Rok utrapień i upokorzeń. Czemu w Borussii Dortmund jest tak źle? "To będzie ich paraliżować przez długi czas"

Rok utrapień i upokorzeń. Czemu w Borussii Dortmund jest tak źle? "To będzie ich paraliżować przez długi czas"
Philippe Ruiz/Xinhua/PressFocus
73 punkty w rocznym ujęciu za 2023 to całkiem niezły wynik. Nieznacznie lepsi od Borussii Dortmund okazali się tym okresie jedynie Bayern i Bayer (odpowiednio 75 i 74 punkty). Ponadto BVB awansowała z najtrudniejszej grupy Ligi Mistrzów do fazy pucharowej, gdzie rywalizować będzie z PSV Eindhoven i wcale nie stoi na straconej pozycji. I to tyle dobrych informacji dla kibiców “Czarno-Żółtych”.
Rok 2023 będzie się im kojarzył przede wszystkim z utrapieniami i upokorzeniami, nawet jeśli jego pierwsza połowa była wręcz znakomita. Borussia nadrobiła dziewięć punktów straty do Bayernu i przed ostatnią kolejką minionego sezonu wydawało się, że nawet ona nie jest w stanie zmarnować tej szansy. Wydarzyło się jednak coś, co w prostej linii nawiązywało do finiszu sezonu 2000/2001, kiedy to Schalke straciło tytuł na rzecz Bayernu w doliczonym czasie meczu w Hamburgu. Z tą tylko różnicą, że Borussia miała teraz wszystko we własnych rękach. Wystarczyło pokonać u siebie niezbyt wymagającego rywala, jakim jest FSV Mainz, co jednak okazało się być w tamtym dniu ponad jej siły. Przy okazji awansu Legii Warszawa do fazy grupowej Ligi Konferencji, miałem okazję rozmawiać z trenerem Kostą Runjaiciem i zagadnąłem go o tamtą sytuację. Zapytałem, czy w jego opinii może ona mieć wpływ na grę BVB w kolejnych miesiącach. Runjaic nie miał żadnych wątpliwości. Z przekonaniem stwierdził, że to, co wydarzyło się w maju, będzie do piłkarzy Borussii ciągle wracać i paraliżować ich w trudnych momentach jeszcze przez długi czas. No i wygląda na to, że się nie pomylił.
Dalsza część tekstu pod wideo
tabela bundesligi 29.12.23
własne

Kiepski atak

Postacią symboliczną i tragiczną zarazem jest tutaj przede wszystkim Sebastien Haller. Wiosną, tuż po chorobie, znakomity. To on uwolnił potencjał Donyella Malena i Karima Adeyemiego, którzy bardzo mocno korzystali na tym, że to właśnie na Hallerze koncentrowała się uwaga środkowych obrońców rywali, przez co sami mieli więcej miejsca na bokach. Jesienią Haller był jednak cieniem samego siebie. Z Dortmundu płynęły głosy, że latem miał fatalne wyniki badań wydolnościowych, co zresztą skłoniło działaczy BVB do rewizji planów transferowych i sięgnięcia na finiszu okienka po Niclasa Fuellkruga, Wielu jednak podkreśla, że kluczem w dyspozycji Hallera jest zmarnowany rzut karny we wspomnianym wyżej meczu z Mainz. Iworyjski napastnik mógł błyskawicznie doprowadzić do wyrównania, po tym, jak rywale objęli prowadzenie. Niestety nie wykorzystał szansy, a po chwili Mainz podwyższyło wynik i sytuacja Borussii stała się już bardzo trudna. Zdarzenie to pozbawiło Hallera pewności siebie, co w połączeniu ze słabszą dyspozycją fizyczną sprawiło, że dla Borussii był on w minionym półroczu praktycznie bezużyteczny.
No i to był pierwszy problem BVB w minionej rundzie, a więc kiepska gra ofensywna. Pod względem liczby strzelonych goli BVB jest dopiero siódma w lidze. Najlepsi strzelcy zespołu mają po pięć goli, co nijak się ma do wyników ich odpowiedników w Bayernie (21), Stuttgarcie (17), Lipsku (11) czy Bayerze (10). Trudno też było oprzeć się na jakimś filarze w trakcie całej rundy. Stosunkowo najmniej pretensji można było mieć do Fuellkruga, który był bodaj najstabilniejszym ogniwem w ofensywie. Przez większą część rundy pomagał mu Julian Brandt, ale w końcówce zgasł w swoim stylu. Reszta (Reus, Malen, Adeyemi) miała swoje lepsze momenty, ale też okresy, w których praktycznie znikała z radarów.
Ze statystyk “fbref.com” wynika, że Borussia wypracowała sobie w całej rundzie współczynnik goli oczekiwanych na poziomie 29,6, co przy 30 strzelonych golach oznacza, że zdobyła mniej więcej tyle bramek, ile powinna była zdobyć. Problem w tym, że drużyny, z którymi BVB walczy o TOP4, miały ten współczynnik o wiele lepszy - Bayer +12,3, Bayern +5,8, a Lipsk nawet +5,9 (a więc strzelili o tyle goli więcej niż wynikałoby to z modeli matematycznych). Tylko ze Stuttgartem Borussia może w tej klasyfikacji stawać w szranki, bo konwersja VfB jest nawet ujemna (-1,0), ale Guirassy i spółka stworzyli sobie o wiele więcej sytuacji od BVB, podobnie zresztą jak pozostałe drużyny z czuba. Liczby te pokazują dobitnie, że w Borussii szwankowała jesienią nie tylko egzekucja, ale też i kreacja.

Mdła i nijaka

Po wymęczonej wygranej 1:0 nad Werderem pod koniec października, po której Borussia wskoczyła nawet na jedną noc na fotel lidera, Edin Terzic oświadczył, że taka ma być właśnie droga prowadzonej przez niego drużyny. W grze BVB miało być teraz mniej seksapilu, a więcej pragmatyzmu. Mówiąc inaczej - Terzic starał się przekonać wszystkich do tego, że styl gry jego zespołu schodzi na plan dalszy, liczą się tylko wyniki. Słowa te szybko jednak wróciły do niego i to ze zdwojoną mocą, bo kiedy i wyniki przestały się zgadzać, trudno było Borussię za cokolwiek pochwalić. Nawet punkt wywalczony w Leverkusen w meczu z Bayerem nie cieszył tak, jak powinien, bo na tle przeciwnika zespół Terzicia wyglądał jak ubogi krewny, nie mówiąc już o dwóch porażkach poniesionych w fatalnym stylu ze Stuttgartem - w lidze i w Pucharze Niemiec.
To właśnie po tym ostatnim meczu doszło do buntu części piłkarzy, którzy sprzeciwili się ultra defensywnemu stylowi gry, propagowanemu przez trenera. W gronie buntowników znaleźli się także przedstawiciele rady drużyny, a więc zawodnicy absolutnie nieprzypadkowi i nietuzinkowi. I trudno im się dziwić. Borussia przez lata kojarzyła się z ofensywną, kreatywną i fantazyjną grą, która momentami być może była nawet i naiwna. Ale właśnie taką grą oraz promowaniem młodych talentów zjednywała sobie sympatię wśród kibiców na całym świecie i wywoływała pozytywne emocje. Boiskowe kunktatorstwo nigdy nie leżało w naturze tego zespołu. Nawet jeśli nie było się jej kibicem, życzyło jej się jak najlepiej w rywalizacji z monachijską maszyną i współczuło się jej, kiedy przegrywała. A dzisiejsza Borussia jest mdła i nijaka, zaś jej porażki wywołują co najwyżej wzruszenie ramion.
Jeśli chce się grać o najwyższe cele, nie można wyzbywać się swojej tożsamości i sięgać po najprostsze boiskowe metody. Tobias Escher, uznany w Niemczech ekspert taktyczny, napisał po wspomnianym wyżej meczu ze Stuttgartem, że nawet jeśli Terzic, preferując piłkę reaktywną, obrał w danym momencie słuszny kierunek ze względu na przemęczenie, kontuzje i bieżący stan kadry BVB, to jednak problemy pojawią się bardzo szybko, kiedy trzeba będzie stawić czoła drużynie grającej o utrzymanie, bo wtedy piłkarze BVB nie będą za bardzo wiedzieć, co mają zrobić z piłką przy nodze. No i wykrakał, bo dokładnie dwa tygodnie później, po całej serii meczów z mocnymi rywalami, Borussia zagrała u siebie z Mainz i po katastrofalnej drugiej połowie zaledwie zremisowała, irytując swoich kibiców totalną indolencją w grze ofensywnej. Okazuje się, że przełożenie wajchy wcale nie jest takie proste. Nie da się w przez parę tygodni grać tylko pod kontrę i jak na zawołanie przestawić się skuteczną grę w ataku pozycyjnym.

Gorący stołek?

Zastrzeżeń w kierunku Terzicia jest zresztą o wiele więcej. Borussia w większości meczów miała ogromne problemy z budowaniem ataków od własnej bramki, zwłaszcza kiedy rywal dobrze i aktywnie pressował na jej połowie. W wielu przypadkach próby wyjścia spod takiego nacisku kończyły się długim zagraniem od Gregora Kobela, a finalnie stratą. To sprawiało, że Borussii ciężko było odnaleźć rytm w ataku, ale też generowało błędy w grze obronnej. Drużyna z Dortmundu przez całą rundę nie potrafiła uchwycić właściwego balansu między ofensywą a defensywą. Kiedy mogła się podobać z przodu, źle to wyglądało z tyłu (jak z Heidenheim, czy Borussią Moenchengladbach). I odwrotnie - kiedy w miarę nieźle broniła (jak w Leverkusen), długimi fragmentami nie mogła niczego zaoferować pod bramką przeciwnika.
Zawstydzająco w tym kontekście wygląda choćby bilans bramkowy Borussii na tle innych zespołów z czołówki. Bayer i Bayern mają 34 gole na plusie, Lipsk 21, Stuttgart 18, a BVB raptem sześć. Pod względem współczynnika goli oczekiwanych przeciwko sobie, Borussia jest dopiero na 11. miejscu w lidze, a jeszcze kilka kolejek przed końcem rundy, miała ujemną różnicę między golami oczekiwanymi dla siebie i golami oczekiwanymi przeciwko sobie, czyli mówiąc prościej - z sytuacji bramkowych, jakie sobie na przestrzeni kilkunastu kolejek sama stworzyła i jakie stworzyli sobie jej rywale wynikało, że powinna mieć na tamtym etapie sezonu ujemny bilans bramkowy. Zawstydzające dla drużyny, która chciałaby walczyć o mistrzostwo.
Problemy BVB są jednak w dużej mierze konsekwencją błędów, jakie popełniono minionego lata na rynku transferowym. Ofensywne kompetencje Raphaela Guerreiro próbowano zastąpić grą defensywną Ramiego Bensebainiego, co zupełnie się nie udało. Jakość Jude’a Bellinghama chciano rozłożyć na barki dwóch piłkarzy - Marcela Sabitzera i Feliksa Nmechy, co także kompletnie nie wyszło. Nawet Niclas Fuellkrug, który robił, co mógł w ataku, nie grał chyba aż tak dobrze, jak Sebastien Haller minionej wiosny. Z perspektywy czasu negatywnie także należy ocenić decyzję o odstąpieniu od transferu Edsona Alvareza. Takiej “szóstki” w trakcie rundy bardzo Borussii brakowało. Ponadto po raz pierwszy od dłuższego czasu w kadrze Borussii brak w tym sezonie młodego piłkarza, który rozpala zmysły i generuje duże zainteresowanie za granicą. Był Ousmane Dembele, potem Jason Sancho, następnie Erling Haaland, wreszcie Jude Bellingham. Obecny sezon miał być czasem Jamiego Bynoe-Gittensa, ewentualnie Juliena Duranville’a. Ten pierwszy pokazuje od czasu do czasu swoje nieprzeciętne umiejętności, ale jest jeszcze mocno nieregularny, a ten drugi przez niemal cały czas kontuzjowany. A skoro jesteśmy przy skrzydłowych - to chyba właśnie obsada boków to największa bolączka BVB w tym sezonie, zarówno w ataku, jak i w obronie.
Edin Terzic dostarczył przełożonym wielu powodów, by poszukać nowego rozwiązania na posadzie trenera BVB i to natychmiast. W Dortmundzie najwyraźniej wciąż jeszcze wierzą jednak w to, że wiosną zespół znów odpali, tak jak to miało miejsce w dwóch poprzednich sezonach pod jego wodzą. A jeśli nie odpali, to już sobie szykują następcę, którym może zostać Nuri Sahin. Ma on dołączyć do Borussii już teraz i wraz ze Svenem Benderem wzmocnić sztab Terzicia.
W czwartek pojawiła się informacja, jakoby Sahin już latem miał wejść w buty Terzicia, w piątek “Sky” już ją zdementował, ale dla nikogo nie jest chyba tajemnicą, że to najbardziej realny i prawdopodobny scenariusz. Ale też i trudna konstelacja dla wszystkich, przypominająca nieco okres pracy Marco Rosego. Terzić został wówczas przesunięty na posadę dyrektora technicznego, stając się jednocześnie zwierzchnikiem Rosego, a także jego następcą in spe. Sahin będzie podwładnym Terzcia, ale nikt też chyba nie ma wątpliwości, że szykowany będzie na jego spadkobiercę. Takie skomplikowane powiązania mogą wytworzyć w zespole niekontrolowaną dynamikę zdarzeń, tym bardziej, że przecież Terzić ma w drużynie po jesieni mocną opozycję, z Marco Reusem na czele. Tak czy inaczej - warto będzie śledzić to, co na wiosnę będzie się działo z Borussią Dortmund. Materiału do dyskusji na pewno nie zabraknie.

Przeczytaj również