Szokujące informacje ws. Szczęsnego i spółki. To się w głowie nie mieści

Szokujące informacje ws. Szczęsnego i spółki. To się w głowie nie mieści
IMAGO / pressfocus
Mateusz - Jankowski
Mateusz Jankowski06 Nov · 04:23
Sito, ser szwajcarski, defensywa Barcelony. W tym momencie są to synonimy. Linia obrony Katalończyków jest tak dziurawa, że aż głupio byłoby tego nie wykorzystać. Rywale robią to raz za razem. Remis 3:3 z Club Brugge tylko to potwierdza. Trudno uwierzyć w to, ile bramek Wojciech Szczęsny wpuścił w 16 ostatnich meczach.
Oglądając mecze Barcelony, trzeba być bardzo czujnym. Wystarczy bowiem chwila nieuwagi, sekunda dekoncentracji, aby przegapić sytuację, w której drużyna przeciwna nagle znajduje się w sytuacji sam na sam z Wojciechem Szczęsnym. Rywale nie tracą czasu, ponieważ najczęściej wystarczy jedno prostopadłe podanie, aby napędzić akcję i drugie równoległe, które kończy się asystą. W prawie każdym spotkaniu “Blaugrana” traci gole w dosłownie identyczny sposób. I nie robi nic, aby to zmienić.
Dalsza część tekstu pod wideo

Rozerwani

W środę zawodnicy Club Brugge dość regularnie stwarzali zagrożenie w polu karnym Barcelony. Belgowie zanotowali niskie posiadanie piłki na poziomie 24%, ale to zupełnie im nie przeszkadzało. Kiedy tylko już mieli futbolówkę, to wiedzieli co z nią zrobić, czego nie można było powiedzieć o podopiecznych Hansiego Flicka. Gospodarze konsekwentnie realizowali swój plan, korzystając z bardzo wysoko ustawionej linii obrony “Blaugrany”. Zbyt wysokiej.
Od startu poprzedniego sezonu defensywa “Barcy” jest ustawiana praktycznie na wysokości połowy boiska. Początkowo to się sprawdzało, było sporym zaskoczeniem dla rywali. Pamiętamy przecież, jak Inigo Martinez i Pau Cubarsi po kilka razy na mecz łapali napastników na spalone. Ale nawet najlepsza taktyka w końcu jest rozczytywana. Nikt jeszcze nie przeszedł futbolu, nie stworzył filozofii, która byłaby gwarantem sukcesu. Dlatego najlepsze drużyny potrafią być elastyczne, zaskoczyć pewnymi nowinkami. Tymczasem mistrzowie Hiszpanii od początku kadencji Flicka grają dosłownie to samo, chociaż od wielu miesięcy nie przynosi to pożądanych efektów.
- Barcelona płaci bardzo wysoką cenę za swoje błędy w obronie. Pomyłki w defensywie przeważają nad wszystkim, co zespół Flicka może zaoferować, kiedy ma piłkę przy nodze - opisała w środę Marca. - Cóż to jest za defensywny bałagan. To katastrofa - dodał Adrian Sanchez z Mas que Pelotas.
Wysoko grająca obrona może mieć zalety. Teoretycznie zacieśniasz pole gry, nie dajesz przeciwnikowi przestrzeni do koronkowego poprowadzenia akcji. Ale przy takim ustawieniu nie można pozwalać sobie na błędy, które skutkują pojedynkami przeciwników z bramkarzy. Tymczasem przez cały bieżący sezon “Blaugrana” dopuszcza do porażającej liczby sytuacji. W meczach z Sevillą, Elche czy Gironą właściwie co chwila gotowalo się pod bramką. Spotkanie w Brugii nie było wyjątkiem, a wpisaniem się w pewien trend.

“Samobójcza taktyka”

Liczby potwierdzają, że z barcelońską defensywą dzieje się coś bardzo złego. Drużyna po raz ostatni zachowała czyste konto 21 września w meczu z Getafe. Wtedy między słupkami stał jeszcze Joan Garcia, za którym mogą tęsknić kibice w mieście Gaudiego. W tym sezonie z Hiszpanem w składzie Barcelona straciła pięć bramek w siedmiu meczach, ze Szczęsnym 15 bramek w ośmiu. Polak rozegrał znakomite El Clasico, nikt nie odbierze mu tego, że zatrzymał karnego Kyliana Mbappe. Ale warto też spojrzeć na to, że “Tek” w ostatnich 16 występach wpuścił aż 32 gole. To szokujące informacje i wynik absolutnie katastrofalny. Zaczynając właściwie każde spotkanie od 0:2 w plecy, nie da się walczyć o najważniejsze trofea.
Oczywiście, że obwinianie samego Szczęsnego byłoby błędem. Weteran w poszczególnych spotkaniach, w tym z Brugią, pewnie mógł zrobić nieco więcej, aczkolwiek problem jest szerszy. Dotyczy całego kolektywu. W tym sezonie Barcelona jest najgorsza w lidze hiszpańskiej, jeśli chodzi o średni wskaźnik oczekiwanego gola na strzał rywala (0,14 xG) i średni dystans, z którego przeciwnicy oddają uderzenie (16,2 metra). Krótko mówiąc, kiedy inne zespoły już dochodzą do okazji, to zwykle są one bardzo dobre, częściej to tzw. setki niż niezbyt groźne uderzenia z dystansu. I to w dużej mierze za sprawą obrony, która stoi na połowie boiska, kiedy mogłaby ustawić się niżej, bliżej własnego pola karnego. W sprzeczności do filozofii Flicka, ale w zgodzie z logiką, która zakłada, że prosząc się o niebezpieczeństwo, wpadniesz w nie.
- Wyraźnie widać zniżkę Barcelony. Porażki takie, jak ta z Sevillą, powinny skłonić do ponownego przemyślenia kwestii obrony. Obecnie zespół stosuje samobójczą taktykę. Jeśli nie wywierasz odpowiedniej presji bez piłki, to rywale wykorzystają wysoką linię obrony. Hansi Flick jest tu od półtora roku i też trzeba krytycznie ocenić pewne aspekty - przyznał dla Goal.com Gerard Lopez, były zawodnik Barcelony.
- Nie da się rywalizować w Lidze Mistrzów z tak wysoką linią obrony. Kiedy grasz przeciwko topowym drużynom, to w ten sposób narażasz się na niebezpieczeństwo. Każda dobrze wyprowadzona akcja kończy się golem, to się powtarza. Rozumiem, że trenerzy mogą być uparci, ale w ważnych meczach to może być bardzo kosztowne - powiedział Thierry Henry, ekspert CBS Sports po porażce "Barcy" z PSG.

Czas rozliczeń

- Miałem jasność, jeśli chodzi o moją filozofię. Na początku pojawiały się pewne wątpliwości, ponieważ był to nowy styl, ale dostosowaliśmy się do tego, zrobiliśmy postępy i jesteśmy bardzo zadowoleni ze stylu, który prezentujemy - mówił Flick w trakcie poprzedniego sezonu.
Niemcowi nie można odmówić tego, że wyprowadził Barcelonę na prostą. Zdobył z nią trzy trofea, był twarzą fantastycznej kampanii 2024/25. Ale to już historia. Liczy się tu i teraz. Obecnie nic nie wskazuje na to, aby zespół mógł obronić choćby jeden z pucharów wywalczonych w poprzednim sezonie. Mijają tygodnie, przychodzą kolejne wpadki w lidze i na arenie europejskiej, ale nic nie zmienia się pod kątem taktycznym. W niedzielę “Blaugrana” zagra z Celtą i oczami wyobraźni można już dostrzec Iago Aspasa, który przez 30 metrów biegnie sam z piłką, mając przed sobą wyłącznie Szczęsnego. Kounde, Araujo czy Balde akurat będą zastanawiać się, dlaczego pułapka ofsajdowa znowu nie zadziałała.
Na konferencji przed meczem z Club Brugge Flick powiedział, że w poprzednim sezonie Inigo Martinez był liderem formacji. Pełna zgoda. Brak Baska jest odczuwalny, a Barcelona może żałować, że latem nie ściągnęła żadnego stopera. Jednocześnie nie można wiecznie wylewać łez po nawet najboleśniejszym rozstaniu. Wychowanka Realu Sociedad nie ma już w klubie, więc trzeba znaleźć inne rozwiązania. Szczególnie, że nawet w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu defensywa z Inigo po prostu przeciekała. Wystarczy przypomnieć mecze z Celtą, BVB, Realem czy Interem, gdzie tracono po co najmniej trzy gole. Te problemy nie zaczęły się wczoraj i nie skończą jutro.
- Nie sądzę, żeby to była tylko kwestia obrony. Wszyscy bronimy i atakujemy. Przytrafiają nam się jednak straty w newralgicznych miejscach. Rywale stwarzali duże zagrożenie po szybkich kontratakach - przyznał na gorąco Eric Garcia na antenie Movistar. - Nie możemy tracić gola zaraz po strzeleniu, nie możemy w ogóle wpuszczać tylu bramek. Rywale nas obserwują, wiedzą, jak gramy - wtórował Ferran Torres, cytowany przez Jijantes.
Bez wątpienia ryzykownie grająca obrona wciąż mogłaby prawidłowo działać. Sęk w tym, że Barcelona musiałaby jednocześnie poprawić pressing, pracę w destrukcji i grę bez piłki. Dopóki nie dojdzie do progresu systemowego, warto byłoby ograniczyć ryzyko. A to musi wiązać się z czymś, czego Flick dotychczas nie robił jako trener. Odejściem od jednego i tego samego modelu gry.
- Flick musi zmienić swoje podejście. Po prostu nie mogą grać w ten sposób, jeśli drużyna jest w takiej formie. Nie może od niej tego wymagać, bo skończy się to kompletną tragedią - stwierdził Miguel Quintana z Radio Marca.
Niedawno portal ABC poinformował, że Flick zamierza odejść po zakończeniu sezonu. Według Alfredo Martineza Niemiec zareagował na te doniesienia słowami: “Kompletna bzdura”. Niedługo losy ewentualnego odejścia wcale nie muszą zależeć od samego trenera. Nie zamierzamy wysuwać tezy, że już teraz powinien zostać zwolniony. Ale wiemy też, że Barcelona to środowisko, w którym jedna porażka jest problemem, druga kryzysem, a każda kolejna kataklizmem. Mamy dopiero listopad, wpadek w tym sezonie przytrafiło się sporo, a do końca roku “Blaugranę” czekają jeszcze starcia m.in. z Celtą, Chelsea, Atletico czy Villarrealem. W stolicy Katalonii może być bardzo ciekawie.

Przeczytaj również