Słynny klub rozbija bank. Polacy mają dźwignąć go z potężnego kryzysu

Słynny klub rozbija bank. Polacy mają dźwignąć go z potężnego kryzysu
IMAGO / pressfocus
Piotrek - Przyborowski
Piotrek PrzyborowskiDzisiaj · 19:34
Na początku XXI wieku była to jedna z najlepszych ekip na świecie, ale o dwóch ostatnich sezonach jej kibice chcieliby jak najszybciej zapomnieć. FC Porto musi wrócić na właściwe tory - ma to zrobić pod wodzą znanego byłego trenera, a dziś prezydenta klubu, który po pomoc udał się do... Polaków.
FC Porto w latach 2003-2013 zdobyło aż dziewięć mistrzostw kraju i zdominowało portugalski futbol. Ponadto jako jedyny (poza Ajaksem) przedstawiciel spoza lig TOP5 triumfował w Lidze Mistrzów i wygrał też dwukrotnie Puchar UEFA/Ligę Europy. Tym większym zmartwieniem dla fanów “Smoków” musiały być minione, nieudane lata. To właśnie przez nie klub tego lata rozbił bank i tak mocno zainwestował. Jest nowy trener i zawodnicy, wśród których już teraz bryluje Jan Bednarek, a niedługo może dołączyć też Jakub Kiwior. Prezydent, doskonale znany Andre Villas-Boas, walczy o przyszłość - całego klubu, ale również i swoją.
Dalsza część tekstu pod wideo

Totalna odbudowa

O tym, jak liche były ostatnie lata w wykonaniu “Smoków”, niech najlepiej świadczy fakt, że od 2013 roku tylko trzy razy wygrały mistrzostwo Portugalii. Z kolei w minionych dwóch sezonach po raz pierwszy od lat 70. ani razu nie sięgnęły po choćby wicemistrzostwo. W efekcie drugi raz z rzędu zabraknie ich w Lidze Mistrzów - to pierwsza taka sytuacja od momentu powstania tych rozgrywek. Humorów kibiców nie poprawiły też “popisy” ich ulubieńców na niedawnych Klubowych Mistrzostwach Świata, bo Porto odpadło już po fazie grupowej. Za postawę w USA posadą zapłacił trener Martin Anselmi, którego zastąpił Francesco Farioli. Klub musiał jeszcze jakoś udobruchać fanów i dlatego latem wydał na transfery już blisko 90 milionów euro.
- To rekordowe okno dla FC Porto i VIllas-Boas spodziewał się tego już w momencie zatrudnienia Fariolego w roli trenera. Jeśli jednak spojrzymy na ogólny bilans transferowy, to tylko w styczniu “Smoki” zarobiły ponad 100 milionów euro na odejściach Nico Gonzaleza do Manchesteru City i Galeno do Al-Ahli. Z kolei tego lata spory zastrzyk gotówki zapewnił transfer za 30 milionów Francisco Conceicao do Juventusu czy ruchy Otavio, Joao Mario i Goncalo Borgesa, na których klub zarobił kolejne 40 milionów - opowiada nam Eduardo Soares da Silva, dziennikarz Renascenca i DAZN Portugal.
W trwającym oknie Porto faktycznie zarobiło już 75 milionów, dlatego ogólny bilans transferowy nie jest tragiczny dla klubowych księgowych. Nie zmienia to natomiast faktu, że wydatki “Smoków” tego lata są rekordowe. W pojedynczym okresie transferowym więcej w Portugalii wydawała dotąd jedynie Benfica, klub z Estadio do Dragao raczej przede wszystkim zarabiał. To właśnie dlatego aktualne ruchy mogą na pierwszy rzut oka wydawać się nieco zaskakujące, ale władze “Smoków” trochę nie miały wyboru.
- Porto tego lata musiało zainwestować, bo potrzebna była totalna odbudowa. W kadrze braki były widoczne praktycznie w każdej formacji z wyjątkiem bramkarza. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ten zespół nie był wystarczająco dobry i potrzebował nowych środkowych obrońców, pomocników, skrzydłowych, a nawet napastnika, aby ten w odpowiedni sposób uzupełnił Samu Omorodiona. W Porto chcą walczyć o mistrzostwo, którego nie zdobyli od 2022 roku, a także zajść daleko w Lidze Europy. A i dla samego nowego zarządu to może być kluczowy sezon. Nigdy nie jest łatwo zastąpić prezydenta, który rządził klubem przez 40 lat. Pierwszy okres nie był za dobry, więc teraz nowi włodarze też muszą się odbić - dodaje Soares da Silva.

Złote dziecko bierze filozofa

Villas-Boas był trenerskim złotym dzieckiem. Jako 34-latek w ciągu roku sięgnął z Porto po cztery różne trofea, w tym Ligę Europy. W 2011 roku zajął czwarte miejsce w plebiscycie na najlepszego trenera klubowego świata według IFFHS. Jego doświadczenie w roli działacza jest jednak znacznie mniejsze. Prezydentem klubu został rok temu, pokonawszy legendarnego Jorge Nuno Pinto da Costę. Żaden kandydat w historii nie otrzymał tylu głosów co AVB. Dlatego po jego rządach obiecywano sobie tak wiele i również z tego powodu na razie na Estadio do Dragao czuć duży zawód.
- Jego pierwszym trenerem był Vitor Bruno, wcześniej asystent Sergio Conceicao. Nigdy nie został zaakceptowany przez część trybun, które należą do stronnictwa pro-Pinto da Costa i są lojalni również wobec samego Conceicao. Nawet niektórzy byli członkowie sztabu Sergio wyszli wtedy do pracy i stwierdzili, że Vitor w ten sposób zdradził swojego byłego szefa. To była dla niego ciężka przeprawa. Anselmi stanowił natomiast dość ryzykowny wybór. Nie miał doświadczenia w Europie i ta współpraca po prostu nie wyszła, a zespół pod jego wodzą rozwinął się w zbyt małym stopniu - opisuje Soares da Silva.
W Portugalii mówi się, że Villas-Boas za bardzo chce znaleźć nową wersję samego siebie - ambitnego i młodego trenera, który tak jak niegdyś on doprowadzi zespół do wielkich sukcesów. Farioli poniekąd też wpisuje się w ten model. Włoch, absolwent filozofii na Uniwersytecie Florenckim, ma dopiero 36 lat, a za sobą już dobrych kilka sezonów w roli pierwszego trenera. Te dwa ostatnie spędził w Nicei oraz Ajaksie. Z trójki trenerów, których zatrudnił dotąd nowy prezydent Porto, wydaje się też fachowcem o najmocniejszym nazwisku.
- Farioli trafił na Estadio do Dragao jako trener z nieco większym bagażem doświadczeń niż dwaj poprzednicy. Ponoć był już na radarze prezydenta Porto od jakiegoś czasu i kiedy stał się bezrobotny po odejściu z Ajaksu, “Smoki” postanowiły wykorzystać szansę. Dla niego to też może być przełomowy sezon. Przecież wielu uważało, że może podążyć śladami Roberto De Zerbiego i stać się równie wielkim szkoleniowcem. Wydawało się, że praca w Amsterdamie będzie dla niego idealnym miejscem na rozwój. Tyle tylko, że Ajax potknął się zbyt wiele razy w końcówce poprzedniego sezonu i wypuścił mistrzostwo na ostatniej prostej, co doprowadziło do odejścia Włocha - zauważa portugalski dziennikarz.

Polski lider w cenie

Co Farolemu nie udało się w Amsterdamie, tego ma dokonać w Porto. Na liście graczy, których klub sprowadził mu latem, nie brakuje młodych talentów. Z Kopenhagi wyciągnięto prawdziwy brylant, czyli środkowego pomocnika Victora Froholdta (19 lat). Po dwóch latach z Arabii Saudyjskiej powrócił wielki talent hiszpańskiej piłki, ofensywny pomocnik Gabri Veiga (23), do którego dołączył jego rodak, skrzydłowy Borja Sanz (24) z Norwich City. Inwestycją były też transfery: stopera Dominika Prpicia (21) z Hajduka Split, Alberto Costy (21) z Juventusu i wykupienie Neuhena Pereza (25) z Udinese. Z naszego punktu widzenia najważniejszy ruch Porto to jednak pozyskanie już nieco bardziej doświadczonego zawodnika - Jana Bednarka (29) z Southampton.
- Porto bardzo potrzebowało wzmocnień w defensywie. W ostatnim sezonie to właśnie obsada środka obrony była jednym z problemów trapiących “Smoki”. Pepe zakończył karierę, Ivan Marcano był ciągle kontuzjowany i wrócił do gry na końcówkę rozgrywek. To sprawiło, że dużo grali młodzi tacy jak Nehuen Perez czy Otavio, którzy nie do końca byli wtedy już na to gotowi. Bednarek trafił na Estadio do Dragao jako bardzo doświadczony stoper. Ma cechy przywódcze i może być liderem. Porto potrzebowało takiego rzeczowego obrońcy, który potrafi być agresywny i przewodzić linii defensywy. Poza tym stanowił korzystną opcję na rynku. Pierwsze odczucia już po transferze też są bardzo dobre - opowiada Soares da Silva.
Najstarszym zawodnikiem zakontraktowanym przez “Smoki” tego lata jest oczywiście Luuk de Jong, ale za niego Portugalczycy nic PSV Eindhoven nie zapłacili. W przypadku reprezentanta Polski już na taki wydatek - i to konkretny, bo wynoszący około 7,5 miliona euro - już zdecydować się musieli. I to pokazuje, jak bardzo byli zdeterminowani. Szczególnie że w całej swojej historii Porto nigdy nie wydało takich pieniędzy na równie doświadczonego piłkarza.
- W zeszłym sezonie środkowi obrońcy Porto bardzo zawodzili. Dlatego właśnie klub zdecydował się sięgnąć po Bednarka, piłkarza z międzynarodowym doświadczeniem na najwyższym poziomie. Ze Pedro i Neuen Perez nie dorównują mu umiejętnościami. W przeciwieństwie do Sportingu czy Benfiki, Porto ma spory problem z wypromowaniem stoperów z klubowej akademii. Dlatego Polak dołączył do “Smoków” jako niekwestionowany zawodnik pierwszego składu i będzie odgrywać bardzo ważną rolę w kierowaniu obroną. Choć liderów szatni można znaleźć też na innych pozycjach - uważa nasz rozmówca.

Będzie polska kolonia?

Nawet jeśli rzeczywiście ważny głos w szatni Porto mają również dłużej grający tam piłkarze, Bednarek do nowego zespołu wprowadził się wręcz wzorowo. Był jednym z najlepszych graczy zarówno w spotkaniu z Vitorią Guimaraes (3:0), jak i Gil Vicente (2:0). W obu meczach dowodzonej przez niego defensywie udało się też zachować czyste konto, a to w poprzednich rozgrywkach wcale nie było taką oczywistością. Choć na razie jest jeszcze zbyt wcześnie, by pokusić się o więcej wniosków, to bez wątpienia Porto w tych dwóch starciach pokazało swoją siłę.
- Celem bez wątpienia jak zawsze jest mistrzostwo. Nawet w poprzednim sezonie, który był tym przejściowym, Porto miało się bić o tytuł. Teraz tyle zainwestowało w skład, że będzie w stanie realnie o niego powalczyć. Sporting i Benfica również dużo wydają, więc zadanie nie będzie takie łatwe. Samo mistrzostwo może być zresztą niewystarczające dla kibiców “Smoków”. To bardzo ważny sezon dla całego klubu z prezydentem na czele. Andre Villas-Boas musi udowodnić swoją wartość jako działacz. Dotąd zrobił kilka dobrych rzeczy, działa transparentnie, ale musi zacząć osiągać też wyniki i chce, aby wydarzyło się to już w obecnym sezonie - podsumowuje portugalski dziennikarz.
Villas-Boas walczy więc o to, by nie stracić już i tak nadszarpniętego zaufania ze strony trybun. Wzmacnia zespół i najwyraźniej polski kierunek mocno mu się spodobał, bo jak podał Tomasz Włodarczyk, portugalski klub chce też pozyskać Jakuba Kiwiora. Problemem na razie wydaje się kwota oscylująca w okolicach 30 milionów euro, której oczekuje Arsenal. Jeśli “Smoki” dopną swego, Polak zakręci się wokół transferowego rekordu klubu. A my będziemy mogli ekscytować się grą biało-czerwonego duetu stoperów.

Przeczytaj również