Śpieszmy się oglądać naszych gwiazdorów, tak szybko wyjeżdżają

O Lechii Gdańsk i jej znanych kibicach, skandalu podczas meczu Rakowa w Debreczynie, a ponadto gwiazdach uciekających z Ekstraklasy - pisze Janusz Basałaj w kolejnym odcinku swojego cyklu na Meczyki.pl.
Kroniki Piłkarskie Janusza Basałaja to zbiór felietonów, w których doświadczony dziennikarz Meczyki.pl komentuje bieżące wydarzenia ze świata futbolu.
Lechia i jej znani kibice
PKN, czyli Prezydent Karol Nawrocki, odwiedził podczas meczu Lechii z Motorem Lublin (3:3) swoich ziomów, a więc fanów gdańskiego klubu. Został przyjęty godnie odpowiednim transparentem, a szczery uśmiech PKN pokazał, jak się pierwszy obywatel RP dobrze czuje w swoim towarzystwie, w którym dorastał i którego się nie wstydzi. Nawet zmarszczone z niesmaku nosy ludzi, którym się to nie podobało, nie robią wrażenia na wieloletnim kibicu Lechii. To jego środowisko, jego ludzie i atmosfera gorącego sektora, do której nie raz będzie jeszcze tęsknił.
Gdyby mierzyć Lechię Gdańsk życzliwością, jaką okazują jej ważne osoby rządzące w Polsce, to klub ten od dawna kolekcjonowałby mistrzowskie tytuły, a mecze Ligi Mistrzów regularnie grano by w Gdańsku. Lista takich fanów jest imponująca: prezydent Karol Nawrocki, premier Donald Tusk, to pierwsze przykłady z brzegu. Nie zapomnijmy o byłym prezesie TVP - Jacku Kurskim, szefie Biura Bezpieczeństwa Narodowego - Sławomirze Cenckiewiczu. Były minister Aleksander Hall, członkowie opozycji demokratycznej w czasach PRL: bracia Rybiccy, nieżyjący już śp. Tomasz Wołek i Maciej Płażyński… Trudno nazwać fanem Lechii Lecha Wałęsę, choć warto pamiętać o jego obecności na meczu pucharowym Lechii z Juventusem Turyn w 1983 roku, czyli w stanie wojennym. Pobyt późniejszego prezydenta na trybunach stadionu przy ulicy Traugutta był wielką manifestacją wolności i stałą obecnością Solidarności w życiu Polaków.
Imponująca to lista, choć potęgi Lechii nie zbudowano na takich koneksjach (czytaj znajomościach). Jedynie kilkanaście lat temu ekipa premiera Tuska zadbała, by w Gdańsku przy okazji EURO 2012 powstał jeden z najpiękniejszych i najbardziej funkcjonalnych polskich stadionów. Dziś Lechia ma swoje problemy, jest dziwnie zarządzana, a ten sezon na skutek decyzji Komisji Licencyjnej rozpoczęła z tzw. ujemnymi punktami, których otrzymała minus pięć. Lechia Johna Carvera gra dziś ofensywnie i efektownie, choć odrabianie punktów idzie jej jak po grudzie. Z Motorem było 3:3, w ostatni piątek porażka 2:6 z Lubinem pokazuje, że na koniec sezonu może być bardzo gorąco. W Gdańsku liczy się po cichu, że jednak nieubłagalny PZPN daruje część kary. Jeśli tak się stanie, to nie na skutek lobbingu tej imponującej listy wpływowych kibiców, o której pisałem wcześniej.
Skandal w Debreczynie
Skandal w Debreczynie z udziałem izraelskich kibiców zepchnął w cień porządny mecz Rakowa Częstochowa, który po porażce 0:1 w pierwszym meczu odrobił straty (2:0) i awansował w Lidze Konferencji. Oburzenie, wzburzenie, niesmak. Choć właściwie arogancji fanów izraelskiego klubu Maccabi Haifa nie można się dziwić. Zajęci przez lata tropieniem przejawów antysemityzmu, rasizmu i innych ,,izmów”, sami rozgrzani polityką swego rządu (patrz eksterminacja ludzi w Gazie) postanowili obrazić Polaków, wywieszając transparent ,,Mordercy od 1939 roku”. Brutalne, prowokujące i uderzające w prawdę historyczną i Polaków. Jestem ciekaw reakcji UEFA, która z wielką konsekwencją ściga różne przejawy zbrodniczych ideologii na trybunach, ale kiedyś podczas jednego z meczów w Grecji lub na Cyprze, przymknięto ,,uefowskie” oko na prezentowany przez kibiców, wielki symbol komunizmu czyli sierp i młot.
Wolno mielą młyny UEFA, więc nie mam złudzeń, że prędko się nie doczekamy jakiejś decyzji w tej kwestii. Choć kto wie… Czasy mamy ciekawe i bardzo dynamiczne. A mecz z Rakowem rozegrano w węgierskim Debreczynie, bo na terenie Izraela jest zbyt niebezpiecznie. Więc chyba dlatego kilku żydowskich debili postanowiło swoje frustracje i kłamstwa wyeksportować akurat na mecz z Rakowem.
Wyjeżdżają z Ekstraklasy
Śpieszmy się oglądać naszych najzdolniejszych piłkarzy, bo tak szybko są transferowani do zagranicznych klubów. Jan Ziółkowski (Legia) bardzo zdolny jest. Bright Ede (Motor) zdolny bardzo jest. Może za kilka lat będzie to para stoperów reprezentacji Polski. Dziś pytają o nich takie kluby jak Roma, Chelsea a może jeszcze ktoś. Perspektywa zarabianych wielkich pieniędzy, naciski menedżerów, ambicje klubowych księgowych w Ekstraklasie, chcących poprawić budżet, akompaniują takim transferom. Na razie (choć nie znasz dnia ani godziny na rynku transferowym) nasze złote dzieci czarują w Ekstraklasie czy pucharach, choć stoper Legii w konfrontacji z Cypryjczykami mógłby jeszcze zastanowić się na swoimi aktualnymi umiejętnościami. Dziś chcą kupić talent i potencjał zdolnego polskiego juniora, a pytanie jak się rozwinie jego talent w morderczej konkurencji zachodniego klubu pozostaje zwykle bez odpowiedzi.
Śpieszmy się też oglądać najlepszych piłkarzy naszej Ekstraklasy, bo nagle zapadają na kontuzje (najczęściej pleców…), choroby i inne wirusy. Afonso Sousa z Lecha i Jonathan Brunes z Rakowa nie chcą grać w polskiej lidze, a gdzieś czai się inny zagraniczny klub o większym budżecie i możliwościach transferowych. Jesteśmy zbyt biedni, by konkurować z zagranicznymi klubami? Tak, ale podpisywanie kontraktów obowiązuje obie strony. Czy się w polskiej ekstraklasie zarabia mało? Niekoniecznie. Mniej niż gdzie indziej, to fakt, i nie chodzi tu tylko o ,,pustynne ligi”. Od kilku lat nasza ekstraklasa stała się całkiem przyzwoitą trampoliną dla piłkarzy, którzy chcą zarabiać trochę więcej gdzie indziej, bo jednak fortuny nie oferują naszym gwiazdorom przedstawiciele TOP 5. Więc po kilkaset tysięcy euro więcej warto ruszyć się z polskiej Ekstraklasy.
W tym wszystkim pozostaje jeszcze jedna sprawa. Bardzo sportowa i pokazująca charakter człowieka. Lech i Raków biją się o awanse w pucharach, a Sousa i Brunes mają to gdzieś. Zapomnijmy na chwilę o smrodku dydaktycznym, jednak czasami chyba gra się nie tylko dla pieniędzy, ale i dla kibiców, kolegów z drużyny, trenerów i barw klubowych.
Pojechałem za daleko… Pewno tak, bo w moim wieku nie można jednak kierować się naiwnością i wiarą w ludzi.