A była taka histeria… Arka i Szwarga wielkimi wygranymi. Trener już zapowiedział, co dalej

A była taka histeria… Arka i Szwarga wielkimi wygranymi. Trener już zapowiedział, co dalej
Piotr Matusewicz / pressfocus
Mateusz - Hawrot
Mateusz HawrotDzisiaj · 17:02
Awans Arki Gdynia do Ekstraklasy nie jest żadnym zaskoczeniem, jeśli spojrzymy na to, w jakim kierunku zmierza cały klub i jak pracuje trener Dawid Szwarga. Tłum krytyków szybko został schowany do szafy - Szwarga obronił się porządną robotą, wykonał zadanie, a zjednoczony żółto-niebieski okręt zacumował w wymarzonym porcie. Ten sukces ma wielu ojców, ale nie może uśpić ich czujności.
Arka wraca do Ekstraklasy po pięciu bolesnych latach. Latach pełnych zawirowań sportowych, organizacyjnych i finansowych. Latach, w trakcie których kibice musieli sporo wycierpieć, by dzisiaj cieszyć się z osiągnięcia upragnionego celu. Nie ma przypadku w tym, że awans przyszedł, gdy w klubie wreszcie wiele rzeczy zaczęło się zgadzać, bo pojawili się w nim kompetentni ludzie. Dawid Szwarga był kolejnym elementem tej układanki.
Dalsza część tekstu pod wideo

A była histeria…

Arka odżyła, gdy w kwietniu ubiegłego roku jej większościowym akcjonariuszem został Marcin Gruchała, lokalny biznesmen, wychowanek i były piłkarz “Żółto-niebieskich”. Przejęcie klubu nie byłoby natomiast możliwe bez pospolitego ruszenia wszystkich, którym jego dobro leżało na sercu. Zjednoczone środowisko zakasało rękawy i sprawiło, że Arka wróciła w gdyńskie ręce. To był pierwszy krok ku normalności, zwiastun lepszej przyszłości, nadziei na budowę Arki z żółto-niebieskich marzeń kibiców. I choć ta budowa nadal trwa - i potrwa, to dzisiaj, po 13 miesiącach nowych rządów, nikt dobrze zorientowany w tutejszych realiach nie ma cienia wątpliwości, że ta łajba płynie jak należy.
To jest możliwe m.in. dzięki temu, że właściciel zrobił z pozoru rzecz prostą, a jednocześnie tak często trudną w polskiej piłce do wykonania. Zatrudnił fachowców. Nie silił się na grę solo, w jednoosobowej orkiestrze, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Zaufał odpowiednim ludziom. Po - zresztą koszmarnym dla Arki - zakończeniu ubiegłego sezonu, zgodnie z zapowiedzią zatrudnił dyrektora sportowego, stawiając na znanego ze świetnej roboty w Górniku Łęczna Veljko Nikitovicia. Ten odpowiednio obudował dziurawą w kilku miejscach kadrę, a przy tym szybko pokazał, że chce rządzić na swoich zasadach i nie boi się ryzyka.
Decyzja o zatrudnieniu Dawida Szwargi w momencie, gdy Arka zaczynała seryjnie wygrywać pod wodzą Tomasza Grzegorczyka, była przecież mocno ryzykowna. Nie będę wypominał, jaka histeria zapanowała wśród wielu kibiców, obserwatorów i kolegów-dziennikarzy, kiedy Szwarga obejmował zespół. A wystarczyło wsłuchać się w głosy z Gdyni, by zrozumieć, że nie jest to bezmyślny ruch va banque, zmiana dla zmiany. Nikitović i Gruchała patrzyli szerzej niż tylko na suche wyniki, jak doskonałe by one nie były. Słowa o projekcie, o tym, że awans nie stanowi celu samego w sobie, a jest środkiem do osiągnięcia większych rzeczy, do stałego rozwoju klubu, nie wzięły się znikąd, nie były pusto rzuconymi w eter hasłami.
Zatrudnienie Szwargi wpisywało się w założony plan. Nikt nie zachłysnął się teraźniejszością, nie działał bez mapy i na rympał. Przyszła konsekwencja w słowach i czynach. Obie strony zaryzykowały i dziś mogą świętować, idąc do przodu.

Perfekcjonista kupił zespół

- Trzeba przyznać, że sam wybór jest bardzo ciekawy, mocny jak na zaplecze Ekstraklasy. Jedno z najgorętszych nazwisk wśród trenerów młodego pokolenia realnie idzie “na swoje”, ligę niżej. (...) Wizje klubu i trenera są zbieżne. Arka wykorzystała okazję, bardzo chciała Szwargę, ceniąc go nie tylko za pracę wykonaną przez lata w Rakowie, ale też m.in. jakość procesu treningowego. A trener dał się przekonać zarysowanym mu projektem, planem na przyszłość - pisałem TUTAJ 8 października, opisując kulisy decyzji o zatrudnieniu Dawida Szwargi.
Mogło to brzmieć najlepiej na świecie, ale gdy 3 stycznia trener poprowadził pierwszy trening, nad morzem unosiła się bryza niepewności. Nie miał łatwego wejścia do zespołu, który - co zupełnie zrozumiałe - wykazywał na starcie sporo nieufności. Łatka nowoczesnego trenera lub, jak kto woli, “komputerowca”, “robota”, nie pomagała. Szwarga przekonał jednak do siebie piłkarzy, “kupił” ich pomysłem, etosem pracy, warsztatem. Wielu zawodników już sporo skorzystało na tej współpracy. Wzniósł drużynę na wyższą świadomość taktyczną, odpowiednio przygotował do rundy. Podniósł standardy, a wraz z nim przyszli fachowcy, którzy odcisnęli wyraźne piętno na funkcjonowaniu żółto-niebieskiej maszyny. Jego profesjonalizm absolutnie nie jest na pokaz, to perfekcjonista w dobrym tego słowa znaczeniu.

Awans to za mało

Składając to wszystko w całość, słysząc i obserwując, jak pracuje Dawid Szwarga, absolutnie nie dziwi, że Arka pod jego wodzą osiągnęła pierwszy założony cel. Wyczekiwany i oczekiwany, wymarzony awans to natomiast jedynie krok w odpowiednim kierunku. Gdyński okręt nie może po prostu zacumować w ekstraklasowym porcie i cieszyć się samym faktem dopłynięcia tamże. Szwarga już to zapowiedział, kilkadziesiąt minut po awansie mówiąc wprost, że Arka nie jest gotowa na Ekstraklasę. Organizacyjnie i personalnie. Te słowa, wypowiedziane na gorąco po sukcesie, w środku wielkiej euforii, mogły zaskoczyć, ale jasno wpisują się w obraz trenera-profesjonalisty, który twardo stąpa po ziemi i wie, czego chce. Nie była to żadna “szpileczka” w kierunku przełożonych.
Ci zresztą, jestem o tym przekonany, doskonale wiedzą, że Szwarga ma rację. Arka od 13 miesięcy rozwija się, profesjonalizuje, rozpędza, ale lata zaniedbań na wielu polach nie znikną za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, bo tak ktoś chce. Wśród najpilniejszych potrzeb znajdziemy zapewnienie piłkarzom normalnych, porządnych warunków do trenowania zimą na naturalnym boisku, przy czym trener wspominał też m.in. o poszerzeniu sztabu, organizacji wyjazdów czy dalszym usprawnieniu procesu regeneracji piłkarzy. Wzmocnienie kadry, by zwiększyć jakość składu na Ekstraklasę, to tylko jeden z etapów rozwoju.
Nadal jest kawał roboty do zrobienia. To powinno być o tyle łatwiejsze, że wszyscy w Gdyni wiosłują w jednym kierunku. Od większościowego akcjonariusza, przez coraz szybciej rosnącą grupę sponsorów, po środowisko kibiców, które ostatnio powołało do życia stowarzyszenie Socios Arka Gdynia. A zimą to zacne grono wzmocnił wracający po latach do domu Wojciech Pertkiewicz. Konkretna ekipa, nie tylko z żółto-niebieskim sercem, ale przede wszystkim kompetencjami, ma zadbać o to, by obecny awans był początkiem czegoś większego. Budowane są fundamenty, by Arka stała się solidnym w skali kraju klubem, etatowym ekstraklasowiczem, z apetytem na coś więcej w dalszej przyszłości. I jest to jak najbardziej możliwe.

Przeczytaj również