Sen o potędze Widzewa, znamy plany klubu. Kolejne transfery, marzenia o TOP5 i wielkim stadionie
Widzew pragnie zerwać z bylejakością. Proces odrywania etykiety nie będzie przy tym łagodny, stopniowy, ale mechaniczny, ostry. Klub ma wielkie plany, pragnienia i równie wielkie możliwości. Zamierza skoczyć na główkę do basenu, którego płytkość może jednak zaskoczyć.
Obecnie chyba żaden polski klub nie wywołuje podobnej gorączki transferowej. Legia do zawodników podchodzić musi selektywnie, oscyluje wokół dwóch, trzech nazwisk. Lech uderza konkretnie, punktowo. Jagiellonia dopiero się przebudza, Raków podobnie. Widzew zaś szaleje, po prostu szaleje. Zrealizował siedem wzmocnień, wydał przeszło dwa i pół miliona euro. Kolejne miliony są w drodze, bo Widzew stać.
Na ten moment łodzianom udało się niemal wszystko. Niemal, bo drzazgą pod paznokciem pozostaje kwestia boiska przy stadionie.
- Jeśli chodzi o tą kwestię organizacyjną, to dla nas cały czas priorytetem jest infrastruktura. Czekamy na boisko naturalne przy stadionie, które w pierwotnych założeniach miasto - występujące tu jako inwestor - miało zrealizować do końca czerwca tego roku. Na dzisiaj termin oddania tego boiska został przesunięty na koniec 2025 roku. Jeśli chodzi o pozostałe projekty, jak na przykład przedłużenia kontraktów sponsorskich, sprzedaż biletów, karnetów, czy koszulek - co jeszcze przed nami - idziemy zgodnie z harmonogramem - przyznaje nam Michał Rydz, prezes Widzewa.
Jeśli spojrzymy na działania Widzewa, to pod wieloma względami są one imponujące. Transfery dopisują, kibice jeszcze mocniej, a plany są nie tylko wielkie, ale i uzasadnione przez pryzmat możliwości finansowych i wielkość samej marki. W gruncie rzeczy Wielki Widzew już jest, a przynajmniej ten kibicowski.
Czy jednak ta przepastna grupa nie będzie zawiedziona, gdy przyjdzie czas rozliczeń nadchodzącego sezonu?
Pokaż mi, pokaż, jak to robisz
Przywiązanie fanów łodzian trudno dobrze opisać słowami. To trzeba zobaczyć, poczuć. Spojrzeć na czerwony mur otaczający prowincjonalne boiska, na których odradzająca się ze zgliszczy drużyna rozgrywała mecze towarzyskie. Mur ten tworzyli ci sami ludzie, którzy kilka lat później oklaskiwali zawodników nie po spotkaniach z Ceramiką Paradyż, ale Legią Warszawa. Widzew swoich kibiców nie stracił nawet na moment.
Dlatego z tym większym zdumieniem spoglądam na obiekt przy Piłsudskiego. Stadion to ładny, ale zdecydowanie za mały - może pomieścić raptem 18 tysięcy widzów. Jego rozbudowa jest koniecznością, o czym w klubie doskonale wiedzą.
- Rozbudowa stadionu to temat jest bardzo ważny dla klubu. Myślę, że nie ma zbyt wielu organizacji sportowych w Polsce, dla których powiększenie ich obiektu jest tak oczywiste. Na Widzewie tych argumentów - zaczynając od karnetów, poprzez średnią frekwencję, ilość zwolnionych miejsc - jest jest aż nadto, więc na pewno stadion Widzewa musi być docelowo większy. Jako klub zaczęliśmy już nad tym prace. Mam nadzieję, że w lipcu zamkniemy pierwszy etap wyboru biura architektonicznego, który przygotuje dla nas tzw. studium wykonalności i projekty rozbudowy stadionu i ocenimy, w jakim zakresie obiekt może być rozbudowany. Na dzisiaj celujemy w okolice 30 tysięcy krzesełek, oczywiście z rozbudową też zaplecza, stref VIP - mówi Rydz. - Jesteśmy już po pierwszym spotkaniu w Urzędzie Miasta Łodzi z panią Prezydent. Z naszej strony padła jasna deklaracja, że do tej rozbudowy stadionu Widzewa będziemy dążyć i liczymy bardzo mocno na przychylność miasta w tym temacie. Nasz stadion jest stadionem miejskim i będziemy mocno przekonywać miasto do tego, żeby pomogło w jakiejś formule finansowej - dodaje.
Widzew wie, że potrzebuje obiektu ponad 65% większego. To nie megalomania, ale realne podejście do sprawy. Dość powiedzieć, że w momencie wtorkowej rozmowy z Rydzem klub miał na liczniku przeszło dziesięć tysięcy sprzedanych karnetów. Bił rekord Polski, który sam ustanowił. Osiągnął wynik nierealny, zrzeszając w Sercu Łodzi nie tylko fanów z ościennych miast, gmin i powiatów, ale też ludzi mieszkających w piłkarsko uwstecznionym Zakopanem.
- Kibice Widzewa już nie raz udowadniali, że tak naprawdę grają trochę we własnej lidze, jeśli chodzi o sprzedaż karnetów. To jest budujące, imponujące i bardzo, bardzo się z tego cieszymy. Ich zaangażowanie stanowi ważny wkład, jeśli chodzi o rozwój klubu, bo daje dużą stabilność finansową. Jest to ważne źródło przychodu, ale to też pokazuje, jak silna społeczność stoi za tym klubem, co oczywiście przekłada się na bardzo dobry wizerunek, zainteresowanie sponsorów - tłumaczy prezes klubu z Łodzi.
Trudno pokiwać głową bez uznania, aprobaty. Bo przecież Widzew, nawet jeśli już ekstraklasowy, to przez ostatnie kilkadziesiąt lat odwołujący się do pięknej przeszłości, a nie rzucający na kolana nowymi sukcesami. Ciągle powiększająca się społeczność fanów, pozyskiwana także z młodszych generacji, powstała nie dzięki świeżym tytułom, ale mimo ich braku.
Teraz ma się to zmienić.
Transferowy zawrót głowy
Trwające okienko transferowe jest dla Widzewa najbardziej ekscytującym od czasów piłkarskiego mezozoiku. Bo to w latach 90. łodzianie ściągali Dariusza Gęsiora, Macieja Szczęsnego, Jacka Dembińskiego, Marka Citkę czy Radosława Michalskiego. Przez około 30 lat o podobnych ruchach można było pomarzyć i pewnie dalej byłyby one utrzymanie w sferze wyobrażeń, gdyby nie przybycie Roberta Dobrzyckiego.
Nie wiem, czy okaże się on zbawcą, a zarazem twórcą nowego Wielkiego Widzewa. Wiem jednak, że nie można odmówić mu zaangażowania na poziomie, jakiego w polskiej piłce generalnie brakuje. Dobrzycki postanowił nie czekać, postanowił działać. Nie tylko rozwiązał worek z pieniędzmi, ale też bierze aktywny udział w życiu klubu. Uczestniczył we wspomnianych rozmowach z przedstawicielami Urzędu Miasta. Gdy mówi, że jest kibicem Widzewa, to nie wyczuwa się fałszu.
Nowe władze szybko zdały sobie sprawę z konieczności rewolucji, a nie ewolucji. Zmiany kadrowe są zakrojone na bardzo szeroką skalę. Z zespołem Żeljko Sopicia pożegnało się siedmiu zawodników (nie licząc powrotów z wypożyczeń) i dołączyło też siedmiu. To jednak nie koniec, a mniej więcej środek przebudowy. W drodze są kolejne wzmocnienia - klub na pewno celuje w nowego napastnika i defensywnego pomocnika.
- Nie chciałbym posługiwać się konkretnymi liczbami z racji tego, że ta sytuacja jest dynamiczna, skala zmian też jest duża, bo nie zapominajmy, że poza przyjściem do klubu są też odejścia. Poza tym budujemy zespół poprzez działanie, a nie mówienie o działaniu. Chcemy dowozić te transfery, chcemy, aby trener miał jak najszybciej prawie kompletną bądź też kompletną kadrę do tego, żeby przygotowywać zespół. Wiadomo, że pierwszym takim dla nas okresem był start przygotowań. Planowaliśmy sześć transferów i się udało. Kolejnym etapem jest start obozu - chcemy, żeby 2-3 zawodników dołączyło do Widzewa. No i później jest oczywiście start sezonu i koniec okienka transferowego, gdzie też będziemy też reagować na bieżąco. Dlatego ciężko dzisiaj określić, jaka będzie konkretna liczba, bo tak jak wspomniałem, to też wynika z odejść - tłumaczy Michał Rydz.
Ogólnie rzecz biorąc, Widzew rozważa około pięć kolejnych transferów do końca okienka. Pieniądze są i to niemałe. Mimo tego, że wydano już półtora mln euro na Mariusza Fornalczyka, to - jeśli sytuacja będzie do tego obligowała - znajdzie się kolejne półtora mln euro na pojedynczego piłkarza. Dotychczasowe tuzy Ekstraklasy, z Legią na czele, mogą o takim komforcie pomarzyć.
- Środki na wzmocnienia są zarezerwowane. I to nie jest tak, że dzisiaj Widzew szuka już tylko zawodników z kartą w ręku. Nie, absolutnie tak nie jest. Jesteśmy przygotowani na to, żeby pozyskiwać zawodników, którzy mają aktualne kontrakty, a to, za ile ten zawodnik zostanie pozyskany, tak naprawdę w dużej mierze zależy od jakości i przede wszystkim rekomendacji dyrektora. Jako Zarząd określam pewną strategię i kierunek, natomiast jeśli chodzi o konkretne pozycje, profil zawodników, czy też całą konstrukcję kadry, to za to odpowiada dyrektor sportowy. Oczywiście wyznaczyliśmy sobie pewne ramy finansowe - dodaje Rydz.
A jak wygląda kwestia nazwisk? Na radarze Widzewa na pewno znajduje się Oskar Repka, ale o kadrowicza zabiega też Raków (szczegóły TUTAJ). Temat Mariusza Stępińskiego był, ale, jak się wydaje, upadł. Z Łodzią łączono również Bartosza Bereszyńskiego, lecz miało to raczej charakter wyłącznie spekulacyjny.
- Nie chciałbym komentować poszczególnych nazwisk. To jest odpowiedzialność dyrektora, żeby tych zawodników oceniać. Ja mogę ze swojej perspektywy powiedzieć, że rekomendacja dotycząca Bartosza Bereszyńskiego do mnie jako do prezesa po prostu nie trafiła. Natomiast bieżące działanie pionu sportowego polega na rozpatrywaniu różnych kandydatur. Tych jest dużo, bo skala przebudowy drużyny jest znacząca - stwierdza Rydz. - Na dzisiaj sytuacja Mariusza jest taka, że nie osiągnęliśmy porozumienia, jeśli chodzi o jego kontrakt. Omonia zadeklarowała, że chcą, żeby Mariusz pomógł im w europejskich pucharach. My jako Widzew nie możemy czekać na tak długo na zawodnika, więc zgodnie z rekomendacją dyrektora od razu przystąpiliśmy do rozważania kolejnych opcji - dodaje, gdy pytam go o sprawę Stępińskiego.
Marzenia kontra rzeczywistość
Chociaż wszystko wygląda spektakularnie, luksusowo, to Widzew - piłkarsko - wciąż nie rzuca na kolana. Sopić ma do dyspozycji zespół niezły, ale z widocznymi problemami. W oczy kłuje przede wszystkim defensywa, a tej, względem poprzedniego sezonu, nie zmieniono niemal wcale poza ściągnięciem Macieja Kikolskiego, realnego konkurenta dla Rafała Gikiewicza.
Łodzianie potrzebują stopera i to gwarantującego określoną jakość. Mówiło się o Aleksandrze Paluszku, ale ten wybrał GKS Katowice. Trzeba szukać dalej, budżet jest, ale potrzeba, jako się rzekło, jeszcze większa. W ubiegłych rozgrywkach Widzew stracił 49 goli, co może nie jest wartością przerażającą, ale liczba mogłaby być znacznie mniejsza, gdyby wyeliminować bzdurne błędy nierzadko biorące się z rozgrywania od tyłu, które winno być zarezerwowane wyłącznie dla zawodników czujących się z futbolówką swobodnie. Rzeczywistość pokazała, że tych Widzew zbyt wielu nie miał.
Na ten moment cele klubu pozostają niezdefiniowane. A przynajmniej na pierwszy rzut oka. Władzom marzy się nawiązanie realnej walki o TOP5. Z jednej strony może wydawać się to przesadą, z drugiej Motor i GKS straciły do czołówki po pięć punktów.
- Jesteśmy, tak jak powiedziałem, w fazie przebudowy, więc wyznaczanie celów jeszcze przed nami. Na pewno chcielibyśmy być w stanie rywalizować z zespołami, które dzisiaj zajmują miejsca TOP5, taki projekt chcemy budować. Jeśli wszystkie ruchy uda się zrealizować, to celujemy w walkę o TOP5 - deklaruje Rydz w rozmowie z Meczyki.pl.
Jeśli miałbym stawiać dolary przeciwko orzechom, to powiedziałbym, że Widzew będzie usatysfakcjonowany pozycjami 5-8. Wszystkie poniżej będą oznaczały rozczarowanie, wszystkie powyżej euforię. Z chęcią przekonałbym się, co Dobrzycki wyczarowałby w sytuacji zetknięcia z europejskimi pucharami, ale na to, jak sądzę, trzeba będzie poczekać. Zespół Sopicia (i samego trenera) czeka mnóstwo pracy. Na ten moment zbyt mocna okazała się Odra Opole, a przecież Widzew nie przystąpił do sparingu w całkowicie rezerwowym składzie.