Sportowy dramat w Legii Warszawa. Zamieszanie z Ojrzyńskim, Papszun musi mieć wątpliwości co do Mioduskiego

Sportowy dramat w Legii Warszawa. Zamieszanie z Ojrzyńskim, Papszun musi mieć wątpliwości co do Mioduskiego
MediaPictures.pl/Shutterstock
Znowu dzieje się w Legii Warszawa. Jest niedziela wieczór, a zespół mistrza Polski znów jest na językach całej ligi. Czy już jutro trenerem Legii zostanie Leszek Ojrzyński? To byłby ciekawy ruch. I zdecydowanie najmądrzejszy na ten moment.
W poniższym tekście podsumowujemy pracę Marka Gołębiewskiego, rozważamy, jaka przyszłość w Legii może czekać trenera Ojrzyńskiego oraz znów pojawia się nazwisko Marka Papszuna, co naturalne.
Dalsza część tekstu pod wideo

Koniec Gołębiewskiego

Są rzeczy, które Marek Gołębiewski mógł zrobić lepiej, a są takie, na które nie miał żadnego wpływu. Wymieńmy te pierwsze.
Należało wystawiać piłkarzy na swoich naturalnych pozycjach. Stało się tak tylko w jednym meczu - ze Spartakiem w Lidze Europy. Decyzje kadrowe bywały dziwne. Yuri Ribeiro na prawej obronie czy Mahir Emreli na skrzydle to przestrzelone wybory.
Mógł zostawić po sobie lepsze, medialne wrażenie. Wyszedł na faceta, który nie ma wpływu na zespół, ale też nie wierzy w siebie. Pożegnał się z piłkarzami już po porażką ze Stalą Mielec. Marek Gołębiewski z miejsca stał się jedną z najbardziej medialnych osób w Polsce, jeśli chodzi o środowisko piłkarskie. Mógł zaprezentować, nawet na konferencjach czy w wywiadach, których mało nie było, taką… dobrą ’’bajerkę”. Zareklamować się innym klubom pod kątem przyszłości. Sprawić, że kibice Legii go lepiej zapamiętają. Tymczasem był bezbarwny.
Natomiast Marek Gołębiewski wszedł do szatni pełnej zagranicznych piłkarzy. W kilku przypadkach byli to zawodnicy trudni. O dużym ego i jeszcze większym poziomie niezadowolenia z gry lub braku gry w Warszawie. Typowi piłkarscy najemnicy. Od dawna nie było ich w Legii aż tak wielu. Ułożenie takiej szatni, gdy ona wie, że jesteś tylko trenerem tymczasowym, przyszedłeś z rezerw, wzięto cię, bo nie było lepszego pomysłu… oj, trudne, a może i niewykonalne to zadanie.

Papszun musi mieć wątpliwości

Właściciel Rakowa Michał Świerczewski szydził z całego zamieszania wrzucając zdjęcie z sauny podczas rozmowy w twitterowym pokoju #LegiaTalk z udziałem Dariusza Mioduskiego. Czy puści on Marka Papszuna już zimą? Narracja jest taka, że trener Papszun podejmie decyzję co do swojej przyszłości do końca roku. Ale to Michał Świerczewski zdecyduje o tym, kiedy Papszun odejdzie, jeśli będzie się na to pisał.
Zarabianie ogromnych pieniędzy i prowadzenie tak wielkiego klubu jak Legia ma sens. Nawet mimo tego, że dziś to najgorszy zespół w Ekstraklasie. Mimo że sternikiem klubu jest Dariusz Mioduski, czyli prezes nieobliczalny i przede wszystkim nieznający się na piłce, choć sam uważa się za wytrawnego specjalistę. Bo to Legia Warszawa. Niezwykły klub, mający świetnych kibiców, warunki i możliwości. Jednak…
Jednak na miejscu Marka Papszuna zadzwonilibyśmy do kilku osób przed podjęciem ostatecznej decyzji. Te osoby to: Jacek Magiera, Aleksandar Vuković, Czesław Michniewicz i Marek Gołębiewski. Żaden z nich nie ma powodu, by przedstawić obecnego trenerowi Rakowa Częstochowa obraz nieprawdziwy. Jaka to dla nich różnica, kto zostanie nowym szkoleniowcem Legii? A mógłby się od nich dowiedzieć, jaki komfort pracy ma trener pod rządami pana Mioduskiego.
Swoją drogą, wielu kibiców może o tym nie wiedzieć, a Marek Papszun, poza tym, że ma mieszkanie w Warszawie, miał zawsze filozofię, że jako warszawiak kibicuje wszystkim warszawskim klubom. Dlatego będąc trenerem wf-u w szkole w Ząbkach zdarzało mu się chodzić w koszulce Polonii Warszawa. Kibice Legii takiego podejścia cenić raczej nie będą. Ale Legię Papszun także ma w sercu.
Jeśli Marek Papszun przyjdzie to Legii, to trafi w miejsce, o którym marzył, ale trafi do rzeczywistości zarządzania klubem, w której nigdy nie chciał się znaleźć. Dariusz Mioduski powiedział publicznie, że szanuje ludzi charakternych, mających własne zdanie, jeśli pokrywa się ono z jego zdaniem.

Ojrzyński na ratunek?

Zapewne jutro przyjdzie czas na oficjalny komunikat klubu. Czy nowym trenerem zostanie Leszek Ojrzyński czy może ktoś z dwójki Przemysław Małecki/Inaki Astiz? Opcja pierwsza jest zdecydowanie najlepszą. Sebastian Staszewski napisał na Twitterze, że to temat bliski finalizacji.
Pytanie, czy Dariusz Mioduski ślepo wierzy, że Marek Papszun przyjdzie zimą czy ma świadomość, że ten projekt można zacząć dopiero od lata. Ojrzyński byłby trenerem do końca sezonu, a któryś z tej dwójki mógłby objąć zespół na dwa mecze. Czyli być trenerem przez tydzień.
Ojrzyński mówił nam ostatnio w wywiadzie na temat ewentualnej w Legii:
- Przede wszystkim wiara, entuzjazm muszą tu się pojawić. Przykład idzie z góry i jak sztab wierzy i jest w pełni optymistycznie nastawiony do pracy, to tylko tak może natchnąć drużynę. Żyję piłką i w tej drużynie to życie chcemy znów zobaczyć.
Ojrzyński mentalnie sobie poradzi, a to jest zdaje się najważniejsze. Ma doświadczenie wyprowadzania zespołów z kryzysów, więc wpisze się w Legię idealnie.
Przemysław Małecki nie cieszy się szacunkiem szatni, bo zasłynął aż za dobrym kontaktem z prezesem Dariuszem Mioduskim podczas gdy trenerem był jeszcze Czesław Michniewicz.
Za to Inaki Astiz to już opcja lepsza, bo to wieloletni piłkarz Legii, cieszący się szacunkiem. A ryzyko żadne, bo trenerem byłby de facto tylko przez 7 dni.
Szczerze zastanawiamy się, czy nie będzie tak, że Legia podpisze kontrakt z Ojrzyńskim do końca sezonu, a i tak będzie liczyć, że Papszun zwolni się zimą. Jeśli zakontraktowanie szkoleniowca Rakowa na rundę wiosenną byłoby skomplikowane i negocjacje Papszuna z Rakowem na temat odejścia by się przeciągały, to Ojrzyński przygotowałby cały obóz przygotowawczy, a zawsze przecież można go zwolnić i wziąć Papszuna szybciej niż latem. Ale to byłby wyjątkowo brudne zagranie ze strony władz Legii.

Przeczytaj również