Sensacja! Ma najwięcej goli i asyst w topowej lidze. A niedawno kopał na trzecim szczeblu
Karierę piłkarską zapisano mu w genach - miał ojca, który był częścią jednej z najbardziej legendarnych francuskich drużyn ostatnich dekad. Niestety, później musiał się podnieść po jego tragicznej śmierci. Choć Estebanowi Lepaulowi nie wróżono wielkiej przyszłości, to dokonał rzeczy niesamowitej. W dwa lata z trzecioligowego napastnika stał się jednym z najskuteczniejszych snajperów we Francji.
Piłkarza, który po nieprzedłużeniu kontraktu z jedną z najlepszych akademii w kraju z miejsca trafia na czwarty poziom rozgrywkowy, trudno nie uznać za zweryfikowanego przez rynek. Esteban Lepaul wyszedł jednak kompletnie naprzeciw oczekiwaniom - mimo że w wieku 23 lat był zupełnie poza poważną piłką, to dziś jego nazwisko pojawia się na językach podczas rozmów o największych rewelacjach sezonu Ligue 1.
Snajper, który uratował posadę
W 11. kolejce Ligue 1 Stade Rennais rozbiło Strasbourg 4:1. Było to zwycięstwo wyjątkowo szokujące, biorąc pod uwagę, jak bretoński klub prezentował się od początku sezonu 2025/26. A prezentował się, krótko mówiąc, fatalnie. Nie licząc wydartych w końcówce zwycięstw w starciach z Lyonem i Marsylią, w praktycznie każdym meczu rozczarowywał kibiców. Po porażce u siebie z Niceą (1:2) trener Habib Beye znalazł się na gorącym stołku, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę wyniki jego drużyny od początku rozgrywek. Dwa zwycięstwa, sześć remisów i dwie porażki (w tym wstydliwe 0:4 z Lorient) to nie są rezultaty, z których można było być zadowolonym. I choć senegalskiemu szkoleniowcowi wciąż można było zawdzięczać wyciągnięcie klubu z dołu tabeli po fatalnej kadencji Jorge Sampaoliego w zeszłym sezonie, tak po pierwszych 10 meczach obecnej kampanii niewielu potrafiło zachować optymizm.
Jest jednak coś, co posadę 48-latka obroniło. To transfery. W dużej mierze trafione. Nieźle radzą sobie ściągnięci z Marsylii Quentin Merlin oraz Valentin Rongier, coraz lepiej idzie kupionemu z Monaco Breelowi Embolo. Bohaterem meczu ze Strasbourgiem, de facto o posadę szkoleniowca, został natomiast Esteban Lepaul. 25-latek popisał się hat-trickiem, potwierdzając swoją kapitalną dyspozycję strzelecką. Osiem goli i trzy asysty w 12 występach - tak prezentują się liczby napastnika, który jeszcze na początku obecnej kampanii bronił barw Angers. W ligowej lkasyfikacji kanadyjskiej jest pierwszy. Ex aequo z Masonem Greenwoodem.
Lepaul kosztował Rennes 13 i pół miliona euro. Do bretońskiej drużyny trafił jako bezpośrednie zastępstwo za Arnauda Kalimuendo, który w sierpniu został pozyskany przez Nottingham Forest. Jego historia jest o tyle interesująca, że to przypadek tak zwanego “późnego rozkwitu”. Przypadek zawodnika, który nie był uznawany za duży talent, a eksplozja jego umiejętności nastąpiła względnie późno.
Futbol we krwi
Lepaul jest co prawda wychowankiem słynnej akademii Olympique’u Lyon, ale zupełnie nie wybijał się tam przed szereg. Gdy miał 20 lat, w “Les Gones” uznano, że jest po prostu za słaby. Nie przedłużono więc z nim kontraktu, a brutalna weryfikacja rynkowa nastąpiła bardzo szybko. Po opuszczeniu klubu wraz z końcem czerwca 2020 długo nie mógł znaleźć angażu gdzieś indziej. Udało mu się dopiero po dwóch miesiącach. Trafił do czwartoligowego SAS Epinal.
Tamte momenty stały pod znakiem największego dołka w karierze Lepaula. Środek pandemii, brak nowej umowy na stole, przeprowadzka z renomowanej akademii do czwartoligowego średniaka bez wielkich perspektyw. Dodajmy, że zbiegło się to z rodzinną tragedią w rodzinie 20-latka. W maju 2020 roku, w wypadku samochodowym, zginął jego ojciec.
Fabrice Lepaul też był piłkarzem, ale przede wszystkim wielkim idolem swojego syna. Karierę zaczynał w Auxerre, gdzie od najwcześniejszych lat uznawany był za ogromny talent. W 1993 roku debiutował w Ligue 1 jako 16-latek, a trzy lata później dołożył cegiełkę do historycznego mistrzostwa Francji. To była złota era Auxerre pod wodzą legendarnego Guya Roux - człowieka, który nieprzerwanie prowadził ten prowincjonalny klub od początku lat 60-tych. W mistrzowskim składzie Auxerre grali między innymi Laurent Blanc, Stephane Guivarc’h czy Taribo West.
W sezonie 1996/97 młody Fabrice grał już częściej i wiele wskazywało na to, że wkrótce będzie stanowić o sile drużyny. Niestety, pod koniec 1997 roku miał poważny wypadek samochodowy, który wyhamował jego rozwój. Później jego przygoda z poważnym futbolem praktycznie się zakończyła - z Auxerre został pozyskany przez drugoligowe wówczas AS Saint-Etienne, później zaś trafił do Cannes, gdzie spędził zaledwie kilka miesięcy. Już nigdy nie wrócił na dawny poziom.
Powrót po tragedii
- Mój ojciec opuścił szpital po 15-dniowej śpiączce, z oskalpowaną połową czaszki i niewiarygodnymi złamaniami. Wstępna diagnoza mówiła, że będzie poruszał się na wózku inwalidzkim i nigdy nie będzie chodził. Po pierwszym wypadku jego pasja do piłki nożnej legła w gruzach. Przepadła. Nie chciał już grać. Wcześniej jadł, spał i żył dla futbolu. Pierwsze święta Bożego Narodzenia były dla mnie okropne. (...) Pomyślałem sobie: czegoś brakuje. To nie tak. Od tamtej pory każde Boże Narodzenie jest dla mnie bardzo trudnym okresem - opowiadał Esteban Lepaul na łamach L’Equipe.
23 lata później, kolejny wypadek odebrał Fabrice’owi życie. Dla Estebana był to niewyobrażalnie trudny okres - jako jedyne dziecko swojego ojca obserwował, jak ten leży podpięty do aparatury podtrzymującej życie. Sam musiał podjąć trudną decyzję o zakończeniu jego uporczywej terapii.
- Tylko ja mogłem to zrobić. Następnego dnia, kiedy wyłączyli aparaturę, byłem obok ojca. Po prostu poprosiłem go o wybaczenie, bo to był jedyny raz, kiedy dałem mu leki, a on nigdy ich nie chciał. Powiedziałem lekarzom, że “nie zostanę tu 107 lat i to musi się skończyć za godzinę”. Ostatecznie trwało to 50 minut. Urządzenia się wyłączyły. I to wszystko. To było… dziwne. Czułem, że dzień się dłuży. Początkowo byłem beznamiętny, prawie nie płakałem - zwierzał się w tej samej rozmowie.
W L’Equipe Esteban Lepaul wspominał ojca jako swoje przeciwieństwo - człowieka impulsywnego i porywczego, który często działał pod wpływem chwili. Gdy po jednym z meczów młodzieżówek Lyonu młody piłkarz popisowo cieszył się z bramki zdobytej przez siebie z rzutu wolnego, zamiast pochwał usłyszał surowe słowa.
- Powiedział do mnie: „Mam nadzieję, że żartujesz. Nudziłem się na mrozie przez półtora godziny. Twój mecz był okropny. To, co zrobiłeś w ostatniej minucie, to twoja robota, w porządku. Ale reszta…”. Była godzina 18:00, rozmawialiśmy o tym do 23:00 i czułem się trochę przygnębiony. Ale mi to nie przeszkadzało. Zawsze lubiłem porządnego kopniaka w tyłek - streszczał.
- Ja jestem o wiele spokojniejszy, bardziej rozważny. Nie reaguję impulsywnie. Ale na boisku jestem bardziej asertywny od czterech lat, odkąd odszedł. To wyszło naturalnie - zaznaczył.
Monstrualny skok
Trudno pozbyć się wrażenia, że rodzinna tragedia zbudowała u Estebana charakter. Napastnik z roku na rok robił coraz większe postępy, jednak mało kto spodziewał się, że później uda mu się tak wystrzelić. W wieku 23 lat bronił barw wspomnianego już SAS Epinal w trzeciej lidze francuskiej, gdzie zanotował kapitalną rundę jesienną, strzelając 12 goli w 16 meczach. Mniej więcej wtedy zauważyło go Angers SCO - drużyna dobrze znana ze swojego świetnego skautingu na niższych poziomach rozgrywkowych.
Piłkarz zmienił klub zimą 2024 roku, co okazało się bardzo dobrą decyzją. W drugiej połowie sezonu pomógł SCO wywalczyć awans do Ligue 1, a później pokazał się w elicie, zdobywając kilka naprawdę pięknych bramek. Ta najładniejsza padła przeciwko Paris Saint-Germain. Piękny wolej w samo okienko - stadiony świata.
Co najważniejsze, Angers dzięki trafieniom Lepaula nie tylko utrzymało się w Ligue 1, ale i dotarło do ćwierćfinału Pucharu Francji. Odpadło dopiero w meczu o półfinał z Reims, gdy Francuz nie zagrał z powodu kontuzji. Był to naprawdę solidny sezon w wykonaniu ekipy z Loary. Rewelacyjnemu napastnikowi wystarczyło tam półtora roku, by ponownie zmienić barwy. Transfer do Rennes nastąpił więc błyskawicznie, a tam - jak wiadomo - jest gwiazdą.
Fakt, że 25-latek, który po tułaczce w niższych ligach kilka miesięcy temu zakończył swój pierwszy sezon na poziomie Ligue 1, jest dziś jednym z najlepszych snajperów w kraju, brzmi wręcz nieprawdopodobnie. Istnieją poważne argumenty za tym, żeby został sprawdzony w reprezentacji Francji, ale nie jest tajemnicą, że Didier Deschamps ma bardzo pragmatyczne podejście co do powołań i trudno przekonać go jedną dobrą rundą we francuskiej ekstraklasie. Nic dziwnego więc, że wolał postawić na bardziej zaufanego Christophera Nkunku - nawet, jeśli brakuje mu formy.
Na błyskawiczny rozwój Lepaula patrzy się z ogromną przyjemnością. Niezależnie od tego, gdzie leży jego sufit, jedno jest pewne - jeżeli utrzyma swoją obecną formę, będziemy mogli coraz odważniej przymierzać jego nazwisko do koszulki “Les Bleus”.