Abramowicz nie porzuca Chelsea, tylko kupuje sobie czas. Przyszłość klubu w rękach... polityków

Abramowicz nie porzuca Chelsea, tylko kupuje sobie czas. Przyszłość klubu w rękach... polityków
Iurii Osadchi / shutterstock.com
Wbrew temu, co sądzą kibice i część mediów, sobotnie oddanie "zarządzania i opieki" nad Chelsea przez Romana Abramowicza nie oznacza, że rosyjski miliarder opuszcza klub. Przynajmniej na razie, bo jeśli dotkną go sankcje brytyjskiego rządu, może być zmuszony do sprzedaży. A może nawet już szuka kupca...
- Przez blisko 20 lat posiadania Chelsea zawsze postrzegałem swoją rolę w klubie jako opiekuna, którego zadaniem było dbanie o sukcesy, ale też budowanie przyszłości i odgrywanie pozytywnej roli w społeczeństwie. Zawsze podejmowałem decyzje mając na sercu dobro klubu. Pozostaję przywiązany do tych wartości. Dlatego dziś przekazuję członkom zarządu fundacji charytatywnej Chelsea zarządzanie i opiekę nad Chelsea. Uważam, że są w najlepszej pozycji do dbania o interesy klubu, zawodników i kibiców - tak w całości brzmi krótki komunikat, który w sobotni wieczór ukazał się na stronie Chelsea FC. Spróbujmy odpowiedzieć sobie na kilka pytań, które rodzi ta sytuacja.
Dalsza część tekstu pod wideo

Skąd ta decyzja? Jakie są jej powody?

Po pierwsze, według "The Athletic", rosyjski oligarcha nie chce żeby jego klub tracił wizerunkowo i finansowo jako kojarzony z agresją Rosji na Ukrainę. Ktoś powie, że trochę na to za późno, bo Abramowicz rządzi Chelsea od 2003 roku, a jeszcze dłużej jest blisko powiązany układami polityczno-biznesowymi z władzą na Kremlu albo, mówiąc wprost, z Władimirem Putinem. Choć on oczywiście oficjalnie temu zaprzecza.
- Zdajemy sobie z tego sprawę. To nas martwi i dekoncentruje, ale do pewnego stopnia mogę zrozumieć krytykę wobec klubu i wobec nas, którzy ten klub reprezentują - przyznał menedżer Chelsea, Thomas Tuchel, gdy zaczęła się inwazja na Ukrainę. W niedzielę postara się wygrać z finale Pucharu Ligi Angielskiej z Liverpoolem i zdobyć dla The Blues 19. tytuł odkąd należą oni do Abramowicza.
Po drugie, chodzi o sankcje, które lada chwila mogą dotknąć jednego z najbogatszych ludzi świata. Boris Johnson stwierdził nawet, że rząd już nałożył na niego sankcje, ale to nieprawda. Jego rzecznik stwierdził później, że premier "się przejęzyczył". W 2018 roku, po otruciu w Anglii Siergieja i Julii Skripalów, Abramowicz stracił natomiast wizę do Wielkiej Brytanii, dlatego musiał nabyć obywatelstwo Izraela i Portugalii.
- Jakkolwiek nie skończy się atak na Ukrainę, reputacja Abramowicza będzie nadszarpnięta tak długo, jak nie odetnie się od Putina. W oświadczeniu nadal nie potępił inwazji i ciężko spodziewać się, że takie potępienie nastąpi. Wystarczyłby jeden gest wsparcia dla Ukrainy z jego strony żeby ta piękna przygoda w Londynie była kontynuowana - uważa Robert Błaszczak, kibic Chelsea mieszkający w Londynie.

Co to oznacza?

Jeśli, zgodnie z wolą wielu brytyjskich deputowanych, sankcje zostaną na niego nałożone, oligarcha może być zmuszony do sprzedaży klubu. Na razie jednak cały czas jest jego jedynym właścicielem. Według prawników, tak naprawdę zupełnie nic się nie zmieniło.
Sto procent udziałów w Chelsea cały czas należy do jego zarejestrowanej w Wielkiej Brytanii firmy Fordstam Limited. Nie przekazał "udziałów", a jedynie "zarządzanie i opiekę" - terminy, które nawet nie mają znaczenia w brytyjskim prawie. Nie wiadomo zatem, co tak naprawdę się zmieniło.
Członkowie zarządu Chelsea Foundation, o których mowa w komunikacie, to: prezes klubu Bruce Buck, wiceprezes Brytyjskiego Komitetu Olimpijskiego i były Minister Sportu - Hugh Robertson, menedżer kobiecej drużyny CFC - Emma Hayes, a także Piara Powar, Paul Ramos i John Devine. Za sportowy kierunek rozwoju dalej odpowiadają Marina Granovskaia i Petr Cech.

Co może się wydarzyć?

Tutaj wchodzimy już na pole dywagacji. Część analityków uważa, że nawet jeśli brytyjski rząd nałoży sankcję na właściciela Chelsea, to nie będzie to miało wpływu na klub, bo jest on firmą zarejestrowaną na Wyspach, która ma własny budżet i aktywa i którą teraz zarządza fundacja charytatywna. Poza tym, rząd zwyczajnie nie będzie chciał zrobić krzywdy jednemu z najpopularniejszych klubów w Anglii.
Są i tacy, którzy uważają, że jeśli Chelsea nadal będzie należeć do Rosjanina, to sankcje mogą zamrozić klubowe konta w brytyjskich bankach i zablokować jakiekolwiek transakcje. W takich realiach nie da się funkcjonować. Taki scenariusz wydaje się jednak praktycznie niemożliwy.
Również dlatego, że klub jest winny Abramowiczowi skromne półtora miliarda funtów, które wyłożył z własnej kieszeni, by ten nie pogrążył się w długach. Gdyby sankcje oznaczały, że musi go sprzedać, to wtedy... fundacja Chelsea będzie musiała oddać mu te półtora miliarda funtów?
- Ciężko jednak wyobrazić sobie sytuację, w której Abramowicz z powrotem przejmuje pełną kontrolę. A klub, który regularnie przynosi straty, wymaga ingerencji bogatego właściciela. To rozwiązanie daje mu trochę czasu, by go znaleźć bez znacznego spadku wartości Chelsea - uważa Błaszczak.
- Prawa dotyczące sankcji w Zjednoczonym Królestwie są dość nowe i nigdy jeszcze nie dotyczyły tak potężnej postaci jak Abramowicz i tak ważnego aktywu jak Chelsea. Dlatego na dziś niczego nie można być pewnym - podsumowuje "The Athletic".

Przeczytaj również