Santos już wie, jak się czują polscy kibice. "Może w głębi duszy żałuje, że tu trafił"

Patrząc na kolejne miny Fernando Santosa, na jego kolejne wypowiedzi, ale przede wszystkim na kolejne popisy reprezentacji Polski można zacząć się zastanawiać, czy Portugalczyk na pewno wiedział, na co się pisze, obejmując tę "drużynę".
23 marca. Następnego dnia gramy pierwszy i prawdopodobnie najtrudniejszy mecz eliminacji EURO 2024 - na wyjeździe z Czechami. Na konferencję prasową wychodzą nowy selekcjoner, Fernando Santos, i kapitan reprezentacji, Robert Lewandowski. Zamiast omawiać czekające nas wyzwanie, zaczyna jednak od słów:
- Spotykamy się przed ważnym meczem eliminacyjnym, ale trzeba powiedzieć kilka słów w tym innym temacie. Chcę przeprosić kibiców, że jako kapitan, nie powstrzymałem we właściwym momencie tych wydarzeń, które przeobraziły się w aferę premiową. (...) Dla nas wywiad Łukasza to też było zaskoczenie. Załatwiliśmy wewnątrz tę sprawę. Sprawa premii nigdy nas nie podzieliła i nigdy nas nie podzieli - mówi.
Kilka dni wcześniej Łukasz Skorupski udzielił głośnego wywiadu Łukaszowi Olkowiczowi, w którym wyznał, że podział niedoszłej premii doprowadził do kłótni i podziałów w zespole podczas mundialu. Po ponad trzech miesiącach śmierdząca sprawa zostaje rozgrzebana na nowo.
Nowe przeżycia
Santos słucha słów Lewandowskiego z obojętną miną. Bardziej niż zastany swąd zmartwi go na pewno to, co wydarzy się następnego dnia. Polska przegrywa z Czechami 0:2 już po trzech minutach. Te eliminacje nie mogły zacząć się gorzej. Wtedy po raz pierwszy ten doświadczony, 68-letni szkoleniowiec, mistrz Europy, użyje słów:
- Nie wiem, co się stało, nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego w swojej karierze.
Mijają trzy miesiące. Mija ciągnący się temat polskiego asystenta. W sztabie Santosa nie znajduje się ostatecznie Łukasz Piszczek, znajduje się za to znający go doskonale Grzegorz Mielcarski. Jest też Radosław Michalski, członek zarządu PZPN, nie wiadomo w jakiej roli.
Mija też podgrzany przez samego selekcjonera temat meczu z Niemcami. Czy jest on potrzebny czy nie, jaki skład w nim wystawić i ile minut ma zagrać Kuba Błaszczykowski. Ostatecznie, mimo komunikacyjnych zgrzytów, wszystko się udaje. Udaje się nawet wygrać 1:0, mimo "obrony Częstochowy" w drugiej połowie. Wydaje się, że idzie ku lepszemu. Tym bardziej, że naszym kolejnym rywalem jest Mołdawia. 171. drużyna rankingu FIFA. Sklasyfikowana niżej niż Andora, Malediwy, Nowa Kaledonia, Sudan Południowy, Vanuatu i Fidżi. Wygrana to obowiązek - trąbią liderzy opinii.
Nasze DNA
19 czerwca. Tym razem na przedmeczowej konferencji obok selekcjonera zasiada drugi z niepisanych liderów naszej reprezentacji. Wojciech Szczęsny mówi, że woli takie 1:0 z Niemcami niż 2:3 ze Szwecją czy 3:3 z Węgrami za Sousy i dodaje, że "w DNA naszej piłki jest cierpienie". Te słowa zawisną nad Kiszyniowem jak ponura groźba.
Do przerwy prowadzimy 2:0. Gramy ładnie i składnie, moglibyśmy prowadzić wyżej. - Bywały mecze, w których klasa rywala była niska, ale my też nie wyglądaliśmy najlepiej. Natomiast dzisiaj wszystko jest tutaj absolutnie pod kontrolą "Biało-czerwonych", bardzo spokojnie wychodzi z ławki rezerwowych idąc do szatni po tych pierwszych 45 minutach Fernando Santos - mówi Mateusz Borek na antenie TVP przed oddaniem głosu do studia.
Po meczu Santos po raz drugi użyje słów:
- Nie wiem, co się stało, nie przeżyłem jeszcze czegoś takiego w swojej karierze.
Przed meczem z Niemcami były selekcjoner reprezentacji Grecji i Portugalii powoływał się na 640 wygranych meczów w karierze. Ale czegoś takiego jak pierwsza połowa z Czechami i druga z Mołdawią jeszcze nie przeżył. Polscy piłkarze dostarczają mu nieznanych dotąd wrażeń. Chciał nowych wyzwań, to je ma.
Psychologa
Sprawdziłem. Z reprezentacją Grecji Santos poniósł pierwszą porażkę dopiero po 17 meczach. Z Portugalią już w pierwszym, ale z Francją, a potem wygrał cztery kolejne mecze. Z Polską ma dwie porażki po trzech meczach eliminacyjnych i przedostatnie miejsce w grupie.
Gdy tu przychodził, greccy dziennikarze zapowiadali: będziecie narzekać na styl, ale Santos to gwarancja wyników. Zwycięstw różnicą jednej bramki, ale z solidną obroną. Jak się okazuje, z naszymi piłkarzami nie ma żadnych gwarancji.
Jan Bednarek: - Głowami już byliśmy na wakacjach.
Arkadiusz Milik: - Nie wyszliśmy na drugą połowę.
Piotr Zieliński: - Założenia trenera zostały przeze mnie zlekceważone.
Zapewne Santos nie będzie przez wakacje rozstrząsał tego, co po meczu mówili jego zawodnicy. A może powinien. Może znajdzie tam odpowiedź na pytania, na które na gorąco potrafił tylko odpowiadać "nie wiem". Po obiecującym momentami meczu z Niemcami i po dobrej pierwszej połowie w Kiszyniowie wydaje się, że problem nie leży (tym razem) w taktyce. Leży w głowach. Może wzorem Jerzego Brzęczka powinien dołączyć do sztabu psychologa? Albo dwóch. Brzęczek przynajmniej zaczął eliminacje od dziewięciu, a nie trzech punktów.
Déjà vu
W marcu następca Czesława Michniewicza poznał pierwszą grupę 25 polskich piłkarzy. Po meczu w Pradze kilku skreślił. Nie dokonał jednak jakiejś rewolucji w składzie. Wydawało się, że ten zespół zaczyna nabierać kształtu. Że formuje się w nim jakiś kręgosłup, nawet jeśli w ustawieniu taktycznym, którego też Santos wcześniej nie był zmuszony próbować. Mołdawianie jednak skutecznie nam ten kręgosłup przetrącili. A właściwie przetrąciliśmy go sobie sami. Paraliż.
Zbolała twarz Portugalczyka po kolejnych golach Nicolaescu i Baboglo to twarz kibica reprezentacji Polski w ostatnich kilku latach. On teraz wie, jak my się czujemy. Bednarek mówił po meczu, że znów robimy krok w przód, by zaraz zrobić dwa w tył. Czy tak samo będzie we wrześniu? Pocieszymy się u siebie z Wyspami Owczymi, by potem załamać się na wyjeździe z Albanią?
Po wakacjach Santos znowu wybierze swoich 25 piłkarzy, jego zdaniem najlepszych, jakich mamy. Znowu założy białe słuchawki i będzie próbował zrozumieć sens pytań na konferencji prasowej. Jeśli tłumaczenie zadziała. Może znów ktoś go zapyta, "czy nie trzeba było powołać Gliksona". I może gdzieś w głębi duszy będzie żałował, że w styczniu zdecydował się na pracę w tym dalekim kraju ze słabą ligą. Teraz przynajmniej jeszcze jest ciepło.
Przed meczami znowu będzie podkreślał, jak ważne jest odpowiednie nastawienie. A piłkarze zapewne znowu go czegoś nauczą. U nas nie ma nudy, panie Fernando. Reprezentacja Polski jest jak pudełko czekoladek Forresta Gumpa. Szkoda, że takich gorzkich.