Niebywałe, kogo pominięto w XI roku. “Skandalicznie niedoceniany”

Niebywałe, kogo pominięto w XI roku. “Skandalicznie niedoceniany”
IMAGO / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz JankowskiWczoraj · 20:33
W piłce nożnej nagrody indywidualne i różnego rodzaju plebiscyty często wzbudzają burzliwe dyskusje. W tym roku większość obserwatorów i ekspertów może jednak dojść do wspólnego wniosku. Raphinha jest skandalicznie niedoceniany.
FIFA The Best to teoretycznie najbardziej sprawiedliwy plebiscyt w świecie piłki. Głosują w nim kapitanowie oraz selekcjonerzy 211 reprezentacji, przedstawiciele mediów i wreszcie kibice. Wybory każdej z tych czterech grup składają się na wspólny werdykt. W tegorocznej edycji nie można było mieć żadnych obiekcji, jeśli chodzi o dwie główne statuetki, czyli nagrody dla najlepszego piłkarza i najlepszej piłkarki. Trudno w jakikolwiek sposób kwestionować wybory Ousmane’a Dembele, architekta potrójnej korony PSG, a także Aitany Bonmati, bezdyskusyjnej liderki Barcelony i reprezentacji Hiszpanii.
Dalsza część tekstu pod wideo
Kontrowersje pojawiły się za to przy okazji najlepszej XI wybranej głosami trenerów, piłkarzy, dziennikarzy i kibiców. Dość niespodziewanie znalazł się w niej choćby Jude Bellingham, który przecież nie ma za sobą najlepszego okresu. W tym roku Real Madryt nie dołożył ani jednego trofeum do gabloty, a Anglik nie imponuje formą tak, jak w wybitnym w jego wykonaniu sezonie 2023/24. Patrząc na dorobek pucharowy i indywidualny, pewnie bardziej broniłaby się kandydatura np. Joao Nevesa, kolejnego przedstawiciela złotej generacji PSG. Pewne znaki zapytania można też postawić przy nazwisku Cole’a Palmera. Lider Chelsea błyszczał w kampanii zakończonej zdobyciem Klubowych Mistrzostw Świata. Ale wcześniej od stycznia do maja strzelił raptem trzy gole w 18 kolejkach Premier League. Z kolei w ostatnich miesiącach tak naprawdę częściej pauzuje niż gra, ponieważ trapią go problemy z pachwiną. Mówiąc wprost, czy w kończącym się roku Palmer był lepszym piłkarzem niż Raphinha? Odpowiedź może być tylko jedna. Nie.

Sezon bliski perfekcji

Raphinha zrobił praktycznie wszystko, co mógł, aby zasłużyć na wszelkiego rodzaju wyróżnienia indywidualne. Poprzedni sezon zakończył z dorobkiem 38 goli i 24 asyst w 64 rozegranych spotkaniach. Wraz z Serhou Guirassym został królem strzelców Ligi Mistrzów. Brazylijczyk wykręcił w tych rozgrywkach 13 bramek i dziewięć asyst, dzięki czemu przeszedł do historii. Żaden inny zawodnik nie zebrał więcej G/A w jednej edycji LM. Poprzednim rekordzistą był Cristiano Ronaldo, który miał 17 trafień i cztery otwierające podania w sezonie 2013/14.
Co istotne, Raphinha nie nabijał liczb na drużynach drugiej kategorii. Jego występy to nie był tzw. stat padding, wręcz przeciwnie. Jeśli już błyszczał, to często w spotkaniach o największym ciężarze gatunkowym. Z Bayernem Monachium huknął hat-tricka, w dwumeczu z Interem miał gola i dwie asysty, przeciwko Atletico wykreował trzy bramki. Jego ulubioną “ofiarą” był Real Madryt. W czterech El Clasico zanotował pięć trafień oraz dwie asysty. Może nie grał tak magicznie, jak Lamine Yamal. Nie był mózgiem drużyny, ponieważ tę rolę z powodzeniem odgrywał Pedri. Ale kiedy tylko Barcelona potrzebowała konkretów w ofensywie, pojawiał się zawodnik z numerem 11.
- Niesprawiedliwość. Czy on jest koszykarzem? 62 G/A, ale nie zasługuje na bycie w najlepszej XI? Już nawet się z tym nie kryją - grzmiała żona Raphinhi w mediach społecznościowych.
Raphinha od początku kadencji Hansiego Flicka czaruje, strzela, bryluje, przesądza o zwycięstwach. W poprzednim sezonie nie dołożył cegiełki, ale co najmniej kilkadziesiąt cegieł do sukcesów całego kolektywu. Barcelona zgarnęła mistrzostwo, Puchar Króla i krajowy Superpuchar, a do pełni szczęścia zabrakło jej tylko Ligi Mistrzów. Przy czym trudno mieć pretensje do Brazylijczyka o przegrany półfinał z Interem. Akurat on w 87. minucie rewanżu strzelił gola na 6:5 w dwumeczu. Nie było winą skrzydłowego, że koledzy z defensywy nie zdołali później pokryć Francesco Acerbiego, który odebrał Katalończykom marzenia o europejskiej konkwiście. Zresztą, czy tamta porażka “Barcy” naprawdę powinna skutkować wymazaniem większości tego, co 29-latek robił przez wiele poprzednich miesięcy? Teoretycznie nie, ale wyniki plebiscytów pokazują coś innego.
- Piąte miejsce w plebiscycie Złotej Piłki było dla mnie osobistym rozczarowaniem. Kiedy dajesz z siebie tak wiele, ciężko pracujesz, każdego dnia wkładasz w swoje obowiązki maksimum, czujesz, że rozegrałeś niesamowity sezon, to oczekujesz, że będziesz wśród najlepszych - przyznał na początku sezonu w wywiadzie dla GQ. - Piąte miejsce to zaszczyt, ale miałem jeszcze większe oczekiwania. Jednocześnie nauczyło mnie to pokory. Złota Piłka to nagroda indywidualna, a futbol jest grą zespołową. Jestem zatem wdzięczny za wszystko, co osiągnąłem z Barceloną i reprezentacją. To wszystko motywuje mnie do jeszcze cięższej pracy w przyszłości. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał kolejną szansę, aby walczyć o pierwsze miejsce w plebiscycie - dodał.

Robić swoje

Piłkarze często powtarzają, że nagrody indywidualnie ich nie obchodzą, nawet się tym nie przejmują, że to didaskalia etc. Ze słów Raphinhi można jednak wywnioskować, że prawda wygląda nieco inaczej. Będąc zawodnikiem ze ścisłego światowego topu, liczysz na to, że twoją nagrodą będą nie tylko trofea drużynowe, ale też osobiste laury. A po rozegraniu tak, nie bójmy się wielkich słów, wybitnego sezonu, filar “Barcy” miał pełne prawo oczekiwać docenienia ze strony dziennikarzy, kibiców i ekspertów. Niestety się przeliczył.
Najlepsze, co może zrobić teraz Raphinha, to kontynuowanie gry na najwyższym możliwym poziomie. Na razie ten sezon w jego wykonaniu nie jest naturalnie tak udany, jak ten poprzedni. Spory wpływ na to miała kontuzja mięśniowa, która wyłączyła go z gry na prawie dwa miesiące. Po powrocie do zdrowia nie potrzebował wiele czasu, aby ponownie przejąć rolę lidera ofensywy "Blaugrany". W czterech ostatnich kolejkach ligowych zaliczył trzy gole i asystę. W miniony weekend ustrzelił dublet na wagę triumfu 2:0 z Osasuną, wcześniej zdobył ważną bramkę przeciwko Atletico. Kibice na Camp Nou dość regularnie mogą celebrować jego spektakularne popisy.
- Powrót Raphinhi zmienia dynamikę całej drużyny. Jego intensywność i pracowitość są nieocenione. Gwarantuje nie tylko gole, ale też ciężką pracę. Zawsze bardzo pomaga całej drużynie. Cieszę się, że znów jest z nami - chwalił Hansi Flick.
Kilka tygodni temu pojawiły się pogłoski o możliwym transferze Raphinhi w przyszłym roku. Niektóre źródła sugerowały, że po mundialu może on rozważyć przyjęcie lukratywnej oferty z Arabii Saudyjskiej. Niedawno kataloński Sport podał jednak, że skrzydłowy opuści Camp Nou tylko pod jednym warunkiem. Musi najpierw zdobyć z klubem Ligę Mistrzów. To jego marzenie, cel, a wręcz obsesja. Nie wyobraża sobie opuszczenia miasta Gaudiego bez uprzedniego przywrócenia “Blaugrany” na europejski szczyt.
Jest oczywiście za wcześnie, aby wyrokować, czy Barcelona wygra Champions League, krajowe mistrzostwo czy jakiekolwiek inne trofeum. Za pewnik można zaś przyjąć, że zawodnik z “11” na plecach zrobi wszystko, aby zwiększyć szanse Katalończyków na triumf w poszczególnych rozgrywkach. Już pokazał, że potrafi notować po kilkadziesiąt goli i asyst w sezonie. Chociaż nie został za to należycie doceniony, nikt nie powinien zapomnieć, ile już osiągnął.

Przeczytaj również