Śmietnikowa liga? CR7 nie ma z kim grać? Czasy się zmieniły. Saudyjczycy naprawdę tworzą potęgę
Niemoralne pieniądze, przebrzmiałe gwiazdy i wątpliwa jakość gry. Z tym kojarzy nam się futbol w Arabii Saudyjskiej. Czy słusznie? Może na początku boomu na piłkę tak właśnie było. Ale po kilku latach dyscyplina mocno się sprofesjonalizowała. A jest jeszcze duże pole do poprawy.
Przykład idzie z Klubowych Mistrzostw Świata. O ile remis Al-Hilal z Realem Madryt można było przyjąć ze zrozumieniem, bo “Królewscy” dopiero się zgrywali z nowym trenerem, a brakowało też Kyliana Mbappe, o tyle fantastyczny mecz “Saudyjczyków” (cudzysłów nieprzypadkowy, bo w pierwszym składzie było ich trzech) z Manchesterem City każe postawić tezę: chyba z piłką na Bliskim Wschodzie nie jest wcale tak źle.
Stereotypy upadają. To już nie trzeci świat. Arabskie kluby, napompowane petrodolorami, będące flagowcami rządowego soft power, z powodzeniem mogą rywalizować nawet z największymi europejskimi markami. Czas więc obalić kilka mitów.
Praca czy plaża?
Trzeba zacząć od podstawowego pytania. Czy liga saudyjska to cmentarzysko słoni? Czy piłkarze jadą tam poleżeć na plaży, trzymając drinka z palemką? Czy istnieje jakikolwiek etos pracy? I cóż, można odpowiedzieć tylko w jeden sposób: to zależy. A zależy najczęściej od trenerów.
Współczesny futbol nie ma racji bytu, gdy nie pojawia się presja. W Arabii Saudyjskiej jest z tym różnie. Saudyjscy piłkarze biorą swoją robotę na poważnie, słuchają się trenerów, bo od tego, czy spełnią wymagania, zależy ich dalsza kariera. Europejscy gracze podchodzą do sprawy zgoła inaczej. A wpływ na nich ma podejście szkoleniowca.
Jorge Jesus, do maja prowadzący absolutną rewelację Klubowych Mistrzostw Świata, Al-Hilal, należał do najbardziej zaangażowanych sterników na Bliskim Wschodzie. Dysponuje potężnym warsztatem i doświadczeniem. W sezonie 2023/24 jego piłkarze nie dawali rywalom żadnych szans, dominowali na boisku, czego efektem było najwięcej strzelonych goli, najmniej straconych, no i brak jakiejkolwiek porażki na ligowym gruncie. A trener nie odpuszczał, cały czas stał przy linii bocznej i prosił swoich podopiecznych o więcej. Tego samego będzie wymagał Simone Inzaghi. Pierwsze efekty przyszły podczas KMŚ.
Dobrym przykładem może być też Al-Shabab Fatiha Terima, które dotarło do półfinału krajowego pucharu. Oprócz Yannicka Carrasco nie znajdziemy tam gwiazd. A jednak drużyna z dużo mniejszymi zasobami od czołówki grała jak natchniona, co przypisywano przede wszystkim trenerskiej legendzie z Turcji. Takich małych drużyn z wielkimi sercami do walki moglibyśmy odnaleźć jeszcze wiele.
CR7, Al-Nassr i długo, długo nikt?
Przeciwnie. Wszystkie oczy skierowane są przede wszystkim na chlubę Arabii Saudyjskiej, czyli Al-Nassr. Prawdę mówiąc, jeśli chcesz zacząć oglądać Saudi Pro League, odpuść sobie mecze klubu Ronaldo. Tam panuje prawdziwy chaos. Są najbardziej niezorganizowani ze wszystkich klubów uczestniczących w ligowych rozgrywkach mimo potężnych aktywów w postaci supergwiazd. I winą nie można obrzucać tylko Portugalczyka, którego każdy trener zwalnia z obowiązków defensywnych. CR7 przynajmniej stara się w ataku, oddając kawałki duszy za każdą kolejną bramkę.
Sadio Mane, były filar ataku Liverpoolu, również nie bierze na siebie większej odpowiedzialności, mało widać jego pracy na boisku, chociaż bronią go liczby: 14 goli i 12 asyst w zeszłym sezonie. Aymeric Laporte i Mohamed Simakan stanowią doskonały duet obrońców, ale… tylko na papierze. Dwójka stoperów popełnia wiele błędów w wyprowadzaniu piłki, co jest dosyć nietypowe, biorąc pod uwagę ich klasę.
Marcelo Brozović brzydko się zestarzał i znacząco obniżył standardy. Wcześniej był przyzwyczajony do wjazdów w pole karne, schodzenia na skrzydła, strzelania z dystansu. Teraz brakuje mu siły, aby to wszystko robić. I jeszcze zimowy nabytek, Jhon Duran. 21-letni Kolumbijczyk przynajmniej nie ukrywa, że przyjechał dla pieniędzy. Prezentuje się skandalicznie słabo, nie angażuje się, odpuszcza w pojedynkach i tylko od czasu do czasu pokazuje wycinek swoich możliwości. Najwyraźniej, wysokość pensji okazała się zbyt niska.
Zerknij na wspomniany Al-Hilal, Al-Ahli, Al-Ittihad. Tam znajdziesz jakość, konsekwencję, taktyczną dyscyplinę. Większość z arabskich klubów w grze przypomina europejskie ekipy. Wpływ zachodnich graczy i trenerskich sztabów jest aż nadto widoczny.
Lokalni zawodnicy to amatorzy?
Pokazują różne poziomy. Dominuje natomiast jeden typ piłkarza z Arabii Saudyjskiej: chudy, wysoki i bardzo szybki. Jak koń arabski. Do grona najlepszych należy z pewnością Salem Al-Dawsari, którego większość kibiców może pamiętać z poprzednich mistrzostw świata w Katarze. Był “szefem” w spotkaniu z Argentyną, w którym wkręcał argentyńskich obrońców, ale też kilka ciekawych rzeczy zaprezentował przeciwko Polsce. W tym sezonie dla Al-Hilal strzelił 15 goli i asystował przy kolejnych 15. Nawet w swoim wieku, a ma 33 lata, spokojnie mógłby sobie poradzić w drużynie ze środka tabeli w którejś z lig TOP5.
Niektórzy zaczęli stawać się lepsi jeszcze przed przybyciem Europejczyków i Brazylijczyków. Wcześniej nie było warunków dla rozwoju takich graczy. Przed mistrzostwami świata w 2018 roku Arabia Saudyjska wysyłała około dziesięciu swoich swoich reprezentantów do Hiszpanii na szkolenie. Potem wracali do kraju i przekazywali know-how członkom sztabu swoich drużyn.
Arabia chce i będzie miała dobrą kadrę, a gwiazdorska liga jest częścią wielkiego projektu z wizją i cierpliwością. We wspomnianym rosyjskim mundialu w 2018 roku “Zielone Sokoły” próbowały grać tiki-takę, do której nie były stworzone. Każdemu z piłkarzy brakowało podstawowych umiejętności. Cztery lata później imponowali już techniką i dyscypliną taktyczną, kontratakiem. Zwycięstwo z Argentyną stało się mitem założycielskim tej reprezentacji. Strach pomyśleć, z czym przylecą za rok do Ameryki Północnej. O ile przylecą, bo wciąż muszą walczyć o awans na przyszłoroczny turniej.
CR7 nie zaaklimatyzował się w nowym otoczeniu?
W Arabii Saudyjskiej Portugalczyk próbuje być najlepszą wersją siebie z młodości. Robi show. Dryblingi przeciwko trzem przeciwnikom? Było. Strzały z rzutów wolnych z każdej odległości, nawet najbardziej absurdalnej? Było. Padolino w polu karnym? Musi być. Ronaldo czuje się jak w pierwszych latach gry w Manchesterze United. Ustawia się szeroko, próbuje podawać z pierwszej piłki, uderza ze wszystkich możliwych pozycji. “Pierwszy wszystko”. Pozwala mu się na wiele.
Ale oczywiście widać upływający czas. Gdy schodzi do środka, by wspomóc pomocników, nagle okazuje się, że nie zdąży na czas do wykończenia akcji. Piłka już jest szybsza od niego. Czasem człapie przez kilka/kilkanaście minut jak Leo Messi w Interze Miami, czekając na podanie. Nie ma 20 lat, by ciągle funkcjonować jako tyran pracy. Podejmuje mądre decyzje, zwykle znajduje się tam, gdzie trzeba, inaczej nie zostałby drugi sezon z rzędu królem strzelców. A naprawdę ma z kim rywalizować.
CR7 przybył do Al-Nassr gonić granicę tysiąca goli, ale musi go jednocześnie denerwować brak trofeów. Na pocieszenie dostaje niemoralne pieniądze, bezwzględny szacunek i podstawowe zadanie: pełnienie roli ambasadora piłki nożnej w tym kraju. Nie ma fanów Al-Nassr, są natomiast fani Cristiano Ronaldo. Jeśli to wszystko ma być ceną braku mistrzostwa, chyba warto było się poświęcić. Możemy jednak być pewni, że Saudyjczycy nie zwiną interesu po CR7. Zbyt dużo zainwestowali i jeszcze nie doczekali się całkowitego zwrotu. Projekt trwa w najlepsze.