Niesamowite, na czym zarabia Barcelona. "Zapanowało istne szaleństwo"

Niesamowite, na czym zarabia Barcelona. "Zapanowało istne szaleństwo"
IMAGO / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiDzisiaj · 13:00
Barcelona odnosi sukces na niespodziewanym polu. Marketingowym strzałem w dziesiątkę okazała się nowa maskotka “Dumy Katalonii”. Słynny już CAT został nowym symbolem mistrzów Hiszpanii.
Jakie jest pierwsze skojarzenie z FC Barceloną? Jedni powiedzą, że Messi, inni mogą przywołać nazwiska Ronaldinho czy Cruyffa, pewnie część odpowiedziałaby, że Camp Nou lub tiki-taka. Do tej wyliczanki powoli dochodzi jeszcze jedna rzecz, może raczej postać, a konkretnie zwierzę. CAT to maskotka “Blaugrany”, która towarzyszy klubowi od ponad roku. Pojawia się na meczach, uczestniczy w ważnych wydarzeniach wykraczających poza zieleń murawy, bije rekordy popularności w mediach społecznościowych. W Katalonii zapanowało małe szaleństwo na punkcie tego pluszaka.
Dalsza część tekstu pod wideo

Urodzinowa niespodzianka

Kiedy to wszystko się zaczęło? 29 listopada ubiegłego roku, kiedy FC Barcelona obchodziła 125. rocznicę powstania. Ceremonię w Gran Teatre del Liceu uświetniła prezentacja maskotki, którą został wspomniany CAT. Żółte stworzenie w koszulce “Blaugrany” z klubowym herbem wkomponowanym w pyszczek. Powstał on na wzór żbika europejskiego, zwierzęcia z gatunku kotowatych, które żyje w Katalonii pod ochroną.
Maskotkę od podstaw stworzyli Carlos i Jordi Grangel. W 1995 roku katalońscy bracia założyli studio animacji, które rozwinęło się w prężnym tempie. Współtworzyli oni tak znane filmy jak Gnijąca Panna Młoda, Kung Fu Panda czy Madagaskar. Współpracowali m.in. z Timem Burtonem czy Stevenem Spielbergiem. A prywatnie wspierali ekipę z Camp Nou. W rozmowie z Anais Marti Herrero zdradzili, że ich miłość do Barcelony rozpoczęła się w 1974 roku, kiedy zostali zabrani przez babcię na trening "Dumy Katalonii". Ich idolem stał się Johan Cruyff, którego podziwiali w roli piłkarza, a następnie trenera. Nie sądzili jednak, że będą mogli połączyć pracę z uczuciem do klubu.
- W styczniu 2024 roku otworzyłem skrzynkę mailową i zobaczyłem wiadomość od Barcelony. Musiałem zweryfikować, czy to na pewno prawdziwe konto. Ale tak, klub zapytał nas, czy chcemy porozmawiać na temat potencjalnej współpracy. Po dwóch tygodniach spotkaliśmy się i przedstawiono nam pomysł stworzenia maskotki. Nie narzucono żadnych warunków, po prostu podkreślono, że powinna to być nowoczesna, inkluzywna i neutralna płciowo maskotka - opowiedział Carlos Grangel w wywiadzie dla La Vanguardia.
- Połączyliśmy kota z klubowym herbem. Komuś nasz projekt może się podobać lub nie, ale nikt nie powie, że to nie jest kot Barcelony. Widać to na pierwszy rzut oka. To symbol, który reprezentuje dziedzictwo i historię klubu. Prezes Laporta od razu był zachwycony naszymi pracami - dodał Jordi Grangel.
Nad produkcją kota czuwała firma DDT Efectes Especials. Ci sami twórcy dostali Oscara za pracę nad filmem Labirynt Fauna w reżyserii Guillermo Del Toro. Ewidentnie widać było, że Barcelona poważnie podeszła do sprawy. Zatrudniła specjalistów z branży w nadziei na znalezienie drogi do serc przede wszystkim młodszych kibiców. Efekty końcowe mogły przerosnąć oczekiwania.

Strzał w dziesiątkę

Od momentu “debiutu” CAT stał się praktycznie nieodłącznym elementem wszelkiego rodzaju wydarzeń związanych z Barceloną. Maskotka uczestniczy w meczach piłkarzy i piłkarek, a do tego jest też obecna przy okazji spotkań koszykarzy czy szczypiornistów. Towarzyszyła działaczom klubu podczas obchodów ważnych katalońskich świąt, jak np. Sant Jordi. Na tym nie koniec. Kot zaznaczył też swą obecność na koncercie Aitany, Moto Grand Prix czy wyścigu Formuły 1. Jeśli coś ważnego dzieje się w mieście Gaudiego, to tylko z udziałem pluszaka.
We współczesnym świecie sukces często mierzy się w liczbach. A te potwierdzają, że “Barca” trafiła w dziesiątkę. CAT zebrał już 1,3 mln obserwujących na Instagramie i 1,8 mln na TikToku. Najbardziej viralowe materiały zbierają setki tysiące polubień. W mediach społecznościowych zapanował prawdziwy szał. A rosnąca popularność idzie w parze z okazją na konkretny zarobek.
W kwietniu Barcelony wypuściła serię ubrań z wizerunkiem kota. Na początku grudnia klub spełnił życzenie fanów i ogłosił limitowaną serię maskotek. Przygotowano pięć tysięcy egzemplarzy w sprzedaży online i drugie tyle w sklepach stacjonarnych. Cena? 35 euro za sztukę. Efekt? Wszystkie wyprzedane w ciągu ośmiu minut. Kibice w mgnieniu oka wykupili cały nakład, zostawiając w klubowej kasie 350 tysięcy euro. Katalońskie media szacują, że łączny przychód ze wszystkich “kocich” gadżetów przekroczył milion euro. 18 grudnia wypuszczono następną partię, która rozeszła się w mgnieniu oka. W styczniu do sprzedaży ponownie trafi pięć tysięcy sztuk. Sukces? Murowany.
- W Barcelonie zapanowało szaleństwo na punkcie kota. To ogromny sukces sprzedażowy, wszyscy chcą mieć tę maskotkę. CAT stał się fenomenem marketingowym i nowym symbolem klubu - opisała Marca. - Barcelona jest niezwykle zadowolona z rozwoju marki CAT. Miliony interakcji w mediach społecznościowych i wzmocnienie kontaktu z młodszymi odbiorcami sprawiają, że maskotka staje się coraz bardziej atrakcyjna w oczach sponsorów. Włodarze klubu bardzo wysoko oceniają potencjał komercyjny kota - czytamy na łamach Mundo Deportivo.

Pasuje jak ulał

Nie trzeba naturalnie być zwolennikiem CATa. Na pewno nie brakuje ludzi, którzy uznają całe to zamieszanie za dziecinne, tandetne i niepotrzebne. Ale trudno oponować z faktem, że właśnie taki symbol idealnie wpisuje się w sposób funkcjonowania całej Barcelony. Z jej prezesem na czele. Inaczej sprawa ma się z Realem Madryt, klubem, który zawsze będzie zestawiany z “Blaugraną”. Florentino Perez kojarzy się z ojcem chrzestnym, wyrachowanym biznesmenem, rekinem finansjery. Tymczasem Joan Laporta raczej roztacza wokół siebie aurę dobrego wujka, który nigdy nie skrywa emocji. Kiedy się cieszy, to całym sobą. Gdy pomstuje na rywali, robi to z pełną werwą. Można go lubić, można nie znosić za niekoniecznie wyrafinowany styl bycia, jednak trudno zanegować autentyczność w wyrażaniu siebie.
Barcelona pozostaje jedną z największych sportowych marek świata, chociaż pod rządami Laporty przypomina raczej rodzinną firmę. Dość powiedzieć, że prawą ręką prezesa pozostaje Alejandro Echevarria, jego były szwagier. Ponad rok temu nowym członkiem barcelońskiej familii został zaś kot, który wpisuje się w panujący wokół Camp Nou klimat. Delikatnie infantylny, może nawet nieco przaśny, ale w tym wszystkim szczery i ciepły.
- CAT - maskotka, która w rekordowym tempie podbiła serca kibiców. Stał się symbolem tożsamości, integracji i radości związanej z kibicowaniem Barcelonie. Wpisuje się w hasło "więcej niż klub", towarzyszy wszystkim drużynom podczas najważniejszych imprez sportowych, staje się prawdziwą legendą w Internecie. Każdym występem zapewnia ciepło, humor i odrobinę magii, stając się jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci w świecie naszego klubu - napisała Barcelona na swojej oficjalnej stronie.
Włodarze Barcelony pewnie zdawali sobie sprawę, że podejmują ryzyko. Maskotka mogła okazać się kompletną wtopą. Projektem, który umrze przez potencjalną lawinę negatywnych reakcji lub, co nawet gorsze, całkowity brak zainteresowania. Tymczasem kibice naprawdę polubili pluszowego zwierzaka, będącego już nieodłącznym elementem kolejnych wydarzeń sportowych i nie tylko. CAT powoli zaczyna zresztą żyć własnym życiem. Dziennikarze Cadena Ser informowali, że powstał pomysł nakręcenia filmu animowanego z kotem w roli głównej. Szacuje się, że czas powstania wyniesie około trzy lata, zatem potencjalni widzowie muszą jednak uzbroić się w cierpliwość.
Nie podejrzewamy Joana Laporty o znajomość filmów Stanisława Barei. Gdyby jednak sternik Barcelony oglądał Misia, mógłby sparafrazować słynny cytat, mówiąc: “Wiesz co robi ten kot? On odpowiada żywotnym potrzebom całego społeczeństwa. To jest kot na skalę naszych możliwości”.

Przeczytaj również