają służyć przede wszystkim profesjonalizacji całego zawodu. Na razie w środowisku panuje jednak spora niepewność, a niektórzy zamierzają aktywnie walczyć o swoje prawa.
Despotyczna FIFA
Ostatnie tak znaczące zmiany miały miejsce w 2015 roku. Wówczas zadecydowano o mocnym otwarciu zawodu oficjalnie ujętego w przepisach pod nazwą “pośrednika transakcyjnego”. Aby nim zostać, wymagania były naprawdę niskie - wystarczyło zaświadczenie o niekaralności, brak odnotowanych wcześniej problemów dyscyplinarnych, zdolność do czynności prawnej itd. W to wszystko wchodziło jeszcze ubezpieczenie i opłata na rzecz danego związku piłkarskiego, na którego terenie dany menadżer chciał rozpocząć swoją działalność.
- W ostatnich latach byliśmy świadkami szeregu nieprawidłowości, więc FIFA zdecydowała się teraz nałożyć odgórne zasady. To ona będzie przyznawała te uprawnienia i je później egzekwowała. Są dwa tryby, w których można uzyskać oficjalną licencję. Jeden z nich to "legacy path" i to ścieżka dla agentów, którzy mieli odpowiednią licencję przed zmianą przepisów i wprowadzeniem pośredników transakcyjnych w 2015 roku. Oni nie muszą zdawać egzaminu, ale są zobligowani do udowodnienia swoich uprawnień, a do tego będą musieli się mocniej doszkalać w ujęciu rocznym po to, by utrzymać tę licencję. Druga ścieżka to po prostu podejście do egzaminu FIFA - mówi w rozmowie z nami Rafał Kaszyński, prawnik i agent piłkarski z Kancelarii MTL Kaszyńscy i Wspólnicy Adwokaci i Radcowie Prawni, który jest już po zdaniu egzaminu FIFA.
Egzamin na razie organizowany jest dwa razy w roku. Pierwszy miał miejsce w kwietniu, a drugi we wrześniu. Docelowo jednak ma się odbywać tylko raz na 12 miesięcy. Współorganizuje go dany związek krajowy, ale to FIFA trzyma nad nim pieczę i ustala jego formułę. Godzinny test składa się z 20 pytań dotyczących szeroko pojętych praw i obowiązków menadżera piłkarskiego.
- Egzamin opiera się o wszystkie materiały źródłowe, które regulują kwestie związane z działalnością agentów wobec piłkarek, piłkarzy, trenerów, klubów, reprezentacji, związków piłkarskich. Dotyczy również spraw dyscyplinarnych, statutu FIFA i jej organów. Każdy agent musi znać strukturę FIFA. Dużo materiałów dotyczy zawodniczek i zawodników poniżej 18. roku życia. Bardzo duży nacisk jest też położony na sposób, w który agent może zawrzeć kontakt z piłkarkami i piłkarzami. Do tego wszystkiego dochodzą szczegóły dotyczące formalności - jak ma wyglądać umowa, jakie obowiązki wobec zawodnika ma agent piłkarski, a także nowe regulacje dotyczące wynagrodzenia dla agenta - tłumaczy Kaszyński.
Duży odpływ
Skoro dotychczas zawód agenta piłkarskiego był otwarty tak naprawdę na każdego, wprowadzenie specjalnego egzaminu może utrudnić dostęp do branży nie tylko potencjalnym oszustom, ale również mniej doświadczonym kandydatom. Wcześniej na pewno ta profesja była bardziej otwarta na nowe głowy, a aktualne wymogi FIFA mogą pokrzyżować plany wielu przyszłym adeptom tego fachu. Mimo że materiały niezbędne do zdania egzaminu są powszechnie dostępne, kluczowe w momencie przystąpienia często okazują się jednak praktyka i doświadczenie.
- Jeżeli nie miało się wcześniej do czynienia z transferami piłkarskimi, to nie jest to niemożliwe i można się tego nauczyć. Oczywiście zajmie to jednak zdecydowanie więcej czasu i będzie trudniejsze. Można przecież wykuć, jak się oblicza np. “solidarity payment” (płatność solidarnościowa przekazywana do klubów, w których dany piłkarz przebywał między 12. a 23. rokiem życia - przyp. red.), ale praktyka daje w tym przypadku pewien handicap. To nie jest jednak tak, że jest to wiedza nieosiągalna. Trzeba przeczytać po prostu tysiące stron i się tego wszystkiego nauczyć - podkreśla Kaszyński.
Zawiłości prawno-finansowe nie są zresztą największym problemem dla podchodzących do egzaminu. W Polsce często jest nim bariera językowa. Choć mogłoby się wydawać, że dla menadżera piłkarskiego umiejętność posługiwania się językami obcymi powinna być jedną z podstawowych, w naszym kraju to żadna oczywistość. A egzamin FIFA nie jest przeprowadzany po polsku i do wyboru są trzy inne wersje językowe: angielski, hiszpański lub francuski.
- Odpływ agentów z rynku wiąże się głównie z bardzo wymagającym egzaminem. Jak można było się przekonać, dla wielu polskich agentów dużą przeszkodą okazał się wspomniany już język angielski, w którym egzamin jest przeprowadzany. Międzynarodową licencję uzyskało około 70-80 polskich agentów, choć wcześniej w kontekście naszego podwórka mówiło się nawet o 300-400 pośrednikach. Jak widać, rynek znacząco się skurczył - zauważa Kamil Olszewski z Eyes Football Agency, który egzamin zdał w kwietniowej sesji i jest tym samym jednym z najmłodszych agentów z międzynarodową licencją FIFA w Polsce.
Trzy główne powody
Samo podejście do egzaminu to koszt 2,5 tysiąca złotych. Do tego wszystkiego dochodzi opłata za licencję, która wynosi 600 dolarów za sezon. A gdy już ktoś zostanie agentem, to musi liczyć się z tym, że nie będzie to już takie finansowe eldorado jak dotychczas. W myśl nowych przepisów zabroniona została choćby podwójna reprezentacja. Agent nie może już więc jednocześnie reprezentować zawodnika oraz klubu odstępującego lub pozyskującego. Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy obie strony wyrażą na to zgodę na piśmie.
- Różnice między nowymi regulacjami wprowadzonymi przez FIFA a dotychczasowymi są na pewno znaczące. Niektóre z nich śmiało można określić jako kontrowersyjne - jak chociażby te dotyczące ograniczeń wysokości wynagrodzenia agentów. W ten sposób FIFA chce zaznaczyć swoją rolę w środowisku, bardziej je kontrolować. Oczywiście nie jest tak, że wszystkie zmiany są negatywnie oceniane przez agentów. Choćby wprowadzenie systemu licencjonowania jest bardzo korzystne dla całej branży, ponieważ eliminuje brak profesjonalizmu na rynku - uważa Olszewski.
W przypadku prowizji dla agenta reprezentującego piłkarza wszystko zależy od zarobków na umowie danego zawodnika. Jeśli nie przekraczają one 200 tysięcy dolarów za sezon, wówczas agent może żądać do pięciu procent kontraktu. W sytuacji, w której są one natomiast wyższe, menadżerowi przysługuje trzy procent od różnicy względem tych 200 tysięcy. Jeżeli agent reprezentuje i zawodnika, i klub pozyskujący, to wtedy będziemy mieli do czynienia z prowizją pięć i pięć procent przy niższych zarobkach lub trzy i trzy procent przy wyższych.
- W całych zmianach chodzi o profesjonalizację tego zawodu i nabranie transparentności. Do tej pory była większa dowolność w regulowaniu stosunku między agentami, piłkarzami, ich rodzinami i klubami. Teraz jest to wszystko określone. Drugi cel, z którym pewnie wielu agentów się nie zgadza, to ujednolicenie stawek wynagrodzeń agentów z tytułu realizacji transferów. Trzeci to takie zwiększenie świadomości agentów i utrzymywanie ich w stałej potrzebie kształcenia się i pozyskiwania wiedzy w kontekście przepisów, regulacji i ogólnej rzeczywistości piłkarskiej - dodaje Kaszyński.
Ogromna niepewność
Nowe przepisy są bardzo restrykcyjne i w niektórych krajach spotkały się z jawnym protestem ze strony środowiska. W Niemczech sąd wstrzymał ich wykonalność, więc na razie wszyscy działają tam jeszcze na starych zasadach. Głosy oburzenia wobec zmian wprowadzonych przez FIFA słychać też między innymi z Anglii czy Francji. Choć cały system miał usprawnić proces transferowania zawodników z klubu do klubu, na razie wszystko jest jeszcze w początkowej fazie.
- Te przepisy tak naprawdę dopiero wchodzą w życie, więc nie mamy jeszcze pełnej oceny środowiska na ich temat. Agenci jednak bardzo mocno oponowali przeciwko wprowadzeniu tych przepisów, szczególnie ze względu na ograniczanie ich wynagrodzeń. FIFA nie za bardzo słuchała tych głosów, dlatego teraz część agentów wystąpiła przeciwko niej na drogę sądową. Te sprawy oczywiście jednak nie są jeszcze rozstrzygnięte. Na przykład w Niemczech moja licencja FIFA wciąż podlega szeregom ograniczeń i wynikające z niej uprawnienia są w części zawieszone na tamtejszym rynku - opowiada Kaszyński.
W myśl tych nowych od 1 października o interesy piłkarzy mogą dbać tylko licencjonowani agenci FIFA. Tylko oni mają prawo do kontaktu z zawodnikiem czy klubem. Nawet ich pracownicy nie mogą więc już załatwiać bezpośrednio żadnych spraw bez ich udziału. bo wszystkie czynności muszą być wykonywane w obecności agenta z licencją FIFA. Choć federacja znacząco wzmocniła swój dział prawny i zamierza egzekwować nowe przepisy, łatwo przewidzieć, że mimo dotkliwych kar i tak dojdzie do prób ich obejścia.
- Każda zmiana, nieważne na jakiej płaszczyźnie, może wiązać się z niepewnością i obawami. Agenci na całym świecie zareagowali bardzo mocno, tworząc pozwy do sądów krajowych i europejskich. Na pewno będą próby obchodzenia przepisów. Biorąc jednak pod uwagę to, jak bardzo FIFA chce kontrolować rynek, takie próby mogą okazać się dla agentów bardzo niekorzystne długofalowo. Wprowadzony przez FIFA Football Tribunal ma rozstrzygać wszelkie spory na płaszczyźnie międzynarodowej. W teorii jest to wszystko dobrze zaplanowane i poukładane, a jak to będzie funkcjonowało w rzeczywistości, przekonamy się na przestrzeni kilku najbliższych miesięcy i lat - podsumowuje Olszewski.