Silna broń Arsenalu w LM? Arteta zgasił hejterów. "To zawsze był piłkarz zagadka"

Silna broń Arsenalu w LM? Arteta zgasił hejterów. "To zawsze był piłkarz zagadka"
Li Ying / pressfocus
Paweł - Grabowski
Paweł Grabowski09 Apr · 08:46
Alan Shearer mówił kilka miesięcy temu, że Arsenal nie zdobędzie tytułu, bo brakuje mu bezwzględności, a niewykorzystane sytuacje Kaia Havertza na koniec sezonu zadudnią im w uszach. Dzisiaj “The Gunners”, jakby na przekór tym sądom, odpalili walec, a Niemiec ma już więcej bramek w lidze niż w najlepszym sezonie w Chelsea. Mikel Arteta znowu triumfuje: najpierw zobaczył, coś, czego nie widzieli inni, a potem tak długo pompował swojego piłkarza, że ten faktycznie zaczął fruwać.
Był taki moment w tym sezonie, gdy nadzieja gasła. Optymiści na siłę próbowali szukać pozytywów w grze Havertza, mówiąc o pracy dla zespołu i o tym, że nie wszystkie jego zagrania da się zmierzyć. Piłkarze Arsenalu podarowali mu karnego w spotkaniu z Bournemouth (4:0) w siódmej kolejce, byle tylko coś strzelił. Zaraz potem Julian Nagelsmann wymyślił, że skoro reprezentant Niemiec nie może się przełamać w ataku, to może nową opcją będzie dla niego gra na lewej obronie. Havertz zagrał tak w jesiennym spotkaniu z Turcją (2:3). Jego klubowe statystyki wynosiły jedną bramkę w 19 meczach. Ludzie pytali: co z tym fantem zrobić, a Mikel Arteta nie miał wątpliwości. Kazał wierzyć i dziś za tę wiarę dostaje nagrodę.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kochany w szatni

Havertz już dawno nie był w takim gazie. W siedmiu ostatnich meczach strzelił pięć goli i zanotował cztery asysty. Ostatnia bramka przeciwko Brighton (3:0) pokazała, że siedzą w nim zachowania typowe dla snajpera. Potrafi wyprzedzić obrońców, przewidzieć podanie pomocnika i pójść pazernie na piłkę wtedy, gdy nadarzy się okazja [od 2:05]:
Arteta nie widzi w nim już zawodnika o charakterystyce numer “8”, łącznika między pomocą a atakiem, często biegającego na skrzydłach. To jest w tym momencie typowy killer. Tyle mówiło się o tym, że Arsenalowi brakuje napastnika i że latem koniecznie muszą ruszyć na zakupy, a nagle z pudełka wyskoczył Havertz i sunie aż miło. Tylko trzech goli brakuje mu, by wyrównać ligowy dorobek z ostatniego sezonu w Leverkusen, po którym Chelsea wyłożyła 80 mln euro, a on sam ruszył na podbój świata.
To zawsze był piłkarz zagadka. Świetny technicznie i grający z wdziękiem, ale czasem też nieporadny, pałętający się po boisku bez celu. Sam kiedyś przyznał, że jego pierwszy sezon w Chelsea byłby katastrofą, gdyby nie zwycięski gol w finale Ligi Mistrzów. “The Blues” docelowo nie potrafili wycisnąć z niego potencjału. Poszczególni trenerzy mieli problem z obsadzeniem go w pewnych ramach, ale Arteta widocznie widział coś więcej. Jego letnia determinacja, żeby podpisać umowę właśnie z Havertzem, była zaskakująca. Tak jakby na siłę chciał pokazać światu, że jest w stanie ulepić zawodnika na nowo i sprawić, że Chelsea znowu zawyje, biorąc pod uwagę przypadki z przeszłości Salaha i De Bruyne, których potencjał na Stamford Bridge nigdy nie został uwolniony. Czasem do lepszej gry wystarczy stabilne środowisko. Arteta zresztą zdążył już powiedzieć, że Havertz rozbłysł, bo na Emirates po prostu czuje się kochany.

Genialny wynalazek

Być może momentem przełomu była bramka z Brentfordem (1:0) pod koniec listopada. Havertz wszedł na boisku w końcówce i w 89. minucie przesądził o zwycięstwie. Zaraz potem dołożył trafienie z Luton (4:3) w ważnym momencie, gdy zespół przegrywał 2:3. To była istotna zmiana, bo w końcu zaczął pomagać drużynie, a nie ona jemu. Jeszcze w grudniu częściej widzieliśmy go w drugiej linii, ale nowy rok przyniósł bardziej ofensywną wersję Niemca, który mając tak świetny serwis, po prostu czerpie garściami. Arsenal jest dziś lepszy niż w poprzednim sezonie także z powodu Niemca, który rozszerzył wachlarz profili graczy. Gdy nie wychodzą szarże szybkich skrzydłowych albo nie ma błysku Gabriela Jesusa, nagle w polu karnym głowę potrafi wygrać Havertz. 24-latek dokłada sporą cegłę do tego, że Arsenal w tym sezonie w Anglii nie ma sobie równych pod względem stałych fragmentów gry.
Wiele było w tym sezonie obrazków, gdy po zakończonym meczu schodził z boiska w objęciach Artety. Nawet ostatnio, schodząc w spotkaniu z Brighton i siedząc na ławce, wyglądał na duszę towarzystwa, co mocno kontrastowało z jego pierwszymi tygodniami i z tym, że nawet po strzelonym golu czuł się lekko zawstydzony. Bramki dają mu pewność siebie, a to, że jest częścią drużyny pędzącej po tytuł, jeszcze bardziej go napędza. Problemem Havertza w Chelsea było to, że grywał na czterech pozycjach. U Artety opcja była jedna: środek pomocy. I dopiero kontuzje Jesusa i spadek formy Nketiaha otworzyły nowe okno. Potrzeba jest matką wynalazków. Arteta nie ukrywa, że musiał w tym wypadku wykazać się elastycznością. Gdy zobaczył, że zespół z Havartzem na “dziewiątce” odhacza kolejne zwycięstwa, nie zamierzał robić kroku wstecz.

Siedem centymetrów

Dzisiaj Bask opowiada, że najlepsza wersja byłego zawodnika Chelsea dopiero przed nami. Raczej pewne jest to, że Havertz nie powtórzy najlepszego sezonu w Bayerze Leverkusen (17 goli w Bundeslidze), ale już teraz ma więcej asyst niż wtedy, co pokazuje jego stały rozwój i większą pracę dla zespołu. Nie jest też tak, że marnuje ile wlezie, bo jego liczba bramek w lidze (9) odpowiada mniej więcej statystyce Expected Goals (9.33). Gorszy pod tym względem jest choćby Gabriel Jesus, który “powinien” strzelić trzy bramki więcej. Poza tym ciekawe jest to, że Havertz w każdym z trzech sezonów w Chelsea miał minusowe Expected Goals, średnio 3,7 na rok. Progres jest ewidentny.
Kiedy grał jeszcze w Bundeslidze i szybko dostał łatkę największego talentu w kraju, często wchodził w rolę kreatora, elegancko poruszającego się z piłką. Miał wtedy 186 centymetrów wzrostu, co jest o tyle ciekawe, że zaraz po przyjeździe do Anglii urósł do 193 cm. Ten gwałtowny skok, dość rzadki w tym wiekum sprawił, że zmienił się też jego styl gry, a adaptacja do nowych warunków nie przebiegła błyskawicznie. Dzisiaj wydaje się, że Havertz doskonale zna swoje silne strony, akceptuje braki i daje drużynie to, czego ta w danym momencie potrzebuje. Na tle niedoświadczonej w Lidze Mistrzów ekipy Arsenalu, Havertz wygląda jak wyjadacz. W tym sezonie jeszcze nie strzelał przeciwko wielkim rywalom, ale ta chwila być może nadchodzi.
Autor jest dziennikarzem Viaplay.

Przeczytaj również